wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 2 'Śladami Larry'ego'


Rozdział 2


            26.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Dzisiaj kolejny poniedziałek, więc, choć z trudem, musiałem wstać z łóżka i ruszyć do pracy. Mimo faktu, iż na dworze było ciepło i słonecznie, byłem zmęczony po wczorajszym wieczorze. Wróciłem do domu w środku nocy, ale na szczęście nie wypiłem na tyle dużo, aby teraz bolała mnie głowa. Nie byłem zły na przyjaciół, że przez większość czasu rozmawialiśmy o Louis’ie. Byłem już przyzwyczajony na ich reakcje, kiedy dowiadywali się, że kogoś poznałem. Problem w tym, że przez nich zaczynałem świrować. Za każdym razem wmawiają mi, że mnie lubi, że mu się podobam, a prawda jest zupełnie inna. Poznałem Lou przez przypadek i myślę, że ta znajomość nie przerodzi się w nic większego. Ba! Ja to wiem. Nigdy jeszcze nie wyszło mi… z nikim, więc jakim prawem miałoby wyjść mi tym razem?
            Około godziny jedenastej, kiedy kończyłem układanie napojów, ktoś delikatnie szarpnął moje plecy. Odwróciłem się automatycznie, a przed oczami ujrzałem uśmiechniętą twarz Boo Bear’a.
            -Witaj ponownie. – przywitał się, cicho chichocząc.
            -Cześć. – odparłem z szerokim uśmiechem. –Co Cię tak śmieszy?
            -Nic. Po prostu cieszę się, że Cię widzę. – odpowiedział, a moje serce zabiło sto razy szybciej. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie powiedział mi czegoś tak miłego. Na dodatek zrobił to chłopak, który był nieziemsko przystojny.
            -M… mnie?
            -Tak. – zaśmiał się melodyjnie. –To takie dziwne?
            -Nie wiem… chyba.
            -Ehm… po prostu dawno się nie widzieliśmy…
            -Rozumiem. – przerwałem mu szybko, przywracając się do porządku. –Mi też jest miło, że Cię widzę. – powiedziałem, a niebieskooki uśmiechnął się jeszcze szerzej.
            -Jak Ci minął pobyt u rodziny? – zapytałem, przerywając ciążącą trochę ciszę.
            -Bardzo dobrze. W końcu zjadłem coś normalnego.
            -Kuchnia mamy?
            -O tak. Po tylu miesiącach jedzenia odgrzewanych, gotowych dniach, nawet najzwyklejsza zupa ugotowana przez moją mamę smakuje nieziemsko.
            -Hah, świetnie Cię rozumiem.
            -W takim razie wnioskuję, że mieszkasz sam?
            -Em.. tak. Na to wygląda.
            -Ja mieszkam z Zayn’em, ale to i tak wiele nie zmienia. Muszę tylko więcej sprzątać i robić za niego zakupy.
            -Zayn’em?
            -Tak. Wybacz, ale muszę już iść. Do zobaczenia!
            -Pa.
Stałem w bez ruchu, patrząc na odchodzącą postać Louis’a. Zayn? Kto to Zayn? Jego przyjaciel? Może brat? Jestem taki naiwny… to z pewnością jego chłopak. Westchnąłem cicho, po czym odwróciłem się i kontynuowałem swoją pracę. Próbowałem wyrzucić z głowy uroczą buzię Louis’a, lecz i tak wszystkie starania szły na nic. Byłem już pewny, że ja i Louis w jednym zdaniu mogłoby współgrać tylko ze słowami ‘znajomość’ lub ewentualnie ‘przyjaźń’. Tylko dlaczego nie umiałem się z tym pogodzić? Zazwyczaj nie miałem problemów z wyrzucaniem osób z mojej głowy, więc czemu tym razem było inaczej? Ten chłopak wydawał się być taki miły i uroczy, ale w końcu naprawdę dużo było takich ludzi. Miał tak piękne, niebieskie oczy, pod którymi tworzyły się słodkie kurze łapki, kiedy się uśmiechał. Wszystko było tak normalne, a zarazem niezwykle cudowne.

