poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 5. 'Never let me go'

Cześć wszystkim! : ))
Znowu wydaje mi się, że rozdział jest nudny i jakiś mało warty... Tracę wenę?
Jak Wam się podoba?

Miłego czytania <3




Rozdział 5.

Poniedziałek popołudniu.
            Dzisiaj wydarzyło się coś co najmniej dziwnego…
Szedłem szkolnym korytarzem na już ostatnią lekcję. Nagle ktoś złapał mnie delikatnie za ramię, zwracając przodem do siebie. Oniemiałem.
-Greg. – wyszeptałem, czując w gardle ogromną gulę.
-Możemy pogadać?
-Teraz? Tu? Tak przy wszystkich?
-Oh, Lou, przestań.
-Ja mam przestać? Ha, zabawne. Po prostu dziwię się, że nie martwisz się o swoją reputację.
-Przepraszam, ok? – odwróciłem się od niego i czym prędzej udałem się na lekcje. Nie miałem ochoty go słuchać. Siedziałem w ławce już od kilkunastu minut, gdy poczułem wibracje w telefonie.

Lou, porozmawiajmy. Proszę.
Greg.

Nie ukrywam, że byłem trochę zdziwiony, że nadal chciał mnie przeprosić. Myślałem, że odpuści i znowu wróci do wyśmiewania się ze mnie. Postanowiłem dać mu szansę i napisałem, aby czekał na mnie w szatni.
Po dzwonku od razu udałem się na dół, aby pogadać z moim niegdyś przyjacielem.
-Cześć. – powiedział. – Może… może pójdziemy się przejść?
-Jestem już umówiony.
-Niech zgadnę… z Harrym?
-Yep.
-Po co?
-Będziemy teraz rozmawiać o Harrym? Nie mam czasu.
-Odpowiedz najpierw, po co spotykasz się z takim idiotą. – te słowa wywołały, że coś mną jakby szarpnęło. Harry był kimś dla mnie bardzo bliskim. Pomógł mi i dzięki niemu pozbierałem się w tak szybkim tempie. Zacisnąłem mocno pięści, próbując się uspokoić.
-Harry nie jest idiotą. Jedynie kto nim może być, to Ty lamusie. – powiedziałem i wyszedłem z szatni, kierując się szybkim krokiem do wyjścia  z budynku. Nawet nie zauważyłem tego, że Hazza… On stał za mną i słyszał moją rozmowę z Gregiem.

Wieczorem.
            Nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem dzisiaj na twisterze. Greg obrażał i poniżał mnie publicznie. Napisał jakieś głupoty, że umawiam się ze Styles-em i zamieniam go w geja, abym nie był sam w takiej sytuacji. Co za bezmyślny kretyn! Za czytania wyrwało mnie pukanie do drzwi. Poszedłem więc je otworzyć.
W drzwiach zastałem Harrego. Jednak nie tego samego, którego widziałem kilka godzin temu. Miał podbite oko, krew na wargach i siniaki na skroni.
-Rodzice nie mogą mnie tak zobaczyć. – powiedział półszeptem, błagalnie.
-Boże! Harry! Co się stało? Kto Ci to zrobił? – wciągnąłem go szybko do mieszkania.
-Eee… - milczał, nie chciał powiedzieć, czyli coś było na rzeczy.
-KTO TO ZROBIŁ?!
-Twoi kumple. – wyszeptał.
-Greg?
-I ta cała reszta.
-Ja pierdole. – to nie mogła być prawda! Co za debile! Jak on mógł zrobić coś takiego… nie mogłem uwierzyć, że był, aż tak głupi. Wdech, wydech…
-Spokojnie, Lou. To nic takiego. Tylko przemyję twarz, ok?
-Rozbierz się. Czekam na Ciebie w kuchni.
-Wystarczy mi chwila w łazience.
-W kuchni. Czekam w kuchni.
-Oh, okej. – poszedłem do pomieszczenia i wyjąłem z szafki wodę utlenioną, waciki i jakieś stare plastry na wszelki wypadek. Już po chwili Hazza przyszedł i usiadł na krześle, które mu uszykowałem.
-Jak to się stało? – zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
-Oh, Lou. To nic takiego.
-Opowiedz mi wszystko.
-Ale…
-Proszę. – powiedziałem blagalnym głosem.

