piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 1 "95 days for love"




Louis lubił szkolne wycieczki. Uważał, że miały one same plusy. Zazwyczaj, po ich zakończeniu, jego przyjaciele i on byli jeszcze bardziej zżyci, a czasami nawet poznawał nowych ludzi, co również mu się podobało. Był raczej otwarty i towarzyski, ale nie miał potrzeby bycia popularnym. Akceptował swoje życie takim jakim było, choć czasami przyłapywał się na tym, że uważa je za trochę nudne. Miał 17 lat, był w drugiej klasie liceum, a nigdy nie przeżył wielkiej przygody miłosnej, nigdy nie upił się do nieprzytomności, nigdy nie miał kontaktu z narkotykami. Zdarzyło mu się wypić piwo czy dwa na małych imprezach jego kolegów, a pierwszego papierosa wypalił u Zayna na nocowaniu i jak się okazało był to pierwszy i ostatni raz. Miał dziewczynę w gimnazjum, na imię było jej Eleanor. Byli ze sobą kilka miesięcy, ale tak naprawdę ani on, ani ona, nie brali tego na poważnie. Louis często zastanawiał się czy coś było z nim nie tak, ale przecież nie wpadał w tarapaty i uważał na to co robi. Może po prostu musiał żyć dalej i poczekać, był młody, miał całe życie przed sobą.
Był początek czerwca, słońce świeciło coraz mocniej, ludzie woleli wyjść na świeże powietrze niż siedzieć w domu. Nauczyciele rozumieli to doskonale, dlatego zorganizowali wycieczkę szkolną dla wszystkich klas drugich. Za dwa dni, dokładnie o godzinie siódmej rano, cztery klasy miały spotkać się na parkingu przed szkołą i pojechać do niewielkiego miasteczka nad jeziorem. Louis już umówił się z Niallem i Zaynem, że będą razem w pokoju. Perrie, dziewczyna Zayna, uzgodniła z nim, że będzie mieszkać ze swoimi przyjaciółkami najbliżej pokoju chłopców jak się da.
Następnego dnia, popołudniu, Louis starał się pakować, lecz nie bardzo mu to wychodziło. Nigdy nie wiedział, co ze sobą zabrać. Jechał tylko na cztery dni, ale i tak panikował. Miał poznać bliżej swoich rówieśników, więc musiał się jakoś prezentować. Wybrał w końcu jedną parę czarnych, zwężanych spodni, dwie pary spodenek do kolan oraz kilka t-shirtów, oczywiście tych najnowszych, które były w najlepszym stanie. Uszykował kosmetyczkę, bieliznę, ładowarkę oraz potrzebne dokumenty i pieniądze. Był w pełni spakowany około godziny dwudziestej drugiej, ale raczej nie był tym zaskoczony. Poszedł wziąć prysznic, przejrzał jeszcze Internet i położył się do łóżka.

Dzień 1.

                Louis wstał o piątej czterdzieści i starał się robić wszystko szybko i skutecznie. Odświeżył się, ubrał, spakował do podręcznego plecaka wodę, banana i słuchawki, zjadł czekoladowe płatki z mlekiem i wyprowadził psa. Był zmęczony, ponieważ spał krótko, a nadmierna ekscytacja wycieczkami szkolnymi minęła mu pod koniec gimnazjum. Miał nadzieję, że uda mu się zdrzemnąć podczas jazdy autokarem.
Około szóstej trzydzieści ubrał swoje czarne trampki, założył plecak i zawiesił na ramię torbę z ubraniami, po czym wyszedł, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Zawsze starał się być na czas, lecz nawet kiedy specjalnie wychodził wcześniej, autobus spóźniał się lub okazywało się, że chłopak czegoś zapomniał i musiał się wracać. Tym razem było podobnie i Tomlinson znalazł się na parkingu szkolnym kilka minut po siódmej. Na jego szczęście, nie tylko on był spóźniony, więc nie przejmował się tym tak bardzo. Odnalazł w końcu swoich przyjaciół i ustawił się przy nich w coś, przypominającego szereg.
