Rozdział 3
03.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Od
piątkowego incydentu w supermarkecie, w końcu mogłem czuć się lepiej. Byłem z
siebie dumny, że udało mi się normalnie porozmawiać z Louis’em, a co
najważniejsze gdzieś go zaprosić. Myślę, że powoli wychodzę na prostą. To
wszystko było dla mnie nowe i nieznane. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc
spanikowałem. Sądzę, że od teraz będzie już o wiele lepiej. Przynajmniej mam
taką nadzieję.
Praca
minęła mi niespodziewanie szybko, a wychodząc znowu natknąłem się na Louis’a,
co sprawiło, że mój uśmiech nie chciał opuścić mojej twarzy.
-Cześć,
Haz. Jak leci? – zapytał radośnie.
-Wspaniale.
Znaczy… dobrze. – chłopak zachichotał, zapewne ze względu na mój zbyt wielki
entuzjazm. –A co u Ciebie?
-Podobnie.
Już skończyłeś pracę?
-Tak,
właśnie wychodzę.
-Może…
Emm… co powiesz, żebym odprowadził Cię do domu?
-Jasne,
czemu nie? – odparłem, nie mogąc uwierzyć w to, jak swobodnie czułem się w
towarzystwie chłopaka. Skinął delikatnie głową, po czym ruszyliśmy w stronę
wyjścia z supermarketu. Kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, moją twarz
owiał chłodny, orzeźwiający wietrzyk. Od razu poczułem się lepiej, a moje ciało
zaczęło się powoli rozluźniać.
-Nie
wiem, czy powinienem pytać, ale… jak masz na nazwisko?
-Tomlinson.
– odpowiedział po krótkim namyśle.
-Louis
Tomlinson. – powtórzyłem na głos, choć wcale nie miałem tego w planach.
-Tak.
– zaśmiał się cicho. –Mi właściwie również nie zdradziłeś swojego nazwiska.
-Styles.
– odparłem delikatnie się uśmiechając.
-Ok.
Emm… a co robisz? Znaczy w życiu?
-Jak
na razie staram się trochę zarobić przed studiami.
-Na
którym jesteś roku?
-Właściwie
to jeszcze na żadnym.
-Oh,
czyli dopiero skończyłeś liceum?
-Tak.
Dopiero? Wnioskuję, że jesteś dużo starszy…?
-Może
nie tak dużo. Teraz będę na drugim roku.
-No
to nie tak źle. A co studiujesz?
-Stosunki
międzynarodowe. Może zabrzmi to śmiesznie, ale chciałbym być dziennikarzem.
-Dlaczego
śmiesznie? Raczej ambitnie. – odparłem, uśmiechając się.
-Miło,
że tak uważasz.
-Huh…
-A
Ty gdzie się wybierasz?
-Ja
zdecydowanie wolę przedmioty ścisłe, także prawdopodobnie pójdę na ekonomię,
jeśli mnie przyjmą.
-O,
podziwiam. Nie mam talentu do matematyki.
-Oj
tam, nie jest wcale taka trudna.
-Zależy
dla kogo. – powiedział, cicho chichocząc.
-Dobra,
są wakacje, więc chyba nie będziemy rozmawiać o szkole.
-Racja,
zgadzam się.
-Masz
jakieś większe plany na wakacje, oprócz pracy?
-Uhh,
trudno powiedzieć. Możliwe, że pojadę gdzieś z Liam’em i Niall’em, ale to nie
zajmie dłużej, niż tydzień, może dwa.
-Liam
i Niall? Twoi przyjaciele, bracia?
-Przyjaciele.
– uśmiechnąłem się na samą myśl o tych wspaniałych dwóch idiotach. –A Ty gdzieś
wyjeżdżasz?
-Tak.
Podobnie jak ty, na około tydzień z Zayn’em i Eleanor. – znowu to imię. Zayn.
Chłopak Louis’a? A kim była Eleanor? Może dziewczyną Zayn’a? A może dziewczyną
Louis’a?
-O
czym myślisz?
-Ehm…
kim są Zayn i Eleanor? – zapytałem, czując jak moje policzki zaczynają robić
się niebezpiecznie ciepłe.
-Przyjaciółmi.
– odparł, a ja poczułem niewyobrażalnie dużą ulgę.
-Są
parą?
-Zayn
i El?
-Mhm.
-O
nie. – zaśmiał się głośno. –Coś Ty. Nie nadają się na parę, zdecydowanie.