            George przerwał na chwilę czytanie, aby rozejrzeć się dookoła. Nadal był sam w pokoju i dziękował Bogu, że nikt go nie nakrył. Podczas śledzenia losów ojca, w tym momencie, zrobiło mu się smutno. Oczywiście, był oczarowany przebiegiem wydarzeń, ale było mu żal Harry’ego. Od zawsze pamiętał go uśmiechniętego i pełnego życia, lecz po tylu przeczytanych słowach wiedział, że wcześniej było zupełnie inaczej. Nie miał pojęcia, dlaczego ludzie byli tak nietolerancyjni i wścibscy. Mimo, że miał już swoje naście lat, nie wiedział wiele o tym, jak człowiek potrafi być chamski. Otaczało go mnóstwo wspaniałych znajomych, którzy bardzo go lubili i szanowali bez względu na to, iż jego rodzicami byli dwaj mężczyźni. Może kiedyś było inaczej? Może kiedy Harry i Louis byli młodzi homoseksualizm był niedozwolony? Po chwili, chłopak odrzucił od siebie pytania i wrócił do czytania wspaniałej historii.

27.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Dzisiaj nie wydarzyło się nic wielkiej… chyba. Przynajmniej staram się sobie tak wmawiać, jednak nie idzie mi najlepiej. Kiedy kończyłem już układanie ostatnich towarów, usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się w stronę, skąd dochodził i już chciałem się uśmiechnąć na widok roześmianej twarzy Louis’a, kiedy zauważyłem osobę, stojącą obok niego. Patrzyli na siebie tym wzrokiem pełnym zamiłowania i zapamiętania. To musiał być Zayn. Jego chłopak…
Szybko odwróciłem się tyłem do nich i dokończyłem w kilka sekund swoją pracę. Cofnąłem się trochę od półki, złapałem duży wózek, po czym pociągnąłem go za sobą w stronę magazynu. Odstawiłem go w wyznaczone miejsce, a następnie ubrałem swoją bluzkę, pozbywając się zarazem firmowej. Upewniłem się, że telefon nadal leży w kieszeni moich spodni i wyszedłem z pomieszczenia. Ostrożnie wymijałem regały z produktami, aby zostać niezauważonym przez Louis’a i jego towarzysza. Kiedy w końcu znalazłem się na powietrzu, odetchnąłem z ulgą i wolnym krokiem zacząłem iść w stronę mojego domu. Nie chciałem spędzać reszty dnia sam. Wolałem tego uniknąć, bo wiedziałem, że siedziałabym do wieczora na kanapie i rozmyślał kim był chłopak, z którym Lou przyszedł do supermarketu. Wyjąłem więc z kieszeni komórkę i wybrałem numer Nialla.
            -Cześć Harry. – usłyszałem radosne powitanie przyjaciela.
            -Cześć Niall. Co dziś robisz?
            -Jak na razie jem, a potem może… coś zjem.
            -Huh, może chciałbyś gdzieś ze mną wyskoczyć?
            -Czuję się, jakbyś zapraszał mnie na randkę.
            -Mrrr, Nialler.
            -Haz! – roześmiałem się głośno, aż niektórzy przechodnie odwrócili się w moją stronę.
            -No co?
            -Idiota. Gdzie chcesz wyjść?
            -Nie mam pojęcia, co proponujesz?
            -Może po prostu chodźmy do klubu, hm?
            -Dobrze, niech będzie.
            -Za godzinę po Ciebie wpadnę.
            -Ok, do zobaczenia.