                -Cześć – przywitał się z Niallem i Zaynem na co oboje chłopcy uśmiechnęli się promiennie.
                -Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz. – zażartował Niall.
                -Sprawdzali obecność?
                -Jeszcze nie, będą sprawdzać w autokarach. Jak tam? Masz wszystko? – dołączył do rozmowy Zayn.
                -Tak myślę. Jest już Perrie?
                -Tak, poszła do toalety z Jade, jak wszyscy wrócą to jedziemy.
                -Ok, już chce iść spać.
                -Oh Lou… zapomniałeś, że siedzisz ze mną. – powiedział Niall z uśmieszkiem.
                -Błagam Cię, jestem zmęczony, a nie chce do końca dnia chodzić padnięty.
                -No dobra, dam Ci trochę czasu.
                -Dziękuję najwspanialszy. – Louis zaśmiał się i ruszył w stronę, otwierających się drzwi autobusu.
                Po ponad dwóch godzinach jazdy, wszyscy uczniowie i nauczyciele ruszyli do domków letniskowych. Każdy domek miał cztery pokoje 3-osobowe, dwie łazienki i jedną kuchnię. Wszystko wyglądało na raczej zadbane i ładne, więc Louisowi już zaczynało się podobać. Lubił taki klimat, mógł wtedy odpocząć od głośnego miasta, w którym przecież mieszkał większość swojego życia.
Chłopcom udało się dostać pokój obok Perrie i jej przyjaciółek, więc  Zayn był od początku w dobrym humorze. Niall marudził, że jest głodny, a Tommo zastanawiał się czy pozostałe dwa pokoje zostały zajęte przez osoby, które zna.
                -Niall, jak myślisz, kto mieszka na górze?
                -Skąd mam wiedzieć? Idź i sprawdź.
                -Nie, wyjdę na idiotę. – odburknął cicho.
                -Niby dlaczego?
                -A co byś pomyślał o osobie, która weszłaby nagle do naszego pokoju, pytając czy się znamy?
                -Umm… no dobrze, masz rację. Która godzina?
                -Dochodzi dziesiąta, a co?
                -Mamy wolne do jedenastej?
                -Tak, potem idziemy na ognisko.
                -Oo, będzie jedzenie?
                -Zapewne. – odpowiedział rozbawiony Louis. Reakcje Nialla na jakiekolwiek jedzenie, kiedy był głodny, budziły śmiech chyba u wszystkich ludzi, które były w pobliżu chłopaka.
                O jedenastej wszyscy udali się w miejsce, gdzie odbywają się ogniska. W ciągu wycieczki miały odbyć się dwa – powitalne i pożegnalne. Było dość ciepło, wiał delikatny wiatr, lecz słońce było zasłonięte przez duże, białe chmury. Louis uważał, że była idealna pogoda na ognisko, chociaż wolałby, aby był wieczór.
Wszyscy rozsiedli się na drewnianych ławeczkach, pniach lub na trawie dookoła palących się gałęzi. Stworzyły się grupki uczniów, w których skład wchodzili zazwyczaj bliscy przyjaciele, ale Louis zauważył też, że kilka osób zapoznaje się od nowa i uznał, że to miłe. Ludzie w jego szkole byli naprawdę życzliwi i bardzo cieszył się, że wylądował tu, a nie gdzie indziej. Przyglądając się tak, nie zauważył, że odciął się od swojej grupki. Niall, Zayn i dziewczyny zacięcie o czymś dyskutowali, a Tomlinson siedział na uboczu i obserwował innych. Nie przeszkadzało mu to, czasem wolał po prostu pomyśleć w spokoju.