***
-Szedłem do sklepu, bo miałem ochotę…
-na jogurt? – zapytał z uśmiechem Louis.
-Tak, na jogurt. – uśmiechnąłem się, powodując, że cała twarz mnie zabolała i mimowolnie syknąłem z bólu. Lou natychmiast to zauważył i spojrzał się na mnie z troską.
-Poczekaj. Zaraz mi opowiesz. Najpierw się tym zajmę. – nalał na wacik trochę wody utlenionej i przyłożył mi go do rany obok ust. Na szczęście nie szczypało zbyt mocno, jednak gdy najechał na samą wargę, aż lekko podskoczyłem.
-Przepraszam. – wyszeptał, nadal patrząc się na mnie tym wzrokiem. Był taki zatroskany. Gdy spojrzałem w jego oczy, to czułem jakbym zatopił się w niesłychanej przyjemności. Lou delikatnie dezynfekował mi ranę, kiedy też skierował swoje oczy na moje. Jego dłon zamarła i utkwiliśmy wzrok w swoich spojrzeniach chyba na pół minuty. Poczułem nagle ten ucisk w podbrzuszu. Ten, który powinny czuć zakochane nastolatki, a nie ja.
Lou ocknął się i momentalnie wyprostował.
-No… także… teraz… teraz możesz iść przemyć twarz. Wiesz, gdzie jest łazienka. – wydukał, po czym zajął się uprzątnięciem buteleczki i wacików.
Stanąłem naprzeciwko lustra, opierając się dłońmi o umywalkę.
-To nie mogło się dziać. – mówiłem sobie w myślach. – Przecież to nie ma prawa bytu. – oddychałem ciężko, nie mogąc się opanować. Otworzyłem wodę i przemyłem dokładnie twarz, wyrzucając z głowy te skomplikowane myśli. Wytarłem się ręcznikiem i spojrzałen ponownie w swoje odbicie. No, już nie jest tak źle. Powiedz rodzicom, że jakiś karton na mnie spadł w sklepie czy coś tam.
Wróciłem do kuchni i usiadłem naprzeciwko Louisa przy stole.
-więc… szedłem do sklepu i Oni stali na rogu Twojej ulicy. Chciałem ich ominąć i iść dalej, ale mnie zatrzymali. Zaczęli mnie oskarżać, że zabieram im przyjaciela itd. – westchnałęm. – chciałem się jakoś wykręcić, ale mnie złapali i zaczęli okładać mnie pięściami, a potem czułem również kopanie.
-I co potem?
-Zostawili mnie.
-Jak to Cię zostawili?
-Ja… leżałem na ziemi.
-Boże. Harry… ja przepraszam.
-Za co? – spojrzałem na niego zaskoczony.
-To przeze mnie.
-Co masz na myśli?
-Gdybym Cię nie męczył moim towarzystwem to wszystko byłoby w porządku. – wstał i zaczął chodzić w kółko po salonie.
-Nie prawda.
-Dobrze wiesz, że to prawda. – wstałem i do niego podszedłem. Zatrzymując go, położyłem dłonie na jego barkach.
-Lou, posłuchaj. Nie męczycz mnie swoim towarzystwem. To ja pierwszy do Ciebie podszedłem, pamiętasz? Nie obwiniaj siebie, bo nic złego nie zrobiłeś. To, że niektórzy ludzie są idiotami to trudno. Przeżyjemy to jakoś, ok? – skierowałem jego podbródek tak, aby na mnie spojrzał. – Ok?
-Dziękuję Ci Harry. – wyszeptał, przytulając się do mnie. Objąłem go mocno, znowu czując ten ucisk pod brzuchem. Przy Tomlinsonie czułem się bezpiecznie i dziwnie przyjemnie. To zaczynało mnie martwić.
Po kilku minutach pożegnałem się z chłopakiem i wyszedłem, kierując się powoli w stronę mojego domu. Myśli o Louisie znowu zaczęły mnie męczyć. Odkąd zerwałem z Mikiem… pragnąłem już więcej nie poznać tak wspaniałej osoby. Natomiast los sprawił, że poznałem jeszcze bardziej niesamowitą. Lou zawsze przy mnie był, chciał dla mnie jak najlepiej i nawzajem. Problem w tym, że miał mnie za przyjaciela, a ja… ja już nie potrafię ukrywać tego, że Tommo nie jest dla mnie już tylko przyjacielem.

piątek, 26 października 2012

Rozdział 4. 'Never let me go'


Witajcie ponownie :)
Ten rozdział trochę dłuższy, ale chyba nie zbyt ciekawy ;// bynajmniej nie jestem z niego jakoś zadowolona. Uważam, że jest nudny i męczący. Ale może Wy napiszecie, co o nim sądzicie?
Ale są też dobre wiadomości, ponieważ Larry coraz bliżej! :D

Miłego czytania <3








 Rozdział 4.


Miesiąc później.
            Minęło już pięć tygodni, odkąd znam się z Harrym. Można uznać, że jesteśmy przyjaciółmi. Tak mi się przynajmniej wydawało. Codziennie chodziliśmy razem do szkoły, a przerwy spędzaliśmy z chłopcami lub sami we dwoje.
W piątki zazwyczaj Hazza przychodził do mnie po szkole i robiliśmy wszystkie możliwe rzeczy. Najczęściej po prostu rozmawiamy, śmiejemy się albo ganiamy po całym domu, aby tylko rzucić w siebie poduszką. Może to nic takiego, ale czuję w tym chłopaku ogromne wsparcie i nie mam pojęcia, co bym bez niego zrobił.
Soboty spędzamy zazwyczaj w szóstkę. Chodzimy do wesołego miasteczka, kina czy na imprezę. Dziwi mnie to, że nie ma z nami Lilian, ale nie ważne.
Niedziela mijała mi zazwyczaj na odrabianiu prac domowych i nauce. Niestety Harry wtedy był zajęty. Co niedzielę odwiedzał Lilian. Cieszył mnie fakt, że Loczek był zakochany i szczęśliwy, ale też odczuwałem smutek. Oczywiście nie dlatego, że jest szczęśliwy, lecz to coś innego. Sam nie wiem. Po prostu Hazza dawał mi tyle radości… przy nim czułem się spełniony. Jednak był tylko moim przyjacielem i kochałem go, jak brata. Nic więcej, prawda? Bo to co czułem do niego, nie mogło być niczym więcej, nie? Mówię prawdę? Proszę, niech to będzie prawda!

Dzisiaj właśnie była niedziele. W piątek, gdy Harry mnie odwiedził to pożyczył mi zeszyty. Chyba o tym nie wspominałem, ale nie byłem w szkole od środy, poniewać okropnie źle się czułem. Styles odwiedzał mnie wtedy częściej nić kiedykolwiek. Olewał naukę, choćby po to, aby zrobić mi herbatę i przykryć mnie kocem. Był taki kochany i troskliwy. Wracają do tematu, postanowiłem iść oddać je teraz mamie Harrego. Pewnie jak wróci do domu po spotkaniu z Lil, będzie chciał zrobić lekcje i wgl. Nie chcę narażać go na braki. Tak więc ubrałem się ciepło i ruszyłem w stronę jego domu. Znałem tę drogę już na pamięć. Zresztą nie była ona długa. Po niecałych pięciu minutach, szybkiego marszu, znalazłem się przed drzwiami mojego ulubionego domu. Zapukałem, a po chwili otworzyła mi… otworzył mi… Harry?

