czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 3 'Śladami Larry'ego'


Rozdział 3

03.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Od piątkowego incydentu w supermarkecie, w końcu mogłem czuć się lepiej. Byłem z siebie dumny, że udało mi się normalnie porozmawiać z Louis’em, a co najważniejsze gdzieś go zaprosić. Myślę, że powoli wychodzę na prostą. To wszystko było dla mnie nowe i nieznane. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc spanikowałem. Sądzę, że od teraz będzie już o wiele lepiej. Przynajmniej mam taką nadzieję.

            Praca minęła mi niespodziewanie szybko, a wychodząc znowu natknąłem się na Louis’a, co sprawiło, że mój uśmiech nie chciał opuścić mojej twarzy.

            -Cześć, Haz. Jak leci? – zapytał radośnie.
            -Wspaniale. Znaczy… dobrze. – chłopak zachichotał, zapewne ze względu na mój zbyt wielki entuzjazm. –A co u Ciebie?
            -Podobnie. Już skończyłeś pracę?
            -Tak, właśnie wychodzę.
            -Może… Emm… co powiesz, żebym odprowadził Cię do domu?
            -Jasne, czemu nie? – odparłem, nie mogąc uwierzyć w to, jak swobodnie czułem się w towarzystwie chłopaka. Skinął delikatnie głową, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia z supermarketu. Kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, moją twarz owiał chłodny, orzeźwiający wietrzyk. Od razu poczułem się lepiej, a moje ciało zaczęło się powoli rozluźniać.
            -Nie wiem, czy powinienem pytać, ale… jak masz na nazwisko?
            -Tomlinson. – odpowiedział po krótkim namyśle.
            -Louis Tomlinson. – powtórzyłem na głos, choć wcale nie miałem tego w planach.
            -Tak. – zaśmiał się cicho. –Mi właściwie również nie zdradziłeś swojego nazwiska.
            -Styles. – odparłem delikatnie się uśmiechając.
            -Ok. Emm… a co robisz? Znaczy w życiu?
            -Jak na razie staram się trochę zarobić przed studiami.  
            -Na którym jesteś roku?
            -Właściwie to jeszcze na żadnym.
            -Oh, czyli dopiero skończyłeś liceum?
            -Tak. Dopiero? Wnioskuję, że jesteś dużo starszy…?
            -Może nie tak dużo. Teraz będę na drugim roku.
            -No to nie tak źle. A co studiujesz?
            -Stosunki międzynarodowe. Może zabrzmi to śmiesznie, ale chciałbym być dziennikarzem.
            -Dlaczego śmiesznie? Raczej ambitnie. – odparłem, uśmiechając się.
            -Miło, że tak uważasz.
            -Huh…
            -A Ty gdzie się wybierasz?
            -Ja zdecydowanie wolę przedmioty ścisłe, także prawdopodobnie pójdę na ekonomię, jeśli mnie przyjmą.
            -O, podziwiam. Nie mam talentu do matematyki.
            -Oj tam, nie jest wcale taka trudna.
            -Zależy dla kogo. – powiedział, cicho chichocząc.
            -Dobra, są wakacje, więc chyba nie będziemy rozmawiać o szkole.
            -Racja, zgadzam się.
            -Masz jakieś większe plany na wakacje, oprócz pracy?
            -Uhh, trudno powiedzieć. Możliwe, że pojadę gdzieś z Liam’em i Niall’em, ale to nie zajmie dłużej, niż tydzień, może dwa.
            -Liam i Niall? Twoi przyjaciele, bracia?
            -Przyjaciele. – uśmiechnąłem się na samą myśl o tych wspaniałych dwóch idiotach. –A Ty gdzieś wyjeżdżasz?
            -Tak. Podobnie jak ty, na około tydzień z Zayn’em i Eleanor. – znowu to imię. Zayn. Chłopak Louis’a? A kim była Eleanor? Może dziewczyną Zayn’a? A może dziewczyną Louis’a?
            -O czym myślisz?
            -Ehm… kim są Zayn i Eleanor? – zapytałem, czując jak moje policzki zaczynają robić się niebezpiecznie ciepłe.
            -Przyjaciółmi. – odparł, a ja poczułem niewyobrażalnie dużą ulgę.
            -Są parą?
            -Zayn i El?
            -Mhm.
            -O nie. – zaśmiał się głośno. –Coś Ty. Nie nadają się na parę, zdecydowanie.
            -Huh, niby dlaczego?
            -Zayn jest typem lenia, któremu trzeba ciągle dogadzać, jeśli wiesz o co mi chodzi.
            -Yeach.
            -Tak więc, Eleanor jest zupełnie inna. Lubi porządek, punktualność i w ogóle jest z innego świata. Oczywiście, kochają się, ale to czysto braterska miłość.
            -Ok, rozumiem. – powiedziałem, kiwając lekko głową.

