sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 8.


Rozdział 8.
27. 08. 2011r.

*Harry*

         Zamknięty w swoim mieszkaniu, siedziałem przed telewizorem. Nic do mnie nie docierało poza moim, małym, własnym światem rozpaczy. Oglądałem jakąś komedię, żeby polepszyć sobie humor. Miałem dość płaczu i smutku. W końcu chłopacy nie płaczą. Wmawiałem sobie te słowa, żeby się nie załamać… Chyba straciłem przyjaciela. Przyjaciela, którego nie kochałem jak przyjaciela. Który był dla mnie kimś więcej, kimś bez kogo po prostu byłem nikim. Boże… nawet moje myśli nie są normalne. Zaprzeczam sam sobie. Muszę skupić się na jednym albo najlepiej jak się czymś zajmę. Tylko, że jak pójdę do Nialla to od razu będzie pytał co się stało i nie da mi spokoju, dopóki mu wszystkiego nie opowiem.  Zapewne Liam i Zayn dawno wiedzieli w jakim stanie zastał mnie blondyn. Nie miałem ochoty z nimi o tym rozmawiać. Chciałbym po prostu zapomnieć i żyć dalej. Ale jak jak do cholery mogę zapomnieć o Louisie?! O osobie, która tak niesamowicie na mnie działa. Sam jego wzrok, uśmiech, sprawia, że zapominam o całym świecie. Będzie ciężko… Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
         -Harry? Harry otwórz. Wiem, że tam jesteś! – odezwał się Niall, po dłuższym czasie nie otwierania mu dzrwi. Siedziałem cicho, ale błękitnooki nie dawał za wygraną. Poszedłem więc i wpuściłem go do srodka.
         -Proszę Cię! Nie rób tak więcej. Myślałem, że coś Ci się stało!
         -Niezły pomysł. – przyznałem Niallowi z uśmiechem.
         -Harry!
         -No uspokój się. Przecież nic mi nie jest. Jestem caly i zdrowy. – zapewniłem.
         -Co… co to wczoraj było? – tego się obawiałem.
         -Nic takiego. – uśmiechnąłem się promiennie. Jednak blondas wiedział, że to sztuczny uśmiech, bo zrobił minę w stylu „Are you kidding me?”
         -Niall… proszę. Chociaż nie dzisiaj.
         -To powiedz przynajmniej o co lub kogo chodzi?
         -Nie.
         -Dlaczego?
         -Bo nie.
         -Harry! Doprowadzasz mnie do szału! Aaa… ktoś o tym wie? – milczałem. – Ukochany przyjaciel Lou wie?
         -Nie mam takiego przyjaciela. – wykrztusiłem i rozpłakałem się. Te słowa kosztowały mnie więcej bólu niż pożegnanie z Louisem kilka lat temu.
         -Harry… przepraszam.. Ja… nie wiedziałem. – pokiwałem wyrozumiale głową, żeby był pewny, iż się na niego nie gniewam. Podszedł do mnie i natychmiast mocno przytulił.

*Liam*

            Z tego co opowiedział mi Niall wczoraj i dzisiaj z Harrym nie było najlepiej. Musieliśmy coś wymyślić, bo tak nie może być. Loczek ciągle dostaje w dupe. Przecież nic złego nie zrobił. Nie jest oczywiście święty, ale to nie powód, aby tak go karać. W końcu są ludzie, którzy robią okropne rzeczy, a wiodą szczęśliwe życie. Jak to jest? Nie powinno być na odwrót? Denerwowało mnie to strasznie. Na dodatek to musiało być naprawdę bolesne. Harry tak kocha Louisa… ale skąd on ma o tym wiedzieć?
Zadzwoniłem do Zayna, bo tylko on jeszcze nie wiedział o tej historii.
            -Cześć Liamku. – odezwał się radosny głos w słuchawce.
            -Hej Zayn. Musimy pogadać.
            -Mam przyjść?
            -Tak by było najlepiej. Chodzi o Harrego.
            -Zaraz u ciebie będę. – zacisnałem czerwoną słuchawkę, po czym wykręciłem numer Nialla, żeby też przyszedł. Musieliśmy ustalić co zrobić. Wymyślić jakiś plan.
            Po 15 minutach  Zayn i blondyn już u mnie byli. Usiedliśmy na kanapie w salonie i opowiedzieliśmy wszystko Malikowi. Był zaskoczony. Myśleliśmy co z tym zrobić, ale nikomu nic nie przychodziło do głowy. Po kilkunastu minutach namysłu Niall wpadł na jakiś pomysł.
            -Chłopaki, a może po prostu pójdziemy o tym pogadać z Lou?
            -Będzie chciał mówi? – zapytał mulat.
            -Myślę, że nie jest na tyle głupi, aby teraz wszystkich od siebie odrzucał. – odpowiedziałem. – To jest dobry pomysł Niall. – uśmiechnąłem się delikatnie.
            -Inaczej nic nie zdziałamy, bo Hazza jest nieugięty z tego co słyszałem. – powiedział Zayn.
            -To idziemy do niego?
            -Mhm. Yeaach.