***
            Nie spodziewałem się Louisa dzisiaj u mnie w domu. Zwłaszcza w niedzielę i zwłaszcza jego!
            -Cze… eść. – powiedział, nieco zaskoczony. – Chciałem oddać Ci zeszyty. – westchnąłem i zaprosiłem go do środka.
            -Wejdź. – odparłem szybko. Lou wytłumaczył mi, że nie chciał, abym miał zaległości czy coś tam… srety pierd ety.
            -Dobrze, już dobrze. – uśmiechnąłem się szeroko. – Rozumiem.
            -Aaa… Ty… Ty nie u Lilian? – czekałem tylko na to pytanie..
            -Rozbierz się i chodźmy do mojego pokoju. – Tommo zwinnie zdjął z siebie
płaszcz, czapkę oraz buty. Pokierowaliśmy się po schodach na górę i zamknęliśmy się w
moim pokoju.
-Coś się stało? – zapytał nagle.
-Nie. Dlaczego?
-No bo… zazwyczaj niedziele spędzasz u Lil.
-No taak..
-No a dzisiaj jest niedziela. – kompletnie nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Dosłownie
nie potrafiłem nic wykrztusić. Umiałem tylko tępo wgapiać się w twarz Lou, której , mimo
rozłąki, trwającej jeden dzień, mi brakowało. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że po
prostu byłem od niego uzależniony. Czasem nawet nie wystarczało mi tylko jego
towarzystwo. Pragnąłem czegoś więcej, chciałem go przytulić, mocno, bardzo mocno..
Z opresji uratował mnie dźwięk mojego telefonu. Odebrałem więc pospiesznie, dzwonił
Niall.
-Cześć. – odpowiedziałem szybko na jego powitanie.
-Jak tam, stary?
-Okej.
-Coś nie tak?
-Nie.
-No przecież słyszę…
-No bo… Emm…
-No co się stało?
-Nic.
-No mów.
-Nie mogę.
-Ktoś u Ciebie jest?
-No… właśnie.
-On u Ciebie jest?
-Tak.
-Cholera.
-Muszę kończyć, pa.
-Na razie. – rozłączyłem się i uśmiechnąłem przepraszająco do Louisa. Teraz już sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Powiedzieć mu, czy jeszcze nie? Jeszcze… kiedyś to było nigdy, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Poza tym Louis nie był już tylko zwykłym znajomym. Był kimś znacznie więcej i dlatego kiedyś muszę mu wszystko opowiedzieć.
-To co robimy?  - na moje zaskoczenie, chłopak nie dopytywał o przyczyny siedzenia w domu. Nie rozmawialiśmy już o Lilian, co wywołało u mnie ogromną ulgę.

***
            Nie powiem, byłem bardzo zdziwiony, że zastałem Hazze w domu. Na dodatek tak dziwnie się zachowywał, nie chciał nic powiedzieć. Jednak nie naciskałem na niego. Jak będzie chciał to powie.
            Resztę dnia spędziliśmy w pokoju Styles-a. Przez dwie godziny graliśmy w Fife i rzucaliśmy na siebie, szarpiąc, za to, że któryś z nas wygrał. Tak, jesteśmy bardzo inteligentni.
Dzisiaj nie tylko zdziwiła mnie sytuacją z Lilian… a mianowicie to kiedy wstałem ociężale z kanapy i pokierowałem się do drzwi pokoju.
-Będę się powoli zbierał. – zacząłem.
-Już?
-Jest po 20.
-Wczesna godzina. – uśmiechnął się.
-Tak, ale jutro szkoła i wgl. Nie chcę Ci zawracać głowy. – tłumaczyłem, zbliżając się bardziej do sosnowych drzwi. Zanim się obejrzałem, Harry nagle stanął przede mną, torując mi wyjście.
-Nigdzie nie idziesz! – zacząłem się śmiać, bo chyba sami przyznacie, że jego zachowanie było zabawne.
-Harry, wypuść mnie. – powiedziałem błagalnie, ciągle się uśmiechając.
-Nie!
-Ale…
-Nie ma takiej opcji!
-Jesteś pewny? – zapytałem, gdy pewien pomysł wpadł mi do głowy.
-Co masz na myśli? – zapytał, a ja rzuciłem się na niego, gilgocząc po wszystkich  jego wrażliwych miejscach.
-Nie! Hahahaha… przestań!
-Nie ma takiej opcji! – Harry śmiał się bez opamiętania, a po chwili leżał już na podłodze. Usiadłem na nim okrakiem i łaskotałem go dalej, a ten wił się pode mną, opadając z sił.
-Błagam! Już koniec! – jeszcze chwilę go pogilgotałem, ale ostatecznie dałem mu spokój. Chłopak ciężko oddychając spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem.
-Pożałujesz tego! – i zaczął mnie gilgotać, jednak ja nawet nie drgnąłem.
-Zapomniałeś, że nie mam gilgotek! – powiedziałem, wybuchając śmiechem. Hazza na to zrobił smutny wyraz twarzy i położył się z powrotem na podłodze. Ja, nadal na nim siedząc, pochyliłem się, opierając dłonie na podłodze.
-Teraz już wiesz, kto ma przewagę. – dopiero teraz zauważyłem, jak blisko siebie byliśmy. Na domiar wszystkiego siedziałem na Harrym… okrakiem. Wyrzuciłem z głowy wszystkie głupie myśli związane z tą pozycją i postanowiłem się uspokoić.
-A idź już sobie!
-Oj, nie obrażaj się. – powiedziałem przeciągle i przytuliłem się do niego. Chłopak wtulił się we mnie mocno i leżeliśmy tak na podłodze w swoich objęciach. Już nie obchodziła mnie niestosowność tego, co robiliśmy. Wtulając się w niego jeszcze bardziej, położyłem głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie jego serca.

