piątek, 30 sierpnia 2013

The Versatile Blogger

Bardzo dziękuję Katie za nominację! Jest mi naprawdę miło, że tak doceniacie moją pracę, mimo że marne są jej efekty. Wielkie dzięki! :)


Zasady :


  • Podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry;
  • Pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award;
  • Ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby;
  • Nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują;
  • Poinformować o fakcie nominowania autorów blogów.

 Fakty o mnie:
  1. Nie lubię kakaa. 
  2. Mam starszego brata.
  3. Kocham mojego malutkiego pieska i nie mogę bez niego żyć!
  4. Ciągle powtarzam, że muszę schudnąć, ale nic z tym nie robię.
  5. Często łapie mnie wena na napisanie shota, kiedy słucham smutnych piosenek.
  6. Moje oczy zmieniają kolor wraz z przyjściem wiosny i zimy.
  7. Uwielbiam czytać Wasze cudowne komentarze pod rozdziałami! :)
 Nominowane blogi:

http://shouldletyougo.blogspot.com/

http://the-perfect-melody-two.blogspot.com/

http://stones-taught-me-to-fly.blogspot.com/

idmwia.livejournal.com

wanna-hold-you.blogspot.com

http://i-love-you-boo-bear.blogspot.com/

http://onedirectionpolskieimaginy.blogspot.com/

http://polska-imaginy-one-direction.blogspot.com/


czwartek, 22 sierpnia 2013

One shot: "Inexplicably easy" LARRY STYLINSON



Tytuł: Inexplicably easy

Paring: Larry Stylinson

Wyrazy: 3044

Strony: 6

Części: 1

Gatunek: Bromance, AU – nie istnieje zespół One Direction.




Czasem przychodzi taki czas, kiedy sądzisz, że nie warto czegoś dłużej ciągnąć. Myślisz, że to nie ma sensu, jeśli i tak wiesz, że to się nie uda, że nie dojdziesz do celu. Wolisz się poddać, zapomnieć, uciec od tego. Wpajasz sobie, że Ci na tym nie zależy, uśmiechasz się głupkowato i jesteś przekonany, że wszystko jest w porządku, że nic już nie czujesz. Jednak, kiedy gasną światła i zostajesz sam ze sobą, wszystko powraca ze zdwojoną siłą. Wszystko Cię denerwuje, z Twoich oczu wypływają łzy, nie umiesz nad tym zapanować. Szukasz czegoś, co Ci pomoże, co uwolni Cię od tego zwariowanego uczucia. Sięgasz po coś, co sprawi Ci ból fizyczny, aby przyćmił ten psychiczny. W ten sposób, w krótkim czasie zaprzyjaźniasz się z żyletką. Jedno cięcie, a na Twoją twarz wstępuje uśmiech, czujesz ulgę, myślisz, że jest lepiej. Po niedługim czasie to już nie wystarcza, potrzebujesz więcej, więc na Twojej ręce znajduję się kilkanaście cięć, przez co niema miejsca na nowe. Nie możesz czekać, aż te stare się zagoją, nie wytrzymujesz. Zaczynasz rozdrapywać czerwone strupki, boli Cię niemiłosiernie, bardziej, niż kiedykolwiek, ale uśmiechasz się. Czujesz się znowu lepiej, a łzy smutku zamieniają się w te oznaczające szczęście. Łudzisz się, że to pomaga, że znalazłeś najlepsze rozwiązanie, lecz tak naprawdę to wszystko sprawia, że spadasz. Upadasz coraz niżej, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Twoje serce krwawi, nie umie pogodzić się z odejściem ukochanej osoby. Twój mózg się stawia, próbuje walczyć, ale w ten niewłaściwy sposób. Kiedy uświadamiasz to sobie jest za późno. Nie potrafisz przestać, płaczesz, krzyczysz, psujesz, co masz pod ręką, upadasz na kolana, a stróżki łez wylewają się z Twoich oczu. Wtedy wpadasz w obłęd, zamykasz się w sobie, nie chcesz z nikim mieć do czynienia, oprócz niego. Jednak, dobrze wiesz o tym, że on nie chce z Tobą rozmawiać, on nie chce Ci pomóc, bo myśli, że u Ciebie wszystko w porządku. Tak naprawdę nikt nie wie, co się z Tobą dzieje, tłumaczysz się, że jesteś zajęty i oni wierzą… przez pierwszy miesiąc. Później dzwonią częściej, chcą z Ciebie wyciągnąć prawdę, ale Ty nie możesz im powiedzieć, nie jesteś w stanie. Trzy miesiące udręki trwają zbyt krótko, aby komuś o tym mówić i zbyt długo, aby normalnie żyć. Jednak, oni się nie poddają, są Twoimi przyjaciółmi, chcą Ci pomóc, lecz Ty nie chcesz.

            Harry był zrozpaczony. Nie chciał, aby jego przyjaciele się nim przejmowali. Wolał, aby o nim zapomnieli i go zostawili. Jakkolwiek próbował się im tłumaczyć, oni już mu nie wierzyli, prosili tylko, aby powiedział im prawdę. Styles nie rozumiał, dlaczego nie chcieli dać mu spokoju. Wrzeszczał na nich, mówił, że powinni go nienawidzić i wtedy zdali sobie sprawę z tego, że musi być naprawdę źle. Właśnie dlatego kędzierzawy chłopak udawał teraz, że niema go w domu. Słyszał pukanie i dzwonek od drzwi już przez pięć minut, ale nie myślał nawet o tym, aby się ruszyć.
           