*Louis*

         Snułem się po domu i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W nocy się nie wyspałem. Tak właściwie to prawie w ogóle nie spałem. Źle mi było, że postąpiłem tak wobec Harrego. Jeszcze nigdy się z nim nie pokłóciłem. Wczoraj słowa same wylatywały mi z ust. Nie mogłem tego opanować. Do końca dnia byłem zszokowany tym, że byłem w stanie powiedzieć coś takiego. Ale to o czym poinformował mnie Styles rozerwało mnie od środka. Nie chciałem mu ze wszystkich sił wierzyć i dlatego tak zareagowałem. Oczywiście, to mnie nie usprawiedliwia. Chyba muszę go przeprosić. Nie wiem czy będzie chciał mnie słuchać, ale muszę spróbować. Nie mogę go stracić. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. W progu zastałem Liama, Zayna i Nialla. Mogłem się tego spodziewać. Wpuściłem ich do środka i usiedliśmy w dużym pokoju.
         -Lou, więc tak. Zastałem wczoraj Hzze w strasznym stanie. Przyszedł do domu caly zapłakany. Prawie zemdlał mi w ramionach i nie chciał nic jeść. Nie powiedział mi o co chodzi, ale z naszej rozmowy wywnioskowałem, iż chodzi o Ciebie. Gdy tylko wymieniłem Twoje imię ponownie się rozpłakał. Teraz więc nie owijaj w bawełnę tylko mów co się stało. – słowa Nialla były szczere, lecz zadały mi wiele bólu. Sprawiłem, że Harry płakał. Okropny ból rozlał mi się po klatce piersiowej. To zdecydowanie nie było miłe uczucie. Teraz mi zachciało się płakać. Szczerze mówiąc, to co powiedział blondyn zadało mi więcej cierpienia niż to, że Eleonor mnie zdradziła. Sam nie wiem dlaczego, ale nie panowałem nad tym.
         Z bólem opowiedziałem wszystko chłopcom. Było mi ciężko o tym tak po prostu mówić, więc co jakiż czas byłem zmuszony do kilkusekundowej przerwy. Gdy tylko skończyłem mówić, schowałem twarz w dłoniach i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem.
         -Ja… ja naprawdę nie chciałem… żeby… tak wyszło. Prze… przepraszam. – wydukałem płacząc. Chlopcy wstali i przytulili mnie do siebie. Jestem im strasznie wdzięczny, że mimo tego co zrobiłem Loczkowi nadal przy mnie byli.
-Nie nas powinieneś przepraszać. – powiedział cicho Liam.
         -Wiem. Ja wiem. – wykrztusiłem tylko i na dobre się rozpłakałem.

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 7.


Rozdział 7.
*Louis*

            Usiadłem właśnie na tarasie, żeby odpocząć. Niedawno wróciłem z wesołego miasteczka z Eleanor. Byliśmy też trochę u mnie i wyszła jakieś pół godziny temu. Chyba jeszcze nie zdążyłem Wam opowiedzieć o mojej dziewczynie. El była modelką. Może nie jakąś bardzo znaną, ale piękną. Miesiąc temu podpisała kontrakt i gra w filmie. Byłem z niej taki dumny. Niby modelka, a tu proszę! Ktoś zapragnął, aby zagrała drugoplanową bohaterkę. Przez to mieliśmy mniej czasu dla siebie, więc korzystaliśmy z każdej wolnej chwili. Dzisiaj miała wolne przedpołudnie, toteż postanowiliśmy spędzić je na karuzelach i kolejkach. Było naprawdę miło. Szkoda, że tak krótko. Jednak podczas zabawy czasem odczuwałem, że czegoś mi brakowało. Może nie czegoś tylko kogoś? Sam nie wiem… trochę mnie to męczyło, ale dało się żyć. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. Gdy zobaczyłem, że dzwoni Harry, strasznie się ucieszyłem. Nie mam pojęcia czemu zareagowałem, aż tak bardzo entuzjastycznie. Kiedy usłyszałem jego głos zrobiło mi się tak miło. Jednak, gdy okazało się, iż jest coś nie tak, nie było już tak fajnie. Nie wiedziałem o co chodzi, lecz po głosie chłopaka mogę uznać, że było naprawdę źle.