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 3. 'Never let me go'

Cześć wszystkim : ))
Nadgoniłam trochę pisanie i napadła mnie wena. Dopiero teraz zauważyłam, jak dobrze mi jest pisać i że naprawdę to kocham. Wiem, że nie wychodzi mi to zbyt dobrze, ale poprawia mi to humor i nastrój. 
Rozdział 3. niestety jest trochę krótki, ale kolejne będą już trochę dłuższe :)
Co sądzicie o tym rozdziale? ;3

Miłego czytania! <3





Rozdział 3.

            Nastała wreszcie wymarzona sobota. Wtulony w kołdrę przewróciłem się na drugi bok z uśmiechem. Choć była już 10:00 to nadal nie chciało mi się wstać. Tu było tak przyjemnie… zupełnie jak przy Harrym. To w końcu dzięki niemu jest lepiej. Tylko dlaczego w jego towarzystwie było mi tak wspaniale? Przecież to niemożliwe, żebym zakochał się w chłopaku w ciągu trzech dni. Fakt, Loczek był przystojny, a gdy widziałem jego seksowny tyłek to za każdym razem przeszywał mnie dreszcz. Już nie wspomnę o jego słodkich dołeczkach i tych ślicznych zielonych oczach. Na samą myśl o nim, zrobiło mi się cieplej.
Otworzyłem szeroko oczy i wygramoliłem się z łóżka, po czym udałem się do łazienki. Wdech, wydech… już koniec. Nie mogę myśleć o Hazzie w taki sposób. To mój przyjaciel.

Wieczorem.
            Dzisiejszy wieczór był naprawdę udany. Wszyscy o umówionej godzinie spotkaliśmy się w wesołym miasteczku. Zayn zabrał ze sobą swoją dziewczynę. Perrie była miła i pogodna, od razu ją polubiłem.
Najpierw poszliśmy na rolloercoaster. Było… boże, mało brakowało, a moje majtki byłyby mokre. Wrzeszczałem i śmiałem się na przemian. Wolę nie wiedzieć, jak to odebrali inni. Obok mnie siedział Harry i właściwie zachowywał się podobnie. No ale, to w końcu był Harry. Znałem go cztery dni, a czułem, jakbyśmy przyjaźnili się przez większość mojego życia. Przy nim czułem się pewniej, a co najważniejsze swobodnie.
Następie udaliśmy się na samochodziki. Wynajęliśmy trzy: Zayn i Perrie, Liam i Niall oraz Harry i Ja. Było okropnie śmiesznie. Ciągle wpadaliśmy na innych, a ten przemądrzały idiota nie umiał normalnie prowadzić. Jeszcze te jego miny i śmiech.
Podczas tej zabawy, zauważyłem raz, jak Niall i Liam trzymali się za dłonie. To było cholernie urocze. Spojrzeli na siebie takim wzrokiem i od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Nie znałem historii ich miłości, lecz wnioskuję, iż to coś ‘większego’.
Po tych wybrykach, Perrie i Zayn szybko się zmyli, gdyż chcieli spędzić trochę czasu sam na sam. My za to, udaliśmy się po watę cukrową i popcorn. Muszę przyznać, że to obrzydliwa mieszanka. Jednak Blondynkowi zasmakowało. Zresztą, co mu nie smakuje. Dowiedziałem się, że Niall może jeść przez dosłownie cały czas. Nie przeszkadza mu to, że raz to będzie pomidor, a za chwile czekolada. On po prostu je wszystko! Jednak ma to swoje skutki. Chłopak po niecałej godzinie poczuł się gorzej, więc wraz z Liamem wrócili do domu.

