19.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Minęło
już trochę czasu od mojego ostatniego wpisu, ale uznałem, że pisanie codziennie
tego samego nie miałoby sensu. No może nie identycznego, ale bardzo podobnego.
Jednak, zdecydowanie nie narzekam. Wręcz przeciwnie, czuję się wspaniale. Louis
i ja jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, a przecież niedawno uważałem, że powinienem
wyrzucić go ze swojej głowy. Spędzam z nim każdą wolną chwilę. Zazwyczaj, kiedy
kończę pracę, chłopak czeka na mnie pod supermarketem i razem udajemy się do
mojego mieszkania. Uwielbiam z nim rozmawiać dosłownie o wszystkim. Możemy
paplać na najbardziej głupie tematy, ale i tak czujemy się świetnie.
Oczywiście, czasem potrzebujemy też chwili spokoju, więc wtedy decydujemy się
na jakiś film. Jednak, nie wszystko jest tak różowe, jak się wydaje. Już od
kilku dni przyglądam się baczniej Tomlinsonowi i śmiało mogę stwierdzić, że coś
nie gra. Tylko co? Nie mam zielonego pojęcia.
Pięć
dni temu, kiedy myślałem, że wszystko jest w porządku, zauważyłem pierwsze
oznaki jego… zmiany? Tak sądzę. Chłopak uśmiechał się, lecz widziałem w tym
sztuczność i wysiłek.
Cztery
dni temu, zauważyłem, że jego oczy były podkrążone, ale nadal udawał. Nie
chciałem pytać, wolałem poczekać, aż sam powie, lecz nic takiego nie nastąpiło.
Trzy
dni temu, nawet nie próbował udawać. Był widocznie smutny, więc kiedy tylko go
takiego dostrzegłem, mocno go przytuliłem. Louis trochę zdziwił się moją
reakcją, ale po chwili wtulił w moje ciało. Zostaliśmy w tej pozycji ponad
godzinę, nic nie mówiąc.
Dwa
dni temu… nie czekał na mnie pod supermarketem. Nie czekał również pod blokiem.
Nie napisał, nie zadzwonił. Nic.
Wczoraj…
cóż. Wczoraj była sobota, więc postanowiłem do niego zadzwonić i zaproponować
mu wspólne wyjście, jednak nie miał okazji nawet odmówić. Nie odebrał.
A
teraz? Jest dwudziesta pierwsza, jutro znowu muszę iść do pracy i jak
przypuszczam, nie zastanę po niej Louis’a. Jednak, nie chciałem się poddawać.
Nie w takim momencie, kiedy tyle udało mi się zdobyć. Mówiąc zdobyć, mam na
myśli szacunek, zaufanie… i przyjaciela.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni
telefon i chodząc w kółko po salonie wybrałem numer chłopaka.
-Halo?
– usłyszałem szept, a ja zamarłem.
-Louis?
– zapytałem, nie do końca pewny, czy tak piskliwy i słaby głos należał do
niego.
-Tak,
Haz. To ja.
-Co
u Ciebie?
-Dobrze,
w porządku.
-Jesteś
pewny?
-Tak…
po prostu, jestem zmęczony.
-Przez
tydzień?
-Harry.
-Przyjdziesz
jutro?
-Nie.
– krótkie słowo, a potrafiło zadać tyle bólu.
-Dlaczego?
-Nie
mogę. Przepraszam, muszę kończyć.
-Lou,
poczekaj! – wykrzyknąłem, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Odłożyłem
komórkę na stolik i usiadłem na kanapę. Przetarłem twarz dłońmi i starałem się
choć trochę zrozumieć chłopaka.
20.
07. 1996r.
Drogi pamiętniku!
Dziś,
kiedy skończyłem już pracę, postanowiłem bez zapowiedzi, odwiedzić Louis’a. Nie
wiedziałem, czy był to dobry pomysł, ale musiałem dowiedzieć się, co się stało.
Z dnia na dzień, chłopak przestał ze mną rozmawiać, a co gorsza był smutny.
Przeraźliwie smutny.
Odnalazłem
jego niewielki dom, po czym stanąłem na werandzie i zapukałem do drzwi. Po
chwili usłyszałem ciche kroki i zgrzyt, przekręcanego klucza.
-Harry?
Co Ty tu robisz?
-Miłe
powitanie, Lou. Chciałem sprawdzić, co się dzieje.
-Nic
się nie dzieje.