*Harry*

         Ubrałem buty i jak najszybciej ruszyłem w stronę domu Louisa. Szedłem i rozmyślałem co mu powiem. Naprawdę jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Bałem się jego reakcji oraz tego jak to przeżyje. Tym razem wybrałem inną drogę, bo bałem się zastać na poprzedniej Eleanor. Czułem się bezradny, powoli zaczynałem panikować. Mam nadzieję, że Lou nie wyżyje się na mnie, po tym co mu powiem. 
         Zadzwoniłem do drzwi i po kilku sekundach Lou wpuścił mnie do środka. Był nieco zmieszany i zmartwiony. Zdjąłem buty i udałem się do dużego pokoju. Klapnąłem na kanapie i próbowałem uspokoić tętno.
         -Usiądź – odezwałem się. Louis posłusznie usiadł obok mnie.
         -O co chodzi? Co się stało? – dopytywał się.
         -Lou… tak ciężko mi o tym mówić. – moje ręce były już mokre od potu.
         -Nawet mnie?
         -Zwłaszcza Tobie. – zmieszany spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
         -Widziałeś się dzisiaj z Eleanor? – zapytałem niepewnie.
         -A co to ma do rzeczy? – był zaskoczony moim pytaniem. Nie wiedząc, co powiedzieć powtórzyłem pytanie.
         -Tak. Byliśmy w wesołym miasteczku, a potem przyszliśmy tutaj. Jakąś godzinę temu wyszła. Odpowiesz mi teraz na moje pytanie?
         -Mówiła Ci gdzie idzie?
         -Harry! O co chodzi?! – był zirytowany.
         -Lou… proszę, odpowiedz mi. Zaraz Ci wytłumaczę
         -Dobrze. Więc… El mówiła, że idzie gdzieś z jakąś koleżanką. – tego się obawiałem. Kłamstwo. Okłamała go.
         -Obawiam się, że to nie była koleżanka, Lou.
         -Co takiego? – wziąłem kilka głębokich oddechów.
         -Widziałem ją jakieś 20 minut temu.
         -I co?
         -Nie była z koleżanką. – nadal nie rozumiał. – szła u boku jakiegoś kolesia…
         -Może razem szli po Rose?
         -Louis… oni się całowali ! – nie wytrzymałem. Po prostu te słowa same wyleciały mi z ust. Chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczami. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł nic wykrztusić. Przybliżyłem się do niego i przytuliłem, chcąc go pocieszyć. Jednak on odepchnął mnie tylko.
         -Harry, dlaczego mi to robisz? – spojrzałem na niego z zaskoczeniem. – Pytam dlaczego?! Co ja Ci zrobiłem?! – wykrzykiwał te słowa, a mnie zatkało.
         -Lou… uspokój się. Ja… ja…
         -Co Ty ?! Ja rozumiem, że Cię skrzywdziłem, ale musiałem wyjechać! To nie zależało ode mnie! Też straszni to przeżyłem! Nie mogłem się bez Ciebie odnaleźć. Myślisz, że tylko Ty cierpiałeś?! Dlaczego rujnujesz mi życie w taki sposób? - jego słowa mnie zabolały. Każde słowo, wydobywające się z jego ust krzywdziło mnie coraz bardziej.
         -O czym Ty do cholery mówisz? – wstałem. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. – Szedłem ulicą i zobaczyłem jak Twoja dziewczyna całowała i obmacywała z jakimś kolesiem!
         -Jak możesz mnie tak bezczelnie okłamywać?! – wrzeszczał jak opętany. Nie wierzył mi. Zamurowało mnie całkiem. Mój najlepszy przyjaciel… nie uwierzył mi. Zrobiło mi się słabo, lecz wmawiałem sobie, że muszę być silny. Widząc, jego złowrogie spojrzenie wypelnił mnie ogromny smutek. Myślałem, ze się po prostu załamię. Łzy napłynęły mi do oczu. Czując, że zaraz pojedyncza łza spłynie po moim policzku odwróciłem się i wyszedłem z mieszkania. Usłyszałem tylko, jak Lou zatrzaskuje mocno drzwi. To był koniec. Koniec naszej przyjaźni, która najwidoczniej nie była prawdziwa.

*Niall*

            Robiłem sobie w kuchni coś do jedzenia, kiedy usłyszałem kroki na klatce schodowej mojej i Harrego. Zapewne Loczek skądś wracał. Otworzyłem drzwi wejściowe, chcąc się z nim przywitać, bo strasznie mi się nudziło i nie mogłem uwierzyć właśnym oczom. Hazza cały zapłakany i blady pokonywał ostatnie schody, prowadzące do jego drzwi. Zauważył mnie i stanął naprzeciwko mnie, chowając twarz w dłoniach. Podbiegłem do niego prędko i przytuliłem do siebie. Jego serce waliło jak oszalałe. Zaprowadziłem go do siebie i usadziłem na krześle w kuchni. Podałem mu kilka chusteczek i przyrządziłem każdemu z nas kanapkę. Uspokoił się trochę, lesz odsunął talerz z jedzeniem. Nie mogłem patrzeć, jak biedak cierpi.
            -Harry, co się stało? – pokiwał tylko przecząco głową. Szepnął ciche dziękuję, wstając i wyszedł z mojego mieszkania, kierując się do swojego. Potrzebował chwili dla siebie. Musiał się uspokoić i pewnie przemyśleć to co się stało. Za jakiś czas spróbuję coś od niego wyciągnął. Na pewno go tak nie zostawię. Nigdy w życiu.

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 6.

Heej :))
Mam do Was prośbę, a mianowicie, jeśli jest ktoś kto to czyta to zostawcie po sobie jakiś komentarz. Jest to dla mnie bardzo ważne. Dziękuję z góry ;*












Rozdział 6.

*Zayn*
            Wracałem właśnie u boku July z baru. Było około osiemnastej, więc za niedługo słońce zajdzie. Nasze spotkanie uważam za bardzo udane. Buzie nam się nie zamykały, ciągle mieliśmy sobie coś do powiedzenia. Szatynka opowiedziała mi o prawie całym swoim życiu. Nie będę teraz przedstawiał Wam jej wszystkich spraw, gdyż było tego stanowczo za dużo. Jednak po tej randce (bo chyba tak to mogę nazwać) poznałem szczególnie jej charakter i osobowość. Była miłą, wrażliwą, mądrą, uroczą, choć czasem niegrzeczną dziewczyną. Mógłbym jeszcze wiele o niej powiedzieć, lecz nie chcę zanudzać. Jasno mówiąc, stała się dla mnie kimś ważnym w dwa dni, co jest zaskakujące. Zazwyczaj byłem nieufny, a ja otworzyłem się przed nią i również opowiedziałem jej o sobie. Byliśmy sobą oczarowani… takie przynajmniej dawała mi sygnały.
            Idąc obok niej, słońce zaczęło się zniżać. Przypomniałem sobie z jakim zachwytem wcześniej opowiadała mi o zachodach. Szepnąłem jej tylko, żeby ze mną poszła i chwyciłem jej dłoń, zaczynając biec. Zaczęła się śmiać, a w jej oczach dało zauważyć się radość. Nie pytała dokąd biegniemy… zaufała mi. Chciałem przeżyć z nią nasz pierwszy zachód słońca w pewnym miejscu, które było dla mnie rajem.

