Louis lubił szkolne wycieczki. Uważał, że miały one same
plusy. Zazwyczaj, po ich zakończeniu, jego przyjaciele i on byli jeszcze
bardziej zżyci, a czasami nawet poznawał nowych ludzi, co również mu się
podobało. Był raczej otwarty i towarzyski, ale nie miał potrzeby bycia
popularnym. Akceptował swoje życie takim jakim było, choć czasami przyłapywał
się na tym, że uważa je za trochę nudne. Miał 17 lat, był w drugiej klasie
liceum, a nigdy nie przeżył wielkiej przygody miłosnej, nigdy nie upił się do
nieprzytomności, nigdy nie miał kontaktu z narkotykami. Zdarzyło mu się wypić
piwo czy dwa na małych imprezach jego kolegów, a pierwszego papierosa wypalił u
Zayna na nocowaniu i jak się okazało był to pierwszy i ostatni raz. Miał
dziewczynę w gimnazjum, na imię było jej Eleanor. Byli ze sobą kilka miesięcy,
ale tak naprawdę ani on, ani ona, nie brali tego na poważnie. Louis często
zastanawiał się czy coś było z nim nie tak, ale przecież nie wpadał w tarapaty
i uważał na to co robi. Może po prostu musiał żyć dalej i poczekać, był młody,
miał całe życie przed sobą.
Był początek czerwca, słońce
świeciło coraz mocniej, ludzie woleli wyjść na świeże powietrze niż siedzieć w
domu. Nauczyciele rozumieli to doskonale, dlatego zorganizowali wycieczkę
szkolną dla wszystkich klas drugich. Za dwa dni, dokładnie o godzinie siódmej
rano, cztery klasy miały spotkać się na parkingu przed szkołą i pojechać do
niewielkiego miasteczka nad jeziorem. Louis już umówił się z Niallem i Zaynem,
że będą razem w pokoju. Perrie, dziewczyna Zayna, uzgodniła z nim, że będzie
mieszkać ze swoimi przyjaciółkami najbliżej pokoju chłopców jak się da.
Następnego dnia, popołudniu,
Louis starał się pakować, lecz nie bardzo mu to wychodziło. Nigdy nie wiedział,
co ze sobą zabrać. Jechał tylko na cztery dni, ale i tak panikował. Miał poznać
bliżej swoich rówieśników, więc musiał się jakoś prezentować. Wybrał w końcu
jedną parę czarnych, zwężanych spodni, dwie pary spodenek do kolan oraz kilka
t-shirtów, oczywiście tych najnowszych, które były w najlepszym stanie.
Uszykował kosmetyczkę, bieliznę, ładowarkę oraz potrzebne dokumenty i
pieniądze. Był w pełni spakowany około godziny dwudziestej drugiej, ale raczej
nie był tym zaskoczony. Poszedł wziąć prysznic, przejrzał jeszcze Internet i
położył się do łóżka.
Dzień 1.
Louis
wstał o piątej czterdzieści i starał się robić wszystko szybko i skutecznie.
Odświeżył się, ubrał, spakował do podręcznego plecaka wodę, banana i słuchawki,
zjadł czekoladowe płatki z mlekiem i wyprowadził psa. Był zmęczony, ponieważ
spał krótko, a nadmierna ekscytacja wycieczkami szkolnymi minęła mu pod koniec
gimnazjum. Miał nadzieję, że uda mu się zdrzemnąć podczas jazdy autokarem.
Około szóstej trzydzieści ubrał swoje czarne trampki,
założył plecak i zawiesił na ramię torbę z ubraniami, po czym wyszedł, kierując
się w stronę przystanku autobusowego. Zawsze starał się być na czas, lecz nawet
kiedy specjalnie wychodził wcześniej, autobus spóźniał się lub okazywało się,
że chłopak czegoś zapomniał i musiał się wracać. Tym razem było podobnie i
Tomlinson znalazł się na parkingu szkolnym kilka minut po siódmej. Na jego
szczęście, nie tylko on był spóźniony, więc nie przejmował się tym tak bardzo.