Kiedy byłem już po prysznicu i założyłem świeże ubrania, jak na zawołanie usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem więc jak najszybciej, aby je otworzyć. Wpuściłem do środka Nialla, po czym schowałem portfel i telefon do kieszeni i oboje wyszliśmy z mieszkania. Autobusem dotarliśmy do klubu, który odwiedzaliśmy najczęściej. Zamówiliśmy po drinku, a Blondyn od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
            -A teraz mów, co się dzieję.
            -Dlaczego miałoby coś się stać?
            -Zazwyczaj nie prosisz mnie tak nagle o spotkanie.
            -Po prostu nie chciało mi się siedzieć w domu.
            -Oj Harry, proszę Cię.
            -No bo on ma chyba chłopaka.
            -Louis?
            -Tak.
            -Skąd taki pomysł?
            -Widziałem go dzisiaj z jakimś chłopakiem, a wcześniej mówił o Zayn’ie, kimkolwiek on jest.
            -Gdzie ich widziałeś?
            -W supermarkecie.
            -Mogli robić po prostu zakupy.
            -No ale patrzyli na siebie… tak inaczej.
            -Nie dramatyzuj, Haz. Myślę, że trochę przesadzasz.
            -Po prostu… dziwnie się czuję.
            -To znaczy jak?
            -Pamiętasz Ben’a?
            -Tak. Podobał Ci się trochę.
            -Właśnie. Wolał dziewczyny.
            -Do czego zmierzasz?
            -Chodzi mi o to, że pozbyłem się go szybko z moich myśli. Wmawiałem sobie, że nie jest dla mnie, że i tak nic z tego nie będzie i mi przeszło.
            -Z Louis’em jest inaczej? O to chodzi?
            -Chyba…
            -Może to znak, żebyście się bliżej poznali, hm?
            -A co jeśli tylko się zbłaźnię przed nim i jego chłopakiem?
            -To spytaj kim jest dla niego ten Zayn.
            -Przecież nie musi mi się spowiadać.
            -Harry… nie przejmuj się, proszę. To, że jesteś gejem, nie czyni Cię gorszym. Tyle razy Ci już to powtarzałem. Masz prawo, jak każdy inny, aby się w kimś zakochać.
            -Ale ja nie jestem zakochany!
            -Tak, wiem, ale zauroczony.
            -Coś w tym stylu. Chyba… przecież ja go nie znam.
            -Nie szkodzi. Wiesz przecież, że nie da się panować nad uczuciami. I tak podziwiam Cię za to, że potrafisz tak po prostu wymazać kogoś z pamięci.
            -Uznałem, że właśnie takie jest moje przeznaczenie. – wyrwało mi się cicho, lecz Niall niestety usłyszał moje słowa.
            -Słucham? Co Ty powiedziałeś?
            -Nic.
            -Ej, spójrz na mnie. – zwróciłem wzrok na przyjaciela.
            -A co? Niby nie? Nie rozumiem tego. Chciałbym być normalny, Niall. Mam już tego dość. Nie pasuje tu.
            -Przestań do jasnej cholery! Jesteś wspaniały, okej? W. s. p. a. n. i. a. ł. y.
            -Ty tak uważasz, bo mnie znasz, a problem w tym, ze ludzie nawet nie chcą mnie poznać.
            -Może daj im się poznać, hm? A teraz zapomnij o tym i wypij ze mną whiskey. – zaproponował na co zgodziłem się i szeroko uśmiechnąłem. Co jak co, ale Nialler potrafił podnieść na duchu. Znał mnie już dość długi czas i wiedziałem, że mogłem mu ufać bezgranicznie. Owszem, był czasem wrednym kutasem, ale nadal mnie kochał, a ja jego. Był tak jak Liam, moim najlepszym przyjacielem i naprawdę nie mam pojęcia, co bym bez nich zrobił.