*July*
            Biegłam właśnie ulicą, trzymając dłoń Zayna. Nie wiem dlaczego, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Nie miałam pojęcia, gdzie zmierzamy. Byłam strasznie ciekawa, dokąd mnie porywa.
            Zwolniliśmy i chłopak zakrył mi oczy, prowadząc do przodu. Szliśmy kilka minut i zaczynałam się niecierpliwić.
            -Kiedy będziemy na miejscu? – zapytałam z uśmieszkiem na twarzy
            -Już za chwilę, moment.
            -No ale… - przerwał mi jego śmiech. Uwielbiałam słuchać jak się śmiał. Był taki słodki i pocieszny. Po chwili stanęliśmy i Zayn wziął dłoń z moich oczu. Stanął obok mnie, jednak nadal nie unosiłam powiek do góry.
            -Już. – szepnał mulat. Moim oczom ukazało się coś wspaniałego. Byłam w miejscu, którego chyba nigdy w życiu nie widziałam. Staliśmy nad doliną, gdzie rozlegało się niewielkie jezioro, a wokół nas znajdywał się las. Dało usłyszeć się śpiew ptaków i szum drzew. Było cudownie! Obróciłam się do Zayna z pytającym wyrazem twarzy.
            -Chciałem, aby nasz pierwszy Zachów słońca był oryginalny. – uśmiechnął się zadziornie, po czym usiadł na trawie. Usiadłam więc obok niego i nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam oczarowana tym miejscem, a jeszcze bardziej tym niesamowitym chłopakiem.
            -Jest cudownie. – wyszeptałam i oparłam głowę o ramię mulata. Ten objął mnie ramieniem w wpatrywaliśmy się w czerwone niebo. Lepiej być nie mogło.

*Harry*

         Ubrałem się i zszedłem na dół. Zrobiłem sobie śniadanie. Nie mogłem przestań myśleć o tym jak Lou przyprowadził do mnie tą dziewczynę. Właściwie była miła, ale… ja pierdole! Dlaczego on nie umie czytać w myślach?! Ja już nie wytrzymuję. Ciągle coś się pieprzy. Jeszcze ten sen, który doprowadził mnie do takiego stanu. Muszę się w końcu opanować. Louis to mój przyjaciel i nic więcej. Myślę, że unikanie go nic nie da, więc powinienem spędzać z nim dużo czasu. Jak przyjaciel z przyjacielem. Traktować go jak kiedyś.
         Po śniadaniu udałem się na spacer. Chciałem się przejść, aby wyładować emocje, które jeszcze u mnie siedziały. Louis… nigdy nie przypuszczałem, że wróci. Tak bardzo za nim tęskniłem, lecz nawet nie przyszło mi na myśl, iż kiedyś go jeszcze zobaczę.
Przez Eleanor mam do niego ograniczony dostęp. Chodzi o to, że nie mogę z nim o każdej porze swobodnie porozmawiać. Kiedyś dzwoniliśmy do siebie nawet w nocy, jak któryś z nas nie mógł np. zasnąć. Był dla mnie oparciem, kimś bardzo potrzebnym. Bez niego czułem pustkę i przez kilka tygodni nie mogłem spać. Pogodziłem się z tym, że nigdy z nim nie będę, więc łatwiej było mi się z nim przyjaźnić. Teraz, gdy zobaczyłem go w klubie… Boże… tego uczucia nie dało się opisać. Na dodatek jeszcze mnie przytulił. Podczas rozmowy z chłopakami też często mnie tulił lub dotykał, co mnie bardzo zaskoczyło. Mimo tego, mógłby nigdy nie przestawać. Przez jego zmianę czułem się przy nim inaczej. Nie jak przyjaciel z przyjacielem. Bałem się, że tym razem nie będzie tak łatwo.
         Szedłem chodnikiem w centrum miasta, gdy coś dziwnego mignęło mi przed oczami. Obróciłem głowę w tamtą  stronę i dosłownie mnie zamurowało. Nie mogłem iść dalej, zatrzymałem się i wgapiałem w coś co mnie po prostu zabolało. Nie mogłem uwierzyć. Przetarłem oczy, ale nadal to widziałem. Nie miałem pojęcia co postąpić w takiej sytuacji. Spanikowałem i szybkim krokiem pokierowałem się do mojego mieszkania.
Pełno myśli przelatywało mi przez głowę. Usiadłem zziajany w fotelu i myślałem co teraz zrobić. Zabolał mnie ten widok, bo nienawidzę, gdy ktoś mi bliski cierpiał. Uznałem mimo wszystko, że on musi się dowiedzieć. Musi Dię dowiedzieć pierwszy i ode mnie. Chociaż sam nie wiem. Bałem się ja cholera, ale wykręciłem numer w komórce i przyłożyłem ją do ucha.
         Louis? – powiedziałem, słysząc, że ktos odbiera.
         -Hej Harry. – ucieszył się, że do niego zadzwoniłem. Gdyby nie powód, z którego telefonowałem też bym się zapewne ucieszył. Jednak teraz nie potrafiłem się uśmiechnąć. Myślę, że Lou też nie będzie skłonny do uśmiechu, gdy się o czymś dowie.
         -Jesteś w domu?
         -Tak. Coś się stało? – wyczuł coś złego w moim głosie.
         -Musimy porozmawiać. – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie.
         -Czekam na Ciebie. – odłożyłem telefon i wyszedłem pośpiesznie z mieszkania. 