-Przecież
widzę.
-Wszystko
jest w porządku, naprawdę.
-Przestań
do jasnej cholery! – wykrzyknąłem, nie mogąc zapanować już nad emocjami.
Chłopak spojrzał na mnie lekko zmieszany, a następnie odsunął się, abym mógł
wejść do środka. Poszedłem za nim do jego pokoju, a kiedy byliśmy już na
miejscu, usiadłem na dużym łóżku.
-Lou,
powiedz mi, co się dzieje. Od kilku dni jesteś przygnębiony, unikasz mnie.
-Nie
unikam Cię.
-…
-Naprawdę
Cię nie unikam.
-…
- spojrzałem tylko na niego i pokręciłem, znacząco oczami.
-Chodzi
o to, że… ja miałem kiedyś chłopaka, wiesz?
-I
co z nim?
-On
wrócił.
-To
znaczy?
-Kiedy
z nim zerwałem, miał zniknąć, wyjechać i nigdy już nie miałem go zobaczyć. –
mówił szybko, a jego ręce zaczęły trząść się z przerażenia. Podszedłem do niego
szybko i przygarnąłem do uścisku.
-Spokojnie.
Nie denerwuj się, ok?
-Ale
on wrócił. Jak ja mam być spokojny?
-Kim
on jest?
-Ma
na imię Mike.
-Skrzywdził
Cię?
-…
-Lou?
-Tak,
Haz. – wyszeptał, a ja tylko mocniej go przytuliłem. Gładziłem jedną dłonią
jego plecy, aby pomóc mu jakoś opanować nerwy. Po około pół godzinie kołysania
się delikatnie i trzymając w objęciach przyjaciela, odsunąłem się od niego i
zaprowadziłem na łóżko, abyśmy oboje usiedli. Spojrzałem na przygnębioną twarz
Louis’a ze współczuciem i postanowiłem spróbować coś z niego wyciągnąć.
-Opowiesz
mi? – zapytałem cicho z nadzieją.
-Haz,
ja…
-Okej,
nie musisz. – powiedziałem i lekko się uśmiechnąłem.
-Byłem
z nim około rok. – zaczął, a ja spojrzałem na niego nieco zdziwiony, iż chciał
podjąć ten temat.
-Na
początku… wydawał się taki idealny. Był bardzo miły, dowcipny, czuły. Po dwóch
tygodniach bycia razem wprowadził się do mnie.
-Wtedy
coś się stało?
-Wtedy
jeszcze nie. Przez około cztery miesiące było naprawdę dobrze. Tylko… po
prostu… nudziłem się. Nie chodzi o to, że mi się znudził, czy coś w tym stylu.
On wracał późno do domu i albo od razu zasypiał albo…
-Albo?
-Albo
uprawialiśmy seks i koniec. Następnego dnia, zanim się obudziłem już go nie
było. Czułem się… wykorzystywany? To trwało trzy miesiące, aż raz powiedziałem,
że nie mam ochoty… na no wiesz.
-Rozumiem.
-I
on się zezłościł. Pokłóciliśmy się i przez tydzień się do mnie nie odezwał. Potem
do mnie przyszedł i przeprosił. Żałował, wiedziałem o tym. Wykorzystałem jego
chwilę słabości i poruszyłem temat naszego, a raczej jego brak, spędzania
wspólnie czasu.
-I
co powiedział?
-Obiecał,
że się zmieni.
-Zrobił
to?
-Przez
miesiąc było wspaniale. Starał się i w ogóle, ale potem…
-Było
tak jak wcześniej?
-Nie.
W tym problem.
-Dlaczego?
-Bo
było gorzej. Zaczęło się od wymówek, że ma dużo na głowie. Zrozumiałem, ale to
działo się zbyt często. No i najpierw było tak, jak wcześniej. Nawet nie czułem
tego pociągu do niego, kiedy to robiliśmy. Nie próbował być ponętny, tylko się
zaspokoił i zostawił. Tak to wyglądało przez miesiąc, aż znowu podjąłem się
rozmowy. Tym razem nie przeprosił, ani nie żałował. Zaczął krzyczeć, miał
pretensje, że go nie wspieram i ciągle wymagam. Nie próbowałem dojść do
porozumienia, bo nie chciałem. Był dla mnie ciężarem.
-Postanowiłeś
z nim zerwać?