Nagle zauważył drugą parę nóg obok swoich, więc podniósł ociężale głowę, aby zobaczyć kto postanowił mu potowarzyszyć. Był to jego kędzierzawy kolega, z którym miał j.angielski, jednak nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek zamienili ze sobą słowo.
                -Cześć. – powiedział, uśmiechając się, a w jego policzkach zrobiły się dwa dołeczki, które Louis od razu uznał za urocze.
                -Hej. – odpowiedział i również uniósł kąciki ust do góry.
                -Trochę nudno, hm?
                -Może… ale nie narzekam.
                -Jestem Harry. – przedstawił się i podał rękę chłopakowi.
                -Louis. – odpowiedział, znowu się uśmiechając i ściskając delikatnie dłoń towarzysza.
                -Wiem, mamy razem angielski.
                -Mhm, kojarzę Cię.
                -Ciekawe, że dopiero teraz rozmawiamy.
                -Co w tym ciekawego?
                -Mamy ze sobą lekcje od roku, pięć razy w tygodniu…
                -To normalne w tych czasach. Ludzie udają, że się nie znają, bo tak jest łatwiej.
                -Łatwiej?
                -Nie zauważyłeś tego?
                -Czego?
                -Ludzie, kiedy poznają na początku grupkę osób, z którymi się zaprzyjaźniają, zazwyczaj nie mają potem potrzeby rozmowy z innymi.
                -Nie wydaje mi się.
                -To jak wyjaśnisz to, że nie rozmawialiśmy przez rok?
                -Myślę, że ta potrzeba nadal jest tylko przyćmiewa ją fascynacja nowymi przyjaciółmi.
                -Może.
                -Też mam grupkę przyjaciół, a jednak zdecydowałem się usiąść obok Ciebie. – powiedział, wywołując kolejny uśmiech Tomlinsona.
                -Coś w tym jest. – odparł.
                -Dlaczego nie spędzasz czasu ze swoimi znajomymi? – zapytał po chwili Styles.
                -Nie wiem… po prostu się zamyśliłem.
                -Pokłóciliście się?
                -Nie, nie, w żadnym wypadku. Czasami mam takie chwile, kiedy się odcinam i wszyscy raczej się do tego przyzwyczaili.
                -Dużo rozmyślasz.
                -Nie zaprzeczę.
                -To raczej… hmm nietypowe.
                -Dlaczego?
                -Spójrz na nich… wszyscy mają towarzystwo, rozmawiają, śmieją się, snują plany, a Ty jedyny wolałeś porozmyślać.
                -To źle?
                -Nie, wręcz przeciwnie. – kędzierzawy chłopak uśmiechnął się, na co Louis lekko się zarumienił. Polubił Harry’ego, był inny niż wszyscy. Nikt nie reagował na jego „zawiechy”, a nawet jeśli, to nie rozmawiał z nim o tym w ten sposób.
Chłopcy rozmawiali ze sobą jeszcze długo, opowiadali o swoim dzieciństwie, ulubionych bajkach, serialach i filmach, wspomnieli też o gimnazjum oraz wakacjach – tych co były i tych, które się zbliżają. Kiedy ognisko dobiegło końca, niechętnie się ze sobą rozstali, ale umówili się, że jeszcze wrócą do tej rozmowy. Dla Louisa mogła ona trwać wiecznie. 

Dzień 2.

                Wczoraj, po ognisku, nauczyciele zdecydowali się na spotkania klasowe. Oznaczało to, że popołudnie każda klasa spędziła osobno, grając w siatkówkę, przeciągając linę, bawiąc się w berka lub rozmawiając. Wczesnym wieczorem odbył się turniej piłki nożnej, w którym mogli brać udział wszyscy uczniowie. Louis uwielbiał nogę, więc nie potrafił odpuścić sobie gry, w szczególności, że dawno tego nie robił. Angażował się całym sobą, biegał, krzyczał i naprawdę dawał z siebie wszystko. Większość osób, które grało zachowywało się podobnie do niego. Louis nie był zdziwiony, uważał, że jeśli człowiekowi na czymś bardzo zależy, wystarczy, że zacznie brać w tym udział, a odlatuje.