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 5.


Rozdział 5.
26. 08. 2011r.

*Susan*

         Dziś miałam spotkać się z Niallem. Tak bardzo cieszyłam się, że jesteśmy razem. Już od dłuższego czasu zwracałam na niego większą uwagę. Nie wiem jak opisać to co do niego czułam. Ten czas, kiedy go przy mnie nie było bardzo mi pomógł. Po przyjeździe byłam pewna, że to za nim tęskniłam najbardziej… i to Nialla tak mi brakowało.
         Blondynek otworzył mi drzwi. Gdy weszłam do środka musnęłam delikatnie jego usta na powitanie.
         -Cześć Kochanie. – uśmiechnęłam się. – Wypożyczyłeś ten film, o którym Ci mówiłam?
         -Oczywiście. Przecież obiecałem. – zaśmiał się wesoło.
Poszliśmy do salonu. Wszystko już było przygotowane. Na stoliczku stały dwa kieliszki, a obok butelka mojego ulubionego wina. Zauważyłam, ze chłopak bardzo się starał. Był taki ostrożny i delikatny. Jestem ciekawa, jak będzie się zachowywał za jakiś czas.
         Usiedliśmy na kanapie, gdy Niall włączył płytę. Wtuliłam się z niego, popijając małymi łyczkami wino. Już po chwili wciągnęłam się w film. Był ciekawy i dość nieprzewidywalny. Było to coś w stylu horroru romantycznego, więc co się dziwić, że sam wstęp już mi się spodobał. Nagle poczułam dłonie Nialla na moich plecach. Jeździł delikatnie palcami wzdłuż mojego kręgosłupa. Przeszły mnie przyjemne dreszcze i mimowolnie spojrzałam na chłopaka. Jego błękitne oczy były tak blisko. Czułam, ze się czerwienie… to było trochę krępujące. W końcu byliśmy ze sobą od wczoraj. Jednak odkąd się poznaliśmy było między nami coś… coś dziwnego, co nie dawało nam tego komfortu przy rozmowie. Oczywiście, gdy już się rozgadaliśmy to nawet noc, by nam nie wystarczyła i wszyscy świetnie o tym wiedzieli. Najgorsze były zawsze początki. Nie umieliśmy jakoś rozpocząć swobodnie rozmawiać. Myślę, że to skrępowanie było wywołane tym, iż od zawsze blondyn mi się podobał.
         Uśmiechnął się do mnie po chwili, a ja odpłynęłam. Nic już się nie liczyło poza nim. Mogłabym się tak w niego wgapiać godzinami. Byłam już w sty procentach pewna, że go kocham.



*Zayn*

            Siedziałem właśnie na leżaku, wygrzewając się na słońcu, kiedy usłyszałem dźwięk przychodzącego sms-a. Wstałem powoli i odczytałem treść wiadomości. Zdziwiłem się niesamowicie, gdy zobaczyłem, kto taki zapragnął mi coś przekazać. To July pyta co u mnie. Bardzo się ucieszyłem, że jednak o mnie pamięta. Ja oczywiście na śmierć zapomniałem, że taka dziewczyna podała mi swój numer i rozkoszowałem się głupi wspomnieniami. Odpisałem jej jak najprędzej i udalem się w stronę toalety z telefonem w dłoni. Wziąłem szybki prysznic… a July wciąż nie odpisywała. Postanowiłem do niej zadzwonić.
            -Halo? – odezwał się po chwili słodki głos w słuchawce.
            -Cześć. Tu Zayn.
            -Aa. Hej. – wyczułem, że się uśmiecha. – Wybacz, że nie odpisałam, ale nieoczekiwanie skończyły mi się pieniądze. – zaśmiał się.
            -Rozumiem. A może pójdziemy gdzieć spokojniej pogadać? – zapytałem.
            -No jasne. Powiedz tylko gdzie i o której. – zaskoczyła mnie. Nie wiedziałem, że tak łatwo się zgodzi.
            -Może do baru? Na rogu alei?
            -Dobrze. Za godzinę?
            -Jasne. – uśmiechnąłem się mimowolnie i grzecznie pożegnałem się z szatynką. Po jednej rozmowie w klubie wiedziałem o niej tyle rzeczy. Jej ulubiony kolor – brązowy, ulubiona piosenka – Ed Sheeran – Lego house, ulubione miejsce – „obojętnie gdzie, byle przy zachodzie słońca” i różne, podobne takie. Nie wiem czemu, ale te błahostki były dla mnie ważne. Traktowałem July jak dobrą koleżnką, gdyż na przyjaciółkę to chyba za wcześnie. Mimo, że wiedziałem tyle rzeczy o niej nie znałem dokładnie jej charakteru, osobowości. Wiedziałem na pewno, że jest bardzo miła i przeurocza. Równie dobrze mogła okazać się fałszywą, wredną suką. Ludzie są dziwni w tych czasach… ale nie przekonam się, póki nie zaryzykuję.