***
Naprawdę nie spodziewałem się, że tak wspaniale spędzę ten wieczór z chłopakami, Perrie i Louisem. Znałem go zaledwie kilka dni, a czułem, że byliśmy już dość blisko.  Chodzi oczywiście o przyjaźń. No bo o co innego mogłoby chodzić..
-To co teraz robimy? – zapytał mnie Lou.
-Wiesz… już mam trochę dość tego szaleństwa, a Ty?
-Myślę, że jak na jeden wieczór, wystarczy szaleństwa.
-Chodź, usiądźmy sobie. – nie sądziłem, że kiedyś to zrobię, ale zaprowadziłem Louisa w pewne miejsce. Za wesołym miasteczkiem znajdowałam się mała, drewniana chatka. Nie zamierzałem mu jeszcze powiedzieć, że należy do mnie. Upłynęło zbyt mało czasu, abym mógł tam wejść z… chłopakiem. Usiedliśmy więc na schodkach i odetchnęliśmy trochę.
-To Twoje? – zapytał z nienacka Lou. Właściwie mogłem się tego spodziewać.
-Eeemm… tak, ale… ale nie mam przy sobie kluczy.
-Spoko. – uśmiechnął się, a ja na chwilę zatopiłem się w jego spojrzeniu. – Wiesz… życie geja tak naprawdę jest całkowicie normalne. Irytuje mnie to, że inni mają mnie za odmieńca.
-Nie jest wcale normalne. Jest… fascynujące. – powiedziałem szeptem, od razy żałując wypowiedzianych słów. Mój przyjaciel spojrzał na mnie nieco zmieszanym wzrokiem.
-To znaczy?
-Kiedyś i tak bym Ci powiedział. – westchnąłem. – więc tak… ja… ja miałem kiedyś chłopaka.
-Ty? Miałeś CHŁOPAKA?
-Tak właśnie. On… On był wspaniały, naprawdę. Uczucie, które nas łączyło mnie fascynowało. Byłem nim cholernie zauroczony. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Większość właśnie przebywaliśmy tutaj, w tym domku, z dala od ludzi. Jednak po kilku miesiącach było nam bardzo trudno hamować nasze uczucia i czasem zdarzyło się małe wymsknięcie. Mój ojciec, okazało się, to zauważył. Zapytał wprost. Nie odpowiedziałem, więc i tak wszystko było jasne. W domu nagle zrobił się koszmar. Nie mogłem tego znieść i zerwałem z Mikiem. Wytłumaczyłem mu, zrozumiał
-I co? Tak to się skończyło? Po prostu koniec?
-Wyjechał gdzieś. Straciliśmy kontakt całkowicie. Może i lepiej… tak jest łatwiej.
-Ale nadal o nim pamiętasz. – spojrzałem na niego.
-A Ty zapomniałeś już o swoim byłym chłopaku?
-No… no nie.
-No właśnie. – zaśmiałem się melodyjnie.
-Ale skoro bycie z nim było takie fascynujące, to dlaczego masz teraz dziewczynę?
-To nie tak, że jestem gejem. Raczej biseksualny. To coś innego.

-Rozumiem. Twoja dziewczyna to Lilian, tak?
-Tak. – powiedziałem z ukłuciem w sercu. – Jest naprawdę wspaniała. – uśmiechnąłem się sztucznie. – I rodzice ją uwielbiają.
-To chyba dobrze.
-Zdecydowanie. – odparłem. Nie podobało mi się, że musiałem to wszystko mówić Tomlinsonowi. Nie chciałem tego robić tak bardzo, ale innego wyjścia nie było.
-Przykro mi z powodu Mika. – wycedził nagle, a mi tak po prostu zachciało mi się płakać. Brakowało mi tego specyficznego uczucia.. Lou chyba to zauważył, ponieważ przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Dlaczego do cholery, on był taki idealny?!

***
Opowieść Harrego mnie zaskoczyła i to dość porządnie. Niegdy bym nie przypuszczał, że mógłby mieć kiedyś chłopaka. Styles wcale nie był twardym dzieciakiem. Miał swoje słabe strony, jak każdy, ale mówiąc o nich wydawał się taki wrażliwy i zagubiony. Nie wiedząc, jak mu pomóc po prostu go przytuliłem. Od jego ciała biło niewiarygodnie ciepło. Chciałem się w niego mocno wtulić i poczuć bicie jego serca, lecz wiedziałem, iż to niestosowne. 

czwartek, 18 października 2012

Rozdział 2. 'Never let me go.'


Cześć ;3
Postanowiłam jednak dodać dzisiaj 2. Rozdział. Taka mała niespodzianka : ))
Co sądzicie o tym rozdziale?




Rozdział 2.