            -Harry, wiem, że tam jesteś! – usłyszał nagle głos Liama, jednak nic nie zrobił. Po jego policzku spłynęła łza, bo poczuł ukłucie w sercu. Zapragnął w tym momencie pobiec do niego i mocno się w niego wtulić. Chciał mu wszystko powiedzieć, bo pomyślał, że może on zna rozwiązanie, ze może on mu pomoże.
            -Otwórz te cholerne drzwi! – wzdrygnął się, kiedy zrozumiał, że jego przyjaciel wydziera się, stojąc przed domem. Wstał i niepewnie zbliżył się do drzwi.
            -Harry? – nie odpowiedział, tylko ostrożnie i bardzo powoli przekręcił klucz w zamku. Nacisnął delikatnie klamkę, a drzwi cicho zaskrzypiały i uchyliły się. Przez niewielką szparę dojrzał zmartwioną i przemęczoną twarz Payne’a. Otworzył je szeroko, wpuszczając chłopaka do środka, a on zamarł. Drzwi zamknęły się za nimi, a jego gość wpatrywał się w Harry’ego z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi wargami, aby łatwiej złapać oddech.
            -Hazz. – wyszeptał, a po twarzy Loczka spłynęło kilka zbłąkanych łez.
            -Li. – wykrztusił ledwo słyszalnie i zdał sobie sprawę, że to było jego pierwsze wypowiedziane na głos słowo od bardzo dawna. Jego przyjaciel przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Czuł jak ciało kolegi drży, bo prawdopodobnie właśnie się rozkleił.
            W ciągu kilku godzin Styles wszystko mu opowiedział. Nie owijał w bawełnę, nie kłamał, nie wymyślał. Powiedział również o tym, jak się krzywdził i że to był jego największy błąd. Chciał poczuć ulgę i udało mu się.
            -Harry, dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? – zapytał Liam, kiedy jego przyjaciel skończył.
            -Nie umiałem. Po prostu… potrzebowałem pobyć sam.    
            -A teraz?
            -Nie wyjdę stąd Liam, jeśli o to Ci chodzi.
            -Dlaczego?
            -Nie chcę, okej? Nie chcę nikogo widzieć.
            -To czemu tu jestem?
            -Bo Cię potrzebuję. – wyszeptał, a Payne zmiękł i obiecał mu, że go z tego wyciągnie.
           
Po miesiącu, Liam miał dość. Harry wcale nie czuł się lepiej i nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że jego problem da się rozwiązać. W jego głowie cały czas siedziały wspomnienia i potrafił przesiedzieć cały dzień na kanapie, myśląc o nich.

            Gonił Louisa, a z jego gardła wydobywał się śmiech. Brakło mu tchu, ale bardzo chciał go złapać, wiec się nie poddawał. Jego przyjaciel, widząc jak się męczy, zwolnił i dał się schwytać. Runęli oboje na podłogę i chichocząc wtulili się w siebie. Harry czuł się wspaniale i nie umiał się nie uśmiechać.
            -Kocham Cię, wiesz? – usłyszał szept Louisa tuż przy swoim uchu i zadrżał. Podniósł głowę, aby na niego spojrzeć.
            -Ja Ciebie bardziej. – wymruczał i złączył ich usta w słodkim pocałunku.

            Uwielbiał o tym myśleć i czuć te miłe dreszcze, co kiedyś. Przez chwilę znajdywał się w innym świecie, tym lepszym. Jednak, kiedy zdawał sobie sprawę, że tego już niema i nigdy nie będzie, wpadał w panikę. Z jego oczu znowu wylewały się tony łez, a wspomnienia nie ustępowały, lecz pojawiały się te gorsze.

            Louis był poważny, kiedy przyszedł do Harry’ego. Nie przytulił, ani nie pocałował go na powitanie, co znacznie zmartwiło kędzierzawego chłopaka. Usiedli razem na kanapie i przez pierwsze minuty nikt się nie odzywał. Kiedy Tomlinson spojrzał na swojego przyjaciela, nie musiał mówić, że coś się stało. Jego oczy były smutne, a kąciki ust wyginały się w kształcie podkowy.
            -Co się stało? – zapytał Styles, kładąc dłoń na policzku ukochanego i delikatnie gładząc nią wierzch jego skóry.  Chłopak wtulił się w jego rękę, lecz po chwili lekko ją strącił.
            -Nie możemy być dłużej razem. – powiedział cicho, a Harry zamarł.
            -Co?
            -Nie możemy.
            -Dlaczego? Jak to? Lou! – Curly zaczął panikować, a jego oczy zaszły łzami. Jego przyjaciel przytulił go mocno, jednak po chwili został odepchnięty.
            -Powiesz mi o czym Ty do jasnej cholery mówisz?! – wykrzyknął, a Louis pobladł. Nie spodziewał się, że będzie, aż tak źle.
            -Eleanor jest w ciąży. – Harry patrzył na niego wielkimi oczami widocznie wstrząśnięty. Nie mówił nic, nie potrafił. Czekał tylko, aż jego gość opuści mieszkanie, lecz to ciągle nie następowało.
            -Wyjdź. – powiedział głośno.
            -Ale pozwól wyjaśnić.           
            -Powiedziałem wyjdź.
            -Chcę coś wytłumaczyć!
            -Co masz mi tłumaczyć?! Że zrobiłeś jej dziecko? Wiem, jak to działa Lou!
            -Nie! Harry, błagam.
            -Co?
            -Nie mogę jej tak zostawić.
            -Jakoś niedawno mówiłeś, że to dla Ciebie żaden problem, że zerwiesz z nią już niedługo i wtedy wszystko się zmieni. Nie będziemy musieli żyć w ukryciu.
            -Wtedy nie spodziewała się dziecka.
            -Myślę, że to nie moja wina.
            -Harry.
            -Nie.
            -Proszę Cię.
            -Sam powiedziałeś, że nie możemy być dłużej razem. O co mnie teraz prosisz?
            -Żebyś mnie nie odtrącał. Będziemy razem, obiecuję, ale jeszcze nie teraz.
            -Wyjdź.
            -Haz…
            -Wyjdź!

            Harry od tamtego momentu nie widział więcej Tomlinsona. Otrzymywał od niego setki wiadomości, ale na żadną nie odpisał. Nie chciał mieć z nim już nigdy do czynienia. Czuł się zdradzony i wykorzystany. Jakby był zabawką na jakiś czas. Jednak, nie wiedział czegoś ważnego, co mogło wszystko zmienić. Eleanor nienawidziła Harry’ego, ale ukrywała to. Ona wiedziała o wszystkim. Wiedziała, że jej chłopak i niegdyś bliski kolega coś ukrywają i po krótkim czasie była pewna tego, co ich łączyło.
Liam również wiedział dużo, ale nie zdradził tego Harry’emu. Obiecał Louisowi, że nie mu nie powie, ponieważ on sam chciał to zrobić.