27.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Widziałem go dzisiaj. Przechadzał się między regałami… a ja? Uciekłem. Znowu. Był sam,, ale co z tego? W domu czekał na niego Zayn. Jego Zayn. Nie ja.

28.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Zaczynam świrować. Za każdym razem, kiedy dostrzegam w oddali jego brązową czuprynę, odwracam się tyłem i uciekam. Sam do końca nie wiem, dlaczego to robię. Może po prostu się boję? Pragnę uniknąć rozczarowania. Nie chcę dowiedzieć się, że Zayn to chłopak Louis’a. Chyba lepiej jest w niepewności.

28.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Życie w niepewności jednak nie jest lepsze. Czasami odnoszę wrażenie, że zachowuję się jak chory psychicznie dzieciak. Znam go trochę ponad dwa tygodnie, nie przeprowadziłem z nim normalnej rozmowy. Przecież nawet nie znam jego nazwisko. Jednak, gdy widzę te jego lazurowe, duże oczy, czuję coś zupełnie mi obcego. Chciałbym go poznać. Tak zwyczajnie, jak poznaje się nowych ludzi.

            29.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            O dziwo nie widziałem dzisiaj Louis’a. Nawet z oddali. Nie mam pojęcia, dlaczego, czuję się winny. To chore.

            30.06.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Uznałem, że najwyższy czas, aby się ogarnąć. Nie uciekałem dzisiaj. Mimo, że nie robiłem nic, aby Go znaleźć i tak na siebie wpadliśmy. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak bardzo na widok drugiego człowieka.
            -Cześć, Lou. – powiedziałem radośnie, na co chłopak szeroko się uśmiechnął.
            -Cześć.
            -Co u Ciebie?
            -Jakoś leci…
            -Coś się stało?
            -Nie, nic takiego… po prostu… zastanawiam się, dlaczego mnie unikasz.
            -Ja?
            -Nie udawaj, proszę.
            -Ale…
            -Za każdym razem, kiedy Cię spostrzegam, widzę oddalające się ode mnie plecy.
            -Może… to po prostu zbieg okoliczności? – zapytałem, jąkając się głupi, co było dowodem, że z pewnością kłamię.
            -Zbieg okoliczności? Może po prostu mnie nie lubisz?
            -Co?
            -Nie wiem. Czuję się dziwnie.
            -Ja też. – odparłem.
            -Może już pójdę. – powiedział i już się odwracał, kiedy postanowiłem w końcu zrobić coś sensownego.
            -Poczekaj.
            -Tak? – spojrzał na mnie, a w jego oczach mogłem dojrzeć zmieszanie i… nadzieję?
            -Lubię Cię. Znaczy… nie mam powodów, aby Cię nie lubić.
            -To czemu mnie unikasz? – zapytał zaciekawiony.
            -Nie wiem.
            -Czyli to robisz.
            -Oh, znaczy, nie… ja… - moje policzki przybierały powoli czerwonej barwy, a ja w tym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
            -Nie zaprzeczaj.
            -Tak, dobrze. Unikałem Cię. – przyznałem, spuszczając głowę w dół, nagle zafascynowany czubkami moich butów.
            -Nie rozumiem Cię trochę. – wziąłem głęboki wdech, aby powoli wypuścić powietrze z płuc. Podniosłem wzrok na Louis’a i mimo ogromnych trudności musiałem to zrobić.
            -Co powiesz, abyśmy gdzieś razem wyszli? – zapytałem na jednym wydechu. Chłopak zaśmiał się cicho, na co kąciki moich ust mimowolnie powędrowały ku górze.
            -Z chęcią. – odpowiedział tylko, a ja tępo wpatrywałem się w jego oczy. Czułem się, jakbym był zaczarowany.
            -Ehm… co powiesz na piątek? – odezwałem się po dłuższej chwili milczenia.
            -Jasne, piątek mam wolny.
            -Ok. To… zgadamy się dokładniej przez telefon?
            -Dobrze. – odpowiedziałem uśmiechem, dalej zahipnotyzowany jego spojrzeniem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że od kilku minut stoimy naprzeciwko siebie, nic nie mówiąc. Odchrząknąłem cicho, przywołując się jednocześnie do rzeczywistości.
            -To do zobaczenia. – powiedział i cicho westchnął.
            -Lou?
            -Hm?
            -Przepraszam, że Cię unikałem. – wypaliłem nagle, a moja twarz przypominała pewnie dojrzałego pomidora.
            -I tak wyciągnę z Ciebie, dlaczego to robiłeś. – zachichotał, po czym odwrócił się na pięcie i po prostu odszedł. 


___________________________________

Spięłam dupkę i udało mi się na dzisiaj napisać 2. rozdział. Nie jest dobry, ani nawet niezły. Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać. Gdyby zależało to ode mnie, to zapewne całe opowiadanie było już opublikowane, ale naprawdę brakuję mi czasu! Jest już po egzaminach, mam zmieniony plan, więc postaram się jak najszybciej pisać. Niestety, jutro wyjeżdżam i nie będę miala dostępu do internetu, ani nawet do laptopa, aby coś napisać. 
Dodaję dzisiaj ten wpis, ponieważ wiem, iż bardzo długo już czekaliście. Obiecuję, że jeśli skończę pisać 5-6 rozdział, zacznę publikowanie regularnie. Mam nadzieję, że wytrwacie. Kocham Was. ♥

Zapraszam do komentowania, będzie mi miło.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Śladami Larry'ego

Cześć wszystkim! ♥

Chciałam ostatnio zabrać się trochę za pisanie i tworzenie planu na kolejne rozdziały. Jednak, jak na przekór, nie mam pomysłów, ani weny :C Nie wiem, co się dzieję, ale nie mam pojęcia, o czym pisać. Czy bylibyście tak mili i podsunęli mi jakieś pomysły? Może troszkę pomożecie, hm?

Kocham. xx

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 1 'Śladami Larry'ego'


Rozdział 1


            George czytał każde zdanie z zapartym tchem. W jego żyłach krew pulsowała od nadmiaru emocji. Był uradowany, że wreszcie mógł dowiedzieć się nieco więcej o swoich rodzicach. Wiedział, że czytanie czyjegoś pamiętnika jest niegrzeczne, ale nie mógł się powstrzymać. Ciekawość była silniejsza od niego i nie umiał nad nią zapanować.