            Szliśmy tak obok siebie, ciągle rozmawiając. Zadziwiające było to, jak dużo tematów mieliśmy do rozwinięcia po tylu niezręcznych sytuacjach. Myślałem raczej, że przynajmniej połowę drogi przemierzymy w milczeniu, ale jak miłe było moje zaskoczenie. Louis’owi, tak jak i mi, buzie się nie zamykały, a na dodatek co chwile chichotaliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się pod moim blokiem, stanowczo nie miałem ochoty żegnać się z chłopakiem. Rozmawiało nam się naprawdę dobrze, a jeszcze tyle chciałem mu opowiedzieć, jak i o nim dowiedzieć.

            -Może wejdziesz? – zaproponowałem, a chłopak rozejrzał się dookoła, jakby szukał odpowiedzi wśród krzewów i kilku zielonych drzew.
            -Nie wiem. Nie będę przeszkadzał?
            -Jasne, że nie. Będzie mi bardzo miło.
            -Oh, w takim razie dobrze, z chęcią. – odpowiedział, a na jego policzkach zauważyłem niewielkie rumieńce. Kąciki moich ust powędrowały ku górze. Wyglądał tak uroczo, niewinnie i słodko.
            -No nie patrz tak na mnie.
            -Uh, wybacz. Po prostu słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz. – powiedziałem zadziornie i wszedłem do klatki schodowej.
            -Nie wiem, czy mogę wyglądać słodko z czerwoną buzią.
            -Oj uwierz, że możesz. – zachichotałem, a po chwili poczułem lekkie uderzenie w ramię.
            -Ej! A to za co? – odwróciłem się, pytając.
            -Za to, że się ze mnie śmiejesz!
            -Wiesz co? Ja się nie śmieje. Tylko powiedziałem, że słodko wyglądasz, a Ty mnie bijesz. Chyba powinienem się obrazić. – odparłem, udając gniewnego.
            -Dramatyzujesz. – powiedział, po czym oboje głośno się zaśmialiśmy. Po chwili dotarliśmy już pod moje drzwi, więc otworzyłem je za pomocą klucza i zaprosiłem chłopaka do środka, po czym wszedłem za nim. Zdjęliśmy buty w przedpokoju, po czym zaprowadziłem gościa do dużego pokoju, który właściwie nie był wielki, ale taką nosił nazwę. Chłopak rozglądał się, a jego twarz zdobił delikatny uśmiech.
            -Przytulnie. – powiedział po dłuższej chwili.
            -Dziękuję. Wiem, że nie jest zbyt nowocześnie, ale nie mam zbyt wielkiego dobytku z pracy w supermarkecie. – zaśmiałem się cicho.
            -Nie ważne, czy jest nowocześnie. Mi się podoba.
            -Huh, miło mi. – kąciki moich ust uniosły się wyżej. –Może chcesz coś do picia, jedzenie?
            -Mógłbym prosić wodę?
            -Jasne. Rozgość się, zaraz do Ciebie wrócę.
            -Okej. – odparł,  a następnie usiadł na kanapie, a ja udałem się do kuchni. Wyjąłem z szafki dwie szklanki i nalałem do nich wodę mineralną. Przystanąłem na chwilę i nabrałem powietrza do płuc, aby zaraz wypuścić je powoli. Jeszcze niedawno świrowałem na punkcie Louis’a, niczym nastolatka w gimnazjum, a teraz siedzi on u mnie w domu. U mnie. W domu. Wziąłem kolejny głęboki wdech, aby unormować puls, wziąłem w dłonie szklanki i skierowałem się do salonu. Położyłem je na małym stoliczku, naprzeciwko kanapy i usiadłem na niej.
Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, nawet na siebie nie patrząc. Nie było niezręcznie. Było normalnie, a to najbardziej mnie zadziwiało, ale jakże cieszyło. W końcu, Louis postanowił się odezwać, także zwróciłem wzrok na niego.