            Styles siedział przed telewizorem i starał się skupić, aby wspomnienia znowu go nie męczyły. Nagle, usłyszał dzwonek swojej komórki, więc automatycznie odebrał, wiedząc, że to Liam.
            -Harry? – usłyszał głos, lecz zdecydowanie nie należał on do osoby, której się spodziewał. Zamarł i nie był w stanie nic z siebie wykrztusić.
            -Wiem, że mnie słyszysz. Zapewne się nie odezwiesz, ale proszę, abyś mnie wysłuchał. Muszę się z Tobą zobaczyć i porozmawiać. To naprawdę ważne.
            -Nie. – wyszeptał Loczek i poczuł, jak jego oczy pieką, bo wkładał wiele starań w to, aby się nie rozpłakał.
            -Dlaczego?
            -Żartujesz sobie? – poczuł złość i miał ochotę coś rozwalić. Najlepiej jego idealną twarz.
            -Proszę Cię, musimy porozmawiać.
            -Nie dzwoń do mnie, Louis. – powiedział, zaciskając zęby, po czym się rozłączył i rzucił telefonem w podłogę. Nie zrobił tego na tyle mocno, aby się zepsuła. Nie wyżył się, musiał zrobić coś znacznie gorszego. Wstał i zaczął chodzić w tą i z powrotem. Nie miał pojęcia, czego chciał od niego Louis. Był zdenerwowany i nie wiedział, co z tym zrobić. Usiadł znowu na kanapę, położył łokcie na kolanach i pochylając się, wplątał palce między swoje loki. Nie rozumiał w tej chwili nic. Prosił, aby dał mu spokój, aby go zostawił, a on go nie posłuchał. Zadzwonił i wszystko zepsuł. Harry czuł się lepiej, mimo, że nie było tego po nim widać. Coraz częściej panował nad płaczem i emocjami i nagle wszystko runęło. Jego rany, które zaczęły powoli się sklejać zostały rozszarpane.
Mimowolnie zaczął ciągnąć za swoje włosy, a z jego oczu wydostały się pierwsze łzy. Nie chciał tego, nie mógł ponownie tego przeżywać. Jednak, nie potrafił temu zapobiec, kipiał złością, ale też czuł ogromny smutek. Wydał z siebie niemożliwe głośny wrzask, po czym zaczął głośno szlochać. Jego ciało przechyliło się zbyt mocno do przodu i opadł na podłogę. Walił w nią pięściami, aż jego skóra posiniała. Nie miał siły się podnieć, ani myśleć o niczym innym. Musiał się wyładować.
Po kilku godzinach, nie poczuł długo wyczekiwanej ulgi. Nie reagował na telefony, miał to gdzieś. Czekał, aż poczuje się lepiej, a kiedy zdał sobie sprawę, że to nie takie łatwe zaczął znowu płakać. Wstał i poszedł do swojej sypialni. Schował się pod ciepłą kołdrą i wyczerpany przez swój nagły atak rozpaczy, zasnął.

            Po kilku tygodniach, nie nastąpiła żadna zmiana. Miał cały czas ochotę płakać. Wstawał z łóżka tylko wtedy, kiedy chciał się napić lub skorzystać z toalety. Nie otwierał drzwi, nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Nawet ich nie czytał.

            Po następnych kilku dniach, poczuł się źle, że ignorował Liama. Był jego przyjacielem, który starał się mu pomóc i pozbyć się ran. Kiedy usłyszał pukanie o tej samej godzinie, co wczoraj, wstał i poszedł otworzyć. Payne nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń, ale był naprawdę zadowolony, że codzienne spędzanie kilku godzin pod domem chłopaka, dało jakiś skutek.
Najpierw, kazał kędzierzawemu chłopakowi iść się porządnie umyć. Czekał na niego w kuchni, gdzie przygotował mu niewielki posiłek. Wcisnął Harry’emu tylko połowę, ale uznał, że to i tak nieźle.
            -Dobrze… tak więc… zechcesz mi powiedzieć, co się stało? – zapytał w końcu Liam, siadając naprzeciwko przyjaciela.
            -Zadzwonił do mnie.
            -To źle?
            -Tak Liam! Nie rozumiesz, że ja nie chce z nim rozmawiać? Okłamał mnie, zdradził.
            -Jest coś o czym powinieneś wiedzieć. – Harry zamilkł i czekał na wyjaśnienia.
            -Nie mogę Ci o tym powiedzieć. Louis chce o tym z Tobą porozmawiać.
            -Co?
            -Słyszałeś.
            -Nie chcę z nim rozmawiać.
            -Inaczej się nie dowiesz.
            -Trudno.
            -On Cię kocha, Haz. Kocha Cię najbardziej na świecie i też jest w złym stanie. Nie tylko Ty cierpisz, wiesz? Pozwól mu się z Tobą zobaczyć. – powiedział nagle, a Loczek zaniemówił. Patrzył lekko zaskoczony na swojego gościa i nie mógł uwierzyć.
            -On mnie kocha?
            -Tak.
            -To dlaczego zrobił jej dziecko?
            -Harry.
            -Odpowiedz.
            -Odpowiedź znajdziesz tylko u Louisa. Dlatego chce z Tobą porozmawiać.
            -Li… ja wiem, że nie tylko mi może być ciężko, okej. Rozumiem to. – zmięknął, zaczynając dłuższą wypowiedź. -Byliśmy razem dość długo i od początku wiedziałem, że jest z El, aby ukryć przed rodzicami swoją orientację. Ona też zdawała sobie z tego sprawę, ale i tak go kochała. Wszyscy oprócz Louisa dobrze o tym wiedzieliśmy. Dlatego poprosiłem go, aby z nią zerwał i on się zgodził. Wytłumaczyłem mu, jak jest naprawdę i obiecał mi, że zakończy ten związek. Tyle razy powiedział mi, że mnie kocha. Tyle razy zapewniał, że ona jest tylko przykrywką, więc dlaczego ma z nią dziecko? To boli, cholernie. Kochałem go i nadal kocham niewyobrażalnie mocno, ale nie potrafię z nim rozmawiać. Nie będę mógł na niego spojrzeć, rozumiesz? Na samą myśl robi mi się słabo, a serce bije, jakby miało zaraz rozerwać moją pierś i wyskoczyć. Boję się. Nie chcę przeżywać tego po raz drugi. Wolę skupić się na zapominaniu i powoli odzyskiwać formę.
            -Harry do jasnej cholery, kochasz go, tak?
            -No tak.
            -Chcesz z nim być?
            -Liam…
            -Odpowiedz!
            -Chcę.
            -To się z nim spotkaj!
            -Ale…
            -Jedno spotkanie. Jeśli po tym nie będziesz chciał go znać, da Ci spokój. – Styles chwilę pomyślał i uznał, że i tak nic nie straci. I tak jest już z nim źle, a jeśli pogorszy się trochę bardziej, nic wielkiego się nie stanie. Powoli przyzwyczajał się do tego, jaki się stał.
            -Dobrze. – powiedział, a Liam odetchnął i delikatnie się uśmiechnął.