-Chciałem
to zrobić, ale kiedy tylko zacząłem do tego nawiązywać… on mnie uderzył. Tak po
prostu.
-Jak
to?
-Nie
mieściło mu się w głowie, że mógłbym chcieć z nim się rozstać. Potraktował mnie
jak rzecz.
-Co
było dalej?
-Nagle
znalazł sobie więcej czasu, ale nie po to, by naprawić błędy. Dokuczał mi, a ja
po prostu uciekałem. Udawałem, że się uczę, wiesz o co chodzi?
-Tak,
rozumiem.
-Nie
dawał za wygraną. Pewnego wieczoru przyszedł i zaczął błagać o wybaczenie i
drugą szansę. Był pijany. Poradziłem my, aby poszedł spać, ale nagle wybuchnął.
Zaczął mnie bić, a potem... cóż… uciekłem i zamknąłem się na noc w łazience.
Rano wyjechałem do rodziny, a kiedy po kilku dniach wróciłem było okropnie.
Cały czas wrzeszczał, nie dawał mi dojść do słowa, a kiedy krzyknąłem, aby mnie
wysłuchał, spoliczkował mnie. Kiedy się uspokoił i schował w swoim pokoju,
zadzwoniłem po Zayn’a. Przyjechał po dziesięciu minutach, a Mike jeszcze
bardziej się wkurzył na jego widok. Uznał, że go zdradzam. Chciał mnie uderzyć,
ale Zayn mu przeszkodził. Zaczęli się bić, a ja nie potrafiłem ich rozdzielić.
Boże, kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. – Louis chował twarz w dłonie. Był
cały roztrzęsiony, więc ponownie go do siebie przytuliłem. –Malik nie wytrzymał
i tak mocno go uderzył, że Mike upadł na podłogę, tracąc na chwilę świadomość.
Chcieliśmy zadzwonić po policje, ale nam nie pozwolił. Powiedział, że da mi
spokój, że wyjedzie, ale nie mamy nigdzie dzwonić.
-Zgodziliście
się, tak?
-Tak,
no i następnego dnia już go nie było. Zacząłem wszystko od początku i, choć
było trudno, udało mi się odzyskać dawne życie.
-Po
co wrócił?
-Powiedział,
że chciał przeprosić.
-Kiedy
to było?
-Tydzień
temu, kiedy wracałem rano do domu, bo Zayn pojechał do rodziny i byłem go
odprowadzić na autobus.
-Tak
po prostu Cię zaczepił?
-Czekał
przed moim domem, a kiedy go tam zobaczyłem kompletnie nie wiedziałem, co
zrobić. Podszedł do mnie i powiedział, że chce tylko przeprosić.
-Przykro
mi, Lou.
-Chciał
wejść, ale powiedziałem, że się spieszę. On do mnie ciągle pisze i wydzwania.
-Co
pisze?
-Ze
chciałby porozmawiać, że nie muszę się go bać.
-Spotkasz
się z nim?
-Za
żadne skarby! Nigdy w życiu! – krzyknął, a jego drżący głos zdradzał
przerażenie. Przytuliłem go mocniej, a chłopak zmienił pozycję i wtulił się we
mnie całym ciałem. Poczułem przyjemne ciepło i na chwilę przymknąłem powieki i
rozpłynąłem się w błogiej przyjemności.
21.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Wczoraj,
zostałem u Louis’a do późnego wieczora. Starałem się go jakoś pocieszyć i
odciągnąć od przykrych myśli. Sądzę, że nawet nieźle mi poszło, bo po kilku
godzinach zaczął się uśmiechać i chichotać. Mam nadzieję, że mu się polepszy, a
jeśli ten cały Mike zacznie mu się bardziej narzucać… nie ręczę za siebie.
Postanowiłem pomóc mojemu przyjacielowi i nie dopuszczę do tego, aby nadal się
smucił.
Dzisiaj,
po pracy, chłopak czekał na mnie pod supermarketem. Obiecał, że przyjdzie, choć
sam nie wiem, czy miał na to ochotę. Kiedy nie wiedział, że na niego patrzę był
smutny, lecz jak tylko mnie zauważył jego twarzy przyozdobił szeroki uśmiech.
Nie mam pojęcia, czy potrafi tak dobrze grać, czy po prostu ucieszył się na mój
widok. Mam nadzieję, że jednak to drugie.