Harry nie miał tak dużego talentu do tej gry, więc postanowił sobie odpuścić. Siedział na uboczu i obserwował mecz - piłkę, ruchy graczy, bramkarzy i Louisa. Oczywiście, nie wgapiał się w niego non stop, ale od czasu do czasu jego oczy same zatrzymywały się na chłopaku. Lubił go. Od samego początku uważał go za kogoś wartego uwagi. Często zgłaszał się na lekcjach, ale nie odpowiadał jak typowy kujon. Wykazywał się dużą wiedzą, ale nie były to książkowe definicje, a raczej własne przemyślenia. Widział jak Louis witał się ze swoimi przyjaciółmi, jak szczerze uśmiechał się do ludzi i jak słabo udawał, kiedy czuł się źle. Tak, Harry przyłapywał się na obserwowaniu Tomlinsona. Jednak, nie uważał tego za coś złego. Nie był obsesyjny, po prostu był ciekawy. Na dodatek musiał przyznać, że Louis był przystojny.
                Następnego dnia wycieczki od rana świeciło słońce i było gorąco. Po śniadaniu, opiekunowie powiedzieli, że wszystkie klasy pójdą nad jezioro i wygłosili kazanie na temat bezpiecznego pobytu nad wodą. Około dziesiątej trzydzieści wszyscy byli gotowi i ruszyli niedługą, leśną drogą w stronę zbiornika.
                Plaża była niewielka, lecz wystarczająco duża, aby pomieścić całą grupę. Niall, Zayn, Louis i dziewczyny rozłożyli się przy ścianie lasu, blisko jeziora. Perrie i jej chłopak od razu poszli do wody, nie szczędząc sobie czułości, ale nikomu to nie przeszkadzało. Louis uważał, że ta dwójka była dla siebie stworzona. Niall podjadał solone paluszki i prowadził ciekawą konwersację z Tomlinsonem na temat zmian, które nastąpiły w XXI wieku. Jade, Jessy i Leigh opalały się i nuciły ulubione piosenki.
Tak minęła godzina, aż Niall i dziewczyny zdecydowali się na kąpiel. Louis jednak wolał zostać. Lubił pływać, ale dzisiaj jakoś nie miał ochoty i nastroju na pluskanie. Rozłożył się na swoim ręczniku i przymknął powieki. Nagle poczuł jak na jego twarz spadają kuleczki piasku i lekko się skrzywił.
                -Oh przepraszam. – usłyszał głęboki głos i po chwili przypomniał sobie, że należy on do chłopaka, z którym wczoraj rozmawiał. Podniósł się i usiadł, krzyżując nogi, po czym przetarł buzię, aby pozbyć się piachu.
                -Nie szkodzi. – odparł i spojrzał na Harry’ego. Uśmiechnął się do niego i przesunął, robiąc mu miejsce.
                -Cześć. – powiedział po chwili, kiedy już wygodnie siedział.
                -Hej. – odezwał się Louis.
                -Świetnie grasz w nogę.
                -Oj tam, od razu świetnie.
                -Naprawdę!
                -Myślę, że normalnie.
                -Zdecydowanie się z Tobą nie zgadzam.
                -Przesadzasz.
-Trenujesz w jakimś klubie?
-Trenowałem rok w podstawówce i całe gimnazjum.
-A teraz?
-Teraz już nie.
-No tak, ale dlaczego?
-Nie wiem… w liceum jest mniej czasu, chyba wiesz co mam na myśli.
-Jasne, ale uważam, że dałbyś sobie radę.
-Może.
-Powinieneś znowu trenować.