            -Haz?
            -Tak?
            -Mogę tak do Ciebie w ogóle mówić?
            -Jasne. – powiedziałem z uśmiechem.
            -Tak więc, Haz, dlaczego mnie unikałeś?
            -Oh… - westchnąłem i lekko się speszyłem. Naprawdę nie miałem jeszcze sensownego wytłumaczenia, a prawda raczej nie sprawiłaby, że chłopak polubiłby mnie bardziej.
            -No powiedz. – zachęcił, słodko się uśmiechając.
            -Po prostu… uhm…
            -Nie musisz się mnie wstydzić.
            -Nie wyśmiejesz mnie?
            -Obiecuję, że nie.
            -Nie uciekniesz?
            -Nie.
            -Ok… w takim razie ja… ja zobaczyłem Cię z tym chłopakiem wtedy w supermarkecie i… nie wiem.
            -To był Zayn. Mów dalej.
            -Myślałem, że łączy Cię coś z Zayn’em i nie chciałem się narzucać, czy coś w tym stylu.
            -Coś w tym stylu?
            -Nie wiem, jak inaczej to ująć.
            -Dobrze. Sprostujmy, nie łączy mnie z Zayn’em nic, prócz przyjaźni. – powiedział, puszczając mi oczko. –Dlaczego od razu założyłeś, że wolę chłopców?
            -Sam nie wiem.
            -A Ty?
            -Hm?
            -Jesteś gejem?
            -Ja… uhm… tak, jestem gejem.
            -Przynajmniej ktoś mnie zrozumie. – uśmiechnął się szczerzej, chcąc chyba mnie pocieszyć, więc uniosłem kąciki ust w górę.
            -Czyli dobrze założyłem?
            -Owszem. – odetchnąłem z ulgą, po czym usadowiłem się wygodniej na kanapie. Oboje napiliśmy się trochę wody, a po kilkunastu sekundach zaczęliśmy nowy temat. Chłopak opowiedział mi dużo o swojej rodzinie. Jego mama wraz z ojczymem i siostrami mieszkali w Doncaster. Jego biologiczny ojciec odszedł, kiedy Lou był jeszcze mały, ale nie miał do niego żalu. Uznał, że ludzie po prostu popełniają błędy i zazwyczaj nie chcą się do nich przyznać. Już dawno mu wybaczył i nie rozpamiętywał sprawy, bo inaczej byłoby mu smutno całe życie. Wsparcie znalazł u Marka, obecnego męża jego matki, i naprawdę dobrze się z nim dogadywał. Bardzo kochał swoją rodzinę i po rozmowie, wnioskuję, że często za nimi tęsknił.
Potem, ja opowiedziałem mu nieco o sobie. Moi rodzice również są rozwiedzieni, a moja mama, jak Louisa, znalazła sobie nowego męża. Jeszcze kilka lat temu mieszkałem z nimi, w Holmes Chapel, ale w Londynie była zdecydowanie lepsza szkoła, także przeprowadziłem się tutaj.

            -A jak poznałeś Niall’a i Liam’a? – zapytał, kiedy już skończyłem.
            -Liam’a poznałem już w gimnazjum. Mieszkał u cioci, bo w jego rodzinnym miasteczku nie chciał chodzić do szkoły. Myślę, że miał trudne dzieciństwo. Znaczy wiem to, ale nigdy nie powiedział mi tego wprost.
            -A co się działo?
            -Jego rówieśnicy go wyśmiewali. Wiesz, jak to czasami jest w podstawówce. No i Liam nie chciał chodzić z nimi do gimnazjum, uparł się i przeprowadził do cioci. Poznaliśmy się i od razu znaleźliśmy wspólny język, więc w krótkim czasie zostaliśmy przyjaciółmi. Potem razem przyjechaliśmy tutaj.
            -Fajnie mieć kogoś tak bliskiego.
            -To znaczy?
            -W sensie przyjaciela tak długo. Ja z Zayn’em poznaliśmy się dopiero w liceum.
            -To tak, jak ja z Niall’em, ale myślę, że nie ma, aż tak wielkiej różnicy. Tak samo, jak Liamowi mu ufam, szanuję go i wprost uwielbiam. Różnimy się od siebie, ale chyba to nas bardziej do siebie zbliża, niż zniechęca.
            -Coś o tym wiem. – zaśmiał się, mając na myśli Eleanor i Zayn’a. –El poznałem w drugiej klasie liceum, bo zmieniła szkołę. Od początku mieszkała w Londynie.
            -A jak się poznaliście?
            -Przyszła do mojej klasy, a że zazwyczaj bywam miły dla nowych, postanowiłem oprowadzić ją po szkole. No i jakoś skończyło się na tym, że rozmawialiśmy codziennie, na każdej przerwie, więc poznałem ją z Zayn’em i w trójkę tworzymy zgraną paczkę.