-Huh,
niby dlaczego?
-Zayn
jest typem lenia, któremu trzeba ciągle dogadzać, jeśli wiesz o co mi chodzi.
-Yeach.
-Tak
więc, Eleanor jest zupełnie inna. Lubi porządek, punktualność i w ogóle jest z
innego świata. Oczywiście, kochają się, ale to czysto braterska miłość.
-Ok,
rozumiem. – powiedziałem, kiwając lekko głową.
Szliśmy
tak obok siebie, ciągle rozmawiając. Zadziwiające było to, jak dużo tematów
mieliśmy do rozwinięcia po tylu niezręcznych sytuacjach. Myślałem raczej, że
przynajmniej połowę drogi przemierzymy w milczeniu, ale jak miłe było moje
zaskoczenie. Louis’owi, tak jak i mi, buzie się nie zamykały, a na dodatek co
chwile chichotaliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się pod moim
blokiem, stanowczo nie miałem ochoty żegnać się z chłopakiem. Rozmawiało nam
się naprawdę dobrze, a jeszcze tyle chciałem mu opowiedzieć, jak i o nim
dowiedzieć.
-Może
wejdziesz? – zaproponowałem, a chłopak rozejrzał się dookoła, jakby szukał
odpowiedzi wśród krzewów i kilku zielonych drzew.
-Nie
wiem. Nie będę przeszkadzał?
-Jasne,
że nie. Będzie mi bardzo miło.
-Oh,
w takim razie dobrze, z chęcią. – odpowiedział, a na jego policzkach zauważyłem
niewielkie rumieńce. Kąciki moich ust powędrowały ku górze. Wyglądał tak
uroczo, niewinnie i słodko.
-No
nie patrz tak na mnie.
-Uh,
wybacz. Po prostu słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz. – powiedziałem
zadziornie i wszedłem do klatki schodowej.
-Nie
wiem, czy mogę wyglądać słodko z czerwoną buzią.
-Oj
uwierz, że możesz. – zachichotałem, a po chwili poczułem lekkie uderzenie w
ramię.
-Ej!
A to za co? – odwróciłem się, pytając.
-Za
to, że się ze mnie śmiejesz!
-Wiesz
co? Ja się nie śmieje. Tylko powiedziałem, że słodko wyglądasz, a Ty mnie
bijesz. Chyba powinienem się obrazić. – odparłem, udając gniewnego.
-Dramatyzujesz.
– powiedział, po czym oboje głośno się zaśmialiśmy. Po chwili dotarliśmy już
pod moje drzwi, więc otworzyłem je za pomocą klucza i zaprosiłem chłopaka do
środka, po czym wszedłem za nim. Zdjęliśmy buty w przedpokoju, po czym
zaprowadziłem gościa do dużego pokoju, który właściwie nie był wielki, ale taką
nosił nazwę. Chłopak rozglądał się, a jego twarz zdobił delikatny uśmiech.
-Przytulnie.
– powiedział po dłuższej chwili.
-Dziękuję.
Wiem, że nie jest zbyt nowocześnie, ale nie mam zbyt wielkiego dobytku z pracy
w supermarkecie. – zaśmiałem się cicho.
-Nie
ważne, czy jest nowocześnie. Mi się podoba.
-Huh,
miło mi. – kąciki moich ust uniosły się wyżej. –Może chcesz coś do picia,
jedzenie?
-Mógłbym
prosić wodę?
-Jasne.
Rozgość się, zaraz do Ciebie wrócę.
-Okej.
– odparł, a następnie usiadł na kanapie,
a ja udałem się do kuchni. Wyjąłem z szafki dwie szklanki i nalałem do nich
wodę mineralną. Przystanąłem na chwilę i nabrałem powietrza do płuc, aby zaraz
wypuścić je powoli. Jeszcze niedawno świrowałem na punkcie Louis’a, niczym
nastolatka w gimnazjum, a teraz siedzi on u mnie w domu. U mnie. W domu.
Wziąłem kolejny głęboki wdech, aby unormować puls, wziąłem w dłonie szklanki i
skierowałem się do salonu. Położyłem je na małym stoliczku, naprzeciwko kanapy i
usiadłem na niej.
Przez kilka minut siedzieliśmy w
ciszy, nawet na siebie nie patrząc. Nie było niezręcznie. Było normalnie, a to
najbardziej mnie zadziwiało, ale jakże cieszyło. W końcu, Louis postanowił się
odezwać, także zwróciłem wzrok na niego.