Odnalazł w końcu swoich przyjaciół i ustawił się przy nich w coś,
przypominającego szereg.
-Cześć
– przywitał się z Niallem i Zaynem na co oboje chłopcy uśmiechnęli się
promiennie.
-Już
myśleliśmy, że nie przyjdziesz. – zażartował Niall.
-Sprawdzali
obecność?
-Jeszcze
nie, będą sprawdzać w autokarach. Jak tam? Masz wszystko? – dołączył do rozmowy
Zayn.
-Tak
myślę. Jest już Perrie?
-Tak,
poszła do toalety z Jade, jak wszyscy wrócą to jedziemy.
-Ok,
już chce iść spać.
-Oh
Lou… zapomniałeś, że siedzisz ze mną. – powiedział Niall z uśmieszkiem.
-Błagam
Cię, jestem zmęczony, a nie chce do końca dnia chodzić padnięty.
-No
dobra, dam Ci trochę czasu.
-Dziękuję
najwspanialszy. – Louis zaśmiał się i ruszył w stronę, otwierających się drzwi
autobusu.
Po
ponad dwóch godzinach jazdy, wszyscy uczniowie i nauczyciele ruszyli do domków
letniskowych. Każdy domek miał cztery pokoje 3-osobowe, dwie łazienki i jedną
kuchnię. Wszystko wyglądało na raczej zadbane i ładne, więc Louisowi już
zaczynało się podobać. Lubił taki klimat, mógł wtedy odpocząć od głośnego
miasta, w którym przecież mieszkał większość swojego życia.
Chłopcom udało się dostać pokój obok Perrie i jej
przyjaciółek, więc Zayn był od początku
w dobrym humorze. Niall marudził, że jest głodny, a Tommo zastanawiał się czy
pozostałe dwa pokoje zostały zajęte przez osoby, które zna.
-Niall,
jak myślisz, kto mieszka na górze?
-Skąd
mam wiedzieć? Idź i sprawdź.
-Nie,
wyjdę na idiotę. – odburknął cicho.
-Niby
dlaczego?
-A co
byś pomyślał o osobie, która weszłaby nagle do naszego pokoju, pytając czy się
znamy?
-Umm…
no dobrze, masz rację. Która godzina?
-Dochodzi
dziesiąta, a co?
-Mamy
wolne do jedenastej?
-Tak,
potem idziemy na ognisko.
-Oo,
będzie jedzenie?
-Zapewne.
– odpowiedział rozbawiony Louis. Reakcje Nialla na jakiekolwiek jedzenie, kiedy
był głodny, budziły śmiech chyba u wszystkich ludzi, które były w pobliżu
chłopaka.
O
jedenastej wszyscy udali się w miejsce, gdzie odbywają się ogniska. W ciągu
wycieczki miały odbyć się dwa – powitalne i pożegnalne. Było dość ciepło, wiał
delikatny wiatr, lecz słońce było zasłonięte przez duże, białe chmury. Louis
uważał, że była idealna pogoda na ognisko, chociaż wolałby, aby był wieczór.
Wszyscy rozsiedli się na drewnianych ławeczkach, pniach lub
na trawie dookoła palących się gałęzi. Stworzyły się grupki uczniów, w których
skład wchodzili zazwyczaj bliscy przyjaciele, ale Louis zauważył też, że kilka
osób zapoznaje się od nowa i uznał, że to miłe. Ludzie w jego szkole byli
naprawdę życzliwi i bardzo cieszył się, że wylądował tu, a nie gdzie indziej.
Przyglądając się tak, nie zauważył, że odciął się od swojej grupki. Niall, Zayn
i dziewczyny zacięcie o czymś dyskutowali, a Tomlinson siedział na uboczu i
obserwował innych. Nie przeszkadzało mu to, czasem wolał po prostu pomyśleć w
spokoju.