            Przez kolejną godzinę, rozmawialiśmy na temat naszych przyjaciół i dzieliliśmy się wspomnieniami. Było naprawdę przyjemnie, ale niestety Louis musiał już iść. Na zegarze wybiła siedemnasta, co oznaczało, że przegadaliśmy kilka dobrych godzin, ale nie było mi z tym źle. Wręcz przeciwnie. Dowiedziałem się o nim tylu wspaniałych rzeczy, także śmiało mogłem stwierdzić, iż Tomlinson był niesamowitą osobą. Zabawnie, co nie? Znałem chłopaka trzy tygodnie, a już go uwielbiałem. Z pewnością, z chęcią spędzę z nim więcej czasu.
            -Jutro też pracujesz?
            -Od poniedziałku do piątku.
            -Co powiesz, abym jutro też Cię odprowadził?
            -Będzie mi bardzo miło.
            -W takim razie do zobaczenia, Haz.
            -Do jutra, Lou. – odparłem, a na mojej, jak i jego twarzy, widniały dwa wielkie uśmiechy.

04.07.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Chyba do końca życia będę dziękował Bogu, że właśnie w taki sposób zaplanował sobie mój wczorajszy dzień. Powiadają, że poniedziałek to najgorszy dzień w tygodniu, ale teraz chyba stanie się moim ulubionym. W końcu udało mi się przełamać i nie było wcale tak źle. W towarzystwie Louis’a czułem się już swobodnie i nie plątałem się we własnych słowach. Kiedy tylko Liam i Niall dowiedzieli się o tym, że z pędziłem z nowych kolegom popołudnie, popadli w jakiś szał. Gratulowali mi, jak kobiecie w ciąży i skakali z radości. Nie to, że ja się nie cieszyłem, ale po prostu… nie muszę biegać po całym domu, aby wyrazić moje szczęście.
           
            Wtorkowe popołudnie spędziliśmy równie miło, jak wczoraj. Tym razem postanowiliśmy iść dłuższą drogą, aby skorzystać z przyjemnego słońca. Rozmawialiśmy na tysiące tematów. Od ulubionych książek, do tego, o której zazwyczaj kładziemy się spać. Niby zwyczajne rozmowy, ale podczas nich czułem się niezwykle. Moje usta same wyginały się w ogromnym uśmiechu, a moje ciało było lekkie, jak nigdy dotąd. Czasami, kiedy Louis mówił coś bardziej prywatnego i intymnego, czułem jak na moje policzki wkradają się niewielkie rumieńce. Wiedziałem, że chłopak to zauważał, bo za każdym razem słodko się uśmiechał. Jednak, nigdy tego nie komentował, ani się nie śmiał, co czyniło go jeszcze bardziej uroczym. Wiem, że nie zabrzmi to skromnie, ale podobne reakcje spostrzegałem u niego. Stwierdziłem, że wezmę przykład z kolegi i również o tym nie wspominałem. Było naprawdę miło. Cudownie.

05.07.1997r.
Drogi pamiętniku!