*Harry*

Obudziłem się cały spocony… a w szczególności mokre było moje krocze. Po raz drugi śnił mi się Louis, lecz dopiero teraz mój organizm zareagował w taki sposób. Może dlatego, że w śnie doszło do czegoś… co nigdy nie miało i nie będzie miało racji bytu.
„Wszedłem so pokoju Luoisa, leżał cały zapłakany na łóżku. Gdy mnie zobaczył od razu wstał i się do mnie przytulił. Zaczął szlochać, po czym opowiedział mi o śmierci jego ojca. Mówił z taki rozżaleniem. Zresztą się nie dziwiłem.. Ojca Lou potrąciła ciężarówka, którą prowadził pijany gnojek. Lamentował również o innych rzeczach. Tuliłem go do siebie i próbowałem uspokoić.
-Wiem, że to przeżywasz Lou. Też mnie to boli, ale już spokojnie. Wszystko dobrze.
-Właśnie, że nie jest dobrze, Harry! – wyrwał się z moich objęć i złapał za ramiona. – Nigdy już nie będzie!’
-Ale Lou! Uspokój się. Tak już jest. Ludzie umierają…
-Nie o to chodzi. – przerwał mi, uspakajać się trochę.
-To o co? – nie odpowiadał mi tylko spuścił głowę i wpatrywał się w moje, białe conversy. – Lou? – uniosłem ostrożnie jego czaszkę, aby na mnie spojrzał. –Co się stało? – patrzył na mnie, a ja już odpływałem w jego oczach i tym spojrzeniu. Zamiast mi odpowiedzieć zaczął mnie drastycznie całować. Czując przypływ energii popchnąłem go na łóżko i usiadłem na nim okrakiem. Pochyliłem się na jego twarzą i wróciłem do namiętnego całowania. Było mi tak przyjemnie. Dla mnie ta chwila mogła trwać wiecznie. Po ciele przeszyło mnie milion dreszczy, pod dotykiem Lou. Jeździł dłońmi po moim kręgosłupie, zatrzymał się na moim tyłku i zaczął go macać. Zerwałem z niego hamak, po czym on zwinnym ruchem pozbył się mojej. Przeturlał mnie, aby teraz on siedział na mnie. Zaczął całować mnie po czyi, więc odchyliłem głowę do tyłu, by miał łatwiejszy dostęp. Zjeżdżał ustami coraz niżej, aż dotarł do paska moich spodni. Spojrzał na mnie i ponownie wpił się wargami w moje usta. Jego dłoń zjeżdżała po torsie, zatrzymując się na moim kroczu.”
         Nie mogłem znowu myśleć o moim śnie. Na samą myśl robiło mi się gorąco, a moje przyrodzenie stawało się sztywne. Wstałem więc i poszedłem czym prędzej wziąć prysznic.

piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział 4.

Czeeść :3
Coś mam przeczucie, że nie mam talentu do pisania :c i przy okazji do myślenia... gdyż kolejny rozdział po przynajmniej 8 kom. wali mnie już. wybaczcie.
Miłego czytania :)















Rozdział 4.
25. 08. 2011r.

*Liam*

            Obudziłem się, leżąc obok jeszcze śpiącej Danielle. Gdy spała wydawała się taka bezbronna i delikatna. Mógłbyś się w nią wgapiać godzinami. Do końca życia będę dziękował Bogu, że mogłem spotkać tak wspaniałą dziewczynę.
            Zacząłem rozmyślać o wczorajszym wieczorze. Louis wrócił… to takie zaskakujące. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Pewnie on sam nie wiedział, że na jeszcze kiedyś spotka. Było widać, że strasznie się za nami stęsknił, a w szczególności za Harrym. Miło było patrzeć na radość, widniejącą na twarzy Loczka. Nie tą udawaną, lecz prawdziwą.
            Po godzinie rozmowy zauważyłem, że Lou trochę się zminił. Można powiedzieć, że wydoroślał, ale także zmienił swoje nastawienie do Hazzy. Kiedyś traktował go jak chłopak chłopaka, a wczoraj… często na niego spoglądał. Widziałem również, jak szeptał mu coś do ucha lub go przytulał, niejednokrotnie. Cały czar prysnął, kiedy opowiedział nam o swojej dziewczynie Eleanor. Nie żebym miał coś przeciwko, ale myślałem… miałem nadzieję, że może Harry… i Lou. Sam nie wiem co tym wszystkim myśleć. W każdym bądź razie obaj mogą na mnie liczyć i znajdą u mnie wsparcie.

*Louis*

            Po spotkaniu z chłopakami, od razu wróciłem do domu i zasnąłem. Rano obudziłem się z uśmiechem na twarzy. Nie spodziewałem się, że mogło spotkać mnie coś tak wspaniałego.
            Po śniadaniu nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc włączyłem telewizor. Pooglądałem przez godzinę Disney Chanel, a potem pomogłem mamie w rozpakowywaniu reszty rzeczy, które niedawno przyleciały. Przylatując to, wzięliśmy tylko nasz ubrania i kosmetyki. Resztę rzeczy mieli dowieść nam, wynajęci przez mamę pomocnicy.
            Opadłem na łóżko zmęczony. To całe układanie i sprzątnie było wykańczające. Leżąc, pomyślałem, że mógłbym odwiedzić Harrego. Jestem cieka jak urządził „nasze” mieszkanie.