16.06.1996r.
Drogi pamiętniku!
            Nie wiem dlaczego wydaję mi się to dziwne, ale tym razem nie spotkałem Louis’a w supermarkecie. Nie potrafię również zrozumieć, dlaczego było mi z tego powodu smutno, ale inaczej nie mógłbym określić tego uczucia. Tak bardzo chciałem zobaczyć znowu jego promienny uśmiech. Czy to nie było chore? Znałem chłopaka zaledwie kilka dni i wiedziałem tylko jak ma na imię, a już pragnąłem ponownie go spotkać. Owszem, byłem gejem, ale to nie znaczyło, iż zakochiwałem się w pierwszym lepszym facecie. Oczywiście, nie zakochałem się, ale takie odczucia do tego prowadziły, czyż nie? Sam nie wiem, co o tym myśleć. Tak jakby… to wszystko było dla mnie nowe. Jeszcze nigdy nie zachowywałem się w ten sposób. Nigdy nie przywiązywałem tak dużej uwagi do drugiej osoby. Byli chłopcy, którzy mi się podobali, ale to było tylko chwilowe zauroczenie. Musiałem wybijać ich sobie z głowy, bo i tak woleli dziewczyny. To takie przykre, prawda? Kiedy chłopak zakocha się w dziewczynie, powie jej to, a za jakiś czas będą razem, lub odwrotnie. A ja? Co ja mogłem zrobić? Jedynie zapomnieć.

17.06.1996r.
Drogi pamiętniku!
            Sobota minęła mi tak straszliwie szybko. Wstałem przed dziewiątą, umyłem się i zjadłem śniadanie przed telewizorem. Nagle wybiła jedenasta, więc pobiegłem na siłownie, jak co tydzień. Ostatnio zacząłem się zastanawiać, czy nie chodzić na nią częściej. Skoro pracuję do czternastej, mógłbym od razu z supermarketu iść trochę poćwiczyć. W końcu mięśnie same się nie zrobią :)