            Trzy dni później, siedział już na kanapie w dużym pokoju i czekał na Louisa. Jego mieszkanie było o wiele czystsze, niż miesiąc temu, a do środka wpadały promienie słoneczne. Postarał się również, aby sam wyglądał dobrze. Wyprał większość swoich ubrań i poprosił Liama, aby kupił mu żel pod prysznic i szampon. W ten sposób, był zdecydowanie przygotowany na przyjęcie kogoś do domu, lecz nie do końca był pewien, czy dobrze robi, zgadzając się na kogoś kto wyrządził mu tyle krzywdy. Jednak, było już za późno, gdyż dobiegł go dźwięk pukania do drzwi. Wstał i podszedł do nich powoli. Wziął kilka głębokich wdechów, po czym je otworzył i zamarł. Wiele razy odtwarzał sobie w głowie powitanie i zaproszenie go do środka, lecz w tym momencie, jakby o wszystkim zapomniał.
            -Cześć. – powiedział cicho Louis, a Styles potrząsnął głową, przywołując się do porządku. Kiwnął tylko, nie potrafiąc nic z siebie wykrztusić i odsunął się, aby chłopak mógł wejść do pomieszczenia.
            Kiedy siedzieli już w salonie, Harry uznał, że nie jest tak źle. Oddychał ciężej, niż zwykle, ale znosił jego obecność dość dobrze.
            -Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać. – odezwał się jako pierwszy, nie mogąc znieść tej niezręcznej ciszy.
            -Tak.
            -O co chodzi? – zapytał i po raz pierwszy na niego spojrzał. Jego oczy były niesamowicie niebieskie i hipnotyzujące, jak kiedyś. Nie potrafił oderwać od nich wzroku i wiedział już, że kiedy Louis wyjdzie, będzie mu ich brakować.
            -O nas.
            -Nas? Nie ma żadnych nas.
            -Harry… wysłuchaj mnie.
            -Dobrze. Proszę, mów.
            -Nie chciałem, aby to wszystko tak się potoczyło. Powinienem zerwać z Eleanor od razu po naszej rozmowie, kiedy to powiedziałeś mi, że jest we mnie zakochana. Źle zrobiłem, odkładając to, bo ona w tym czasie zdążyła wiele się dowiedzieć.
            -To znaczy?
            -Odkryła nas. Dowiedziała się, że jesteśmy razem.
            -Przecież wiedziała, że jesteś gejem i po co z Tobą jest.
            -Myślała, że jeśli nie będę miał chłopaka, łatwiej mnie zmieni.
            -Chciała zrobić z Ciebie hetero? – Harry zapytał, niedowierzając.
            -Tak właśnie. Uknuła to. Zaczęła specjalnie nalegać na wspólne spotkania z moją rodziną, aby jeszcze bardziej się do niej zbliżyli. Kiedy owinęła już ich sobie wokół palca, zaczęła robić to ze mną.
            -W jaki sposób?
            -Powiedziała, że nie jestem jej obojętny, że chciałaby spędzać ze mną więcej czasu. Nie chciałem, ale była tak przekonująca i obiecywała, że na tym się skończy, więc się zgodziłem. Wpadała do mnie co jakiś czas, a ja do niej. Chodziliśmy na kawę przynajmniej raz na tydzień i w sumie polubiłem ją. Była naprawdę miła, ale jako przyjaciółka. Jestem gejem i nie zmienię tego, jednak nie chciałem, aby było jej smutno. Kiedy pewnego dnia do mnie przyszła i oglądaliśmy filmy, rozpętała się burza, więc uznałem, że lepiej będzie, jak u mnie zanocuje. Poszła zrobić nam coś do picia i skończyło się na tym, że przyniosła whisky i dwie szklanki. Upiłem się. Ona… ona w pewnym momencie zaczęła mnie całować i… i tak wyszło, że my… sam wiesz.
            -Przespaliście się. – dokończył Harry, a Louis spuścił głowę, wpatrując się tępo w podłogę.
            -Skończyłem to. Dzień po naszej… kłótni spotkałem się z nią. Powiedziałem, ze byłem pijany i nie panowałem nad tym, co robię. Nawet nie pamiętam tego dokładnie.
            -Co zrobiła?
            -Zaczęła kłamać. Wymyślała, że mówiłem jej, że ją kocham i że skoro tego nie chciałem to powinienem najpierw pomyśleć. Nie chciałem się z nią kłócić i powiedziałem wprost, co o tym wszystkim myślę i ona… ona przyznała się. Powiedziała, że wiedziała o mnie i o Tobie, że była zazdrosna i chciała nas rozdzielić, dlatego zaciągnęła mnie do łóżka, kiedy byłem nietrzeźwy. Przeprosiła mnie i niedawno się z nią spotkałem. Obiecałem, że pomogę jej z dzieckiem, że będę dobrym ojcem, ale nigdy nie będziemy razem i ona rozumie, chociaż jest jej trudno. – Harry był wstrząśnięty i zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć takich słów od Louisa.
            -Przepraszam Cię, Haz. Naprawdę nie chciałem, aby to się wydarzyło.

            Harry zrozumiał Louisa. Powiedział, że potrzebuje czasu, aby to wszystko przemyśleć i Tomlinson oczywiście nie miał nic przeciwko. Pożegnali się, ale nie na zawsze. Kędzierzawy chłopak obiecał swojemu przyjacielowi, że jeszcze się spotkają. Musiał wszystko sobie poukładać.
            Kiedy został sam, po raz pierwszy od bardzo dawna, uśmiechnął się. Poczuł niesamowitą ulgę. Nie musiał się kaleczyć, krzyczeć, ani płakać. Udało mu się znaleźć właściwą drogę, aby piąć się ku górze. Jak się okazało, było to niewytłumaczalnie łatwe.