Nagle zauważył drugą parę nóg obok swoich, więc podniósł
ociężale głowę, aby zobaczyć kto postanowił mu potowarzyszyć. Był to jego
kędzierzawy kolega, z którym miał j.angielski, jednak nie przypominał sobie,
aby kiedykolwiek zamienili ze sobą słowo.
-Cześć.
– powiedział, uśmiechając się, a w jego policzkach zrobiły się dwa dołeczki,
które Louis od razu uznał za urocze.
-Hej. –
odpowiedział i również uniósł kąciki ust do góry.
-Trochę
nudno, hm?
-Może…
ale nie narzekam.
-Jestem
Harry. – przedstawił się i podał rękę chłopakowi.
-Louis.
– odpowiedział, znowu się uśmiechając i ściskając delikatnie dłoń towarzysza.
-Wiem,
mamy razem angielski.
-Mhm,
kojarzę Cię.
-Ciekawe,
że dopiero teraz rozmawiamy.
-Co w
tym ciekawego?
-Mamy ze
sobą lekcje od roku, pięć razy w tygodniu…
-To
normalne w tych czasach. Ludzie udają, że się nie znają, bo tak jest łatwiej.
-Łatwiej?
-Nie
zauważyłeś tego?
-Czego?
-Ludzie,
kiedy poznają na początku grupkę osób, z którymi się zaprzyjaźniają, zazwyczaj
nie mają potem potrzeby rozmowy z innymi.
-Nie
wydaje mi się.
-To jak
wyjaśnisz to, że nie rozmawialiśmy przez rok?
-Myślę,
że ta potrzeba nadal jest tylko przyćmiewa ją fascynacja nowymi przyjaciółmi.
-Może.
-Też
mam grupkę przyjaciół, a jednak zdecydowałem się usiąść obok Ciebie. –
powiedział, wywołując kolejny uśmiech Tomlinsona.
-Coś w
tym jest. – odparł.
-Dlaczego
nie spędzasz czasu ze swoimi znajomymi? – zapytał po chwili Styles.
-Nie
wiem… po prostu się zamyśliłem.
-Pokłóciliście
się?
-Nie,
nie, w żadnym wypadku. Czasami mam takie chwile, kiedy się odcinam i wszyscy
raczej się do tego przyzwyczaili.
-Dużo
rozmyślasz.
-Nie
zaprzeczę.
-To
raczej… hmm nietypowe.
-Dlaczego?
-Spójrz
na nich… wszyscy mają towarzystwo, rozmawiają, śmieją się, snują plany, a Ty
jedyny wolałeś porozmyślać.
-To
źle?
-Nie,
wręcz przeciwnie. – kędzierzawy chłopak uśmiechnął się, na co Louis lekko się
zarumienił. Polubił Harry’ego, był inny niż wszyscy. Nikt nie reagował na jego
„zawiechy”, a nawet jeśli, to nie rozmawiał z nim o tym w ten sposób.
Chłopcy rozmawiali ze sobą jeszcze długo, opowiadali o swoim
dzieciństwie, ulubionych bajkach, serialach i filmach, wspomnieli też o
gimnazjum oraz wakacjach – tych co były i tych, które się zbliżają. Kiedy ognisko
dobiegło końca, niechętnie się ze sobą rozstali, ale umówili się, że jeszcze
wrócą do tej rozmowy. Dla Louisa mogła ona trwać wiecznie.
Dzień 2.
Wczoraj,
po ognisku, nauczyciele zdecydowali się na spotkania klasowe. Oznaczało to, że
popołudnie każda klasa spędziła osobno, grając w siatkówkę, przeciągając linę,
bawiąc się w berka lub rozmawiając. Wczesnym wieczorem odbył się turniej piłki
nożnej, w którym mogli brać udział wszyscy uczniowie. Louis uwielbiał nogę,
więc nie potrafił odpuścić sobie gry, w szczególności, że dawno tego nie robił.