-Pomyślę nad tym. – Louis naprawdę zamierzał się nad tym zastanowić. Nie powiedział tego na odczepnego. W sumie nigdy do końca nie przemyślał sprawy z trenowaniem. Podjął decyzje szybko i może trochę pochopnie. Przecież nadal kochał piłkę.
-Co sprawiło, że znowu wybrałeś mnie zamiast grupki przyjaciół? – zapytał Tommo po chwili ciszy, delikatnie się uśmiechając.
-Hmm… obiecałem, że znowu porozmawiamy, a więc jestem.
                -Oh, dotrzymujesz obietnic. Coraz bardziej mi imponujesz. – zaśmiał się Louis, a Harry po chwili mu zawtórował.
                -Dlaczego nie jesteś w wodzie? Znowu wolałeś porozmyślać?
                -Po prostu nie mam ochoty.
                -Rozumiem.
                -A Ty?
                -Hm?
                -Dlaczego się nie kąpiesz?
                -Wolałem Ci potowarzyszyć.
                -Oh... – Louis był nieco zaskoczony odpowiedzią chłopaka. Spodziewał się podobnego powodu do swojego.
                -Może się przejdziemy?
                -Myślisz, że nauczyciele nie będą mieli nic przeciwko?
                -Opalają się, korzystają z kilku dni wolnego. Coś czuję, że nawet nie zauważą.
                -W takim razie, z przyjemnością się przejdę. 

Dzień 3.

                Wystarczyły dwa dni, aby Louis był totalnie oczarowany Harrym. Oczywiście miał na myśli tylko przyjaźń, bo przecież Louis wolał dziewczyny. Chłopcy bardzo lubili ze sobą rozmawiać, ich pogawędki były zazwyczaj trochę inne od tych, które prowadzili ze swoimi przyjaciółmi. Często podejmowali tematy, które były małoważne, których nikt nigdy nie rozpatrywał tak dogłębnie. Obu chłopcom to się podobało, dlatego postanowili spędzać ze sobą więcej czasu. Następnego dnia, rano, kiedy był czas wolny między śniadaniem a wyjściem na pieszą wycieczką, Louis i Harry spotkali się nad jeziorem. Siedzieli na plaży i rozmawiali – o wszystkim, o tym, co im się przyśniło, o tym jak Niall pochrapywał, o tym jak przyjaciel Harry’ego, Liam, tęsknił za Danielle, która była w trzeciej klasie i nie mogła tu być. Były to zwykłe rzeczy, zachowania czy odruchy, jednak dzięki dwóm chłopcom stawały się one niesamowite i jakże ciekawe.
                -A co myślisz o rasistach? – zagaił Harry.
                -Nie mogę ich zrozumieć. Co złego jest w tym, że ktoś pochodzi z innego kraju?
                -Nic.
                -No właśnie. Zawsze denerwuję się, kiedy w moim towarzystwie ktoś obraża czy poniża innych ze względu na pochodzenie.
                -I co wtedy robisz?
                -Odchodzę.
                -Nic nie mówisz?
                -Po co? Co to zmieni?
                -Nie sądzisz, że mógłbyś ich jakoś przekonać?
                -Każdy ma swoje przekonania i poglądy. Ciężko jest kogoś przekonać do swoich, a poza tym akceptuje to, że inni mają odmienne zdanie.
                -No tak, ale to już nie odmienne zdanie, a coś, co obraża innych praktycznie bez powodu.
                -Okej, racja, ale nadal wolę po prostu odchodzić.
                -No ale Louis! Jak można na to pozwalać?
                -Widzisz? Ciężko jest mnie przekonać… Na tym to polega.
                -Nie. Jeśli uważasz, że Twoje przekonania są lepsze, nie dlatego, że tylko Ty tak myślisz, ale taka jest prawda, to należy o tym mówić.
                -Nie wiem.
                -Boisz się?
                -Słucham?
                -Czy boisz się ich reakcji, jeśli zaczniesz bronić tych obrażanych?            