Dwa miesiące później

            Harry siedział w fotelu, a w dłoniach trzymał książkę. Nie rozmyślał już o tym, co zrobić, aby poczuć się lepiej, bo nie musiał robić nic. Czuł się wspaniale, a kiedy usłyszał, jak drzwi jego mieszkania się otwierają, poczuł się jeszcze lepiej.
            -Cześć, Haz. – powiedział, stojący przed nim Louis, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chłopak odłożył jego książkę na ławę i usiadł na jego kolanach. Harry przyciągnął go bliżej, a jego ukochany wtulił się mocno w jego tors.
            -Hej, Lou. – wyszeptał w jego ucho, po czym cicho się zaśmiał. -Jak czuje się El?
            -Dobrze. – powiedział, uśmiechając się. Uniósł wyżej głowę, aby móc spojrzeć na Loczka i musnął ustami jego szczękę. Nie miał ochoty teraz o niej rozmawiać. Harry zachichotał, po czym pochylił się nad chłopakiem i złączył ich wargi w pocałunku. Poczuł miliony dreszczy na plecach i wariujące motylki w jego brzuchu. Czuł się niesamowicie, jak nigdy dotąd.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 10 "Śladami Larry'ego"



 Byłabym wdzięczna za przeczytanie notki pod rozdziałem :)




07.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Nie pisałem prawie trzy dni, ponieważ niestety zabrakło mi czasu. We Francji jest naprawdę fantastycznie i chyba nikt kto tu był, by nie zaprzeczył. Jestem totalnie oczarowany tym miejscem i trudno będzie mi stąd wyjechać, a co gorsza to już jutro. Przed chwilą właśnie skończyłem wraz z Louisem pakować nasze rzeczy. Mój przyjaciel poszedł wziąć poranny prysznic, więc wykorzystałem wolny czas, aby opisać te kilka poprzednich dni.
            Wczoraj byliśmy w Paryżu i do tej pory brakuje mi słów, aby opisać to miasto. Każdy budynek, każda fontanna, każda ławeczka były po prosty fantastyczne. Wszystko do siebie pasowało, tworzyło niesamowitą całość. Mieliśmy na zwiedzanie cały dzień, ale i tak nie udało nam się wszystkiego zobaczyć. Oczywiście pierwsze, co zrobiliśmy, to pojechaliśmy na południowy kraniec Pola Marsowego, aby zobaczyć wierzę Eiffla. Widok z niej był wspaniały i mimo, że trochę kręciło mi się w głowie czułem się naprawdę świetnie. Potem wybraliśmy się do największego muzeum sztuki na świecie o nazwie „Luwr” i po drodze zahaczyliśmy o Łuk Triumfalny. Następnie, postanowiliśmy zwiedzić gotycką katedrę „Notre-Dame”, a na koniec dnia przeszliśmy się Aleją Pól Elizejskich. Cały wyjazd uważam za udany i do tej pory nie mogę uwierzyć, że byłem w tak cudownym miejscu.
            Jeśli chodzi o mnie i Louisa to zbyt wiele między nami się nie zmieniło. Może nie powinienem, ale uważam to za dziwne i niezrozumiałe. Po tym, jak zasugerowałem mu, że mi się podoba, pocałował mnie, a teraz… cóż… jesteśmy przyjaciółmi. Oczywiście, cieszę się, jestem szczęśliwy, że mamy tak dobre stosunki, ale dlaczego on mnie pocałował? Nie było dane mi się tego dowiedzieć, ponieważ obydwoje unikaliśmy rozmowy na ten temat. Nie unikaliśmy się nawzajem, lecz kiedy zostawaliśmy sami, a brakło nam tematów o byle czym, jeden z nas szedł wziąć prysznic lub kładł się spać. Nie robiłem tego celowo, ponieważ chciałem dowiedzieć się, co znaczył nas pocałunek, ale nie potrafiłem tak po prostu zapytać. Bałem się, za każdym razem, kiedy była okazja, tchórzyłem. Kiedyś wszystko było łatwiejsze, wbijałem sobie do głowy, że koleś nie jest dla mnie i dawałem sobie spokój. Jednak, nigdy nie zaszedłem tak daleko. Louis był moim przyjacielem, cholernie przystojnym przyjacielem, który podobał mi się coraz bardziej. Za każdym razem, kiedy nasze ciała stykały się ze sobą, w mojej głowie wirowało, a w brzuchu szalało stado motylków. Od razu robiło mi się gorąco i nie potrafiłem tego zapanować. Nie miałem pojęcia, co czuł wtedy Tomlinson, ale kiedy mnie pocałował, dał jasno do zrozumienia, że nie jestem mu obojętny. A może zrobił to, by podnieść mnie na duchu? Abym poczuł się lepiej? Naprawdę, miałem dość domyślania się i tchórzenia. Pragnąłem wiedzieć, co siedzi mu w głowie, bo czegoś takiego nie da się po prostu zignorować.


Ten sam dzień

Drogi pamiętniku!