Angażował się całym sobą, biegał, krzyczał i naprawdę dawał z siebie wszystko.
Większość osób, które grało zachowywało się podobnie do niego. Louis nie był
zdziwiony, uważał, że jeśli człowiekowi na czymś bardzo zależy, wystarczy, że
zacznie brać w tym udział, a odlatuje.
Harry nie miał tak dużego talentu do tej gry, więc
postanowił sobie odpuścić. Siedział na uboczu i obserwował mecz - piłkę, ruchy
graczy, bramkarzy i Louisa. Oczywiście, nie wgapiał się w niego non stop, ale
od czasu do czasu jego oczy same zatrzymywały się na chłopaku. Lubił go. Od
samego początku uważał go za kogoś wartego uwagi. Często zgłaszał się na
lekcjach, ale nie odpowiadał jak typowy kujon. Wykazywał się dużą wiedzą, ale
nie były to książkowe definicje, a raczej własne przemyślenia. Widział jak
Louis witał się ze swoimi przyjaciółmi, jak szczerze uśmiechał się do ludzi i
jak słabo udawał, kiedy czuł się źle. Tak, Harry przyłapywał się na
obserwowaniu Tomlinsona. Jednak, nie uważał tego za coś złego. Nie był
obsesyjny, po prostu był ciekawy. Na dodatek musiał przyznać, że Louis był
przystojny.
Następnego
dnia wycieczki od rana świeciło słońce i było gorąco. Po śniadaniu, opiekunowie
powiedzieli, że wszystkie klasy pójdą nad jezioro i wygłosili kazanie na temat
bezpiecznego pobytu nad wodą. Około dziesiątej trzydzieści wszyscy byli gotowi
i ruszyli niedługą, leśną drogą w stronę zbiornika.
Plaża
była niewielka, lecz wystarczająco duża, aby pomieścić całą grupę. Niall, Zayn,
Louis i dziewczyny rozłożyli się przy ścianie lasu, blisko jeziora. Perrie i
jej chłopak od razu poszli do wody, nie szczędząc sobie czułości, ale nikomu to
nie przeszkadzało. Louis uważał, że ta dwójka była dla siebie stworzona. Niall
podjadał solone paluszki i prowadził ciekawą konwersację z Tomlinsonem na temat
zmian, które nastąpiły w XXI wieku. Jade, Jessy i Leigh opalały się i nuciły
ulubione piosenki.
Tak minęła godzina, aż Niall i dziewczyny zdecydowali się na
kąpiel. Louis jednak wolał zostać. Lubił pływać, ale dzisiaj jakoś nie miał
ochoty i nastroju na pluskanie. Rozłożył się na swoim ręczniku i przymknął
powieki. Nagle poczuł jak na jego twarz spadają kuleczki piasku i lekko się
skrzywił.
-Oh
przepraszam. – usłyszał głęboki głos i po chwili przypomniał sobie, że należy
on do chłopaka, z którym wczoraj rozmawiał. Podniósł się i usiadł, krzyżując
nogi, po czym przetarł buzię, aby pozbyć się piachu.
-Nie
szkodzi. – odparł i spojrzał na Harry’ego. Uśmiechnął się do niego i przesunął,
robiąc mu miejsce.
-Cześć.
– powiedział po chwili, kiedy już wygodnie siedział.
-Hej. –
odezwał się Louis.
-Świetnie
grasz w nogę.
-Oj
tam, od razu świetnie.
-Naprawdę!
-Myślę,
że normalnie.
-Zdecydowanie
się z Tobą nie zgadzam.
-Przesadzasz.
-Trenujesz w jakimś klubie?
-Trenowałem rok w podstawówce i
całe gimnazjum.
-A teraz?
-Teraz już nie.
-No tak, ale dlaczego?
-Nie wiem… w liceum jest mniej
czasu, chyba wiesz co mam na myśli.
-Jasne, ale uważam, że dałbyś
sobie radę.
-Może.
-Powinieneś znowu trenować.