            Dzisiaj miałem o wiele lepszy humor. Śledzące mnie spojrzenia były mi obojętne i nie przejmowałem się nimi. Dzięki Harremu jest mi łatwiej. Chłopcy też okazali się bardzo mili. Chcieli się ze mną zaprzyjaźnić, mimo mojej odmienności.
            Był już piątek, więc jutro wyczekane wolne. Tydzień minął mi dość szybko, nawet z nie zbyt przyjemnymi, pierwszymi dniami. Teraz idę korytarzem, mając gdzieś śmiechy na mój widok. Zresztą już tylko jedna lekcja.
-Cześć Lou! – usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się i uśmiech sam cisnął mi się na twarz.
-Cześć Harry. – przywitałem się radosny, że go widzę.
-Jutro idziemy z chłopakami do wesołego. Chcesz iść z nami?
-Jeśli nie macie nic przeciwko.
-Oj, Lou. Nie bądź taki spięty. – wyszczerzył się, pokazując swoje dołeczki w policzkach. Naprawdę je uwielbiałem. – Wyluzuj się. – puścił mi oczko.
-No ok, ok. Pójdę. – uśmiechnąłem się.
-A tak właściwie to.. gdzie mieszkasz?
-Na 74 Brook Street.
-Serio? Mieszkam na ulicy obok.
-Ooo.. to naprawdę dziwne, że Cię nigdy nie widziałem.
-I nawzajem. – zaśmiał się.
-Kiedy kończysz?
-Za godzinę, a Ty?
-Też.
-To idziemy razem? – zapytał.
-Jasne. – uśmiechnąłem się i szybko pokierowałem do klasy ponieważ zadzwonił dzwonek. Lekcja dłużyła mi się okropnie. Co kilka minut czułem, jak niektóre oczy wgapiają się we mnie z ironicznym uśmieszkiem. Jednak miałem to gdzieś. Chciałem już znaleźć się obok Hazzy i wracać z nim ze szkoły, spokojnie gawędząc.
W końcu zadzwonił dzwonek, który wywołał u mnie uśmiech. Wyszedłem z klasy i pokierowałem się do szatni. Tam czekał już na mnie Harry. Ubrałem się ciepło i gdy byliśmy gotowi, wyszliśmy ze szkoły.
-Masz coś cięższego na weekend? – zapytał Loczek.
-Właściwie to nie. Jedno wypracowanie na angielski i zadanie z matmy. A Ty?
-Też wypracowanie, ale jeszcze sprawdzian z fizyki.
-Uuu… współczuję. Nie przepadam za fizyką.
-Ja jej nienawidzę. No ale zmieńmy temat, w końcu jest piątek. – uśmiechnął się.
-No tak. Jakieś plany na dziś?
-Niezbyt. – szliśmy spokojnie, ciągle rozmawiając. Zaczęliśmy sobie opowiadać o dosłownie wszystkim. Harry streścił mi połowie swojego dzieciństwa. Był strasznie zżyty z siostrą, które miała na imię Gemma. Opowiadał o niej z taką troską i miłością. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, żeby rodzeństwo tak się kochało. Chociaż właściwie, sam uwielbiam towarzystwo swoich sióstr. Mówił też o innych członkach rodziny oraz o śmiesznych sytuacjach, podczas wspólnych wyjazdów itp. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem, a mój brzuch był już cały obolały.
-Gej znalazł sobie przyjaciela! – usłyszałem głos za nami, na który się odwróciliśmy.
-Idź lepiej poszukaj kogoś, kto zechce z Tobą rozmawiać. – powiedział ostro Harry. Jego ton głosu mnie nieco zdziwił, bo z roześmianego zmienił się nagle w bardzo groźnego.
-Nie muszę. Dziwi mnie to, że chcesz z nim gadać.
-Dziwi mnie Twoja skromność i dziecinność.
-Oh, jej. Zaraz się popłaczę. Też mnie pocieszysz? Hahaha.
-Spierdalaj. – wysyczał nagle Hazza.
-Słucham? – zapytał urażony chłopak.
-To co słyszałeś. Mam Cię dość.
-A pedałka nie? – Harry nie wytrzymał i podszedł szybko do niższego od siebie chłopaka. Łapał za skrawki jego bluzki i zaczął:
-Jeszcze raz obrazisz Louisa, a nie ręcze za siebie.
-Może jednak to nie przyjaźń? Może Ty też jesteś pedałkiem? – Styles nagle zamachnął się prawą ręką i mocno walną w twarz chłopaka. Ten zatuczył się do tyłu i zaczął się cofać.
-Ja pierdole. Ogarnij się śmieciu.
-Pierdol się. – odparł z nienawiścią Harry, po czym wrócił do mnie. Stałem tak w miejscu i przyglądałem się całej tej sytuacji z daleka. Spojrzałem na mojego kolege nieco przestraszonym wzrokiem.
-Nie… nie musiałeś.
-Musiałem, nie ważne. Który to Twój dom? – zapytał, zmieniając temat.
-Dziękuję.
-Nie masz za co. Który to Twój dom? – nie odpowiedziałem, lecz czekałem, aż do niego dojdziemy. Dzieliło nas od niego zaledwie pięć kroków. Stanąłem przed drzwiami beżowo – brązowego domu.
-Tu mieszkam. – powiedziałem, po czym lekko się uśmiechnąłem. – Wejdziesz?
-Jeśli chcesz…
-Chcę. – powiedziałem i otworzyłem drzwi, weszliśmy do środka ciepłego budynku.

***
            Dom Tomma był przytulny i ładnie urządzony. W środku panował porządek, a w powietrzu unosił się niesprecyzowany, lecz przyjemny zapach. Zapach Louisa. Zdjąłem swoją kurtkę i ją odwiesiłem, a następnie ściągnąłem buty. Pokierowałem się za przyjacielem do salonu i usiadłem w beżowym fotelu.
-Ładnie tu. – powiedziałem, trzymając stopy w miękkim dywanie.
-Dziękuję. – odparł, stojąc niedaleko. – Chcesz coś do picia, jedzenia?
-Nie nie, dzięki. Mieszkasz sam?
-Tak. OD początku tego roku. Rodzicie wrócili do Doncaster i pozwolili mi tu zostać.
-Chyba fajnie Ci bez starych.
-Czy ja wiem? Pusto tu. – odparł, siadając na kanapie, obok fotela, w którym siedziałem. Cały czas nie niego patrzyłem. Jego oczy same prosiły się o to, abym się w nie wgapiał. Miały taki głęboki, niebieski kolor. Na dodatek miał bardzo ładne kości policzkowe. Tfu..! Nie. O czym ja w ogóle myśle? Odwróciłem szybko wzrok, aby o tym nie myśleć.
-A Ty? Mieszkasz z rodzicami?
-Jeszcze tak. Gemma, jak Ci opowiadałem wyprowadziła  się do chłopaka ponad rok temu.
-Tak, pamiętam.
Dzień upłynął mi szybko. Przesiedziałem o Louisa ponad trzy godziny. Rozmawialiśmy długo o jego i moim życiu. Opowiedziałem mu również trochę o chłopcach.
-Jako pierwszego poznałem Nialla, w gimnazjum. Bardzo się polubiliśmy, więc poszliśmy do tego samego liceum. Tam poznaliśmy Zayna i Liama. Nie wiem, czy powinienem Ci mówić, ale znajomość… znajomość Blondynka i Liama jest trochę inna. Oni są gejami. Są podobni do Ciebie, wiesz? Oni się kochają. Bardzo. Tyle tylko, że tego nie pokazują publicznie. Nie chcą się ujawnić, bo boją się tego, co właśnie… przeżywasz. Mieszkają razem i tam okazują sobie swoją miłość.
Zayn ma dziewczynę Perrie. Są ze sobą już sporo czasu. Jest w naszym wieku, ale chodzi do innego Liceum. – powiedziałem jeszcze trochę o grupce moich przyjaciół. Louisa bardzo zdziwiło, że Niall i Liam byli parą. Cieszył się, że nie jest w tym sam i że oni na pewno go rozumieją.
-A Ty? – zapytał Lou.
-Co ja?
-Masz kogoś?
-Ja… tak. Mam dziewczynę, Lilian. – wyszczerzyłem się sztucznie. – Mieszka kilkanaście kilometrów od Londynu. Spotykamy się, jak najczęściej możemy. Jest cudowna. – wyrecytowałem tą samą regułkę, którą ustaliłem z chłopakami. Jednak, gdy wypowiedziałem te słowa coś mnie ukuło.