19.06.1996r.
Drogi pamiętniku!
            Znowu poniedziałek. Niby większość ludzi narzeka, ale szczerze mówiąc szedłem do pracy z uśmiechem na twarzy… i z nadzieją. I stało się! Spotkałem wreszcie Louis’a! Przeraża mnie trochę mój entuzjazm i obawiam się, że może to się źle skończyć. Złamanym sercem czy coś w tym stylu. Chyba, że znowu postaram się zapomnieć i wybić go sobie z głowy. Nie wiem co mam robić! Tyle myśli błądzi w mojej głowie i nic nie chce scalić się w jedną całość, aby dać mi jakąś radę. Tydzień. Znam go siedem dni. Jestem psychiczny.
            Kiedy wszedłem rano do supermarketu, pokierowałem się jak zwykle do pokoju dla pracowników. Ubrałem firmową koszulkę i podreptałem z wielkim wózkiem, aby poustawiać nowy towar na półkach. Tym razem trafiły mi się żele pod prysznic i szampony. Oprócz tego, czekały mnie jeszcze trzy takie partie. Czym prędzej wziąłem się do roboty, aby nie siedzieć tu po godzinach.
            Jakiś czas później, zaczynałem już rozpakowywać drugi wózek, kiedy kątem oka zauważyłem postać. Osoba stała i zdecydowanie mi się przyglądała, jak wtedy, tydzień temu. Tym razem odwróciłem głowę i zauważyłem nikogo innego, jak Louis’a. Uśmiechnąłem się szeroko na jego widok, a policzki chłopaka lekko się zarumieniły. Podszedł do mnie bliżej, trochę niepewnym krokiem.
            -Cześć, Louis. – zacząłem.
            -Cześć, Harry. Znowu się spotykamy. – zaśmiał się cicho.
            -Yeach… a Ty znowu mi się przyglądałeś. – zauważyłem, na co chłopak jeszcze bardziej się zaczerwienił. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem i zrobiło mi się głupio. Może to było tylko moje wyobrażenie i wcale się na mnie nie patrzył, hm? Beznadziejny Styles.
            -Tak bardzo to widać? – zapytał z lekkim skrzywieniem, ale też rozbawieniem. Od razu mi ulżyło i cicho odetchnąłem.
            -No wiesz… jestem spostrzegawczy.
            -Da się zauważyć.
            -Jestem czymś ubrudzony albo dziwnie się zachowuje? – zapytałem bez skrupułów.
            -Yyy… nie, dlaczego pytasz?
            -Próbuje się dowiedzieć, dlaczego na mnie patrzyłeś. – odparłem z uśmiechem.
            -Oh, nie! Wszystko z Tobą w porządku. To ja jestem głupi… znaczy no…
            -Spokojnie, nie tłumacz się. – uspokoiłem go, a moje kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Ten chłopak tak niesamowicie na mnie działał. Kiedy tylko go widziałem, chciało mi się uśmiechać, śmiać i skakać. Kolejny powód, przez który mogę z łatwością stwierdzić, iż jestem psychiczny.
            -Jakoś tak wyszło.
            -Przecież to nic takiego. – puściłem mu oczko, aż w końcu trochę się rozluźnił.
            -Ok.
            -Może w czymś pomóc? – zaproponowałem, a mój towarzysz cicho zachichotał.
            -Szukam jakiegoś żelu pod prysznic.
            -Mhm, zaraz coś znajdziemy. – popatrzyłem na półki, aż w końcu wypatrzyłem mój ulubiony żel. Wziąłem go do ręki i podałem Louis’owi.
            -Ten jest dobry.
            -Mówisz tak, żebym sobie poszedł czy poważnie?
            -Nie, nie chcę, żebyś poszedł… znaczy, nie spławiam Cię. To mój ulubiony żel i polecam Ci go. – powiedziałem trochę dukając, na co chłopak cicho się zaśmiał.
            -Dobrze, dziękuję. – odparł, po czym podarował mi ten uśmiech, który sprawiał, że nic nie potrafiłem powiedzieć. Jego oczy lekko błyszczały, a policzki tak słodko się okrągliły. Poczułem nagle lekki ucisk w moim podbrzuszu, a nieco wyżej wirowanie, przypominające stado rozszalałych motylków.
            -Halo! Mówię do Ciebie!
            -Oh, przepraszam. Zamyśliłem się. – powiedziałem szybko, rumieniąc się.
            -Huh, dobrze. W takim razie nie przeszkadzam Ci już w pracy.
            -Nie przeszkadzasz.
            -Rozmawiasz ze mną i nie rozkładasz towaru.
            -A, no tak. – zaśmiałem się i wróciłem do pracy. –Zobacz, teraz pracuję i mogę z Tobą rozmawiać.
            -Nie uważasz, że to trochę dziwne?
            -Co takiego?
            -Stoimy w supermarkecie, Ty pracujesz, ja kupuję…
            -Rozumiem. Nie zatrzymuję Cię. – odparłem z delikatnym uśmiechem na twarzy, lecz w głębi czułem zawód.
            -Nie chodzi o to. Z chęcią bym został, ale może wyglądać to trochę dziwnie dla osób trzecich.
            -Chyba masz rację. – zachichotałem.
            -Ehm… co powiesz na… może spotkamy się kiedyś? W sensie nie tutaj…
            -Myślę, że to niezły pomysł. – pokiwałem głową z trochę za dużym entuzjazmem.
            -To podam Ci mój numer i jak zachcesz gdzieś wyjść to napisz lub zadzwoń, hm?
            -Ok. – pisnąłem z ogromnych uśmiechem, po czym podałem telefon koledze. Wpisał szybko numer, a następnie oddał mi sprzęt. Pożegnaliśmy się szybko, a po chwili zostałem już sam.
Zerknąłem na ekran telefonu, a moje usta wygięły się w jeszcze większym uśmiechu o ile to było możliwe. Nad numerem widniała nazwa kontaktu, którą Louis również wypełnił: „Boo Bear <3”.

23.06.1996r.
Drogi pamiętniku!
            Nie pisałem przez te cztery dni, bo byłem totalnie wymęczony. Myślałem, że ten pomysł z siłownią był trafny, lecz jak zwykle okazał się do bani. Wykupiłem sobie mini karnet na tydzień i od razu po pracy szedłem poćwiczyć na dwie godziny. Wracałem do domu, jadłem obiadokolacje i nie miałem siły na nic więcej, prócz przełączanie kanałów w telewizji. Dzisiaj sobie odpuściłem, chociaż i tak jestem nadal zmęczony. Myślę, że będę odwiedzał siłownie trzy razy w tygodniu i to mi w zupełności wystarczy.
            Nie ma dnia, abym nie wpatrywał się tępo w numer Louis’a w moim telefonie. W ciągu tych paru dni spotkałem go tylko raz, a mianowicie we wtorek. Potem nie pokazał się już w ogóle. Było mi z tego powodu źle i choć miałem wątpliwości, czy to dobry pomysł postanowiłem, że do niego napiszę.

Do Boo Bear <3 „Dobry wieczór, Lou. Co u Ciebie słychać?”