-Pomyślę nad tym. – Louis
naprawdę zamierzał się nad tym zastanowić. Nie powiedział tego na odczepnego. W
sumie nigdy do końca nie przemyślał sprawy z trenowaniem. Podjął decyzje szybko
i może trochę pochopnie. Przecież nadal kochał piłkę.
-Co sprawiło, że znowu wybrałeś
mnie zamiast grupki przyjaciół? – zapytał Tommo po chwili ciszy, delikatnie się
uśmiechając.
-Hmm… obiecałem, że znowu
porozmawiamy, a więc jestem.
-Oh,
dotrzymujesz obietnic. Coraz bardziej mi imponujesz. – zaśmiał się Louis, a
Harry po chwili mu zawtórował.
-Dlaczego
nie jesteś w wodzie? Znowu wolałeś porozmyślać?
-Po
prostu nie mam ochoty.
-Rozumiem.
-A Ty?
-Hm?
-Dlaczego
się nie kąpiesz?
-Wolałem
Ci potowarzyszyć.
-Oh...
– Louis był nieco zaskoczony odpowiedzią chłopaka. Spodziewał się podobnego
powodu do swojego.
-Może
się przejdziemy?
-Myślisz,
że nauczyciele nie będą mieli nic przeciwko?
-Opalają
się, korzystają z kilku dni wolnego. Coś czuję, że nawet nie zauważą.
-W
takim razie, z przyjemnością się przejdę.
Dzień 3.
Wystarczyły
dwa dni, aby Louis był totalnie oczarowany Harrym. Oczywiście miał na myśli
tylko przyjaźń, bo przecież Louis wolał dziewczyny. Chłopcy bardzo lubili ze
sobą rozmawiać, ich pogawędki były zazwyczaj trochę inne od tych, które
prowadzili ze swoimi przyjaciółmi. Często podejmowali tematy, które były
małoważne, których nikt nigdy nie rozpatrywał tak dogłębnie. Obu chłopcom to
się podobało, dlatego postanowili spędzać ze sobą więcej czasu. Następnego
dnia, rano, kiedy był czas wolny między śniadaniem a wyjściem na pieszą
wycieczką, Louis i Harry spotkali się nad jeziorem. Siedzieli na plaży i
rozmawiali – o wszystkim, o tym, co im się przyśniło, o tym jak Niall
pochrapywał, o tym jak przyjaciel Harry’ego, Liam, tęsknił za Danielle, która
była w trzeciej klasie i nie mogła tu być. Były to zwykłe rzeczy, zachowania
czy odruchy, jednak dzięki dwóm chłopcom stawały się one niesamowite i jakże
ciekawe.
-A co
myślisz o rasistach? – zagaił Harry.
-Nie
mogę ich zrozumieć. Co złego jest w tym, że ktoś pochodzi z innego kraju?
-Nic.
-No
właśnie. Zawsze denerwuję się, kiedy w moim towarzystwie ktoś obraża czy poniża
innych ze względu na pochodzenie.
-I co
wtedy robisz?
-Odchodzę.
-Nic
nie mówisz?
-Po co?
Co to zmieni?
-Nie
sądzisz, że mógłbyś ich jakoś przekonać?
-Każdy
ma swoje przekonania i poglądy. Ciężko jest kogoś przekonać do swoich, a poza
tym akceptuje to, że inni mają odmienne zdanie.
-No
tak, ale to już nie odmienne zdanie, a coś, co obraża innych praktycznie bez
powodu.
-Okej,
racja, ale nadal wolę po prostu odchodzić.
-No ale
Louis! Jak można na to pozwalać?
-Widzisz?
Ciężko jest mnie przekonać… Na tym to polega.
-Nie.
Jeśli uważasz, że Twoje przekonania są lepsze, nie dlatego, że tylko Ty tak
myślisz, ale taka jest prawda, to należy o tym mówić.
-Nie
wiem.
-Boisz
się?
-Słucham?