            Kiedy Lou wyszedł z łazienki, poszliśmy razem na śniadanie. Rozmawialiśmy o tym, co moglibyśmy dzisiaj porobić, gdy nagle zebrałem się na odwagę. Stołówka pełna ludzi nie była dobrym miejscem na takie rozmowy, ale i tak nikt nas tu nie rozumiał, a poza tym siedział wystarczająco daleko, by nas nie słyszeć.
            -Lou?
            -Tak?
            -Chyba powinniśmy porozmawiać.
            -Coś się stało?
            -Owszem.
            -Co takiego? Źle się czujesz?
            -Nie, wszystko w porządku.
            -To o co chodzi?
            -Chodzi o to, co się wydarzyło kilka dni temu.
            -To znaczy?
            -Uhm… pocałowałeś mnie. – powiedziałem cicho, a na moje policzki wpłynęły dwa dorodne rumieńce. Chłopak spuścił głowę w dół, przełykając ostatni kęs jajecznicy.
            -Ja… umm… przepraszam? – zaczął, dukając.
            -Przepraszasz?
            -Nie wiem, czego oczekujesz.
            -Na pewno nie tego, abyś mnie przepraszał.
            -Wtedy… umm… poniosło mnie i nie powinienem, wiem.
            -Czyli uważasz to za błąd? – zapytałem niepewnie.
            -Nie!
            -Czyli?
            -Tak. Myślę, że to był błąd. – powiedział cicho, unosząc delikatnie głowę. Spojrzałem na niego lekko oszołomiony.
            -Ok… umm… pójdę do pokoju, dziękuję. – powiedziałem, starając się brzmieć obojętnie, wstałem, po czym udałem się do apartamentu. W moich oczach lśniły kropelki łez, lecz starałem się ich pozbyć. Moje serce waliło zbyt szybko i głośno, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Czułem się źle. Czułem się potwornie, ale nie mogłem tego dać po sobie poznać. Musiałem być silny i pokazać, że również był to dla mnie błąd. Przemilczymy tą sytuację, ja zapomnę i dalej będziemy się przyjaźnić. Wszystko się ułoży i będzie tak, jak dawniej. Będziemy czuć się w swoim towarzystwie swobodnie i dobrze, jak przyjaciele.
Cholera. Po moim policzku spłynęła łza. Szybko wbiegłem do naszego pokoju i udałem się do łazienki. Z oczu zaczęło wypływać mi coraz więcej łez i nie umiałem nic z tym zrobić. Dobrze wiedziałem, że między mną i Louim już nigdy nie będzie tak samo. Może nawet tego nie chciałem. Pragnąłem go przytulać, dotykać i całować. Mówić wszystkim, że jest mój i tylko mój. Nie potrafiłbym przyjaźnić się z nim i skrycie się w nim podkochiwać. Byłoby to nie fair w stosunku do niego, jak i do mnie. Oszalałbym, widząc go z innym chłopakiem.
Nagle, usłyszałem, otwierające się drzwi do naszego tymczasowego mieszkania, więc jak najszybciej otarłem twarz z łez. Przemyłem buzię chłodną wodą i wziąłem głęboki oddech, po czym powoli wypuściłem powietrze z płuc. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi i zamarłem.
            -Wszystko w porządku? – zapytał Lou, a w jego głosie dało rozpoznać się zmartwienie.
            -Jasne. – odpowiedziałem, siląc się na miły ton. –Dlaczego miałoby być nie w porządku? – zapytałem trochę bardziej oschle, niż zamierzałem, zostając jeszcze w łazience.
            -Nie wiem. Tak nagle wyszedłeś… powiedziałem coś nie tak?
Tak kretynie!
            -Nie, dlaczego? Po prostu musiałem skorzystać z toalety. – odparłem, zmuszając się do opuszczenia niewielkiego pomieszczenia.
            Pierwsze, co zobaczyłem to wielkie i smutne oczy Tomlinsona. Nieco zaskoczony wpatrywałem się w niego o kilka sekund za długo, po czym szybko go wyminąłem, kierując się do naszej sypialni. Słyszałem za sobą kroki, więc kiedy stałem przy swoim łóżku odwróciłem się przodem do przyjaciela.
            -O co chodzi? – zapytałem bez skrupułów.
            -Słucham?
            -Coś się stało?
            -Dlaczego pytasz?
            -Jesteś… smutny?
            -Ja?
            -Tak, Ty.
            -Nie. To z Tobą jest coś nie tak.
            -Ze mną?
            -Właśnie to powiedziałem. Nigdy tak nagle nie wychodziłeś.
            -Nigdy mnie tak nagle nie pocałowałeś! – krzyknąłem sam dziwiąc się moją reakcją.
            -Uhm… dobrze. Ja, przepraszam.
            -Ok. – westchnąłem cicho, starając się uspokoić. Łzy cały czas cisnęły mi się do oczu, lecz musiałem być silny.
            -Idziemy na basen? – spytał po dłuższej chwili ciszy, podnosząc na mnie wzrok.
            -Idź, zaraz do Ciebie dołączę.
            -Dobrze.

            Na początku było ciężko i o dziwo nie tylko mi. Louis zdecydowanie zachowywał się inaczej, niż zwykle. Był jakiś przygnębiony i dobrze o tym wiedziałem, mimo iż zaprzeczył. Kąciki jego ust były częściej wykrzywione w dół, co również było zaskakujące. Nie pytałem o co chodzi, wolałem nie wiedzieć lub poczekać, aż sam powie. Może nie powinienem o czymś wiedzieć? Może tak było lepiej? Może właśnie tak miało być? Abym przekonał się, iż miłość nie była dla mnie. Nigdy nie pasowałem do tego świata, od zawsze odstawałem od innych. Byłem za bardzo ostrożny i odpowiedzialny. Moi  znajomi z liceum nigdy nie przejmowali się tym, co stanie się, kiedy będą uprawiać seks z przypadkową osobą, kiedy będą nałogowo palić lub uzależnią się od alkoholu. Ja jednak, bałem się wszystkich trzech wymienionych rzeczy. Papierosy były dla mnie czymś obrzydliwym, a tym bardziej zabawianie się z nieznajomym. Wiele rzeczy brałem za bardzo na poważnie i to sprawiało, iż za mocno się różniłem. Ludzie woleli żyć z osobami z takimi samymi lub podobnymi poglądami. Ja starałem się stąpać twardo po ziemi i nie przejmować się tym, co inni o mnie mówili. A słyszałem wiele, niekoniecznie dobrego.
I może właśnie teraz, kiedy zostałem odtrącony przez własnego przyjaciela, w którym z każdym dniem zakochiwałem się bardziej, powinienem zdać sobie sprawę z tego, że miłość nie jest dla mnie. Najlepiej by było dla wszystkich, gdybym zostawił Louisa w spokoju. Odszedłbym, zapomniał i żył dalej. Tylko jak do cholery mógłbym odejść od kogoś takiego, jak Tomlinson?! Poza tym, nie mógłbym, to mój przyjaciel.
Wszystkie moje myśli stały się sprzeczne i rozpoczęły walkę. Połowa podpowiadała mi, abym się nie przejmował i walczył o Toma, a reszta, żebym zniknął z jego życia, jak najszybciej. Oczywiste jednak było, że nie potrafiłbym zrobić tego drugiego. Umarłbym z rozpaczy. Już teraz ledwo sobie radzę z powstrzymywaniem płaczu, kiedy kilkanaście minut wcześniej beczałem jak baba.

            Mimo złych obaw, spędziłem południe z Louisem naprawdę miło. Było trochę niezręcznie, ale postanowiliśmy przemilczeć, jak na razie pewne sprawy i wykorzystać ostatnie chwile we Francji. Rozmawialiśmy o tym, że ten tydzień był niesamowity i cudowny i trochę szkoda, że resztę chłopców ominęło coś takiego. Potem, gdy bardziej się rozluźniliśmy, dużo się śmialiśmy. Opalaliśmy się, pływaliśmy w basenie i graliśmy w piłkę wodną z kilkoma innymi turystami. Kiedy nastała pora obiadowa, udaliśmy się do apartamentu, aby się odświeżyć i przebrać w suche rzeczy.

Wieczorem tego samego dnia

Drogi pamiętniku!

            Po obiedzie udaliśmy się na ostatni spacer wokół niewielkiego miasteczka, w którym tymczasowo mieszkaliśmy. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy i w końcu czuliśmy się znowu swobodnie. Zajrzeliśmy jeszcze do kilku sklepów z pamiątkami, aby kupić coś dla naszych rodzin i przyjaciół. Kiedy zaczęło robić się ciemno, postanowiliśmy wrócić do hotelu drogą przez ogromny i pachnący park.
            -Haz? - zaczął mój przyjaciel, gdy zakończyliśmy jeden z tematów i cisza trwała już kilka minut.
            -Tak?
            -Ja nie chciałem sprawić Ci przykrości.
            -Mógłbyś trochę jaśniej?
            -Mówiąc, że to był błąd.
            -Och… ok, rozumiem.
            -To nie tak, że tego żałuję. Po prostu… ja nie powinienem był tego robić. Jesteśmy przyjaciółmi, a przecież przyjaciele się nie całują.
            -Tak, wiem.
            -Tak więc, nie myśl, że zrobiłem to, by Cię zranić. W żadnym wypadku.
            -Czyli… nie żałujesz? – zapytałem niepewnie, spoglądając ukradkiem na Lou. Jego policzki było lekko zarumienione i w świetle księżyca prezentował się naprawdę dobrze.
            -Uhm… znaczy, ja…
            -Ok, nie tłumacz się. Nie chciałeś tego, zrobiłeś to pod wpływem impulsu i tak dalej, rozumiem. Czasami tak bywa, wiem.
            -Nie! – powiedział głośno, pociągając mnie za dłoń, aby nas zatrzymać. Stanęliśmy naprzeciwko siebie stanowczo za blisko, a ja patrzyłem prosto w jego oczy, czując, że zaraz zemdleję.
            -Nie?
            -Nie.
            -To nie rozumiem.
            -Chodzi o to, że to w ogóle nie było błędem. Chciałem to zrobić.
            -To dlaczego powiedziałeś…
            -Przepraszam. Bałem się, że mnie wyśmiejesz. – powiedział, spuszczając głowę w dół. –Pomyślisz, że mnie pogięło i w ogóle.
            -Co?
            -Uznasz, że przecież jesteśmy przyjaciółmi, więc jak mógłbym wygadywać coś takiego, ale… ale kiedy Ty wyszedłeś tak nagle, a potem zastałem Cię… takiego smutnego i… Harry czy Ty potem płakałeś? – zapytał, ponownie wlepiając we mnie wzrok. Moje policzki w dwie sekundy stały się niesamowicie czerwone, a oddech płytki i ciężki.
            -Ja… - wyjąkałem, lecz nic nie potrafiłem już z siebie wydusić.
            -Przepraszam. – wyszeptał, przygarniając mnie do uścisku. Przytulił mnie mocno, a w mojej głowie zawirowało od intensywnego i jakże przyjemnego zapachu jego perfum.
            -Nie chciałem Cię skrzywdzić, naprawdę. – kontynuował. -I nigdy już tego nie zrobię, obiecuję.
            -Lou, spokojnie. Nic się nie stało.
            -Stało się i nie próbuj znowu zaprzeczać. – powiedział stanowczo, a ja zamiast się kłócić wtuliłem się mocno w jego tors.
            -Wystraszyłem się. – powiedział cicho, odsuwając się ode mnie na długość ramion. -Wiem, że jesteś moim przyjacielem i przecież byś mi tego nie zrobił, ale wolałem zachować ostrożność. Jak widać spieprzyłem jeszcze bardziej, doprowadzając Cię do łez.
            -Przestań.
            -Ale taka jest prawda! A ja miałem zupełnie inny zamiar.
            -Wiem, Lou. Dlatego proszę Cię, abyś już przestał.
            -Ale…
            -Rozumiem Cię. Wiem, co masz na myśli i jest ok.
            -Ok?
            -Tak.
            -Jeszcze raz przepraszam. – powiedział, a ja cicho westchnąłem.
            -Chodźmy już. – pociągnąłem przyjaciela za rękę i ruszyliśmy w stronę hotelu. Nasze dłonie nadal były ze sobą złączone i żaden z nas nie myślał, aby je rozdzielić. Kąciki moich ust mimowolnie delikatnie uniosły się w górę, a ja poczułem narastającą ulgę i nadzieję.

            Po późnej kolacji, postanowiliśmy nie marnować nocy na sen, więc rozłożyliśmy leżaki na balkonie i wygodnie siedząc, rozmawialiśmy. Nie było między nami czuć już takiej niezręczności, co zdecydowanie sprawiało, iż stawałem się pewniejszy. Zostało niewiele czasu, kiedy mogliśmy spędzić z Lou razem tyle czasu i wydawało mi się, że to co stało się we Francji, powinno tutaj się wyjaśnić.
            -Lou, mógłbym Ci zadać pytanie? – zapytałem, nagle tracąc odwagę. Moje serce zaczęło bić za szybko, a na policzki wkradał się powoli rumieniec.
            -Tak, jasne. – powiedział, spoglądając na mnie z ciekawością. Odwróciłem od niego wzrok i wziąłem głęboki oddech. Teraz albo nigdy.
            -Dlaczego tak właściwie mnie pocałowałeś? – wydusiłem z siebie na jednym wydechu, po czym ostrożnie spojrzałem na chłopaka. Jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora i zauważyłem, jak nabrał łapczywie powietrza do płuc.
            -Och… ja… ja pocałowałem Cię, ponieważ… Ty spytałeś, co bym zrobił, gdyby prawdą okazało się, że Ci się podobam.
            -Tak, ale… ale co to miało oznaczać? – spytałem, a Lou powoli wstał i zbliżył się do mnie. Usiadł ostrożnie na moich kolanach, otulił rękoma i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
            -Musimy o tym rozmawiać? – zapytał, a ja poczułem na skórze jego ciepły oddech. Automatycznie zadrżałem, a przez moje ciało przeszły miłe dreszcze. Owinąłem rękoma mojego przyjaciela i lekko się uśmiechnąłem.
            -Chciałbym wiedzieć.
            -Po prostu… a mógłbym najpierw o coś spytać?
            -Ok.
            -Czy to co mówiłeś było prawdą? – zapytał, unosząc głowę, aby na mnie spojrzeć.
            -Uhh… tak. – wydusiłem, czując jakby coś ze mnie uleciało, jakbym pozbył się ciężaru. Tommo uśmiechnął się delikatnie, rumieniąc się. Po chwili, wrócił do swojej poprzedniej pozycji i cicho westchnął.
            -Odpowiesz mi? – zapytałem po kilku minutach.
            -A, tak. No więc… umm… mój pocałunek oznaczał, że… że też coś do Ciebie czuję… że nie jesteś mi obojętny i nigdy nie byłeś. Chciałem przekazać Ci, że czuję się podobnie, jak Ty. –wytłumaczył cicho, a mnie zamurowało. W mojej głowie zaczęło lekko wirować, a w brzuchu poczułem dobrze znany ucisk. Kąciki moich ust wygięły się w szerokim uśmiechu, a z gardła wydobył się cichy chichot. Louis podniósł się nieco, a na jego twarzy gościło zmieszanie i niezrozumienie.
            -Dlaczego się śmiejesz? – zapytał, a w jego oczach dostrzegłem panikę. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej, uwydatniając dołeczki w moich policzkach. Podniosłem dłoń i sięgnąłem nią do miękkich włosów przyjaciela.
            -Nie śmieje się. – odparłem.
            -No przecież wiem, co słyszałem.
            -Po prostu się cieszę.
            -Powiedziałem coś śmiesznego?
            -Nie! Absolutnie nie!
            -To o co chodzi?
            -Umm… jestem szczęśliwy? Tak, jestem. – powiedziałem, a Lou cicho zachichotał.
            -Zachowujesz się, jakbyś był pijany.
            -Nie prawda. – odpowiedziałem, po czym oboje się zaśmialiśmy.
            -Też się cieszę. – odezwał się po kilkunastu sekundach Tommo, nadal wlepiając we mnie te swoje niebieskie tęczówki. Nagle, pewien pomysł wpadł mi do głowy, lecz nie byłem pewien, czy był stosowny. Nie, zdecydowanie nie był stosowny, ale… cóż, czasem robi się rzeczy niewłaściwie, prawda?
            -Lou… mógłbym coś zrobić? – zapytałem, czując jak moje policzki stają się niemożliwie gorące.
            -Co takiego?
            -Mogę Cię pocałować? – wyszeptałem pytanie i ogarnęło mnie niesamowite zażenowanie. Miałem ochotę w tym momencie zapaść się pod ziemię i nigdy nie pokazać Louisowi na oczy, jednak… nadal byłem pełny nadziei.
            -Ty… Ty chcesz? – spytał, niedowierzając. Skinąłem głową, potwierdzając, a na twarzy chłopaka pojawił się ten najpiękniejszy uśmiech.
            -Tak, możesz. – powiedział, a ja ostrożnie zbliżyłem się do Tomlinsona. Ogarnąłem wzrokiem całą jego twarz, zatrzymując się na nieprzyzwoicie wspaniałych wargach. Odległość między nami zmniejszyła się ponownie, a nasze oddechy zmieszały ze sobą. W mojej głowie znowu zapanował chaos, a w brzuchu rozpętała się wojna motylków. Dłoń, którą miałem we włosach chłopaka, przesunąłem na jego rozgrzany policzek i  pogładziłem kciukiem wierzch jego skóry. W końcu, zlikwidowałem przestrzeń między nami, ostrożnie muskając usta Boo Beara. Louis, po chwili, zaczął odwzajemniać pieszczotę z niezwykłą delikatnością. Przyciągnąłem go bliżej siebie, pogłębiając nieco pocałunek. Nasze wargi ocierały się o siebie z czułością i oboje byliśmy bardzo wczuci. Nagle, poczułem na sobie dłonie przyjaciela, które wędrowały wzdłuż moich boków. Wtem, po moim ciele przeszła fala przyjemnego gorąco, paraliżująca mnie od stóp do czubka głowy. Przejechałem językiem po dolnej wardze chłopaka, a on rozchylił lekko usta, dopuszczając mnie do środka. Nasze języki zaczęły delikatnie się o siebie ocierać, stając się z każdą chwilą coraz bardziej namiętne i porywcze. Zaczęliśmy walkę o dominacje, lecz po kilku sekundach poddałem się, nie mogąc zapanować nad piorunującą rozkoszą. Język Lou zaczął zataczać małe kółeczka na moim podniebieniu, a ja zmieniłem naszą pozycję, aby być jeszcze bliżej niego. Teraz siedział na mnie okrakiem, więc z łatwością owinąłem jego talię rękoma. Jęknąłem cicho, kiedy chłopak zaczął wyprawiać ze swoim językiem niesłychane rzeczy i poczułem, jak robi mi się coraz cieplej, o ile było to w ogóle możliwe. Po kolejnych kilkunastu sekundach niebiańskiej przyjemności, przystopowaliśmy trochę, po czym zakończyliśmy pocałunek głośnym mlaśnięciem.
Nasze twarze były całe czerwone, a ciszę przerywały szybkie i płytkie oddechy. Patrzyliśmy na siebie, z pewnego rodzaju, uwielbieniem i oboje byliśmy  lekko oszołomieni.
            -Nieźle całujesz. – powiedział cicho Lou, a ja zarumieniłem się jeszcze bardziej.
            -Podobało Ci się? – zapytałem z nadzieją i narastającą radością.
            -Zdecydowanie. – odparł, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
            -Mi też się podobało, Boo.
            -Tak?
            -Mhm.
            -To oznacza, że moglibyśmy do tego wracać jeszcze wiele wiele razy? – spytał, a ja zachichotałem, co było wynikiem ogromnego szczęścia.
            -Tak, moglibyśmy. – powiedziałem, nadal się śmiejąc, a mój przyjaciel zawtórował mi, mocno się we mnie wtulając. 

__________________________________________________________

Cześć wszystkim! ♥
Wiem, że rozdział niestety króciuteńki, ale nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile nad nim siedziałam. Przepraszam za wszystkie błędy i za to, jeśli spodziewaliście się czegoś innego. Zapewniam, że bardzo się staram i robię, co mogę, aby napisać to jak najlepiej, ale no nie zawsze wychodzi. 
Ogłaszam, iż jest to ostatni rozdział przed epilogiem. Nie mam siły dłużej siedzieć i myśleć, co wykombinować, aby to jak najbardziej przedłużyć. Cholernie mnie to męczy i sprawia, że mam zły humor, bolą mnie plecy od ciągłego siedzenia przed laptopem i po prostu już nie mogę. 
Nie wiem, kiedy pojawi się epilog, ale mam nadzieję, że uda mi się go napisać szybciej, niż powyższy rozdział. 
Chciałam również dodać, że nie planuję drugiej części, ani swojego autorstwa, ani nikogo innego. Chciałabym, aby tak to zostało i aby nikt już tego nie ruszał. Nie chcę nikogo zawieść i przepraszam, jeśli właśnie to robię.  Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie czy coś, bo bardzo Was kocham i jestem wdzięczna, że tyle ze mną wytrwaliście.
Byłoby miło, gdybyście zostawili jakiś komentarz i kliknęli w reakcję. 

+ Jestem mile zaskoczona i bardzo dziękuję za ponad 100 tys. wyświetleń! Jesteście wielcy, kocham! xx