***
Za nic w świecie nie zrozumiem, dlaczego Harry mówił o swojej ‘cudownej’ dziewczynie z taką sztucznością… nie zrozumiem też tego, dlaczego zabolało mnie gdy o niej w ogóle opowiadał.

sobota, 13 października 2012

Informacja.

Ostatecznie zaczynam publikowanie rozdziałów od listopada.
Także 01.11.2012 r. możecie spodziewać się tutaj II rozdziału :)


Mam do Was ogromną prośbę... a mianowicie, zapewne wszyscy z Was są w posiadaniu facebook-a. Czy moglibyście polubić tą stronkę ? -> https://www.facebook.com/pages/Larry-Stylinson-is-real/244904068961566?ref=hl i jeśli możecie polecić ją znajomym? Byłabym Wam okropnie wdzięczna. Dziękuję z góry <3

Do listopada Larrofani ;3

sobota, 6 października 2012

Rozdział 1. 'Never let me go'

Cześć wszystkim :)
Strasznie mnie kusiło, żeby dodać w końcu pierwszy rozdział, więc dzisiaj go publikuję :D
Mam nadzieję, że jakoś to zaakceptujecie i może nawet Wam się spodoba ;3

Strasznie dziękuję wszystkim za te przemiłe słowa w komentarzach i tyle widzów. ♥
Jestem wręcz zaskoczona takim zainteresowaniem tego bloga.

Miłego czytania <3

PS. Drugi rozdział dodam najprawdopodobniej dopiero w listopadzie.


Rozdział 1.


            Następny dzień wydawał mi się być jeszcze gorszy. Jednak byłem na tyle silny, aby jakoś zwlec się z łóżka i zrobić to co zwykle rano.
Kiedy wszedłem na szkolny korytarz, od razu przykułem uwagę większości ludzi, znajdującym się w pomieszczeniu. Dało się słyszeć również różne wyzwyiska i dużo śmiechu. Miałem ochotę zawrócić do domu. W mojej głowie panował chaos i przede wszystkim smutek. Było mi przykro, że ludzie będący już w taki wieku, nie umieją zrozumieć spraw takich jak moja. Możliwe jednak, że wina była też po mojej stronie. Nie możliwe, a pewne. Nie ujawniłem się. Przez prawie trzy lata wszyscy moi znajomi żyli w przekonaniu, iż jestem heteroseksualny. Zawsze wykręcałem się od tematów związanych z dziewczynami i seksem. Nie bawiło mnie zaliczanie i spławianie. Może dlatego, że nie kręciła mnie płeć żeńska? W każdym bądź razie nigdy nie powiedziałem, że jestem hetero. Poza tym to tylko i wyłącznie moja sprawa, więc dlaczego wszyscy robią z tego takie zamieszanie?
-Cześć Geju. – te dwa słowa nagle wyrwały mnie z myśli. No nie wierzę. Jeszcze kilka dni temu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz Greg wyśmiewa się ze mnie przy wszystkich. Tak z dnia na dzień stałem się pośmiewiskiem całej szkoły. Zrobiło mi się od tego wszystkiego niedobrze. Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek, więc pokierowałem się jak najszybciej na lekcje.
            Te 45 minut ciągnęły się niesamowicie. Na dodatek musiałem wysłuchiwać zupełnie niepotrzebnych wobec mnie opowieści o historii naszego kraju. Nigdy nie lubiłem przedmiotów humanistycznych. Przeraźliwie mnie nudziły i nic nie dawały. Zdecydowanie wolałem chemię, matematykę czy fizykę.
Z sąsiedniej ławki nagle usłyszałem śmiech, który przykuł nie tylko moją uwagę.
-Jake. Może opowiesz nam co Cię tak śmieszy? – zagrzmiał nagle nauczyciel. Nigdy nie lubił, gdy mu się przerywano.
-On. – wskazał palcem w moją stronę, a ja spuściłem głowę, rumieniąc się cholernie. Było mi tak strasznie głupio.
-Z moich obserwacji wynika, że Louis nic takiego nie zrobił. – nie wiem, jak to działało, ale znowu na moje szczęście zadzwonił dzwonek. Wybiegłem szybko z klasy i pokierowałem się do toalety. Tylko tam mogłem spokojnie spędzać przerwy.


Kilka godzin później.