-Czy
boisz się ich reakcji, jeśli zaczniesz bronić tych obrażanych?
-Nie,
myślę, że nie w tym tkwi problem.
-A w
czym?
-Po
prostu, po części nie obchodzi mnie ich zdanie. Co tak naprawdę zmieni to, że
kilka niedouczonych chłopaków zacznie obrażać ciemnoskórego?
-No
jeśli robią to tacy ludzie, to nic.
-No
właśnie. Po co więc pakować się w dyskusje, z których mogą wyniknąć
nieprzyjemne skutki?
-Okej,
ale jeśli robią to osoby z wyższej rangi?
-Czy
widziałeś inteligentną osobę, z wyższym wykształceniem, która obraża
obcokrajowców?
-Hmm…
chyba nie.
-A więc
znasz odpowiedź. – Louis odpowiedział z uśmiechem, dumny z tego, że wygrał.
-Ale
zauważ, że tamci niedouczeni obrażają nadal niewinnego człowieka. – uśmiech z
twarzy Tomlinsona zniknął i chłopak zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią.
Może Harry miał rację? Może powinien przestać uciekać i postawić się, aby nie
dopuścić do nieszczęścia niewinnego człowieka?
Ostatecznie, wygrał Harry. Louis w ciągu kilku minut zmienił
swoje poglądy, a przecież niedawno uważał, że takiego typy zmiany trwają kilka
dni. Życie chłopaka z godziny na godzinę obracało się o kilka stopni.
Wieczorem
miało odbyć się pożegnalne ognisko. Zrobiło się zimno, ale nie padał deszcz,
więc nadal było aktualne, tyle że nie wszyscy musieli iść. Louis został.
Szwędał się po swoim domku, zdążył wypić dwie herbaty, po czym ubrał za dużą
bluzę Zayna i wyszedł na powietrze. Usiadł na schodkach zamocowanych na
niewielkiej werandzie i patrzył na źdźbła trawy, szyszki, korę i chodzące
mrówki.
-Louis!
– usłyszał jak ktoś woła go z oddali, więc uniósł głowę i wypatrzył w półmroku
Harry’ego, który stał kilkanaście metrów od jego domku. Louis uśmiechnął się, a
chłopak zaczął się do niego zbliżać, aż w końcu znalazł się tuż obok.
-Dobry
wieczór. – powiedział z półuśmiechem Tommo.
-Dobry
wieczór.
-Mieszkasz
obok?
-Owszem.
-Och,
czyli to przeznaczenie?
-Nasze
spotkanie?
-A
jakżeby inaczej. – zaśmiali się oboje cicho, patrząc przed siebie.
-Lubię
Cię. – wyszeptał, po dłuższej chwili ciszy, Harry.
-Och,
też Cię lubię, Hazz. – odparł od razu Louis, po czym zaprosił nowego
przyjaciela do swojego pokoju. Usiedli na jednym łóżku, które należało do
Tomlinsona.
-Co
czytasz? – zapytał kędzierzawy, wypatrując książkę, wystającą spod poduszki.
-Właściwie,
to jeszcze jej nie zacząłem.
-W
takim razie możesz mi poczytać. – zaproponował Styles, więc niebieskooki
chwycił książkę i zaczął czytać.
Dzień 4.
Nastąpił
ostatni dzień wycieczki, jednak uczniowie mieli jeszcze kilka godzin, ponieważ
wyjeżdżali dopiero o osiemnastej. Harry obudził się trochę później niż Liam i
był w pokoju sam. Wtulił się mocno w kołdrę i przymknął powieki. Nie miał
ochoty wstawać, było mu przyjemnie miękko i ciepło. Wiedział, że prawdopodobnie
ominie go śniadanie, ale nie przejął się tym. Wolał spędzić ostatni dzień bez
szkoły, wysypiając się.