                -Nie, myślę, że nie w tym tkwi problem.
                -A w czym?
                -Po prostu, po części nie obchodzi mnie ich zdanie. Co tak naprawdę zmieni to, że kilka niedouczonych chłopaków zacznie obrażać ciemnoskórego?
                -No jeśli robią to tacy ludzie, to nic.
                -No właśnie. Po co więc pakować się w dyskusje, z których mogą wyniknąć nieprzyjemne skutki?
                -Okej, ale jeśli robią to osoby z wyższej rangi?
                -Czy widziałeś inteligentną osobę, z wyższym wykształceniem, która obraża obcokrajowców?
                -Hmm… chyba nie.
                -A więc znasz odpowiedź. – Louis odpowiedział z uśmiechem, dumny z tego, że wygrał.
                -Ale zauważ, że tamci niedouczeni obrażają nadal niewinnego człowieka. – uśmiech z twarzy Tomlinsona zniknął i chłopak zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. Może Harry miał rację? Może powinien przestać uciekać i postawić się, aby nie dopuścić do nieszczęścia niewinnego człowieka?
Ostatecznie, wygrał Harry. Louis w ciągu kilku minut zmienił swoje poglądy, a przecież niedawno uważał, że takiego typy zmiany trwają kilka dni. Życie chłopaka z godziny na godzinę obracało się o kilka stopni.
                Wieczorem miało odbyć się pożegnalne ognisko. Zrobiło się zimno, ale nie padał deszcz, więc nadal było aktualne, tyle że nie wszyscy musieli iść. Louis został. Szwędał się po swoim domku, zdążył wypić dwie herbaty, po czym ubrał za dużą bluzę Zayna i wyszedł na powietrze. Usiadł na schodkach zamocowanych na niewielkiej werandzie i patrzył na źdźbła trawy, szyszki, korę i chodzące mrówki.
                -Louis! – usłyszał jak ktoś woła go z oddali, więc uniósł głowę i wypatrzył w półmroku Harry’ego, który stał kilkanaście metrów od jego domku. Louis uśmiechnął się, a chłopak zaczął się do niego zbliżać, aż w końcu znalazł się tuż obok.
                -Dobry wieczór. – powiedział z półuśmiechem Tommo.
                -Dobry wieczór.
                -Mieszkasz obok?
                -Owszem.
                -Och, czyli to przeznaczenie?
                -Nasze spotkanie?
                -A jakżeby inaczej. – zaśmiali się oboje cicho, patrząc przed siebie.
                -Lubię Cię. – wyszeptał, po dłuższej chwili ciszy, Harry.
                -Och, też Cię lubię, Hazz. – odparł od razu Louis, po czym zaprosił nowego przyjaciela do swojego pokoju. Usiedli na jednym łóżku, które należało do Tomlinsona.
                -Co czytasz? – zapytał kędzierzawy, wypatrując książkę, wystającą spod poduszki.
                -Właściwie, to jeszcze jej nie zacząłem.
                -W takim razie możesz mi poczytać. – zaproponował Styles, więc niebieskooki chwycił książkę i zaczął czytać.
Dzień 4.
                Nastąpił ostatni dzień wycieczki, jednak uczniowie mieli jeszcze kilka godzin, ponieważ wyjeżdżali dopiero o osiemnastej. Harry obudził się trochę później niż Liam i był w pokoju sam. Wtulił się mocno w kołdrę i przymknął powieki. Nie miał ochoty wstawać, było mu przyjemnie miękko i ciepło. Wiedział, że prawdopodobnie ominie go śniadanie, ale nie przejął się tym. Wolał spędzić ostatni dzień bez szkoły, wysypiając się.