Wyszedłem z klasy i poszedłem w stronę stołówki. Jeszcze tylko dwie lekcje i wszystko będzie dobrze. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia, gdzie unosiła się mieszanina zapachów różnorodnego jedzenia. Prawdę mówiąc, nie było to najprzyjemniejsze doznanie.
Jak na zawołanie, wszyscy nagle wybuchnęli śmiechem.
-Kogo my tu mamy? – wykrzyczał ktoś z tłumu.
-Oto i nasz szkolny pedałek! – cała stołówka zawyła głośnym śmiechem, a ja natychmiast zawróciłem. Udałem się czym prędzej do łazienki, bo już nie wytrzymałem. Zamknąłem się w jednej z kabin i nie mogąc się powstrzymać, rozpłakałem się. Łzy cisnęły mi się do oczu, jak nigdy. Starałem się jakoś nad tym zapanować, lecz nie umiałem. Wszystkie uczucia, emocje w końcu zaczęły wylewać mi się łzami. Po prostu nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Nie dosyć, że cała szkoła wiedziała, iż jestem gejem, to jeszcze wyśmiewali się ze mnie i traktowali jak ofiarę. Nie potrafiłem tego pojąć.
Wziąłem głęboki wdech, po czym powoli wypuściłem powietrze z płuc. Urwałem kilka kawałków papieru toaletowego i wydmuchałem nos oraz wytarłem łzy z policzków. Nagle ktoś zapukał do moich drzwi
-Zajęte. – powiedziałem cicho.
-Tak, wiem. – usłyszałem odpowiedź, która mnie nieco zdziwiła. – Chciałem pogadać.
-Znamy się?
-Nie.
-Nie możesz się ze mnie wyśmiewać z innymi, czy tak bardzo pragniesz zrobić to osobiście? – wysyczałem zza zaciśniętych zębów. Miałem dość.
-Miło, że masz mnie za takiego idiote.
-To o czym chcesz gadać? – zapytałem, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Mamy razem historię i myślałem, że może chcesz pogadać… wyjdziesz? – nie za bardzo mu ufałem, lecz nie mogłem tu siedzieć cały czas. Wyrzuciłem papier do toalety i spuściłem wodę. Odkręciłem zamek od drzwi i powoli wyszedłem. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, a w jego policzkach automatycznie pojawiły się dołeczki. Miał trochę dłuższe, kręcone włosy koloru brązowego, które niesamowicie kontrastowały z zielenią jego oczu. Był dość wysoki i szczupły. Miał na sobie czarne, zwężane spodnie z nieco zniżonym krokiem oraz niebieski t-shirt z trochę większym niż przeciętnie dekoltem.
-Cześć. – powiedział przyjaźnie, wyciągając ku mnie dłoń. – Jestem Harry.
-Hej. – odparłem trochę zmieszany i ścisnąłem delikatnie jego rękę.
-Nie bój się. Nie zamierzam Cię wyśmiewać. Chciałem pomóc.
-Mhm.
-Strasznie denerwują mnie osoby w tej szkole. Myślą, że mogą wszystko. Rozwydrzone, nowobogackie bachory.
-Doskonale Cię rozumiem. – zaśmiałem się słabo. – Właściwie, to dlaczego chcesz mi pomóc?
-Nie lubię, gdy wszyscy wypatrują sobie jedną ofiarę i się z niej wyśmiewają. Poza tym przecież nic złego nie zrobiłeś.
-Ale nie powiedziałem im prawdy.
-Twoja orientacja, Twoja sprawa.
-Może i tak.
-A okłamałeś ich?
-Słucham?
-Czy mówiłeś, że lubisz dziewczyny?
-Nie. Zawsze unikałem tych tematów.
-No właśnie. Czyli nic złego nie zrobiłeś. Poza tym, gdybyś chciał im powiedzieć to byś to zrobił. Może nie byłeś gotowy albo nie dali Ci poczucia, że możesz im tak zaufać. Chodź, poznam Cię z moimi przyjaciółmi. – nagle zacząłem lubić tego chłopaka. Wydał mi się być taki miły i przyjazny. Skoro chciał pomóc, to czemu by mu na to nie pozwolić? Może nie będzie tak źle.

***

Zazwyczaj nie podchodzę do przypadkowych ludzi i jestem dla nich miły. Nie mam też w naturze chęci do pomagania innym. Jednak tym razem po prostu musiałem zainterweniować. Louis nieco mnie zaintrygował. Nie obwiniał wszystkich dookoła, lecz szukał błędów w swoim postępowaniu. Kiedy zobaczyłem jego przerażenie i smutek na lekcji historii, nogi same poprowadziły mnie za nim. Nagle zapragnąłem mu pomóc i wydostać się z tak wstydliwej i głupie sytuacji. Chciałem również go poznać i dowiedzieć się o nim więcej. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak mnie do niego ciągnęło. W każdym bądź razie chciałem pomów, co nie było do mnie podobne.
-Tak właściwie, to dlaczego Cię tu wcześniej nie widziałem? – zaczął mój nowy kolega, kiedy szliśmy na dół.
-Zazwyczaj trzymałem się na uboczu. – puściłem mu oczko. – No ale może dlatego, że mamy razem tylko historię.
-Heh, no tak. Gdzie my tak właściwie idziemy?
-Do szatni. – spojrzał na mnie zmieszanym wzrokiem, na co zaśmiałem się cicho. – Tak ukrywamy się z chłopakami na przerwach. Nie przepadamy za tym zgiełkiem.
-Rozumiem. Całkowicie. – zeszliśmy na dół po schodach i udaliśmy się do jednego z kilku małych pomieszczeń. Odnalazłem szybko przyjaciół, chcąc przedstawić im Louisa jeszcze na tej przerwie. Podeszliśmy do trójki chłopców i stanęliśmy naprzeciw ich.
-Cześć. – powiedziałem, szczerząc się, jak zwykle robiłem to na powitanie. – To jest Louis. – wskazałem chłopaka, stojącego obok mnie, po czym zwróciłem się do niego. – Blondyn do Niall, Mulat Zayn, a tam siedzi Liam. – przedstawiłem ich sobie, a Lou grzecznie przywitał się, podając im rękę. Czuł się dość nieswojo. No ale, co się dziwić, skoro cała szkoła znała go i postrzegała za ‘pedała’. Oczywiście nie cała, bo ja zdecydowanie nie. Mam nadzieję, że w jakiś sposób zakumuluje się z nami i będę w stanie mu pomóc.