            Myślę, że jest coraz lepiej. Tak strasznie się cieszę! Dzisiaj, ponownie, Louis czekał na mnie pod sklepem, nic wcześniej nie mówiąc. Zaskoczył mnie tym, ale uważam to za niesamowicie wspaniałą niespodziankę.
            Na niebie tworzyły się ciemne chmury, więc tym razem nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy spacer. Udaliśmy się od razu do mojego domu, a kiedy zamknąłem za nami drzwi, jak na zawołanie usłyszeliśmy krople, spadającego deszczu. Usiedliśmy, jak zwykle, na kanapie w salonie i zagłębiliśmy się w pogawędce. Po godzinie, zauważyłem, że deszcz wcale nie chce ustąpić, więc dłużej nie zwlekałem i zaproponowałem gościowi obiad.
            -Myślę, że niegrzeczne by było wypuszczać Cię z domu w ulewę, więc co powiesz, abyśmy zrobili coś na obiad?
            -Brzmi nieźle. Tylko jest pewien problem.
            -Co takiego?
            -Nie gotuje zbyt dobrze.
            -Tym się nie martw. – uśmiechnąłem się pocieszająco, a następnie oboje pokierowaliśmy się do kuchni.
            -Na co masz ochotę? – zapytałem, zaglądając do lodówki.
            -A co proponujesz?
            -Możemy zrobić spaghetti albo lasagne.
            -Chyba lepiej wychodzi mi spaghetti.
            -Okej. Bolonese?
            -Tak, jasne. – wyciągnąłem z lodówki jogurt naturalny i serek śmietankowy, a z szafki makaron oraz pomidory w puszce.
            -Mógłbyś wyjąć garnek i nalać do połowy wody?
            -Jasne, gdzie jest?
            -Szafka na dole, obok tej pod zlewem. – chłopak schylił się i po chwili wyjął odpowiedni garnek. Ja zająłem się rozdrabnianiem pomidorów. Kiedy woda już bulgotała chłopak wsypał do niej makaron, wcześniej łamiąc go na pół.
            -Robisz to jak moja mama. – powiedział, uśmiechając się.
            -To źle?
            -Nie! Wręcz przeciwnie.
            -Huh.
Kiedy sos i makaron były już gotowe, nałożyliśmy do misek dwie porcje i usiedliśmy do stołu. Jak się okazało nie wyszło wcale tak źle, a Louis był zachwycony sosem. Było mi bardzo przyjemnie, bo zazwyczaj nie dostawałem zbyt wiele pochwał. Naprawdę spodobało mi się przebywanie w towarzystwie Louis’a. Najlepsze było to, że wszystko wskazywało na to, że jemu również było przy mnie dobrze. 

______________________________________________________________

Cześć wszystkim! ♥ Postanowiłam dodać dzisiaj rozdział, bo kilka osób strasznie się niecierpliwi, także taka mała niespodzianka ode mnie :) Następny pojawi się, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, za około tydzień, a wtedy zacznę dodawać regularnie. xx

13 komentarzy:

  1. super!
    dzięki, że dodałaś już teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest świetne <3 Mam nadzieję, że wiesz, że jesteś moją inspiracją :) Kocham cię za to, że dodajesz tak genialne rozdziały!!. Jesteś genialne :) Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po twojej myśli :* Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu.... wspaniały rozdział! Przez cały czas czytania, się uśmiechałam ;) Ale to wszystko jest takie słodkie, że nie mogę ;D Czekam na następy! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak super, że dodałaś nowy, tak na marginesie świetny, rozdział. Jak czytam twoje opowiadania to sobie myślę "jak ta dziewczyna świetnie pisze" :D Może jakoś przeżyję ten tydzień, czekając na kolejny. Powodzonka z kolejnymi rozdziałami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacy oni słodcy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest! Nareszcie dodałaś! I nie męczysz. Dzięki, że też posłuchałaś prośby. ^^ :) Jak zwykle - cudowny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Och jak miło Siedzą i jedzą spaghetti Słodziaki ;D
    Czekam na następny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny!! Super (jak zawsze :**) I nie mogę się doczekać następnego :***

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe <3
    Bardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział :)
    Opowiadanie ciekawe i wciąga :D

    Zapraszam też do przeczytania swojego opowiadania o Larrym.
    Napisz swoją opinię w komentarzu:
    http://larrychangingmyworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. O mom... :D Świetne! Kocham to opowiadanie <3 A te relacje które budują się między Lou i Hazzą to coś wspaniałego! Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili, po tym jak Harry starał się unikać Lou. Cieszę się, że wszystko jest dobrze! Czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam
    ~Salomea ( @KidsDont )
    Larry Stylinson Opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  12. KKOOCCCHHHAAAMMM <333! Pisz dlej proszęęę ! :***

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam właśnie od początku boskie kurcze jaaaaaa!!!!!!!!!!!! Szybko!!!! <3

    OdpowiedzUsuń