Na odpowiedź nie musiałem czekać długo, już po niespełna minucie usłyszałem charakterystyczny dźwięk telefonu.

Od Boo Bear <3 “Witaj, Haz. Nudno, a co u Ciebie? Co Cię skusiło, że jednak się odezwałeś?”

Do Boo Bear <3 „Podobnie. Co znaczy jednak?”

Od Boo Bear <3 „No bo nie pisałeś od poniedziałku…”

Do Boo Bear <3 „Oh, miałem dużo pracy i zajęte popołudnia :(„

Od Boo Bear <3 „Pewnie dziewczyna?”

Do Boo Bear <3 „Jeśli nazywać siłownię dziewczyną :D”

Od Boo Bear <3 „Haha.. wnioskuję, że masz niezłe mięśnie :]”

Do Boo Bear <3 „Raczej przeciętne. Jeśli chodzi o dziewczynę to jej nie mam.”

Od Boo Bear <3 „Oh, dlaczego? Tylko nie mów, że nie masz czasu, bo w to już nie uwierzę.”

Do Boo Bear <3 „Po prostu, jakoś tak… dlaczego pytasz?”

Od Boo Bear <3 „Wiesz… jesteś dość przystojnym chłopakiem i dziwi mnie to, że nikogo nie masz.”

Do Boo Bear <3 „Pytałeś o dziewczynę, a nie o kogoś.”

Od Boo Bear <3 „Czy… masz chłopaka?”

Do Boo Bear <3 „Hahaha, nie :p”

Od Boo Bear <3 „To dlaczego wprowadzasz mnie w błąd?!”

Do Boo Bear <3 „No ale nic takiego nie powiedziałem :(„

Od Boo Bear <3 „Dałeś mi do zrozumienia, że nie jesteś heteroseksualny…”

Do Boo Bear <3 „Myślisz, że to wprowadzanie w błąd, tylko dlatego, że nie mam chłopaka?”

Od Boo Bear <3 „Nie wiem… Jesteś… gejem albo Bi?”

Do Boo Bear <3 „Hm… chyba wolałbym nie poruszać takich tematów przez telefon. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko?”

Od Boo Bear <3 „Jasne, że nie mam. Skoro nie na telefon to… proponujesz coś?”

Do Boo Bear <3 „Owszem :] Co powiesz na kawę? Jutro?”

Od Boo Bear <3 „Cholera… jadę na weekend do rodziny. Przepraszam.”

Od Boo Bear <3 „Nie masz za co ;) Innym razem. Kończę, jestem padnięty! Dobranoc, Boo Bear. Xx”