*Harry*

Siedziałem przed telewizorem, kiedy dobiegł mnie dźwięk pukania do drzwi. Ogarnąłem się szybko i poszedłem otworzyć. Nie wiedziałem kto mógł o tej porze dobijać się do mnie. Liam był z Danielle, a Niall i Zayn ćwiczyli na siłowni. Otworzyłem drzwi i przede mną ujrzałem uśmiechniętą twarz Louisa. O matko! Jego oczy, jego twarz… gorąco. Po chwili zobaczyłem, ze trzyma kogoś za rękę. Zza jego pleców wyłoniła się ciemnowłosa dziewczyna.
         -Cześć. – powiedział Lou. – To jest właśnie Eleanor. – uśmiechnął się i wskazał na dziewczyną. Widać było, iż szatynka bała się trochę spotkania. Kąciki jej ust uniosły się ku górze, chcąc wyglądać przyjaźniej.
         -Hej. – powiedziała i wyciągnęła ku mnie dłoń. Patrzyłem się na nią jak otępiały i nie wiedziałem co zrobić. Czułem się głupio… wręcz beznadziejnie. Po kilku sekundach oprzytomniałem i uścisnąłem delikatnie rękę dziewczyny.
         -Cześć. Wchodźcie. – wydusiłem z siebie i zaprosiłem parę do środka. Nie zbyt wiedziałem co teraz zrobić. Chyba nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Poczułem się bezradnie, ale w końcu coś musiałem wymyślić.
         -Myślałe, że wpadnę na troszkę odwiedzić starego przyjaciela. – zaśmiał się Lou. –Chciałem Ci przedstawić moją piękność, więc zabrałem Eleanor. – dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka i uśmiechnęli się do siebie. Te jej rumieńce na twarzy, maślane oczka… zrobiło mi się niedobrze.
         -Fajnie, że przyszliście. – skłamałem. Wolałbym, aby sam Lou tu był! Boże… jaki ja jestem samolubny. Sam nie wiem czemu myślałem w ten sposób. W końcu Louis to tylko mój przyjaciel. – Chcecie coś do picia?
         -Nie, dziękuję. – odpowiedziała dziewczyna.
         -To… co robimy? – zapytał uśmiechnięty Lou.
         -Może jakiś film? – zaproponowałem to, bo nic innego nie przychodziło mi do mojej pustej głowy.
         -Jasne. – zgodzili się oboje.
Włączyłem jakiś film i usiedliśmy w trójkę na kanapie. Patrzyłem się tępo w telewizor. Nie mogłem skupić się na fabule filmu. Po pierwsze Lou siedział obok mnie, więc to większość wyjaśniało, ale jeszcze ta dziewczyna. Widziałem ich odbicie w ekranie. Lou bawił się dłonią sztynki, a ona trzymała swoje nogi na jego nogach. Czułem się przy nich skrępowany i niepotrzebny… jak trzecie koło u wozu. Chciałem, aby Lou był szczęśliwy, ale bolało mnie to wszystko. Nie mogłem patrzeć, jak śmierdziało od nich miłością.
         Po filmie rozmawialiśmy jeszcze trochę. El opowiedziała co chce robić w przyszłości. Myślała… sam nie pamiętam. Nie słuchałem jej. Czułem się fatalnie i nie mogłem się na niczym skoncentrować. Oczywiście, udawałem zainteresowanego i zadawałem przeróżne pytania, które i tak nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Około dziewiętnastej pożegnałem się z nimi. Zamknąłem drzwi i odetchnąłem z ulgą. Miałem dość jak na jeden dzień. Poszedłem do łazienki wziąć gorący prysznic. Przez cały czas myślałem o Louisie. Uczucie, którym niegdyś go darzyłem tak naprawdę nigdy nie zniknęło.  Wciąż go kochałem… ale co to zmieniało? Tyle co nic. Ubrałem się w bokserki i wszedłem do swojej sypialni. Ułożyłem się wygodnie na łóżku. Moje serce na nowo zaczęło pękać. Ból rozdzieral mnie od środka. Poczułem się jakbym nigdy już nie miałbym być szczęśliwy. Po moich policzkach zaczeły spływał łzy. Schowałem twarz w poduszce i zacząłem szlochać jak małe dziecko. Nie mogęłm nad tym zapanować. 

wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział 3.


Tym razem znowu tak szybko kolejny rodział. Drugi trochę (czyt. bardzo) mi nie wyszedł, więc próbowałam nadrobić to 3. Zapewne mi się nie udało.. No ale to nie moja wina, ze brak mi talentu :((
Miłego czytania w każdym bądź razie :3








Rozdział 3.

*Niall*

            Siedziałem sobie coraz bardziej spokojny i gawędziłem z Susan w najlepsze. Śmialiśmy się i wspominaliśmy nasze pierwsze spotkanie. Nagle Harry wstał i poszedł do baru, więc zostałem sam na sam z dziewczyną. Bałem się tego bardzo, ale jednak długo na to czekałem. Już od dawna pragnąłem powiedzieć coś Susan. To co do niej czułem mnie przerażało, ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Kiedy zostaliśmy sami pomyślałem, ze to najwyższy czas. Spuściłem głowę i wpatrywałem się tępo w podłogę… po chwili zebrałem się i spojrzałem w jej błękitne oczy.
            - Wiesz dlaczego tak często wspominam nasze pierwsze spotkanie? – nie odpowiedziała nic, tylko czekała, aż ją uświadomie. W tej chwili poczułem jak robi mi się gorąco. Sam nie byłem pewny, czy dobrze robię, mówiąc Susan o moich uczuciach. Nie miałem jednak siły dłużej czekać w niepewności. Dlatego musiałem dokończyć to co zacząłem :
            - Ponieważ to najpiękniejsze co mnie dotychczas spotkało. Gdy Cię ujrzałem od razu poczułem coś dziwnego… to skrępowanie, kiedy z Tobą pierwszy raz rozmawiałem. Nie mówiąc już o tym Twoim słodkim uśmiechu. Nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale od dłuższego czasu ciągle o Tobie myślę. Nie wytrzymuję już. Musiałem Ci to wszystko powiedzieć, gdyż nie mam siły ukrywać wciąż swoich uczuć. – skończyłem mówić, patrząc jej cały czas w oczy. Nie mogłem uwierzyć, że starczyło mi na to odwagi.
            - Ja… ja nie wiem co powiedzieć Niall. Ja…
            - Rozumiem, nie było tematu. – odwróciłem wzrok, aby nie mogla dostrzec mojego rozczarowania i smutku.
            - Niall. Spójrz na mnie. – podniosłem głowę i spojrzałem jej w oczy. – Ja… czuję to samo… - powiedziała to tak cicho, że ledwo to usłyszałem. Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała. Dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiałem jej słowa. Nachylilem się ostrożnie ku śniadej cery Susan i musnąłem jej wargi delikatnie. Dziewczyna pogłębiła pocałunek, co mnie trochę zaskoczyło, lecz również bardzo ucieszyło. To był najcudowniejszy pocałunek w życiu.