Ponownie, kędzierzawy, obudził się przez pukanie do drzwi jego pokoju. Miał wrażenie, że przysnął tylko na chwilę, ale kiedy spojrzał na zegarek zorientował się, że minęły dwie godziny od śniadania. Wstał pospiesznie, ubrał t-shirt i otworzył drzwi. Przed nim stał jego nowy przyjaciel, Louis, na którego twarzy malowało się zniecierpliwienie. Wyglądał czarująco i Harry uśmiechnął się tylko i uchylił szerzej drzwi, wpuszczając chłopaka do środka.
                -Nie było Cię na śniadaniu.
                -Mhm.
                -Dlaczego?
                -Moja kołdra wytwarza zbyt silne pole magnetyczne. – odpowiedział Haz, na co Lou cicho się zaśmiał. Usiadł na skraju niepościelonego łóżka i położył obok siebie rogalika, owiniętego w serwetkę.
                -Pomyślałem, że możesz być głodny, więc przyniosłem Ci to. – wskazał brodą jedzenie.
                -Och, dziękuję. – odparł trochę zaskoczony Styles, siadając obok gościa. Chwycił rogalika, odwinął go i zjadł z apetytem. –Wybacz, że od razu go zjem…
                -Raczej pochłoniesz. – przerwał mu Louis, rozbawiony sposobem, jakim Harrym wpychał sobie do buzi pieczywo.
                -… ale miałeś rację, zgłodniałem. – dokończył chłopak, również się uśmiechając.
Chłopcy spędzili ze sobą jeszcze dwie godziny, rozmawiając i śmiejąc się, a potem Louis musiał iść do swojego pokoju. Nadszedł czas pakowania i sprzątania, więc w sypialni Tomlinsona, Nialla i Zayna panował mały zamęt.
                -Lou? – zaczął Niall, kiedy wyciągali papierki spod swoich łóżek.
                -Tak?
                -Co robiłeś dziś po śniadaniu?
                -Ymm…
                -I ostatnio często znikasz.
                -Poznałeś jakąś dziewczynę? Jak ma na imię? – zapytał Zayn, poruszając zabawnie brwiami.
                -Nie, nie, nie.
                -To z kim spędzasz tyle czasu?
                -Kojarzycie Harry’ego Styles’a? Ma z nami j. angielski.
                -Jako tako. – odparł Zayn.
                -Kilka razy z nim siedziałem. – powiedział Niall. –A co?
                -Ostatnio się zagadaliśmy i jest w porządku.
                -Lubisz go?
                -To źle?
                -Nie, co Ty. Z chęcią go poznamy.
                -Jest jeszcze Liam, jego przyjaciel. Jak chcecie to zaraz możemy do nich pójść.
                -Pewnie. – zgodzili się chłopcy i szybko dokończyli sprzątanie, a spakowane torby ułożyli przy drzwiach.
Jak się później okazało, cała piątka odnalazła wspólny język i chłopcy bardzo się polubili. Siedzieli razem przy stole podczas obiadu wraz z Perrie i jej przyjaciółkami.
Około osiemnastej, kiedy autokar był zapakowany, a lista uczniów sprawdzona, Harry wykorzystał moment, w którym Niall zagadał się z Liamem, a Zayn migdalił z Perrie i podszedł do Louisa.
                -Tak w ogóle, jak podobała Ci się wycieczka?
                -Nie było fajerwerków, ale nie narzekam, było ok. – odparł Lou z uśmiechem.
                -Mhm. – bąknął Styles.
                -Ale muszę przyznać, że bardzo się cieszę z pewnej rzeczy.
                -Z jakiej?
                -Że na ognisku postanowiłeś usiąść obok mnie, a nie ze swoją klasą. – zaśmiał się Tommo, a Harry od razu się rozchmurzył. 

__________________________________

Oto pierwszy rozdział nowej historii, którą wymyśliłam. Piszcie czy się podoba i czy kontynuować, jeśli nie to dawajcie nowe pomysły lub rady :) 
Jeśli będzie zainteresowanie to oczekujcie wkrótce następnego rozdziału, do później xx

1 komentarz: