środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 11. 'We're looking for love'


Ależ Was zakoczyłam, co?! :D 
Tak właśnie! Dzisiaj dodaje 2 rozdziały na raz!
Mam nadzieję, że jakos tam trochę się cieszycie :p
Jednak, 12. rozdział pojawi się najwcześniej za tydzień, we wtorek lub środę.

Byłam bardzo wdzięczna, za komentarz od każdego czytającego. To dla mnie bardzo ważne. ♥






Rozdział 11.

            -Harry? – zapytałem do słuchawki telefonu.
            -Cześć, Lou. – przywitał się zachrypniętym głosem.
            -Wszystko w porządku?
            -Czemu pytasz?
            -Masz chrypkę.
            -Trochę się przeziębiłem, ale nic takiego mi nie jest.
            -Na pewno?
            -Tak, Lou. Wszystko okej.
            -No dobrze. Haz, dzwonie, bo chcę Cię przeprosić.
            -Za co?
            -Nie widzieliśmy się od dwóch tygodni.
            -Da się przywyknąć. – powiedział szorstko, a ja zaniemówiłem. Po chwili usłyszałem pikanie, oznaczające koniec naszej rozmowy.
Położyłem łokcie na blacie mojego biurka i oparłem twarz na otwartych dłoniach. Miałem tyle pracy, robiłem wszystko, co mogłem, a mój przyjaciel, do którego tak naprawdę czułem coś więcej, był na mnie zły. Przecież to nie moja wina, że przepisali na mnie kolesia z takim trudnym przypadkiem. Na dodatek on ciągle do mnie wydzwania. Wina jest jednak też po mojej stronie. Nie powinienem poświęcać tyle mojej uwagi mojemu klientowi. Tak, był poważnie chory, ale zbyt częste wizyta też były złe. Uzależniał się od mojego towarzystwo, to może się źle skończyć, ale ja już nic na to nie poradzę. Kiedy odmawiam spotkania, on popada w panikę, krzyczy i grozi, że się zabiję. Jako psycholog nie mogę na to pozwolić. Tak bardzo bym chciał, aby przydzielili go komuś innemu. Cholernie brakuje mi Harrego i nie widziałem go od ponad dwóch tygodni. Miałem tego dość i najchętniej rzuciłbym wszystko i pobiegł jak najszybciej do mojego ukochanego.
            -Louis? – zapytała osoba, wchodząca bez pukania do mojego gabinetu. Spojrzałem na niego, a moim oczom ukazał się sam James.
            -Cześć, Jam. Spotkanie mamy jutro, zapomniałeś? – zapytałem z troską i sztucznym uśmiechem na twarzy.
            -Tak, wiem, ale ja już nie mogłem wytrzymać.
            -To znaczy? Co się dzieję?
            -Nic. Znaczy… chciałem z Tobą posiedzieć?
            -James, wysłuchaj mnie. – podszedłem do chłopaka i chwyciłem jego dłonie.
            -Tak?
            -Nie możesz tak po prostu przychodzić do mnie, kiedy tylko chcesz. Mamy spotkania bardzo często.
            -Mówiłeś, że jesteśmy przyjaciółmi.
            -Owszem, ale ja pracuję.
            -Ale ja cierpię, kiedy Cię nie widzę. – zamknąłem oczy i skupiłem się, aby dobrać słowa jak najdelikatniej.
            -Kochanie, wiem, że Ci ciężko… ale tak nie można.
            -Jak to nie można? To nawet nie mogę porozmawiać z moim przyjacielem? Chyba, że mnie okłamałeś?
            -Oczywiście, że nie. Już, spokojnie, wdech wydech.
            -Nie uspokajaj mnie!
            -James, nie krzycz.
            -Bo co?
            -To bardzo brzydko krzyczeć na przyjaciela.
            -Nie masz nawet dla mnie czasu. – powiedział, a ja czułem jak zalewa mnie krew. Czasami już nie miałem siły na tego człowieka.
            -Pracuję. P. R. A. C. U. J. Ę.
            -Rozumiem.
            -Dlatego nie możemy widywać się codziennie. Przychodzisz do mnie trzy razy w tygodniu i to musi Ci wystarczyć.
            -Ale nie wystarcza.
            -Przykro mi, ale musisz się do tego zmusić.
            -Nie będę się do niczego zmuszać! Ty po prostu nie chcesz mnie widzieć! Ja tu czuję! Nie, ja to wiem! OKŁAMUJESZ MNIE! – zagrzmiał, a ja aż podskoczyłem.
            -Uspokój się.
            -NIE!
            -Wyjdź proszę.
            -Wyganiasz mnie?!
            -James. Masz iść teraz do domu i przemyśleć swoje zachowanie.
            -Moje zachowanie jest bardzo odpowiednie! Za to Twoje KARYGODNE!
            -Jeśli stąd nie wyjdziesz, zawołam ochroniarza.
            -Jeszcze mi grozisz?! Tak nie robię przyjaciele.
            -Zaraz mam klienta.
            -Kogo?
            -Nie znasz.
            -Oczywiście, że nie znam! Ukrywasz coś przede mną!
            -James, takie są zasady. Jestem psychologiem i każdy mój klient potrzebuje mojej uwagi. Muszę mieć czas dla wszystkich, więc doceń to, że poświęcam Ci go i tak za dużo.
            -ZA DUŻO?!
            -W sensie więcej niż dla innych.
            -Wcale tak nie powiedziałeś.
            -To miałem na myśli.
            -Nie prawda! – krzyknął i zamachnął się ręką, ale ja w odpowiedniej chwili mocno go chwyciłem.
            -Przestań.
            -NIE! ZASŁUŻYŁEŚ NA KARE! – wykręcił swoją dłoń z moich rąk i ponownie się zamachnął. Tym razem już nie zdążyłem i po chwili poczułem przeszywający ból, rozrywający moją klatkę piersiową. Ułamek sekundy, chwila nieuwagi, a ja już leżałem na podłodzie, zwijając się z bólu.

2 dni później – zakończenie roku szkolnego

            -Lou? – zapytał Harry, patrząc na mnie z niedowierzeniem. – Co Ty tu robisz?
            -Cześć, Haz. Przyszedłem po Ciebie. – uśmiechnąłem się, lecz chłopak spojrzał na mnie obojętnie i już chciał odejść.
            -Harry! Zaczekaj, proszę. – krzyknąłem, ale on mnie nie słuchał. – Błagam Cię, daj mi chociaż wytłumaczyć. – wszystko na nic. On już zniknął w tłumie absolwentów, nie dając nawet opowiedzieć mi o tym, co działo się z mojej pracy. Wiedziałem dobrze, że to nie było żadne wytłumaczenie, ale chciałem po prostu, aby wiedział, dlaczego nie mogłem się z nim spotykać.

***

            Kiedy zobaczyłem Louis pod moją szkoła, nie mogłem w to uwierzyć. Moje serce niezmiernie się radowało i kazało podejść do niego i mocno przytulić. Jednak, rozum uznał, że nie powinienem być tak ‘łatwy’. Tommo nie miał dla mnie czasu. Praca pochłaniała go całkowiecie… albo po prostu nie chciał spędzać ze mną czasu. Sam już nie wiedziałem, co było prawdą. Bałem się, że wolał spotykać się z innymi i tłumaczył się pracą. Może poznał nowego klienta, która okazał się gejem? Który jest ładniejszy, mądrzejszy, zabawniejszy i po prostu lepszy ode mnie? Przecież to nie trudne.
Wróciłem do domu dość późno. Było już po dwudziestej trzeciej. Udałem się z Niallem i Zaynem na kilka piw, aby zakończyć liceum małym toastem. W mojej głowie już delikatnie mi się kręciło, ale nie było aż tak źle. Przecież trzy piwa to nie dużo.
Wszedłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi, przekręcając zamek. Moja mama znowu wyjechała w delegację i wcale mi to nie przeszkadzało. Kochałem ją i to bardzo, ale wiadome było, że wolna chata było zawsze plusem.
Pokierowałem się do salonu i zacząłem przeszukiwać szafki z alkoholami. Miałem ochotę napić się choć trochę czegoś mocniejszego. Moje oczy napotkały Jack’a Daniel’sa, więc sięgnąłem go i nalazłem do małego kieliszka. Połknąłem zawartość, popijając szybko colą. Potem drugi, trzeci i czwarty bez jakiejkolwiek popitki. Napój już nie palił mojego gardła, tak jak na początku, więc wstałem, aby odłożyć colę do lodówki. Jednak mój plan się nie powiódł i mocno się zatoczyłem, opadając ponownie na kanapę, na której usiadłem przed zaczęciem picia. Roześmiałem się głośno, nie panując nad moimi emocjami. Sam do końca nie wiedziałem z czego się cieszyłem, ale było to niezłe uczucie. Abym mógł poczuć się lepiej, nalałem do pełna kolejny kieliszek i za jednym zamachem połknąłem całą zawartość. Zrobiłem to jeszcze trzy razy, aż w mojej głowie zaczęło wirować jeszcze bardziej. Po około dziesięciu minutach moje rozbawienie ustąpiło, a zastąpił je smutek. Zdałem sobie sprawę, że GO straciłem. Odepchnąłem Louisa, bo mnie ranił. Każdą odmową spotkania, każdym uśmiechem, każdym słowem. Kiedy go słyszałem w moim sercu wypalała się jeszcze większa dziura. Dlaczego? Bo słyszałem go tak rzadko. Prawie w ogóle.
Nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Był jakiś zniekształcony, ale uznałem, że to skutki zbyt wielkiej ilości alkoholu. Nie mogłem sobie poradzić z odczytaniem, kto do mnie telefonował, więc nacisnąłem tylko zieloną słuchawkę i przyłożyłem ją do ucha.
            -Słucham? – powiedziałem, wysilając się, aby zabrzmiało to normalnie.
            -Harry?
            -Tak, kto mówi?
            -Eee.. no to ja, Louis.
            -Aaa…
            -Wszystko ok?
            -Pewka.
            -Czy Ty jesteś pijany?
            -Skądże znowu! Jakie Ty głupoty pleciesz?
            -Gdzie jesteś?
            -W domku.
            -Sam?
            -Dokładnie.
            -Zaraz u Ciebie będę. Nie ruszaj się stamtąd.
            -Po co?
            -Po prostu na mnie poczekaj. – rozłączył się, a ja odłożyłem telefon obok, na łóżko. Znowu zacząłem się śmiać, a po chwili wybuchnąłem niepohamowanym płaczem. Chcąc jakoś temu zaradzić, sięgnąłem po kolejny kieliszek, i następny.
Nagle po całym mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do moich drzwi. Zbierając wszystkie siły, jakie mi jeszcze pozostały wstałem powoli i podszedłem, chwiejąc się, do ściany. Po omacku, choć z otwartymi oczami doszedłem do drzwi, przekręciłem zamek i nacisnąłem klamkę. Louis wtargnąłem do mojego pokoju, a ja odskoczyłem od drzwi i zatoczyłem się do tyłu prawie upadając. Na szczęście, w odpowiednim momencie, Tomlinson złapał mnie i przyciągnął do siebie. Nie panując nad tym, co robiłem, wtuliłem się w jego ciepły tors.
            -Harry, boże! Co Ty brałeś?
            -Nic. – wykrztusiłem zniekształcone słowo.
            -Piłeś?
            -Tyko troe.
            -Właśnie widzę. Już. Podnoś się, idziemy.
            -Nieeeeee. Jeteś taki miękki.
            -Przestań, jesteś totalnie pijany.
            -Co z tego?
            -Musisz się położyć.
            -Jeśli Ty poożysz się obok mnie.
            -Zdecydowanie potrzebujesz odpoczynku. Gdzie się tak urządziłeś? – zapytał, odrywając mnie od siebie i przekręcając tak, że złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą pomógł sobie, abym oplótł jego szyję.
            -Byłem z Niallem i Zaynem na piwie.
            -Jednym?
            -Na trzech.
            -To wszystko?
            -Tak jakby.
            -Harry!
            -No co?
            -Odpowiedz mi w pełni na pytanie.
            -Zajrzyj do salonu. – Lou zaprowadził mnie do dużego pokoju i posadził na kanapie, na której wcześniej piłem.
            -Boże, ile Ty tego wypiłeś?
            -Nie liczyłem.
            -Oszalałeś?
            -Może.
            -Po co?
            -Co po co?
            -Po co piłeś?
            -Bo tak mi się chciało. Nie udawaj, że Cie to obchodzi.
            -Harry, sprostujmy coś. – powiedział, kucając przede mną i łapiąc moją twarz w dłonie. – Może i nie będziesz tego jutro pamiętał, ale zrozum, że jesteś dla mnie cholernie ważny. Tak bardzo pragnę mieć więcej czasu, ale James… on wymyka się spod kontroli.
            -James?
            -Tak ma na imię ten klient…
            -który chciał się zabić dwa razy?
            -Tak.
            -Co takiego robi?
            -Ja nie mam już siły.
            -Co robi?
            -Nie mogę, Haz. Tak jak bardzo chcę Ci powiedzieć, tak bardzo nie mogę tego zrobić.
            -Idź już.
            -Słucham?
            -Idź stąd.
            -Jesteś pijany, chcę Ci pomóc.
            -Musisz stąd wyjść.
            -Harry, o czym Ty mówisz? – do moich oczu nalewało się coraz więcej łez. Czułem, jak zaraz wybuchnę ponownie płaczem, a tak bardzo nie chciałem, aby Lou musiał to oglądać. Moje emocje były teraz trzy razy silniejsze. Pragnąłem wiedzieć, co się dzieje z moim przyjacielem. Byłem pewny, że coś było nie tak, ponieważ mówił, że ma dość. On nie dawał już sobie rady, chciałem mu pomóc. Problem w tym, że nie wiedziałem w czym.
            -Proszę Cię, wyjdź. – krzyknąłem, ale z moich oczy zaczęły wypływać powoli łzy. Schowałem twarz w dłoniach, nie mogąc dłużej się powstrzymywać. –Proszę.
Jednak Louis nie wyszedł, wręcz przeciwnie. Usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił. Automatycznie wtuliłem się w niego, jak małe dziecko, potrzebujące ochrony matki.
            -Haz, co jest? Dlaczego płaczesz?
            -Ja też już nie daję rady. – wydukałem i rozpłakałem się na dobre.

Rozdział 10. 'We're looking for love'


Dobry wieczór! ♥
Ostatnio dodałam najdłuższy rozdział, a dzisiaj z kolei będzie najkrótszy. Niestety nie miała wielkiego pomysłu na niego, dlatego byłam zmuszona go skrócić. Nie wiem, czy Wam się spodoba. Według mnie jest nudny, denny itd. itp. :p
Jeśli chodzi o 11. Rozdział, nie wiem, czy dodam go w sobotę. Wyjeżdżam w piątek rano i chyba wrócę dopiero w nidzielę. Postaram się coś wykombinować, ale nic nie obiecuję.

Zapraszam do czytania i komentowania :)











Rozdział 10.

            -Bo właśnie tak na mnie działasz, nawet wtedy, gdy tylko widzę Twój uśmiech. – powiedziałem, wtulając się mocniej w ciało Harrego. Przy nim czułem się taki bezpieczny i lepszy.
            -Dlaczego nie powiedziałeś tego od razu? – zapytał.
            -Bałem się. Nie mogłem nic wykrztusić. Przepraszam.
            -Nie przepraszaj. – wyszeptał i pocałował mnie w czubek głowy.
Trwaliśmy w tej pozycji dość długo, aż zaczęło mi być trochę niewygodnie. Kręciłem się trochę, starając znaleźć lepsze miejsce.
            -Połóż się obok mnie. – powiedział cicho Hazza, a ja spojrzałem nie go, niedowierzając. –Będzie Ci wygodniej. – dodał i uśmiechnął się.
Położyliśmy się i nakryliśmy kołdrą, ponieważ mój przyjaciel był w samej bieliźnie. Szczerze mówiąc, lepiej, że był okryty, bo kiedy moje oczy dostrzegały choć mały skrawek jego tak umięśnionego i dobrze zbudowanego torsu, kręciło mi się w głowie.
Gdy wszedłem do jego mieszkania i zlustrowałem go całego od dołu do góry, myślałem, że padnę przed nim na zawał serca. Miałem ochotę rzucić się na niego i całować bez opamiętania. Pragnąłem poznać każdy szczegół jego nieziemsko pięknego ciała, lecz wiedziałam, że byłoby to niestosowne.
            -Lou?
            -Tak?
            -Powiedz mi coś więcej o Liamie. – wyszeptał, a ja oniemiałem.
            -Dlaczego?
            -Był Twoim przyjacielem. Chciałbym go poznać… poniekąd.
            -Rozumiem.
            -To opowiesz mi o nim?
            -Jasne. – wyszeptałem, po czym zacząłem chwilę rozmyślać, od czego zacząć. – Jak już wiesz, poznaliśmy się w przedszkolu. Zaczęło się od zwykłej zabawy w berka na podwórku, a skończyliśmy w jednym mieszkaniu, uczęszczając na studia. Uwielbiałem go. Był taki… opiekuńczy i dobry. Zawsze chciał, jak najlepiej dla dosłownie wszystkich, bez wyjątków. Oczywiście, miał też wady, jak każdy. Kiedy byłem chory był zbyt natarczywy. Co chwilę przychodził, aby zapytać jak się czuje, czy czegoś potrzebuję i tak dalej. – przerwałem na chwilę i cicho się zaśmiałem. – Ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej teraz nie, wtedy dostawałem szału. Pamiętam, jak zaczął się umawiać z jedną dziewczyną. Boże, co to było! Z dnia na dzień świat przestał dla niego istnieć.
            -Jak miała na imię?
            -Danielle. Jest tancerką, świetną. Mieszka nadal w Londynie i mam z nią kontakt, ale bardzo słaby. Kiedy Liam odszedł… nie było jej łatwo. Byli razem prawie dwa lata i jego nagła choroba już ją załamała, a co dopiero, kiedy zmarł. Z tego co wiem dopiero miesiąc temu ponownie zawitała na treningu.
            -To musiało być dla niej straszne.
            -Owszem. Jak już nie dawałem rady, ona przeprowadziła się do nas na jakiś czas. Pomagała mi, a ja choć na chwilę mogłem odetchnąć.
            -Myślałeś, żeby się z nią spotkać?
            -Widziałem się z nią, ale dawno. Nie wiem, czy by chciała, nie chcę zawracać jej głowy. Pewnie zaczęła nowe życie i ja tylko przypomniałbym jej o Liamie.
            -Może… nie wiem.
Nagle, Harry przekręcił się na bok, patrząc w moje oczy. Przybliżył się całym ciałem i mocno mnie przytulił. Wtuliłem się w niego obejmując ramionami. Poczułem pod moimi palcami jego nagą, rozgrzaną skórę i w ciągu jednej sekundy zrobiło mi się przeraźliwie gorąco. Ułożył głowę w zagłębienie w mojej szyi, a ja mogłem poczuć jego oddech, łaskoczący moją skórę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułem nagle ulgę. Tak jakby jakiś ciężar opadł z moim ramion. Kiedy miałem przy sobie Styles-a wszystko wydawało się być takie proste i łatwe. Nie wiem, co takiego miał w sobie ten chłopak, ale przy nim było mi tak przyjemnie.
            -Harry, nigdy więcej już tego nie rób. – wyszeptałam wprost do jego ucha.
            -Przepraszam. Ja wtedy nie widziałem innego wyjścia.
            -Proszę.
            -Obiecuję, Lou. – powiedział, podnosząc głowę. Po chwili zbliżył się, a jego wargi złożyły delikatny pocałunek na moim policzku. – Obiecuję.

Następnego dnia rano

            Obudziłem się, nadal leżąc w objęciach Harrego. Nie pamiętam kiedy zasnąłem, ale najprawdopodobniej chłopak nie miał serca mnie wyrzucać. Na samą myśl uśmiechnąłem się delikatnie i uniosłem głowę, aby spojrzeć na mojego przyjaciela. Miał nie do końca przymknięte powieki i lekko rozchylone wargi. Ten widok był tak strasznie słodki, że kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej.
Powędrowałem wzrokiem na zegar, wiszący po lewej stronie pokoju i zdałem sobie sprawę, ze było jeszcze naprawdę wcześnie. Po kilku minutach wpatrywania się w cudowną twarz mojego towarzysza, znowu odpłynąłem w dalekie krainy snu.

09:43

            Otworzyłem delikatnie oczy, lecz tym razem nie poczułem ciepłego i tak bardzo przyjemnego dotyku Hazzy. Rozejrzałem się po pokoju, lecz był pusty, a drzwi lekko uchylone. Już chciałem wstać i ruszyć w poszukiwania, jednak chłopak wpadł do pomieszczenia z szerokim uśmiechem na twarzy.
            -Nigdzie się nie wybierasz. – powiedział zadowolony, a ja po chwili zauważyłem, że w rękach trzymał tackę.
            -Mmm, śniadanie do łóżka?
            -Dokładnie. – zaśmiał się i usiadł obok mnie, wślizgując się pod kołdrę. Spojrzałem na tackę, leżały na niej dwa niewielkie talerzyki z rogalikami i szklankami soku pomarańczowego. Zaciągnąłem się i poczułem słodką woń, przez co zrobiłem się strasznie głodny.
Harry urwał kawałek rogalika i wepchnął mi go do buzi. Zaśmiałem się cicho, po czym zacząłem rozkoszować się doskonałym smakiem posiłku. Po chwili urwał kolejny kawałek.
            -Otwieraj buźkę! – wykrzyczał radośnie, a ja posłusznie otworzyłem usta i po sekundzie poczułem na języku rogalika.

Wieczorem

            Dzień zleciał nam spokojnie i po śniadaniu oboje ubraliśmy świeże ubrania. Nie miałem nic na zmianę, więc byłem zmuszony pożyczyć kilka rzeczy z garderoby Hazzy, ale jakoś nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, mogłem dzięki temu napawać się jego zapachem, nawet wtedy, kiedy musiał ode mnie odejść.
            -Idziemy się przejść? – zapytałem.
            -Jasne, czemu nie?
Wyszliśmy z domu i oboje uśmiechaliśmy się, jak debile. Nie musieliśmy nic mówić, wszystko było takie niesamowite. Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju. To chyba oczywiste, że nic nie jest idealne. Harry był obok mnie, traktowaliśmy się tak jak wcześniej, a nawet lepiej. Tylko żaden z nas nie wrócił do naszej rozmowy w parku. Hazza przyznał, że się we mnie zakochał. Boże, jak tylko o tym pomyślę, robi mi się słabo. Tak bardzo pragnąłem mu powiedzieć, iż czuję to samo i mocno go przytulić. Chciałem poczuć jego usta na moich i usłyszeć słowa, które sprawią, że poczuję się najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak to nie było nam pisane. Wszystko zdarzy się w swoim czasie, a na nas on jeszcze nie nadszedł. Męczyło mnie tylko, dlaczego.

***

            Co chwile wymienialiśmy przelotne spojrzenia, uśmiechy, przez co chichotaliśmy non stop. Jednak ten cudowny moment musiał niestety dobiec końca, gdyż dźwięk telefonu Louisa przerwał nasze zaloty.
            -Halo? – powiedział Lou do słuchawki.
            -Teraz?
            -No ale…
            -Dobrze, zaraz będę. –rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.
            -Co się stało? – spytałem.
            -Muszę iść, Haz. Przepraszam.
            -Ale gdzie?
            -Trzy tygodnie temu zapisali do mnie nowego klienta i on ma poważny problem. Jest bardzo chory i muszę mu teraz pomóc.
            -Teraz? Jest sobota.
            -Wiem, ale to nagły przypadek. Wiem, że nie powinienem Ci mówić, ale on chciał popełnić samobójstwo.
            -Oh. – moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, a dłoń automatycznie powędrowała do ust, aby je zatkać.
            -Tak, to straszne. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat mi przepisali kogoś w tak złym staniem.
            -Może pójdę z Tobą? – zaproponowałem. Chciałem być przy nim i mu pomóc, chociaż i tak wiele bym nie zdziałał.
            -Przykro mi, ale nie możesz. – skrzywił się. – To moja praca i nie powinienem nikogo przyprowadzać.
            -Ugh… rozumiem. – poddałem się i spojrzałem na niego ze zmartwieniem.
            -Spotkamy się jutro. Do zobaczenia, Haz. – podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, a ja poczułem się nagle o wiele lepiej. Uwielbiałem czuć jego ramiona, tulące mnie do siebie. Czułem się wtedy tak dobrze i bezpiecznie.
            -Do usłyszenia i powodzenia. – wyszeptałem do jego ucha, po czym pocałowałem go lekko w policzek. Poczułem, jak pod wpływem tej czułości zadrżał, a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
            -Oh, Harry. Zabiję Cię kiedyś. – oboje się zaśmialiśmy, a po chwili Lou już zniknął za zakrętem.

Następnego dnia po południu

Do „Louis :)” Cześć Lou, co u Ciebie?
Od „Louis :)” O, dzień dobry, Haz! Jestem strasznie zmęczony, dopiero co wstałem. Wróciłem do domu przed 4.
Do „Louis :)” Było aż tak źle?
Od „Louis :)” Niestety, zaraz znowu muszę jechać.
Do „Louis :)” Mieliśmy się spotkać…
Od „Louis :)” Wiem, Harry. Przepraszam. Nic nie mogę na to poradzić.
Do „Louis :)” Ok, ok. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Powodzenia. Xx
Od „Louis :)” Do zobaczenia. Xx
Usiadłem na kanapie i pogrążyłem się w myślach. Nagle zdanie ‘w życiu piękne są tylko chwile’ nabrało większego sensu w mojej głowie. Wczoraj, spędziłem z Louisem taki cudowny, prawie, cały dzień. Rozumiem, że pracował i miał teraz ciężki przypadek, ale podobno weekendy miał mieć wolne. Mimo, że nie widziałem go tylko dobę, brakowało mi go.

2 tygodnie później

            -Niall? – zapytałem, słysząc głosy po drugiej stronie komórki.
            -Tak. Co tam? – zapytał radośnie.
            -Co robisz?
            -Nudzę się.
            -Przyjdź do mnie.
            -Coś się stało?
            -Właśnie chyba…
            -Ok, zaraz będę.
Już po chwili usłyszałem pukanie do drzwi, więc podbiegłem do drzwi i zaprosiłem Blondyna do środka. Zdjął szybko trampki i pokierował się za mną do salonu, siadając obok mnie na kanapie.
            -Co jest? – spytał w końcu chłopak, pochylając się w moją stronę.
            -Louis… on nie ma dla mnie czasu.
            -Przecież mówiłeś ostatnio, że wszystko między Wami w porządku.
            -Niall… mówiłem to dwa tygodnie temu, kiedy się pogodziliśmy.
            -No tak. – zamyślił się na chwilę, po czym ponownie zwrócił na mnie uwagę. – Co jest teraz?
            -On ciągle gdzieś jeździ. Tłumaczy, że ma straszny przypadek u jednego klienta, ale sam nie wiem.
            -Chyba nie sądzisz, że Cię okłamuje.
            -Nie, skądże. Po prostu… od tamtego czasu widziałem go tylko dwa razy. Nawet odwołał nasze sesje.
            -Jak to?
            -Powiedział, że ten mężczyzna, który potrzebuje pomocy znowu chciał to zrobić.
            -Co?
            -Chciał się zabić.
            -Boże.
            -Wiem, że to straszne. Rozumiem go, nie trzymam go przecież na siłę, ale Niall… to go pochłania. Martwię się o niego.
            -Co masz na myśli?
            -Boję się, że jeśli będzie spędzał z tym kolesiem tak dużo czasu…
            -Nie kończ, rozumiem. – chłopak momentalnie mnie objął, a ja wtuliłem się w niego mocno. Potrzebowałem go teraz, jak nigdy i dziękowałem losowi, ze mogłem spotkać go na mojej drodze życia. 

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdziały.

Cześć wszystkim. ♥

Dziękuję po raz tysięczny za wszystkie przemiłe komentarze i tyle obserwujących :)
Niestety moje ferie dobiegają końca i jutro idę już do szkoły :C Na dodatek zaczynam sprawdzianem z angola i prawdopodobnie kartkówką z fizyki -.-
Tak więc nie będę dodawać rozdziałów już tak często i jak to miałam w zwyczaju dzień przed umownym terminem :/
Ustaliłam, że wpisy będą pojawiać się w środy i soboty. Jestem do przodu jak na razie tylko z jednym rozdziałem, więc inaczej się nie da. Właśnie! Na pewno dodam 10. rozdział w środę, ale  nie wiem, czy uda mi się dodać w sobotę 11., ze względu na to, ze muszę wyjechać na kilka dni do rodziny. Mam nadzieję, że jakoś to przetrwacie i przyzwyczaicie do nowych terminów :)

Pozdrawiam! ♥

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 9. 'We're looking for love'


Dobry wieczór! ♥
Niech Wam będzie, dodaję rozdział już dzisiaj. Jak na razie jest to chyba najdłuższy i mam nadzieję, że choć troszkę Wam się spodoba :)
Bardzo dziękuję za wspaniałe komentarze w poprzednich wpisach i jestem mile zaskoczona, bo pobiliście rekord! 19 komentarzy - jak na razie najwięcej. Dziękuję, KOCHAM WAS! <3

Zapraszam do czytania i komentowania :)







Rozdział 9.

            Tak strasznie cieszyłem się na widok radosnej twarzy Harrego, że sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Kiedy przytuliliśmy się na powitanie, poczułem dreszcze, które przeszły mnie dokładnie od stóp do głowy. To uczucie było nie do opisania.
            -Cześć, Haz. – zacząłem cicho, gdy oderwaliśmy się od siebie.
            -Cześć, Lou. – wyszeptał, ciągle patrząc w moje oczy. Szczerze mówiąc, sam nie mogłem oderwać wzroku od jego zielonych tęczówek. Patrzyliśmy na siebie dobre kilka minut, aż w końcu chłopak westchnął i cicho się zaśmiał.
            -To śmieszne. – powiedział i uroczo się uśmiechnął. Miał na myśli pozytywne śmieszne, byłem tego pewny.
            -Przejdziemy się? – zaproponowałem, wskazując brodą park.
            -Jasne. Po to tu przyszliśmy. – odparł cicho, ciągle się uśmiechając.
Ruszyliśmy jedną z alejek i cieszyliśmy się ze swojego towarzystwa. Między nami znowu nie było żadnego napięcia, było nawet lepiej. Uśmiech nie schodził z twarzy nam obu i właśnie tak powinno być cały czas.
            -Co u Ciebie? – zapytał Hazza.
            -Teraz? Teraz wspaniale. – odpowiedziałem trochę pod wpływem impulsu, ale nie żałowałem tego. Wolałem mówić prawdę, bo właśnie tak się czułem, gdy był obok mnie Harry.
            -Pytam poważnie. – chłopak roześmiał się i spojrzał na mnie z ciekawością.
            -No ale ja mówię poważnie.
            -Oh, Lou. Powiedz mi, co robiłeś przez ten miesiąc.
            -Nudziłem się.
            -Żadnych imprez? – uśmiechnął się zadziornie.
            -Żadnych. – wytknąłem język. – A Ty? Jak spędziłeś te ostatnie dni?
            -Podobnie jak Ty. Nudy.
Gawędziliśmy jeszcze około godzinę, spacerując w słońcu i ciesząc się każdą chwilą spędzoną w swoim towarzystwie. Harry opowiadał mi dużo o Zaynie. O tym, jaki okazał się miły, pomocny i po prostu fajny. Zaprzyjaźnił się z nim i teraz razem z Niallem spędzali mnóstwo czasu. Ja za to… nie umiałem powiedzieć o sobie nic.
            -Teraz Ty opowiadaj.
            -Ja?
            -Zawsze to ja mówię. Chcę się czegoś o Tobie dowiedzieć.
            -Jestem Louis Tomlinson i mam 21 lat. – zaśmialiśmy się oboje, lecz Harry po chwili spoważniał.
            -Naprawdę chciałbym, Lou. Powiedz mi.
            -Powtarzam się pewnie, ale moje życie jest nudne.
            -Z nikim nie spędzasz czasu, poza pracą?
            -Tak było, dopóki nie pojawiłeś się Ty.
            -Mieszkasz sam?
            -Tak.
            -Zawsze tak było? – zapytał, a ja zamarłem. Nie spodziewałem się takiego pytania i kompletnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Z tego wszystkiego zapomniałem, jak stawiać kroki i zatrzymałem się. Tak po prostu.
            -Lou? – zapytał Harry i podszedł do mnie dość blisko. – Wszystko w porządku?
            -Tak. Po prostu… ja. Nie, nie zawsze tak było. – wykrztusiłem wreszcie, lecz nadal nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem uwierzyć, że mój przyjaciel mógłby dowiedzieć się o czymś, o czym nikomu nigdy nie mówiłem. O czymś, o czym z nikim na ten temat nawet nie rozmawiałem.
            -Chcesz usiąść? – zapytał, a ja przytaknąłem. Usiedliśmy na najbliżej ławce, a Harry złapał mnie niepewnie za dłoń.
            -Co się dzieję?
            -Nic.
            -Powiedz mi.
            -Harry… ja nie umiem.
            -Dlaczego?
            -Z nikim jeszcze o tym nie rozmawiałem. – odparłem, a Harry spuścił głowę.
            -Rozumiem. – spojrzałem na niego i uniosłem jego twarz, tak aby na mnie spojrzał. W jego oczach był widoczny smutek.
            -To nie tak, że nie chcę Ci powiedzieć.
            -To jak?
            -To trudne. Chodzi o to… że jeszcze rok temu miałem współlokatora.
            -Współlokatora?
            -Miałem najlepszego przyjaciela, Haz. – wyszeptałem, a do moich oczy napłynęły łzy. Od razu przypomniałem sobie noc, w której ostatni raz oglądałem jego zdjęcie na laptopie. Starałem się robić to jak najrzadziej. Jak było mi już naprawdę smutno, jego uśmiech sprawiał cuda. Szkoda tylko, że musiałem oglądać go na ekranie.
            -Miałeś? – zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszałem. Był w lekkim szoku.
            -On nie żyje. – wykrztusiłem, a po moim policzku zaczęły spływać łzy. Chłopak od razu mocno mnie do siebie przytulił, a ja rozpłakałem się na dobre.
            -Ciii, już dobrze. Cicho, Lou. – powtarzał w kółko szeptem, ale ja nie potrafiłem się uspokoić. Minął już ponad rok, a ja nie umiałem o tym mówić. Harry zaczął głaskać delikatnie moje plecy, co działało na mnie kojąco. Powoli przestawałem płakać, więc odsunąłem się i wytarłem oczy.
            -Przepraszam.
            -Nie, nie przepraszaj. Nie masz za co.
            -Znałem go od urodzenia. Chodziliśmy razem do przedszkola, podstawówki, gimnazjum i liceum. Kiedy oboje wybraliśmy sobie studia w Londynie, postanowiliśmy razem wynająć mieszkanie. Tak bardzo się cieszyliśmy.
            -Nie musisz mówić, jak nie chcesz, Lou.
            -Uwielbiałem go pod każdym względem. Był dla mnie wzorem. Zawsze tak dobrze się uczył, ale potrafił też nieźle zaszaleć. Kiedy miałem problem, dawał mi świetne rady, a gdy byłem smutny… przytulał mnie w taki sposób, że po chwili było już lepiej. – mówiłem cicho, patrząc tępo w moje dłonie. Chciałem o tym mówić, chciałem to z siebie wyrzucić i cieszyłem się, że mogłem opowiedzieć o tym Harremu. – Przeprowadziliśmy się i zaczęliśmy studia. Początki były ciężkie, ale to chyba normalne. Liam uczył się za dwóch i często mi pomagał.
            -Liam?
            -Tak. Miał na imię Liam. – wyszeptałem i zadrżałem na dźwięk jego imienia. Od czasu jego śmierci nigdy go nie wypowiedziałem.
            -Co się stało?
            -On zachorował. – Harry przytknął dłoń do buzi. – Zdiagnozowano u niego raka… złośliwego. Niestety miał badania dość późno i chemia nie dawała zbyt wiele. Był coraz słabszy. Nie wychodził z domu, a ja przerwałem studia i byłem przy nim. Pomagałem mu, jak tylko mogłem. Z każdym dniem było tylko gorzej. – po moim policzku zaczęła spływać kolejna łza. To było dla mnie przerażające. Czułem się teraz tak, jak wtedy.
            -Tak mi przykro.
            -Kiedy umarł… wycofałem się ze studiów. Nie chciałem już tam chodzić. Wszystkie te ściany, drzwi i znajomi ludzie przypominali mi jego roześmianą twarz, a po chwili przed oczyma miałem jego bladą, zmęczoną buzię. Nie mogłem tam wrócić.
            -Jak zacząłeś pracę jako psycholog?
            -Moja mama mi pomogła. Wiedziała, że mam świetne referencje do tego zawodu, a rady Liama jeszcze bardziej mnie kształtowały. Starałem się o wiele posad, lecz zazwyczaj odmawiali, mówiąc, że bez studiów nie ma mowy o przyjęciu mnie. Wtedy zobaczyłem małe ogłoszenie o próbnym etapie. Zapisałem się i przez pierwszy miesiąc pracownicy mnie tam szkolili i zapisali do mnie jednego klienta, aby zobaczyć, jak sobie radzę. Jak widać, nie było tak źle i przyjęli mnie na pełen etat.
            -Szczęście w nieszczęściu. – wyszeptał.
            -Można tak powiedzieć. – wytarłem oczy, a chłopak jeszcze raz mocno mnie przytulił. Po chwili, wyprostowałem się i położyłem głowę na jego ramieniu, a on objął mnie ręką. Było mi przyjemnie. Bardzo przyjemnie.

***
            -Haz? – wyszeptał.
            -Tak?
            -Wytłumaczysz mi? – zapytał, a ja nagle cały zesztywniałem. Czekałem na to pytanie, lecz to nie znaczy, że umiałem na nie dobrze odpowiedzieć. Wszystko obmyślałem tysiąc razy, ale nie wystarczająco wiele, aby było idealnie. Nigdy nie da się przygotować wszystkiego tak dobrze.
            -Tak jak obiecałem. – odparłem i zacząłem układać sobie w głowie wszystko jeszcze raz. Louis oderwał się ode mnie i usiadł tak, aby miał na mnie dobry widok. Nie potrafiłem na niego spojrzeć.
            -Zacznij, kiedy będziesz gotowy. – uśmiechnął się delikatnie i przebiegł dłonią po moich lokach. Przymknąłem powieki i poczułem rozchodzącą się po całym moim ciele rozkosz. Tak, zwykły dotyk, a tyle przyjemności. Poczułem delikatną ulgę, gdyż atmosfera między nami nieco się rozluźniła. Postanowiłem więc zacząć.
            -Na początek chciałem Cię przeprosić. Tak więc, przepraszam Cię za moje bezmyślne zachowanie. Wiem, że postąpiłem okropnie. Z dnia na dzień stałem się obojętny na Ciebie i Twoje uczucia. Właściwie to nie było tak do końca… chciałem, abyś właśnie tak myślał, ale to nie znaczy, że taki byłem.
            -Słucham? – zapytał cicho niedowierzając.
            -Pragnąłem zdystansować nasze kontakty.
            -Dlaczego?
            -Powoli.
            -Dobrze, dobrze.
            -Lou, to był strasznie głupi pomysł. Tak bardzo lubiłem spędzać z Tobą czas. Kiedy widziałem Twój uśmiech było mi łatwiej… było mi lepiej. Cieszyłem się Twoim szczęściem, tak jakby. Jednak, nie to było problemem.
            -A co? – potarłem dłonią czoło i starałem się dobrać właściwie słowa.
            -Z każdym dniem czułem, jak nasza przyjaźń staje się silniejsza. – powiedziałem, lecz po chwili walnąłem się w głowę. – Miałem Cię za przyjaciela, nadal mam tylko, że… to nie było tak samo jak z Niallem.
            -To znaczy? Rozumiem, że nie było między nami takiej więzi, to normalne. Przecież znasz Nialla o wiele dłużej niż mnie.
            -Nie chodzi o to. – spojrzałem ukradkiem na chłopaka. Cały czas mnie obserwował, więc przyłapał mnie na tym. Teraz już nie mogłem tak po prostu odwrócić wzroku. Wyprostowałem się i chrząknąłem, wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy. Jego spojrzenie nagle dodało mi odwagi, więc wykorzystałem to i kontynuowałem.
            -W mojej głowie nie byłeś tylko moim przyjacielem. Nie chodzi o lepszego, czy gorszego. Chodzi o to, że dla mnie mógłbyś być kimś znacznie więcej. – powiedziałem na jednym wydechu, a chłopak patrzył na mnie, jak zamurowany. – Od początku naszej znajomości czułem to coś. Kiedy mnie przytulałeś, czułem miłe dreszcze. To chyba nie tak reaguje przyjaciel na przyjaciela. – przerwałem i czekałem, aż chłopak coś powie. Jednak jedyne, co otrzymałem to dłużąca się cisza. – Dlatego właśnie chciałem się od Ciebie oderwać. Nie chciałem popsuć relacji między nami, chociaż zjebałem jeszcze bardziej. Bałem się, jak cholera, że się dowiesz i byłem obojętny w twoich oczach, lecz w środku umierałem. – wyszeptałem. – To chyba wszystko. – powiedziałem i zamilkłem. Patrzyłem na niego, lecz nie doczekałem się najcichszej odpowiedzi. Słyszałem tylko jego nierówne bicie serca.
            -Lou? – cisza.
            -Wiem, że to dziwne, nietypowe. Mówiłem Ci na początku, że jestem gejem. Oboje nie przypuszczaliśmy, że ja… że mógłbym… że mógłbym się w Tobie zakochać. – odważyłem się to powiedzieć i choć byłem z siebie dumny, poczułem narastającą panikę. Louis siedział i nadal nic nie mówił. Patrzyliśmy prosto w swoje oczy, lecz nawet tam nie mogłem doszukać się odpowiedzi. Moje przerażenie urosło, kiedy w końcu odwrócił wzrok. Spuścił głowę i patrzył tępo w chodnik i nadal nic nie mówił. Dopuszczałem do siebie myśl, że mógłby nie czuć tego, co ja, lecz nie wiedziałem, że to aż tak zaboli. W głębi duszy, miałem ogromną nadzieję, że Lou mnie zrozumie i chociaż zechce kontynuować naszą przyjaźń. Jednak, on nawet nic nie powiedział. Żadnego, głupiego słowa. Kaszlnąłem, lecz nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wstałem i jak najszybszym tempem odszedłem.

Pół godziny później

            Wszedłem do domu, zamykając drzwi na klucz. Nie miałem już siły wejść na górę. Usiadłem w kuchni przy stole i tak po prostu zacząłem płakać. Nie mogłem w to uwierzyć. Powiedziałem mu wszystko, powiedziałem mu prawdę, a on nawet nie zareagował. To było gorsze od samego odrzucenia.
Po dwudziestu minutach, otrząsnąłem się trochę i wszedłem po schodach na górę. Udałem się do łazienki i wziąłem krótki prysznic, po czym ubrałem na siebie czyste bokserki. Pokierowałem się do swojego pokoju i usiadłem na łóżku.
Do „Niall :D” Wszystko jest w porządku.
Wysłałem wiadomość, mimo tego, że wcale nie było dobrze. Nie chciałem martwić przyjaciela, a tym bardziej odciągać od kuzyna. Poza tym, wolałem chyba zostać sam i wszystko na nowo sobie poukładać.  Jednak, wizja poukładania sobie wszystkiego bez Louisa była zbyt trudna. Po tym wszystkim o czym mi opowiedział, o Liamie… sądziłem, ze jednak mnie zrozumie. Myślałem, że mi zaufał. Te myśli nie dawały mi spokoju, ponieważ nie mogłem tego wszystkiego pojąć. Tomlinson zachowywał się przecież tak inaczej. Często mnie przytulał, bawił się moimi loczkami, dotykał tak po prostu. Może jednak to wyolbrzymiałem? Może za każdym razem, gdy był blisko i czułem stado motyli w brzuchu sprawiło, iż czułem, że on choć w małym stopniu odwzajemnia moje uczucia? W rzeczywistości jednak, tak bardzo się myliłem.
Zakopałem się pod kołdrę i mocno nią otuliłem. Było mi strasznie zimno, mimo tego, że był początek czerwca. Czułem się źle. Nie, czułem się okropnie.
Moje powieki po kilku minutach stały się potwornie ciężkie. Miałem już zamknąć oczy i pogrążyć się w głębokim śnie, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, więc zignorowałem to i wsunąłem głowę pod nakrycie.
Jednak pukanie nie ustąpiło. Minęło pięć minut, więc postanowiłem wstać. Zszedłem cicho na dół i zorientowałem się, że nastała cisza.
Wróciłem więc do pokoju, lecz coś znowu nie pozwoliło mi się położyć. Usłyszałem delikatne stukanie w moje okno. Brzmiało jakby ktoś rzucił w nie kilkoma małymi kamyczkami. Podszedłem do parapetu, uniosłem roletę nieco wyżej i zacząłem rozglądać się po podwórku. Moje spojrzenie po sekundzie utkwiło w osobie, która zawzięcie wpatrywała się w moją twarz. Moje oczy rozszerzyły się, ponieważ na trawie, pod moim domem stał Louis. Kompletnie nie wiedziałam, co zrobić.
            -Harry, otwórz mi! – usłyszałem stłumiony krzyk chłopaka. Opuściłem roletę i przetarłem dłońmi twarz. Kiedy dotarło do mnie, że mój ukochany właśnie do mnie przyszedł, zbiegłem szybko ze schodów i otworzyłem drzwi, pod którymi zastałem już chłopaka. Patrzyłem na niego lekko przerażony, nic nie mówiąc.
            -Przepraszam, Haz. Naprawdę bardzo Cię przepraszam!
            -Nie krzycz… może wejdziesz? Nie sądzisz, że to trochę głupio wygląda? – odparłem cicho, a Lou przytaknął i wszedł do mojego domu, zamykając za sobą drzwi.
Zlustrował mnie od stóp do głowy, a jego oczy dziwnie pociemniały. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że miałem na sobie tylko bokserki.
            -Wybacz, pójdę się ubrać. – już miałem się odwrócić, kiedy jego ciepła dłoń chwyciła mnie za łokieć.
            -Nie musisz.
Udaliśmy się do mojego pokoju, a ja chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia zimna, schowałem się pod kołdrę i oparłem plecy o ścianę.
            -Możesz usiąść. – powiedziałem szorstko i wskazałem brodą na moje łóżko. Chłopak posłusznie usiadł, chowając dłonie między nogami i spuszczając głowę. Siedzieliśmy w ciszy jeszcze kilka minut, kiedy w koncu wyprostował się i spojrzał prosto w moje oczy.
            -Przepraszam Cię. To co zrobiłem było cholernie głupie.
            -Ale Ty nic nie zrobiłeś.
            -Zrobiłem coś, nie robiąc nic, Haz. To jeszcze gorsze.
            -…
            -Ja po prostu… ja nie wiedziałem, co mam Ci odpowiedzieć.
            -Wystarczyło powiedzieć, że traktujesz mnie jak przyjaciela, że nic więcej do mnie nie czujesz, że wyobrażasz sobie życie z kobietą, a nie z takim nieudacznikiem, jak ja.
            -Może powinienem tak powiedzieć. – wyszeptał, a moje oczy nagle stały się mokre. Nie mogłem uwierzyć, ze właśnie to powiedział.
            -Może i powinienem, ale nie chciałem Cię okłamywać. Nie wyobrażam sobie życia z kobietą, chyba że z przyjaciółką, siostrą lub mamą.
            -Słucham? To znaczy, że Ty…
            -Tak, jestem gejem.
            -Jak to?
            -Nigdy nie miałem odwagi Ci tego powiedzieć, mimo, że Ty wyznałeś mi to samo.
            -Nie musisz się przy mnie wstydzić. Przecież siedzę w tym samym, co Ty, więc tym bardziej nie miałeś się czego bać.
            -Tak wiem, ale ja jestem po prostu głupi.
            -Nie mów tak.
            -Taka jest prawda. Zignorowałem Cię, nic nie odpowiedziałem.
            -Nie zignorowałeś mnie, tylko nie znałeś odpowiedzi.
            -Właściwie… ale Harry. Tak bardzo chciałem wykrzyczeć światu…
            -Co chciałeś wykrzyczeć światu?
            -Że dzięki Tobie jestem taki szczęśliwy. – odparł, a moje kąciki ust uniosły się wysoko do góry. – Przepraszam, Haz.
Wysunąłem ręce, tak aby zasugerować chłopakowi, żeby się do mnie przytulił. Zareagował natychmiastowo i wpadł w moje ramiona, chowając twarz w szyję. Poczułem jego ciepły oddech i przyciągnąłem go bliżej. Usadowił się wygodniej i trawiliśmy w tej pozycji dość długo.
            -Tęskniłem za Tobą. – wyszeptał chłopak, a moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, niż było to w ogóle możliwe.
            -Ja też tęskniłem, Lou. – powiedziałem prosto do jego ucha i dokładnie poczułem, jak zadrżał.
            -Dlaczego masz dreszcze? – zapytałem ni stąd ni zowąd.
            -Bo właśnie tak na mnie działasz, nawet wtedy, gdy tylko widzę Twój uśmiech. – odpowiedział, unosząc głowę i wpatrując się w moje oczy.

piątek, 25 stycznia 2013

Zapraszam.

Dobry wieczór! ♥
Zapraszam wszystkich na one shota! :)
Tematyka: Larry Stylinson.
Zawiera treści +18 i jest denny, także uprzedzam.      
One thought, one desire.

Libster Awards.

Dzień dobry wszystkim! :)

Jestem naprawdę wdzięczna wszystkim za czytanie i komentowanie mojego dennego opowiadania. Strasznie się cieszę, że są ludzie, którzy doceniają moje starania. Kocham Was!

Odnośnie Libster Awards... zostałam już nominowana 3 razy! Jestem wzruszona i naprawdę Wam dziękuję. Nie spodziewałam się tego.
Miałam mało czasu i nie zdążyłam odpowiedzieć na wszystkie i z przykrością musze stwierdzić, że teraz też nie odpowiem. To było już kilka miesięcy temu i pytania na Waszych blogach pewnie są daleko daleko w tyle. Naprawdę byłoby miło odpisać Wam na nominację, ale jestem strasznym leniem. Mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie :)
Owdzięcze się opowiadaniami! <3

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 8. 'We're looking for love'


Witajcie! ♥
Znowu dodaję rozdział o dzień wcześniej, mimo że nie zdobyliście 25 lajków. Mam takie dobre serduszko, że jak już zrobiłam Wam nadzieję, to musiałam dodać i już. 
Odnośnie rozdziału, jest trochę dłuższy, ale nie wiem czy jest dobry. Ocena już należy do Was ;)
Następny wpis dodam chyba dopiero w poniedziałek lub niedzielę. Pożyjemy, zobaczymy.

Zapraszam do czytania i komentowania! <3







Rozdział 8.


            Kręciłem się w łóżku, nie mogąc usadowić się w wygodnej pozycji, nie mówiąc już o możliwości zaśnięcia. W mojej głowie ciągle krążyły nie wyjaśnione słowa Harrego. Niedawno prosił mnie, abym coś zrozumiał. Miałem zrozumieć jego zachowanie, które zastanawiało mnie codziennie. Z dnia na dzień stał się dla mnie niedostępny. Nie pozwalał mi siebie dotykać, ani do siebie dojść. Doprowadzało mnie to do szaleństwa.
Odpuszczając już sobie sen, podniosłem się, siadając i położyłem na swoich udach laptopa. Była już druga piętnaście.
Wszedłem na twittera, lecz świeciły tam pustki. Jednak w małym kąciku zobaczyłem wiadomość prywatną.
„Harry Styles” Lou, przepraszam. Wiem, że nie potrafisz mnie zrozumieć i jestem zupełnie inny, niż wcześniej. Chciałbym, abyś wiedział, że to nie jest tak, że Cię nie lubię. Po prostu zaczęło się coś, co nie może mieć dobrego zakończenia. Dla mnie to też jest trudne. Lepiej będzie, jak po prostu zmienię psychologa i nie będę zaprzątał Ci głowy.
Spojrzałem na datę i zdałem sobie sprawę, że napisał do mnie zaledwie trzy minuty temu. Wziąłem się zatem za pisanie odpowiedzi.
„Louis William Tomlinson” Haz, proszę nie rób tego. Pomogę Ci. Przejdziemy przez to razem. Chcę Ci pomóc. Proszę, pozwól mi do siebie dotrzeć.
„Harry Styles” Potrzebuję czasu. Spotkajmy się za miesiąc.
„Louis William Tomlinson” Miesiąc? Co ze spotkaniami? To cały cykl i wgl.
„Harry Styles” Poradzę sobie. Będę stosował się do Twoich zasad i będę robił wszystko, abym dążył do celu.
„Louis William Tomlinson” Dobrze, ale obiecaj mi jedno.
„Harry Styles” Okej, obiecuję.
Zdziwiło mnie, że chłopak tak mi ufał. Jednak z drugiej strony, strasznie ucieszył mnie ten fakt i na samą myśl lekko się uśmiechnąłem.
„Louis William Tomlinson” Za miesiąc, gdy się spotkamy… powiesz mi wszystko, dlaczego mnie od siebie odpychałeś i uciekałeś przede mną.
„Harry Styles” Dobrze. Wtedy wszystko Ci wytłumaczę. Tylko daj mi miesiąc.
„Louis Wiliam Tomlinson” Ok. W takim razie… ciężko mi to nawet pisać, ale do za miesiąc, Haz. Powodzenia. Xx
„Harry Styles” Mi też jest ciężko, uwierz. Do zobaczenia. Xx
Moje serce galopowało, jak oszalałe i za wszelką cenę nie chciało się uspokoić. Harry był dla mnie taki, jak kiedyś. Ta rozmowa uświadomiła mi, że był powód, dla którego mój przyjaciel zachowywał się tak wobec mnie. Musiał sobie wszystko poukładać i wtedy wytłumaczy mi, co było nie tak i znowu będzie dobrze. Oby.
            Zamknąłem twittera i wszedłem w swój folder ze zdjęciami. Otworzyłem portret z jasną twarzą chłopaka, a do moich oczy napłynęły łzy. Tak bardzo tęskniłem za jego idealnymi rysami i gładką skórą. Chciałem znowu poczuć jego miękkie, jasne włosy pod swoją skórą. Tak bardzo brakowało mi jego porad i tego, jak przytulał mnie, kiedy byłem smutny.
            -Ty  byś mi pomógł. Ty byś wiedział, co powinienem zrobić. – wyszeptałem, wycierając wierzchem dłoni łzę, która zaczęła spływać wolno po moim policzku.
Położyłem drugą dłoń na ekranie laptopa, gdzie znajdował się jego policzek. Zamknąłem oczy, z których uparcie zaczęły wypływać łzy.
            -Tęsknie za Tobą. – powiedziałem cicho, otwierając oczy i znowu widząc jego piękny uśmiech. Zamknąłem plik i wyłączyłem laptopa. Przykryłem się kołdrą po sam czubek nosa i wkrótce zasnąłem.

3 tygodnie później

            Chodziłem po domu, nie mogąc opanować emocji. Kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Czułem się samotny, a co gorsza odrzucony. Wiedziałem, że muszę poczekać, że już za tydzień wszystkiego się dowiem, lecz to nic nie dawało.
Chciałem go zobaczyć, pragnąłem go przytulić i pocałować. Tak, Harry był dla tak strasznie ważną osobą i nie potrafiłem tak po prostu czekać. Czas dłużył mi się w nieskończoność, a minuta ciągnęła się, jakby mijała godzina. Miałem dość czekania, miałem ochotę pobiec do jego domu i pieprzyć zasady. Już nie chodziło mi o to, aby poznać prawdę. Wystarczyłoby, gdybym zobaczył jego uśmiech. To dałoby mi siłę, aby czekać wytrwale dalej. Jednak, obiecałem, że dam mu cały miesiąc i musiałem tego dotrzymać.

Wtorek 16:58

            Pożegnałem ostatniego klienta i wróciłem, aby usiąść przy swoim biurku. Znowu to uczucie… jakby zaraz miał tu wpaść mój przyjaciel. Zaczęlibyśmy sesję i znowu dawałbym mu denne rady, jak zrobić, aby było lepiej. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Dobijała mnie z każdej strony i nie potrafiłem się jej postawić.
Zwinąłem swoje rzeczy i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się szybkim krokiem w stronę domu.
Byłem już zmęczony. Nie tylko pracą, lecz czekaniem. Postanowiłem więc zamienić pół godzinny spacer na dziesięciominutową przejażdżkę autobusem.
Wsiadłem do pojazdu, kupiłem bilet w biletomacie i usiadłem na siedzeniu, znajdującym się mniej więcej po środku.
Patrzyłem tępo w podłogę i zdałem sobie sprawę, ze musiałbym zrobić jakieś spożywcze zakupy. W mojej lodówce już od kilku dni świeciły pustki, a mój brzuch domagał się normalnego jedzenia, a nie tylko wody i kilku marchewek na dzień.
Autobus zatrzymał się na przystanku, a do środka weszło kilka osób. W pewnej chwili czułem się, jakbym miał zwidy. Jednym z nowych pasażerów był człowiek niezmiernie podobny do Harrego. Zamknąłem i po chwili ponownie otworzyłem oczy i zobaczyłem jego twarz. Tak, jego zielone tęczówki nie były porównywalne z żadnymi innymi. Chłopak również mnie zauważył, ponieważ w jednej sekundzie cały zesztywniał i stał, trzymając się poręczy i ciągle się we mnie wpatrywał.
Nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić i czy mogłem do niego podejść. Obiecałem mu miesiąc wolności ode mnie, lecz ta sytuacja była zupełnie inna. Jednak zdałem sobie sprawę, że nie znacznie na wydarzenie musiałem dotrzymać słowa i wytrzymać.
Kędzierzawy potrząsnął głową, aby wrócić do rzeczywistości i na chwile odwrócił wzrok. Po chwili nasze spojrzenia znowu się spotkały, a Harry lekko się do mnie uśmiechnął. W jego oczach widziałem znaczny smutek, lecz lekko błyszczały. Mógłbym stwierdzić, że ucieszył się na mój widok, lecz przerastało go przerażenie. Sam nie wiem, co powinienem o tym myśleć. Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało, a jego kąciki uniosły się na to jeszcze wyżej.
Trwaliśmy w takiej pozycji, aż nie zorientowałem się, że jesteśmy na moim przystanku. Oderwałem wzrok od cudownych oczu chłopaka i udałem się do wyjścia, zbliżając się przy tym do niego. Starałem się na niego nie patrzeć, jednak w ostateczności poświęciłem mu chwilę swojej uwagi. Następnie odwróciłem się bokiem i już chciałem wyjść, kiedy poczułem delikatne muśnięcie na mojej ręce. Styles otarł kciukiem wierzch mojej dłoni, a ja pod wpływem tego zadrżałem. Na moje policzki wpłynęły soczyste rumieńce. Wyszedłem z autobusu i odwróciłem się ostatni raz przodem do chłopaka i mógłbym przysiądz, że w jego oczach były łzy.

***

            Po incydencie w autobusie, zmieniłem kurs, wychodząc przystanek wcześniej i pobiegłem szybko do Nialla. Tak bardzo cieszyłem się, że w końcu mogłem go zobaczyć. Jego nieziemskie, szmaragdowe oczy, pochłaniały moją uwagę bardziej niż zwykle. Czułem się źle, kiedy już wychodził i nie mogąc się powstrzymać, przejechałem kciukiem po całej linii jego dłoni. Widziałem, jak w tym miejscu przeszły go ciarki. Prawdę mówiąc, również poczułem miłe dreszcze i nie umiałem tak po prostu o nim zapomnieć. Niby to tylko kilka minut, ale dało mi to takiego kopa, jak nigdy dotąd.
            -Niall! Widziałem go! On tam był! – wydyszałem, wchodząc do domu chłopaka.
            -Boże! Kogo i gdzie?! – wziąłem głęboki wdech, po czym powoli wypuściłem powietrze z płuc. Zdjąłem ze stóp moje białe conversy i poszliśmy do jego pokoju.
            -Widziałem Louisa w autobusie.
            -Jezuu, ale mnie wystraszyłeś. – odetchnął z ulgą.
            -Wyglądał pięknie. Miał na sobie czerwone rurki i tą dżinsową koszulę. Był ubrany tak, jak na naszym pierwszym spotkaniu.
            -Zakochany Hazza jest taki uroczy. – zaśmiał się cicho, a ja szturchnąłem go lekko w bok.
            -Nie naśmiewaj się ze mnie! – krzyknąłem rozpaczliwie.
            -No ale ja tylko stwierdzam fakty. Miło Cię widzieć takiego zadowolonego. – odparł, na co cicho się zaśmiałem.
            -Boję się tego spotkania. Nie wiem, jak on zareaguje…
            -Harry, spokojnie. Pamiętaj, co mu obiecałeś. Musisz mu wszystko wytłumaczyć. Jestem pewien, że zrozumie.
            -Nie jest głupi… ale nie wiem, jak to odbierze.
            -Okaże się.
            -Niall…
            -Słucham?
            -Powiedz, że będzie dobrze.
            -Mam nadzieję.
            -Powiedz, że na pewno będzie.
            -…
            -Niall! Proszę.
            -Harry, przepraszam, ale ja tego nie wiem.
            -Agh… wiem, rozumiem. Po prostu się denerwuję.
            -No nie dziwię Ci się. – usiadł trochę bliżej mnie i objął ramieniem. – Ważne, że w końcu sobie wszystko wyjaśnicie.

2 dni do spotkania

            Siedziałem w dużym pokoju, patrząc w ekran telewizora. Nie widziałem w tym najmniejszego sensu, gdyż nawet nie zwracałem uwagi na puszczany program. Moje myśli były całkowicie zawładnięte Louisem i nic nie mogłem na to poradzić. Ciągle zastanawiałem się, co mu powiedzieć i jak zacząć. Cholernie bałem się, jak zareaguje na moje słowa, więc musiałem dobrać je rozważnie i mądrze. Wszystko miało być idealne i z pewnością nic nie mogłem powiedzieć pochopnie. Każdy wyraz, każde zdanie powinno brzmieć delikatnie i na tyle zrozumiale, aby Tomlinson wiedział o co chodzi. Nie chciałem powiedzieć mu tego wszystkiego tak prosto z mostu. To by zbyt nim wstrząsnęło i uciekłby. Przynajmniej ja myślałem o tym w ten sposób. Nie przeżyłbym tego, gdyby mnie zostawił. Dobrze wiedziałem, że był teraz totalnie zmieszany i gdyby przeżył taki szok odszedłby bez słowa. W końcu po co poświęcać czas komuś takiemu jak ja? Byłem nieudacznikiem, który zadawał ból innym. Po pierwsze, nie umiałem pogodzić się z faktem, że Zayn Malik również może być przyjacielem moim i Nialla. Po drugie, zraniłem Louisa i traciłem go coraz bardziej z dnia na dzień. Daliśmy sobie miesiąc i nie mogłem tego zepsuć.
Cały ten czas poświęciłem na rozmyślanie o tym, co tak naprawdę czuję do tego chłopaka. Nie znaliśmy się długo, lecz mi wystarczyło tyle, aby móc się w nim zakochać. Tak, zakochać. Nie byłem głupi i umiałem odróżnić zauroczenie od zakochania. Kiedy ktoś mi się po prostu podobał z pewnością nie czułem stado motylków w brzuchu, a pod wpływem jego dotyku nie wirowało mi w głowie. Identycznie było z Lou. Działał na mnie niesamowicie i z początku nie mogłem tego zrozumieć. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mógłbym zakochać się we własnym psychologu. A jednak.

Dzień spotkania

            Kręciłem się po domu już od rana, bo nie mogłem usiedzieć na tyłku. Co chwile zmieniałem swój strój na dzisiejsze spotkanie, lecz po chwili wracałem do starej stylizacji. Było zaledwie południe, a mnie już kusiło, aby wyjść i tyle ile miałem sił w nogach poświęcić na bieg do chłopaka. Tak bardzo pragnąłem go zobaczyć i za wszystko przeprosić. Moje głupkowate zachowanie sprawiło, że był smutny, a co gorsza robiłem mu mętlik w głowie. Pora to wszystko wyjaśnić.
            -Cześć, Harry. – usłyszałem głos Nialla po drugiej stronie telefonu.
            -No cześć.
            -Jak tam? Gotowy?
            -Jeszcze pytasz?
            -O której się widziecie?
            -Tak właściwie to nawet tego nie ustaliliśmy.
            -Oh, Hazza. Martwisz się, co mu powiedzieć, a nawet nie wiesz, gdzie się zobaczycie. – zaśmiał się cicho.
            -Jejku no, napiszę mu sms-a za chwilkę.
            -Ok, ok. Denerwujesz się mocno?
            -Ohh, nic mi nie mów o nerwach. Przechodzę jakiś napad. Od rana biegam po schodach, jak chory. Tak strasznie się boję, ale mimo wszystko nie mogę się już doczekać.
            -Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
            -Ja też.
            -Napisz, a najlepiej zadzwoń, jak już wrócisz do domu, ok?
            -Może wpadniesz na noc? Moja mama wyjechała w delegację.
            -Uhh, bardzo bym chciał, ale jest u mnie kuzyn, Matt. Mówiłem Ci już. Tak głupio go zostawiać samego.
            -A no tak, zapomniałem. Nie ma sprawy. Dam radę. – zaśmiałem się cicho.
            -W razie czego… ja nie chcę nic mówić czy coś… ale Harry… proszę obiecaj mi, że nic sobie nie zrobisz.
            -Niall…
            -Błagam Cię.
            -Dopuszczam do siebie myśl, że mnie odrzuci, ale… ale nie wiem, co zrobię, jeśli tak się właśnie wydarzy.
            -Obiecaj mi, proszę.
            -Nialler…
            -Przestań powtarzać moje imię do jasnej cholery, tylko powiedz to głupie ‘obiecuję’ i będzie po sprawię! Albo nie! Od razu masz do mnie zadzwonić, rozumiesz? Bez względu na to, co się wydarzy masz się odezwać i koniec. Wtedy przyjdę nawet bez zastanowienia.
            -No uspokój się już. – zachichotałem. – Obiecuję, że się odezwę.
            -Chociaż to. No dobrze, szykuj się.
            -Ok. ok.
            -Powodzenia!!! – krzyknął prosto do słuchawki, a ja aż musiałem oderwać ją od ucha na 10 cm.
            -Nie dziękuję. – zaśmiałem się, po czym rozłączyłem się z przyjacielem.

16:00

Do „Louis :)” Spotkajmy się przy głównym wejściu Central Park-u za godzinę, ok?
Od „Louis :)” Dobrze.
Niemal po kilkunastu sekundach dostałem odpowiedź i uśmiechnąłem się wprost do komórki.
Wstałem i poszedłem na górę. Jeszcze raz wszystko sprawdziłem, po czym zacząłem ubierać uszykowane wcześniej ubrania. Zdążyłem wziąć już porządny prysznic, który na szczęście zabił trochę czasu.
Był początek czerwca, a na dworze panował upał. Wybrałem dżinsowe spodnie do kolan, które na końcu były dwa razy podwinięte. Do tego dobrałem zwykły siwy t-shirt. Wróciłem do łazienki i psiknąłem szyję moim najlepszym perfumem. Ułożyłem na koniec sterczące kosmyki loków i ponownie udałem się do swojego pokoju. Wsunąłem do kieszeni spodni mój telefon, a do tylnej wsadziłem portfel i byłem gotowy.
Zszedłem szybko na dół, założyłem krótkie, białe conversy i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi na klucz, który po chwili znalazł się w jednej z moich kieszeni. Miałem jeszcze pół godziny, więc postanowiłem pójść na pieszo.
Mijałem tak wiele zakochanych par, które tak kurczowo trzymały się za dłonie lub przytulały się do siebie. Mimo, iż nie doświadczyłem podobnej miłości, co oni strasznie im zazdrościłem. Tak bardzo chciałbym poczuć, że druga osoba troszczy się o mnie tak bardzo jak ja o niego. Pragnąłem, aby tą osobą był Louis.

25 minut później

            Dotarłem do miejsca, w którym się umówiliśmy, a moje serce waliło, jak opętane. Usiadłem na ławce, ponieważ Louisa jeszcze nie było. Podziwiałem natomiast, jakie drzewa były soczysto zielone, a trawa bardzo przypominała kolor ich liści. Wyglądało jak krajobraz lub widoki najpiękniejszego miasta na ziemi. Jednak to był zwykły Londyn, który tak bardzo kochałem.
Po chwili zwróciłem wzrok na przechodniów i zobaczyłem jego. Miał na sobie jasnobrązowe spodnie do kolan, a do tego biały t-shirt. Jego zestaw był równie zwykły, co mój, a jednak wyglądał powalająco. Rozglądał się na wszystkie strony, a po chwili dostrzegł mnie, siedzącego na ławce pod drzewem. Uśmiechnął się do mnie, a moje serce zaczęło stu kilometrowy maraton. Czułem paraliżujący mnie stres, lecz mimo wszystko starałem się być opanowany. Uśmiechnąłem się szeroko, a Lou podszedł bliżej mnie. Wstałem i ryzykując przytuliłem się do niego, marząc, aby już nigdy nie wypuszczał mnie z ramion. W końcu czułem się dobrze. Tak dobrze, jak nigdy, chociaż nie wymieniliśmy jeszcze ani jednego słowa.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 7. 'We're looking for love'


Witam wszystkich! ♥
Jak to mam w zwyczaju, znowu dodaję rozdział dzień wcześniej :D Mam nadzieję, że choć troszkę się cieszycie, hm? 
Chciałam bardzo bardzo bardzo podziękować wszystkim za czytanie i komentowanie tego opowiadania. Jest mi niezmiernie miło, gdy czytam te wszystkie pochlebne opinie. Jesteście wspaniali, naprawdę! <3

Mam do Was jedną, małą prośbę. Czy każdy kto czyta ten rozdział, mógłby zostawić pod nim chociaż króki komentarz? Jestem strasznie ciekawa, ile tak naprawdę Was jest, a ile tylko przez przypadek otwiera tą stronę. Byłabym bardzo bardzo wdzięczna! ♥
Tak więc zapraszam do komentowania i czytania! :)








Rozdział 7.

2 tygodnie później

            Siedziałem na łóżku, podpierając głowę na otwartych dłoniach. W mojej głowie wirowało stado myśli, które nie mogły skleić się w całość. Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle. Chciałem dobrze. Pragnąłem tylko, aby każdy z nas był szczęśliwy. Jednak było zupełnie odwrotnie. Louis był na mnie zły i sprawiałem mu przykrość, a ja… ja czułem się, jakby rozrywało mnie coś od środka. Nigdy nie sądziłem, że mógłbym przywiązać się tak szybko do drugiej osoby. Nie wiedziałem, że nie potrafiłbym przestać myśleć o tej osobie.
Do moich drzwi zadzwonił dzwonek. Nie miałem ochoty otwierać. Dopiero wróciłem ze szkoły, nikogo nie było w domu, więc miałem chwilę dla siebie. Jednak ktoś zawzięcie chciał dostać się do mojego mieszkania, nieustannie pukając i dzwoniąc. Wstałem i zszedłem powoli na dół, mając nadzieję, że osoba już się ulotniła. Myliłem się, gdyż otwierając drzwi ujrzałem w nich człowieka, którego nigdy nie spodziewałbym się tu zobaczyć. Moje oczy zabłyszczały, a w podbrzuszu poczułem ucisk.
            -Co Ty tu robisz? – wykrztusiłem.
            -Miłe powitanie, Haz.
            -Przepraszam. – powiedziałem, otrząsając się.
            -Wyciągnąłem od Nialla Twój adres. Nie miej mu tego za złe, chciałem tylko porozmawiać.
            -Rozmawiamy dwa razy w tygodniu, Lou. – wycedziłem, nie zważając na słowa.
            -Chyba źle zrobiłem. – wyszeptał, po czym odwrócił się i chciał odejść. W ostatnim momencie chwyciłem go za łokieć i odwróciłem do siebie przodem. Staliśmy o wiele bliżej siebie niż przed chwilą, a ja nie mogąc tego wytrzymać wpadłem w jego ramiona.
            -Przepraszam, Lou. Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. – powiedziałem w jego szyję. Pod wpływem mojego ciepłego oddechu na jego skórze, poczułem jak chłopak zadrżał.
            -Ostatnio cały czas tak brzmisz. – odparł smutno.
            -Wiem, ale ja muszę.
            -Co? – prawie krzyknął, a jego dłonie powędrowały na moje ramiona, aby oderwać mnie od jego ciała. Spojrzał prosto w moje oczy, nie miał o niczym pojęcia.
            -Zrozum, Lou. – wykrztusiłem, czując, jak w kącikach powiek zbierają mi się łzy.
            -Harry, wytłumacz mi. Co się dzieje? – zapytał, lecz ja wyrwałem się z jego rąk i zamknąłem się w domu. Pobiegłem do salonu, aby znaleźć się jak najdalej drzwi i ukucnąłem, a z moich oczu zaczęły wylewać się strumienie słonych łez.

Piątek 17:30

            Wszedłem niepewnie do gabinetu chłopaka, kierując się od razu na fotel. Ochłonąłem od naszego ostatniego spotkania i obiecałem sobie nie działać już pod wpływem impulsu. Tomlinson nie mógł o niczym wiedzieć, a ja dałem mu już dwa powody, aby miał nad czym się zastanawiać. Teraz już nie mogło tak być, musiałem być silny i działać po staremu. Żadnych uczuć, totalna obojętność, a łzy popłyną, gdy będę już sam.
            -Dzień dobry. – powiedział Louis, a ja patrzyłem dalej w podłogę.
            -Cześć. – wykrztusiłem wreszcie, wysilając się na normalny ton. Mój psycholog usiadł naprzeciwko mnie i patrzył się ze zmartwieniem. Nie mogłem nic powiedzieć na temat naszej przyjaźni. Nic.
            -Dobrze, Haz. Powiedz mi, jak Ci idzie zmiana nastawienia?
            -Właściwie… nie zwracam już uwagi na ludzi.
            -Słucham?
            -Mam to gdzieś za kogo oni mnie mają. Nie obchodzi mnie ich zdanie.
            -Harry powiedz mi, co się dzieje?
            -Nic.
            -Coś nie tak z maturą?
            -Matura? Ona poszła mi dobrze. Niedługo będą wyniki.
            -Powiesz mi, jak Ci poszło, kiedy je otrzymasz?
            -Jasne.
            -Cieszę się. – między nami zapadła ponownie cisza. Myślałem już od kilku dni, aby zmienić psychologa, jednak wiedziałem, że nie zniósłbym takiego rozstania. Mimo tego, że nie rozmawialiśmy tak swobodnie jak kiedyś, nadal dawał mi powody do uśmiechu. Może i musiałem się powstrzymywać, lecz w myślach, uśmiechałem się, gdy widziałem jego błyszczące oczy. Teraz nasze kontakty wzrokowe były tak rzadkie, że moja poprawa humoru była minimalna. Gdybym zrezygnował ze wszelkich spotkań, nie wytrzymałbym tego.
            -W takim razie… skąd wzięła Ci się taka nagła zmiana zdania?
            -Chodzi o to, że mam ich wszystkich gdzieś?
            -Tak. – dlatego, że dla mnie liczysz się tylko Ty.
            -Nie wiem. Po prostu.
            -Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi co jest nie tak? Jeszcze niedawno wszystko szło dobrze. Widziałeś powoli w ludziach swoich dobrych znajomych, a teraz masz ich gdzieś. Nie rozumiem.
            -Ja też.
            -Pomyśl proszę, co się stało i porozmawiamy o tym we wtorek. Do widzenia, Harry. – spojrzałem na niego i dzisiaj po raz pierwszy nasze oczy się spotkały. On nie żartował. Właśnie po trzydziestu minutach rozmowy, zakończył nasze spotkanie i pożegnał się. Miał poważny wyraz twarzy, na której nie było ani śladu uśmiechu czy radości. Ten widok jakoś mnie nie zadawalał. Było mi źle, że to ja doprowadziłem go do takiego stanu. Wstałem i wyszedłem.

Wieczorem tego samego dnia

            -Niall? – powiedziałem do telefonu, gdy usłyszałem dźwięk, przypominający odbieranie.
            -Tak, tak. Co tam, Harry?
            -Przyszedłbyś do mnie?
            -Wiesz… bo u mnie jest Zayn.
            -Przeszkadzam Wam.
            -Nie. Po prostu nie wiem, czy chcesz go widzieć i boję się, że nie będziesz mnie już lubił.
            -Słucham? Niall, nie bój się o to. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nikt tego nie zmieni Przyjdźcie oboje, co Ty na to?
            -No dobrze, z chęcią. – odparł, a ja słyszałem w jego głosie ulgę i radość.
Po 15 minutach usłyszałem pukanie do drzwi, więc podbiegłem do nich i zaprosiłem chłopców do środka.
Poszliśmy na górę i schowaliśmy się w moim pokoju.
            -Zayn… - zacząłem. – Wybacz, że źle zaczęliśmy. Ostatnio nie było ze mną dobrze. – wykrztusiłem z siebie.
            -Nie ma sprawy. – puścił mi oczko.
            -No no, Haz. – zaśmiał się Niall, a moje oczy posmutniały. Powiedział do mnie tak, jak zawsze mówił do mnie Louis.
            -Wszystko w porządku? – zapytał Zayn i Niall jednocześnie, na co delikatnie się uśmiechnąłem.
            -Właśnie nie. Chciałem z Wami o tym pogadać. – wyszeptałem. – Już nie mam siły.
            -Oh, Harry! W końcu się przekonałeś, aby o tym porozmawiać! – zapiszczał Blondyn i mocno mnie do siebie przytulił. Wtuliłem się w niego mocno i poczułem minimalną ulgę.
Usiedliśmy w trójkę na łóżku i na początek rozmawialiśmy tak po prostu o życiu. Wspominaliśmy też maturę, aż w końcu zeszliśmy na temat moich spotkań z Louisem.
            -Dlaczego spotykacie się tylko we wtorki i piątki? – zapytał Niall.
            -Ja musiałem to zrobić.
            -Ale co?
            -To by się źle skończyło.
            -Harry, o czym Ty mówisz?
            -Bo ja… Niall ja nie umiem tego powiedzieć. – wyrzuciłem z siebie, a po moim policzku spłynęła łza.
            -Nie płacz. Błagam. – powiedział cicho Zayn, powodując, że na niego spojrzałem. Nie spodziewałem się po nim takiej reakcji.
            -Ja coś do niego czuję. – wyszeptałem na jednym wydechu i schowałem twarz w dłoniach. Nie płakałem. Po prostu nie umiałem spojrzeć im w oczy.
Po chwili poczułem, jak oboje z każdej strony przytulają mnie. Ciepło owinęło całe moje plecy, a co najważniejsze poczułem się lepiej, mówiąc o tym na głos.

***

            Siedziałem na łóżku wpatrzony w ekran laptopa, co chwile odświeżając twittera. Głęboko w głowie siedziała mała nadzieja, że może Harry jeszcze napisze. Jednak za każdym razem tak bardzo się myliłem.
Nie miałem pojęcia, co tak mocno przyciągało mnie do Styles-a. Polubiłem go już od początku i byłem pewny, że teraz udawał. To nie był ten sam chłopak, który przyszedł do mnie na pierwsze spotkanie. Jego zachowanie znacznie się zmieniło, a co gorsza nie znałem przyczyny tej zmiany.
Jednak nie to było największym problemem. Szybko przywiązywałem się do ludzi i to było moją straszną wadą. Nie potrafiłem przestać myśleć o Hazzie i o tym, dlaczego z dnia na dzień stał się taki… inny. To chyba było najlepsze określenie. Przez trzy miesiące był dla mnie taki miły. Bardzo lubił ze mną rozmawiać i spotykać się. Często wystarczało nam tylko towarzystwo zamiast rozmowy.
Szczerze? Myślę, że od początku nasza znajomość była nietypowa. Nie zmierzało to ku przyjaźni. Nasze spojrzenia lub czułe słówka przypominały bardziej zaloty, a nie zabawę. Czasami oboje rumieniliśmy się w swoim towarzystwie, co z pewnością nie było normalne, jak na przyjaciół.
Tak jak już mówiłem, lubiłem Harrego. Nie. Ja ewentualnie lubiłem na niego patrzeć, ponieważ jako osobę, uwielbiałem go. Był słodki, uroczy, kochany i taki pocieszny. Właśnie, był. Teraz zachowuje się, jak zupełnie ktoś inny. Na dodatek nie da do siebie dotrzeć i nie chce rozmawiać ze mną normalnie. Mam powoli tego dość i ta sytuacja zaczyna mnie przerastać.
Złapałem telefon i wykręciłem jego numer. Nikt nie odebrał. Zadzwoniłem jeszcze raz i po pięciu sygnałach usłyszałem ciche ‘halo?’
            -Harry?
            -Tak.
            -Śpisz?
            -Nie… ja po prostu nie mogę teraz rozmawiać.
            -Jak zwykle.
            -Nie. Zadzwoń za dwie godziny, dobrze?
            -Do… dobrze. – w jego głosie wyczułem smutek i przygnębienie. Bardzo zaciekawiło mnie, dlaczego nie mógł akurat teraz rozmawiać. Jednak bardziej byłem zdziwiony, że kazał mi do siebie w ogóle zadzwonić. Chciał ze mną porozmawiać.
Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, moje serce zaczęło bić chyba tysiąc razy na minutę.

2 godziny później

            Siedziałem nadal w tej samej pozycji, co chwile zerkając na zegarek. Minęło dokładnie dwie godziny od mojego telefonu do Harrego. Wykręciłem powoli numer, zastanawiając się tak w ogóle, co ja mam mu powiedzieć. Zadzwoniłem do niego pod wpływem chwili i chciałem wygarnąć mu, że za kogo on się uważa. Dlaczego ciągle mnie zbywa i zachowuje się do siebie niepodobnie. Jednak, gdy usłyszałem jego smutny głos, od razu zapomniałem o tym, jaki był nie w porządku wobec mnie.
Mimo wszystko, pragnąłem wytłumaczyć z nim kilka spraw. Chciałem dowiedzieć się, o co mu chodziło i dlaczego taki jest. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i już po pierwszym sygnale odebrał.
            -Cześć, Lou. – zaczął tym samym smutnym głosem.
            -Cześć, Haz. – powiedziałem, przypominając sobie, jak zawsze witaliśmy się naszymi wymyślonymi pseudonimami.
            -Co u Ciebie? – zapytał, co trochę mnie zdziwiło.
            -Odpowiedziałbym, że dobrze, ale tak nie jest.
            -Dlaczego?
            -Ty mi lepiej powiedz. – odparłem smutno.
            -…
            -Dlaczego? Dlaczego traktujesz mnie, jakbyś mnie nie znał?
            -Lou…
            -Powiedz mi.
            -Nie mogę.
            -Dlaczego? O co chodzi, Haz?! Ciągle tłumaczysz, że nie możesz mi powiedzieć! – krzyknąłem, nie panując nad emocjami. Słowa zaczeły same ze mnie wypływać i nie mogłem już nic cofnać.
Nagle, po drugiej stronie słuchawki usłyszałem ciche pociągnięcie nosem.
            -Ty płaczesz? – zapytałem, lecz odpowiedziała mi tylko cisza. – Harry ja przepraszam. Nie powinienem krzyczeć. Nie mam pojęcia o co chodzi…
            -Przestań.
            -Słucham?
            -Przestań mówić. – zamilkłem, a po kilkunastu sekundach usłyszałem chrząknięcie.
            -Chodzi o to… że nie możemy się dłużej spotykać, Louis. – powiedział powoli, a w oddali usłyszałem ciche odgłosy.
            -Aha…
            -Nie myśl, że Cię nie lubię.
            -To co mam myśleć?
            -Nie wiem, Lou. Po prostu spróbuj mnie zrozumieć w jakiś sposób. Będę przychodził dwa razy w tygodniu na Twoje spotkania. Tyle.
            -Tak po prostu mamy na nich ze sobą rozmawiać? Bez wyjaśnień Twojego zachowania.
            -Mojego zachowania?
            -Odpychasz mnie, ignorujesz. Uciekasz przede mną, jakbyś się czegoś bał. – i właśnie teraz do mojej głowy wpadła pewna myśl. Harry się czegoś bał. Nie chciał, abym się dowiedział, dlatego mnie unikał. Tylko, co to było? Co sprawiało, że musiał mnie od siebie odsuwać?
            -Dobranoc, Lou. – usłyszałem, po czym chłopak najzwyczajniej w świecie rozłączył się.