*Harry*

         Siedziałem przy barze i przyglądałem się chłopakowi. Rozmyślałem ciągle kto to mógł być, ale mój mózg był już tak zalany alkoholem, że nie funkcjonował normalnie. W pewnej chwili szatyn odwrócił twarz w moją stronę. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Zamurowało mnie totalnie. Kilka metrów obok siedział sobie Louis! Louis Tomillson! Po moim ciele przebiegły dreszcze. W jednej chwili miałem ochotę rzucić się na niego oraz uciec jak najdalej.
         Lou nagle wstał i zaczął iść w moją stronę. Na jego twarzy pojawił się ten słynny, przyprawiający mnie o zawroty głowy uśmiech. Zszedłem z krzesła i pozwoliłem mu się przytulić. Staliśmy tak chyba przez minutę, a moje serce waliło jak oszalałe. Mimo tego, pierwszy odezwałem się ja…
         - Lou, co tu robisz? I dlaczego się nie odzywałeś? – popatrzyłem w jego oczy, a moje nogi prawie ugięły się pod jego spojrzeniem.
         - Boże, Harry… tak dawno Cię nie widziałem. – cieszył ryjca jakby zobaczył tonę marchewek. – Mam Ci tyle do opowiedzenia. – Usiedliśmy obok siebie i jeszcze przez chwilę cieszyliśmy się sobą w ciszy. Jednak po minucie Lou przybrał poważniejszy wyraz twarzy.
         -Wróciłem tu wczoraj wieczorem. Przyjechałem z mamą i Eleanor. Mój ojciec… dwa tygodnie temu zmarł. Firma od razu straciła bieg i zbankrutowała. Nie sprzedawaliśmy tutaj domu, więc mieliśmy gdzie wrócić, toteż przylecieliśmy tutaj.
         - Oh, Lou. Tak mi przykro… - było mi go tak żal. Wiem, że był bardzo zżyty z tatą. Musiało mu być bardzo ciężko. Jednak ciekawiło mnie strasznie kim była ta dziewczyna. – a kto to Eleonor?
         - To moja dziewczyna. – uśmiechnął się. – Jest wspaniała. Jesteśmy ze sobą od czterech miesięcy. Polubiłbyś ją. No dobrze… dość o mnie. Opowiadaj co u Ciebie.
         - A nic specjalnego tak właściwie. Po staremu. – uśmiechnąłem się jak najlepiej potrafiłem. Nie byłem gotowy opowiedzieć o tym wszystkim Louisowi. Zwłaszcza jemu. W końcu to po jego wyjeździe nie mogłem normalnie żyć przez prawie rok. I jeszcze ta Eleanor…
         - A gdzie reszta chłopaków? - odwróciłem głowę w stronę naszego stolika i jak na zawolanie wszyscy się zebrali. Wziąłem więc ze sobą Louisa i poszliśmy w ich stronę. Wszyscy bardzo ucieszyli się na jego widok. Cala siódemka siedziała teraz razem. Tak powinno być zawsze.. Tylko Susan za bardzo nie znała Lou, ale można było zauważyć, że od razu go polubiła. Zresztą się nie dziwie. Rozmawialiśy wszyscy, śmialiśmy się i opowiadaliśmy o dóch latach, które spędziliśmy osobno, bez Lou.

*Louis*

            Siedziałem przy barze, rozmyślając o tym co będę tu robić. Nie miałem tu żadnych znajomych. Taak… była jeszcze Eleanor, ale on ateż miała swoje prywatne życie. Zastanawiając się tak, czułem na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłem głowę, a moim oczom ukazał się HARRY! Byłem zaskoczony jego widokiem, a tym bardziej uradowany. Oczywiście nie z powodu, iż będę miał kogoś do towarzystwa, lecz, że strasznie za nim tęskniłem. Był niegdyś moim najlepszym przyjacielem. Mam nadzieję, że odbudujemy nasze relacje. W koncu mieliśmy razem zamieszakć. Tak bardzo przeżyłem to rozstanie… Oczywiście też tęskniłem za pozostałymi, ale jednak to Hazza zawsze przy mnie był. Uwielbialiśmy spędzać wspólnie czas. Chyba najlepsze chwile przeżyliśmy, będąc sami, we dwoje. Nie byłem w stanie opisać szczęścia, które we mnie wstąpiło po ujrzeniu Harrego.