Ponownie, kędzierzawy, obudził się przez pukanie do drzwi
jego pokoju. Miał wrażenie, że przysnął tylko na chwilę, ale kiedy spojrzał na
zegarek zorientował się, że minęły dwie godziny od śniadania. Wstał
pospiesznie, ubrał t-shirt i otworzył drzwi. Przed nim stał jego nowy
przyjaciel, Louis, na którego twarzy malowało się zniecierpliwienie. Wyglądał
czarująco i Harry uśmiechnął się tylko i uchylił szerzej drzwi, wpuszczając
chłopaka do środka.
-Nie
było Cię na śniadaniu.
-Mhm.
-Dlaczego?
-Moja
kołdra wytwarza zbyt silne pole magnetyczne. – odpowiedział Haz, na co Lou
cicho się zaśmiał. Usiadł na skraju niepościelonego łóżka i położył obok siebie
rogalika, owiniętego w serwetkę.
-Pomyślałem,
że możesz być głodny, więc przyniosłem Ci to. – wskazał brodą jedzenie.
-Och,
dziękuję. – odparł trochę zaskoczony Styles, siadając obok gościa. Chwycił
rogalika, odwinął go i zjadł z apetytem. –Wybacz, że od razu go zjem…
-Raczej
pochłoniesz. – przerwał mu Louis, rozbawiony sposobem, jakim Harrym wpychał
sobie do buzi pieczywo.
-… ale
miałeś rację, zgłodniałem. – dokończył chłopak, również się uśmiechając.
Chłopcy spędzili ze sobą jeszcze dwie godziny, rozmawiając i
śmiejąc się, a potem Louis musiał iść do swojego pokoju. Nadszedł czas
pakowania i sprzątania, więc w sypialni Tomlinsona, Nialla i Zayna panował mały
zamęt.
-Lou? –
zaczął Niall, kiedy wyciągali papierki spod swoich łóżek.
-Tak?
-Co robiłeś
dziś po śniadaniu?
-Ymm…
-I
ostatnio często znikasz.
-Poznałeś
jakąś dziewczynę? Jak ma na imię? – zapytał Zayn, poruszając zabawnie brwiami.
-Nie,
nie, nie.
-To z
kim spędzasz tyle czasu?
-Kojarzycie
Harry’ego Styles’a? Ma z nami j. angielski.
-Jako
tako. – odparł Zayn.
-Kilka
razy z nim siedziałem. – powiedział Niall. –A co?
-Ostatnio
się zagadaliśmy i jest w porządku.
-Lubisz
go?
-To
źle?
-Nie,
co Ty. Z chęcią go poznamy.
-Jest
jeszcze Liam, jego przyjaciel. Jak chcecie to zaraz możemy do nich pójść.
-Pewnie.
– zgodzili się chłopcy i szybko dokończyli sprzątanie, a spakowane torby
ułożyli przy drzwiach.
Jak się później okazało, cała piątka odnalazła wspólny język
i chłopcy bardzo się polubili. Siedzieli razem przy stole podczas obiadu wraz z
Perrie i jej przyjaciółkami.
Około osiemnastej, kiedy autokar był zapakowany, a lista
uczniów sprawdzona, Harry wykorzystał moment, w którym Niall zagadał się z
Liamem, a Zayn migdalił z Perrie i podszedł do Louisa.
-Tak w
ogóle, jak podobała Ci się wycieczka?
-Nie
było fajerwerków, ale nie narzekam, było ok. – odparł Lou z uśmiechem.
-Mhm. –
bąknął Styles.
-Ale
muszę przyznać, że bardzo się cieszę z pewnej rzeczy.
-Z
jakiej?
-Że na
ognisku postanowiłeś usiąść obok mnie, a nie ze swoją klasą. – zaśmiał się
Tommo, a Harry od razu się rozchmurzył.
__________________________________
Oto pierwszy rozdział nowej historii, którą wymyśliłam. Piszcie czy się podoba i czy kontynuować, jeśli nie to dawajcie nowe pomysły lub rady :)
Jeśli będzie zainteresowanie to oczekujcie wkrótce następnego rozdziału, do później xx