-Haz?
-Tak?
-Mogę
tak do Ciebie w ogóle mówić?
-Jasne.
– powiedziałem z uśmiechem.
-Tak
więc, Haz, dlaczego mnie unikałeś?
-Oh…
- westchnąłem i lekko się speszyłem. Naprawdę nie miałem jeszcze sensownego
wytłumaczenia, a prawda raczej nie sprawiłaby, że chłopak polubiłby mnie
bardziej.
-No
powiedz. – zachęcił, słodko się uśmiechając.
-Po
prostu… uhm…
-Nie
musisz się mnie wstydzić.
-Nie
wyśmiejesz mnie?
-Obiecuję,
że nie.
-Nie
uciekniesz?
-Nie.
-Ok…
w takim razie ja… ja zobaczyłem Cię z tym chłopakiem wtedy w supermarkecie i… nie
wiem.
-To
był Zayn. Mów dalej.
-Myślałem,
że łączy Cię coś z Zayn’em i nie chciałem się narzucać, czy coś w tym stylu.
-Coś
w tym stylu?
-Nie
wiem, jak inaczej to ująć.
-Dobrze.
Sprostujmy, nie łączy mnie z Zayn’em nic, prócz przyjaźni. – powiedział,
puszczając mi oczko. –Dlaczego od razu założyłeś, że wolę chłopców?
-Sam
nie wiem.
-A
Ty?
-Hm?
-Jesteś
gejem?
-Ja…
uhm… tak, jestem gejem.
-Przynajmniej
ktoś mnie zrozumie. – uśmiechnął się szczerzej, chcąc chyba mnie pocieszyć,
więc uniosłem kąciki ust w górę.
-Czyli
dobrze założyłem?
-Owszem.
– odetchnąłem z ulgą, po czym usadowiłem się wygodniej na kanapie. Oboje
napiliśmy się trochę wody, a po kilkunastu sekundach zaczęliśmy nowy temat.
Chłopak opowiedział mi dużo o swojej rodzinie. Jego mama wraz z ojczymem i siostrami
mieszkali w Doncaster. Jego biologiczny ojciec odszedł, kiedy Lou był jeszcze
mały, ale nie miał do niego żalu. Uznał, że ludzie po prostu popełniają błędy i
zazwyczaj nie chcą się do nich przyznać. Już dawno mu wybaczył i nie
rozpamiętywał sprawy, bo inaczej byłoby mu smutno całe życie. Wsparcie znalazł
u Marka, obecnego męża jego matki, i naprawdę dobrze się z nim dogadywał.
Bardzo kochał swoją rodzinę i po rozmowie, wnioskuję, że często za nimi
tęsknił.
Potem, ja opowiedziałem mu nieco
o sobie. Moi rodzice również są rozwiedzieni, a moja mama, jak Louisa, znalazła
sobie nowego męża. Jeszcze kilka lat temu mieszkałem z nimi, w Holmes Chapel,
ale w Londynie była zdecydowanie lepsza szkoła, także przeprowadziłem się
tutaj.
-A
jak poznałeś Niall’a i Liam’a? – zapytał, kiedy już skończyłem.
-Liam’a
poznałem już w gimnazjum. Mieszkał u cioci, bo w jego rodzinnym miasteczku nie
chciał chodzić do szkoły. Myślę, że miał trudne dzieciństwo. Znaczy wiem to,
ale nigdy nie powiedział mi tego wprost.
-A
co się działo?
-Jego
rówieśnicy go wyśmiewali. Wiesz, jak to czasami jest w podstawówce. No i Liam
nie chciał chodzić z nimi do gimnazjum, uparł się i przeprowadził do cioci.
Poznaliśmy się i od razu znaleźliśmy wspólny język, więc w krótkim czasie
zostaliśmy przyjaciółmi. Potem razem przyjechaliśmy tutaj.
-Fajnie
mieć kogoś tak bliskiego.
-To
znaczy?
-W
sensie przyjaciela tak długo. Ja z Zayn’em poznaliśmy się dopiero w liceum.
-To
tak, jak ja z Niall’em, ale myślę, że nie ma, aż tak wielkiej różnicy. Tak
samo, jak Liamowi mu ufam, szanuję go i wprost uwielbiam. Różnimy się od
siebie, ale chyba to nas bardziej do siebie zbliża, niż zniechęca.