Do Boo Bear <3 „Oh! Mówisz tak do mnie, jakie to urocze <3 Słodkich snów. Xx

25.06.1996r.
Drogi pamiętniku!
            Postanowiłem ostatni dzień weekendu wykorzystać w inny sposób, niż nudzenie się przed telewizorem. Umówiłem się z Liam’em oraz Niall’em – moimi najlepszymi dwoma przyjaciółmi i poszliśmy do baru. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, popijając przy tym najróżniejsze drinki.
            -Jak Ci idzie nowa pracy, Haz? – zapytał mnie Liam.
            -Nieźle, myślałem, że będzie gorzej.
            -Co Ty tam w ogóle robisz? – dopytywał niebieskooki Blondyn.
            -Zazwyczaj rozkładam lub układam towar, a czasem szef przydziela mnie na kasę.
            -Ile czasu tam spędzasz?
            -Pięć godzin.
            -Pięć godzin w supermarkecie?! Boże, zanudziłbym się na śmierć. – powiedział Niall.
            -E tam, nie narzekam.
            -Mhm. – zamyślił się Liam. –Może jest jakiś powód? Konkretniejszy, hm?
            -Zarabiam pieniądze, to bardzo konkretne. – odparłem, szczerząc się ja głupi. Oboje już wiedzieli, że coś jest na rzeczy.
            -Harry! Kto to jest! Powiedz nam! – pisnął podniecony Irlandczyk.
            -Dlaczego z góry zakładacie, że musiałem się zakochać?
            -Haz… nie chcę nic mówić. – wtrącił Payne. –Ale my nic nie mówiliśmy o zakochaniu się.
            -Stary, masz chłopaka? – zapytał Niall, otwierając szerzej oczy.
            -Nie! Przestańcie!
            -To dlaczego nawiązałeś do miłości?
            -Przecież to mieliście na myśli i nie róbcie ze mnie głupka.
            -Oj tam. Nie robię z Ciebie głupka, tylko chcę się dowiedzieć, kto jest obiektem Twoich westchnień. – sprostował Li.
            -Nie jest żadnym obiektem moich westchnień! Dopiero go poznałem.
            -Spokojnie, nie denerwuj się tak. Chyba możesz nam o nim opowiedzieć, huh?
            -Dobrze, już dobrze.
            -Jak ma na imię?
            -Louis.
            -Ile go znasz?
            -Tydzień.
            -Opisz nam jego wygląd! – poprosił entuzjastycznie Niall.
            -Naprawdę? Przyszliśmy tu, aby rozmawiać akurat o Louis’ie?
            -TAK! – powiedzieli na raz, przez co cicho zachichotałem.
            -Jest szatynem. Ma niebieskie oczy… Boże, mógłbym przysiądz, że jak na nie patrzę, to się rozpływam. – rozmarzyłem się i dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem. –Znaczy nie! Ehm… po prostu ma ładne oczy…
            -Oh, Harry. Już i tak wiemy, że Ci się podoba. – droczył się ze mną Niall, ale tym razem postanowiłem się nie kłócić.
            -Opowiadaj dalej. – zachęcił mnie Liam.
            -No więc… jest starszy ode mnie o dwa lata, choć jest niższy.
            -O ile?
            -Siedemnaście centymetrów przecinek dwadzieścia sześć. – powiedziałem z ironią.
            -Oj no, na oko. Chcemy wiedzieć! – zagruchał Blondyn.
            -O niecałą głowę.
            -Okej. Co dalej?
            -Nic.
            -Jak to nic?!
            -Co mam Wam jeszcze powiedzieć?
            -Jak się poznaliście?
            -Chłopcy… proszę Was! Nie przyszedłem tu, aby o nim mówić.
            -My też Cię prosimy! Jesteśmy Twoimi przyjaciółmi, chcemy wiedzieć, kto będzie Twoim przyszłym chłopakiem. – odparł Niall, a we mnie zaczęło, aż się gotować. Już chciałem krzyknąć, kiedy Liam mnie wyprzedził.
            -Spokojnie! Niall, przestań! Żaden chłopak, dopiero go poznałeś, rozumiem. Ale i tak mógłbyś choć troszkę nam o nim zdradzić, hm?
            -Dobra. – burknąłem, po czym nabrałem powietrza do płuc, aby po chwili powoli je wypuścić i opanować emocje. –Tak więc… poznałem go przez przypadek, ponieważ skręcając w korytarz, zderzyliśmy się o siebie. Chwilkę porozmawialiśmy i się pożegnaliśmy. Potem czasem widywaliśmy się i zdarzyło nam się zamienić parę słów, ale że pracowałem, nie mieliśmy wiele czasu. Zaproponował mi spotkanie i podał mi swój numer, abym się odezwał, jak zechcę gdzieś wyjść.
            -I co? Byliście już gdzieś?
            -Nie.
            -Dlaczego?!
            -Napisałem do niego dopiero po kilku dniach, chciałem spotkać się z nim w sobotę, ale wyjechał na weekend do rodziny.
            -Cholera.
            -Innym razem. – puściłem im oczko, a oni uśmiechnęli się szeroko.
            -On Cię lubi, wiesz o tym, prawda?
            -Co? Nie, znowu zaczynacie?
            -Haz, on dał Ci swój numer, po tym jak zaproponował randkę!
            -Czasami, rozmawiając z Wami, czuję się, jakbym mówił do psa. – oboje wybuchli śmiechem, a ja tylko pokręciłem znacząco oczami.


____________________________________________

Jest źle! Bardzo źle! Za 2 tygodnie piszę egzaminy gimnazjalne, a za cholerę nic nie umiem! Na dodatek nauczyciele robią nam sprawdziany powtórzeniowe, więc mam więcej nauki, niż te trzy lata razem wzięte! Umieram x.x Niestety, nie mogę napisać, że zacznę publikować regularnie rodziały, gdyż udało mi się napisać tylko i wyłącznie powyższy wpis. Obiecuję, że po testach wezmę się w garść i zacznę nadrabiać, będę pisać codziennie i myślę, iż najpóźniej za miesiąc zacznę wstawiać posty. Mam nadzieję, że wytrzymacie i nie zniechęcicie się do kolejnej historii o Larry'm. Kocham Was. xx

PS. Zachęcam do klikania w rekację oraz byłabym bardzo wdzięczna za jakiegokolwiek komentarze, opinie. :)