Podszedłem do niego szybkim
krokiem, po czym niepewnie przytuliłem. Chłopak odwzajemnił pieszczotę, a ja
poczułem, jak ogarnia mnie niesamowita radość. Może i nazywałem Louis’a swoim
przyjacielem, ale wiadome jest, iż był dla mnie kimś znacznie ważniejszym.
Potrafiłem śmiać się z nim dosłownie z niczego, nawet jak nie mieliśmy, co
robić nie czułem się znudzony, wystarczyło tylko jego towarzystwo. Uwielbiałem
jego niebieskie oczy, a jeszcze bardziej słodkie kurze łapki. Miał niesamowity
uśmiech, którym zarażał innych i było w nim coś takiego, co strasznie mnie
przyciągało. Może zabrzmi to źle i samolubnie, lecz wykorzystałem fakt, że jest
smutny, aby go przytulić. Jasne, chciałem go pocieszyć, to chyba oczywiste, ale
przecież jest tyle sposobów na to zamiast uścisku.
-Co
u Ciebie? – zapytałem, kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
-Yhm…
jakoś leci.
-Znowu
pisał?
-Tak.
Nalega na spotkanie.
-Zignorowałeś
go?
-Nie.
Zgodziłem się.
-Co?
-Jutro
spotykamy się w parku.
-Przecież
mówiłeś, że nigdy w życiu nie chcesz go oglądać.
-Owszem,
nie chcę, ale pragnę to zakończyć raz na zawsze.
-Jesteś
pewny?
-Tak.
Wybrałem park specjalnie, bo nic mi nie zrobi w miejscu publicznym.
-Racja.
Przynajmniej będziesz bezpieczny. – powiedziałem cicho, a Louis spojrzał na
mnie z delikatnym uśmiechem.
-Martwisz
się o mnie?
-Może.
– zaśmiałem się, po czym pociągnąłem chłopaka za rękę w stronę mojego
mieszkania.
Kiedy
byliśmy już w pomieszczeniu, postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Jednak głód
trochę nam przeszkodził, także najpierw zajęliśmy się obiadem. Zjedliśmy
posiłek w kuchni, rozmawiając na przeróżne tematy, aż jakimś cudem poruszyliśmy
temat Mike’a.
-Co
mu jutro powiesz? – zapytałem.
-Najpierw
go wysłucham, a potem powiem, żeby dał mi spokój.
-Myślisz,
że zadziała?
-Mam
taką nadzieje.
-A
co jeśli… jeśli on nie da za wygraną?
-W
jakim sensie?
-Jeśli
będzie chciał znowu z Tobą być?
-Słucham?
Nie ma takiej opcji.
-Nie
tęsknisz za nim czasem?
-Harry
do jasnej cholery, oszalałeś?
-Nie
mówię o tych przykrych sytuacjach. Chodzi o to, czy nie brakuje Ci czasem tego
zabawnego i sympatycznego Mike’a?
-Oh…
tak więc… nie, nie brakuje mi go w żadnym stopniu. Był czas, kiedy za tym
tęskniłem, ale to minęło. Za bardzo mnie zranił.
-Rozumiem.
-…
-Lou?
-Tak?
-Na
pewno chcesz tam iść?
-Muszę
to załatwić, Haz.
-Po
prostu… nie chcę, żebyś był ciągle smutny. – powiedziałem cicho, wpatrując się
tępo w pusty talerz. Po chwili, poczułem na swoim policzku jego ciepłą dłoń,
więc podniosłem wzrok i nasze spojrzenia znów się spotkały.
-Będzie
dobrze. – wyszeptał, gładząc kciukiem moją rozgrzaną skórę. Uśmiechnąłem się
lekko, nie mogąc nic z siebie wykrztusić. Dosłownie nie umiałem wypowiedzieć,
ani jednego słowa. Potrafiłem tylko wpatrywać się w błyszczące oczy mojego
przyjaciela.
________________________________________________
Cześć wszystkim! <3 Mam to gdzieś, nie bd pisać na zapas, bo po co. Będę dodawać rozdział, jak go napiszę i już. Myślę, że piątka pojawi się najpóźniej w poniedziałek.
Niestety, to opowiadanie wydaje mi się strasznie nudne, niedopracowane i mdłe. Tak bardzo chciałam napisać coś dobrego, ale chyba nigdy mi nie wyjdzie.
Byłoby mi miło za jakikolwiek komentarz. Usunęłam weryfikację i moderowanie :)
Do następnego, kocham Was! xx