-Coś
o tym wiem. – zaśmiał się, mając na myśli Eleanor i Zayn’a. –El poznałem w
drugiej klasie liceum, bo zmieniła szkołę. Od początku mieszkała w Londynie.
-A
jak się poznaliście?
-Przyszła
do mojej klasy, a że zazwyczaj bywam miły dla nowych, postanowiłem oprowadzić
ją po szkole. No i jakoś skończyło się na tym, że rozmawialiśmy codziennie, na
każdej przerwie, więc poznałem ją z Zayn’em i w trójkę tworzymy zgraną paczkę.
Przez
kolejną godzinę, rozmawialiśmy na temat naszych przyjaciół i dzieliliśmy się
wspomnieniami. Było naprawdę przyjemnie, ale niestety Louis musiał już iść. Na
zegarze wybiła siedemnasta, co oznaczało, że przegadaliśmy kilka dobrych
godzin, ale nie było mi z tym źle. Wręcz przeciwnie. Dowiedziałem się o nim
tylu wspaniałych rzeczy, także śmiało mogłem stwierdzić, iż Tomlinson był
niesamowitą osobą. Zabawnie, co nie? Znałem chłopaka trzy tygodnie, a już go
uwielbiałem. Z pewnością, z chęcią spędzę z nim więcej czasu.
-Jutro
też pracujesz?
-Od
poniedziałku do piątku.
-Co
powiesz, abym jutro też Cię odprowadził?
-Będzie
mi bardzo miło.
-W
takim razie do zobaczenia, Haz.
-Do
jutra, Lou. – odparłem, a na mojej, jak i jego twarzy, widniały dwa wielkie
uśmiechy.
04.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Chyba
do końca życia będę dziękował Bogu, że właśnie w taki sposób zaplanował sobie
mój wczorajszy dzień. Powiadają, że poniedziałek to najgorszy dzień w tygodniu,
ale teraz chyba stanie się moim ulubionym. W końcu udało mi się przełamać i nie
było wcale tak źle. W towarzystwie Louis’a czułem się już swobodnie i nie
plątałem się we własnych słowach. Kiedy tylko Liam i Niall dowiedzieli się o
tym, że z pędziłem z nowych kolegom popołudnie, popadli w jakiś szał.
Gratulowali mi, jak kobiecie w ciąży i skakali z radości. Nie to, że ja się nie
cieszyłem, ale po prostu… nie muszę biegać po całym domu, aby wyrazić moje
szczęście.
Wtorkowe
popołudnie spędziliśmy równie miło, jak wczoraj. Tym razem postanowiliśmy iść
dłuższą drogą, aby skorzystać z przyjemnego słońca. Rozmawialiśmy na tysiące
tematów. Od ulubionych książek, do tego, o której zazwyczaj kładziemy się spać.
Niby zwyczajne rozmowy, ale podczas nich czułem się niezwykle. Moje usta same
wyginały się w ogromnym uśmiechu, a moje ciało było lekkie, jak nigdy dotąd.
Czasami, kiedy Louis mówił coś bardziej prywatnego i intymnego, czułem jak na
moje policzki wkradają się niewielkie rumieńce. Wiedziałem, że chłopak to
zauważał, bo za każdym razem słodko się uśmiechał. Jednak, nigdy tego nie
komentował, ani się nie śmiał, co czyniło go jeszcze bardziej uroczym. Wiem, że
nie zabrzmi to skromnie, ale podobne reakcje spostrzegałem u niego.
Stwierdziłem, że wezmę przykład z kolegi i również o tym nie wspominałem. Było
naprawdę miło. Cudownie.
05.07.1997r.
Drogi pamiętniku!
Myślę,
że jest coraz lepiej. Tak strasznie się cieszę! Dzisiaj, ponownie, Louis czekał
na mnie pod sklepem, nic wcześniej nie mówiąc. Zaskoczył mnie tym, ale uważam
to za niesamowicie wspaniałą niespodziankę.
Na
niebie tworzyły się ciemne chmury, więc tym razem nie mogliśmy pozwolić sobie
na dłuższy spacer. Udaliśmy się od razu do mojego domu, a kiedy zamknąłem za
nami drzwi, jak na zawołanie usłyszeliśmy krople, spadającego deszczu.
Usiedliśmy, jak zwykle, na kanapie w salonie i zagłębiliśmy się w pogawędce. Po
godzinie, zauważyłem, że deszcz wcale nie chce ustąpić, więc dłużej nie
zwlekałem i zaproponowałem gościowi obiad.
-Myślę,
że niegrzeczne by było wypuszczać Cię z domu w ulewę, więc co powiesz, abyśmy
zrobili coś na obiad?
-Brzmi
nieźle. Tylko jest pewien problem.
-Co
takiego?
-Nie
gotuje zbyt dobrze.
-Tym
się nie martw. – uśmiechnąłem się pocieszająco, a następnie oboje
pokierowaliśmy się do kuchni.
-Na
co masz ochotę? – zapytałem, zaglądając do lodówki.
-A
co proponujesz?
-Możemy
zrobić spaghetti albo lasagne.
-Chyba
lepiej wychodzi mi spaghetti.
-Okej.
Bolonese?
-Tak,
jasne. – wyciągnąłem z lodówki jogurt naturalny i serek śmietankowy, a z szafki
makaron oraz pomidory w puszce.
-Mógłbyś
wyjąć garnek i nalać do połowy wody?
-Jasne,
gdzie jest?
-Szafka
na dole, obok tej pod zlewem. – chłopak schylił się i po chwili wyjął
odpowiedni garnek. Ja zająłem się rozdrabnianiem pomidorów. Kiedy woda już
bulgotała chłopak wsypał do niej makaron, wcześniej łamiąc go na pół.
-Robisz
to jak moja mama. – powiedział, uśmiechając się.
-To
źle?
-Nie!
Wręcz przeciwnie.
-Huh.
Kiedy sos i makaron były już
gotowe, nałożyliśmy do misek dwie porcje i usiedliśmy do stołu. Jak się okazało
nie wyszło wcale tak źle, a Louis był zachwycony sosem. Było mi bardzo
przyjemnie, bo zazwyczaj nie dostawałem zbyt wiele pochwał. Naprawdę spodobało
mi się przebywanie w towarzystwie Louis’a. Najlepsze było to, że wszystko
wskazywało na to, że jemu również było przy mnie dobrze.
______________________________________________________________
Cześć wszystkim! ♥ Postanowiłam dodać dzisiaj rozdział, bo kilka osób strasznie się niecierpliwi, także taka mała niespodzianka ode mnie :) Następny pojawi się, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, za około tydzień, a wtedy zacznę dodawać regularnie. xx
super!
OdpowiedzUsuńdzięki, że dodałaś już teraz :)
To jest świetne <3 Mam nadzieję, że wiesz, że jesteś moją inspiracją :) Kocham cię za to, że dodajesz tak genialne rozdziały!!. Jesteś genialne :) Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po twojej myśli :* Powodzenia <3
OdpowiedzUsuńJezu.... wspaniały rozdział! Przez cały czas czytania, się uśmiechałam ;) Ale to wszystko jest takie słodkie, że nie mogę ;D Czekam na następy! :*
OdpowiedzUsuńJak super, że dodałaś nowy, tak na marginesie świetny, rozdział. Jak czytam twoje opowiadania to sobie myślę "jak ta dziewczyna świetnie pisze" :D Może jakoś przeżyję ten tydzień, czekając na kolejny. Powodzonka z kolejnymi rozdziałami.
OdpowiedzUsuńJacy oni słodcy <3
OdpowiedzUsuńJest! Nareszcie dodałaś! I nie męczysz. Dzięki, że też posłuchałaś prośby. ^^ :) Jak zwykle - cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńOch jak miło Siedzą i jedzą spaghetti Słodziaki ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
Pozdrawiam
Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńPiękny!! Super (jak zawsze :**) I nie mogę się doczekać następnego :***
OdpowiedzUsuńWspaniałe <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział :)
Opowiadanie ciekawe i wciąga :D
Zapraszam też do przeczytania swojego opowiadania o Larrym.
Napisz swoją opinię w komentarzu:
http://larrychangingmyworld.blogspot.com/
O mom... :D Świetne! Kocham to opowiadanie <3 A te relacje które budują się między Lou i Hazzą to coś wspaniałego! Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili, po tym jak Harry starał się unikać Lou. Cieszę się, że wszystko jest dobrze! Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Salomea ( @KidsDont )
Larry Stylinson Opowiadanie
KKOOCCCHHHAAAMMM <333! Pisz dlej proszęęę ! :***
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie od początku boskie kurcze jaaaaaa!!!!!!!!!!!! Szybko!!!! <3
OdpowiedzUsuń