środa, 29 maja 2013

Rozdział 4 'Śladami Larry'ego'





19.07.1996r.
Drogi pamiętniku!

            Minęło już trochę czasu od mojego ostatniego wpisu, ale uznałem, że pisanie codziennie tego samego nie miałoby sensu. No może nie identycznego, ale bardzo podobnego. Jednak, zdecydowanie nie narzekam. Wręcz przeciwnie, czuję się wspaniale. Louis i ja jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, a przecież niedawno uważałem, że powinienem wyrzucić go ze swojej głowy. Spędzam z nim każdą wolną chwilę. Zazwyczaj, kiedy kończę pracę, chłopak czeka na mnie pod supermarketem i razem udajemy się do mojego mieszkania. Uwielbiam z nim rozmawiać dosłownie o wszystkim. Możemy paplać na najbardziej głupie tematy, ale i tak czujemy się świetnie. Oczywiście, czasem potrzebujemy też chwili spokoju, więc wtedy decydujemy się na jakiś film. Jednak, nie wszystko jest tak różowe, jak się wydaje. Już od kilku dni przyglądam się baczniej Tomlinsonowi i śmiało mogę stwierdzić, że coś nie gra. Tylko co? Nie mam zielonego pojęcia.
            Pięć dni temu, kiedy myślałem, że wszystko jest w porządku, zauważyłem pierwsze oznaki jego… zmiany? Tak sądzę. Chłopak uśmiechał się, lecz widziałem w tym sztuczność i wysiłek.
            Cztery dni temu, zauważyłem, że jego oczy były podkrążone, ale nadal udawał. Nie chciałem pytać, wolałem poczekać, aż sam powie, lecz nic takiego nie nastąpiło.
            Trzy dni temu, nawet nie próbował udawać. Był widocznie smutny, więc kiedy tylko go takiego dostrzegłem, mocno go przytuliłem. Louis trochę zdziwił się moją reakcją, ale po chwili wtulił w moje ciało. Zostaliśmy w tej pozycji ponad godzinę, nic nie mówiąc.
            Dwa dni temu… nie czekał na mnie pod supermarketem. Nie czekał również pod blokiem. Nie napisał, nie zadzwonił. Nic.
            Wczoraj… cóż. Wczoraj była sobota, więc postanowiłem do niego zadzwonić i zaproponować mu wspólne wyjście, jednak nie miał okazji nawet odmówić. Nie odebrał.
            A teraz? Jest dwudziesta pierwsza, jutro znowu muszę iść do pracy i jak przypuszczam, nie zastanę po niej Louis’a. Jednak, nie chciałem się poddawać. Nie w takim momencie, kiedy tyle udało mi się zdobyć. Mówiąc zdobyć, mam na myśli szacunek, zaufanie… i przyjaciela.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i chodząc w kółko po salonie wybrałem numer chłopaka.
            -Halo? – usłyszałem szept, a ja zamarłem.
            -Louis? – zapytałem, nie do końca pewny, czy tak piskliwy i słaby głos należał do niego.
            -Tak, Haz. To ja.
            -Co u Ciebie?
            -Dobrze, w porządku.
            -Jesteś pewny?
            -Tak… po prostu, jestem zmęczony.
            -Przez tydzień?
            -Harry.
            -Przyjdziesz jutro?
            -Nie. – krótkie słowo, a potrafiło zadać tyle bólu.
            -Dlaczego?
            -Nie mogę. Przepraszam, muszę kończyć.
            -Lou, poczekaj! – wykrzyknąłem, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Odłożyłem komórkę na stolik i usiadłem na kanapę. Przetarłem twarz dłońmi i starałem się choć trochę zrozumieć chłopaka.

20. 07. 1996r.

Drogi pamiętniku!

            Dziś, kiedy skończyłem już pracę, postanowiłem bez zapowiedzi, odwiedzić Louis’a. Nie wiedziałem, czy był to dobry pomysł, ale musiałem dowiedzieć się, co się stało. Z dnia na dzień, chłopak przestał ze mną rozmawiać, a co gorsza był smutny. Przeraźliwie smutny.
            Odnalazłem jego niewielki dom, po czym stanąłem na werandzie i zapukałem do drzwi. Po chwili usłyszałem ciche kroki i zgrzyt, przekręcanego klucza.
            -Harry? Co Ty tu robisz?
            -Miłe powitanie, Lou. Chciałem sprawdzić, co się dzieje.
            -Nic się nie dzieje.
            -Przecież widzę.
            -Wszystko jest w porządku, naprawdę.
            -Przestań do jasnej cholery! – wykrzyknąłem, nie mogąc zapanować już nad emocjami. Chłopak spojrzał na mnie lekko zmieszany, a następnie odsunął się, abym mógł wejść do środka. Poszedłem za nim do jego pokoju, a kiedy byliśmy już na miejscu, usiadłem na dużym łóżku.
            -Lou, powiedz mi, co się dzieje. Od kilku dni jesteś przygnębiony, unikasz mnie.
            -Nie unikam Cię.
            -…
            -Naprawdę Cię nie unikam.
            -… - spojrzałem tylko na niego i pokręciłem, znacząco oczami.
            -Chodzi o to, że… ja miałem kiedyś chłopaka, wiesz?
            -I co z nim?
            -On wrócił.
            -To znaczy?
            -Kiedy z nim zerwałem, miał zniknąć, wyjechać i nigdy już nie miałem go zobaczyć. – mówił szybko, a jego ręce zaczęły trząść się z przerażenia. Podszedłem do niego szybko i przygarnąłem do uścisku.
            -Spokojnie. Nie denerwuj się, ok?
            -Ale on wrócił. Jak ja mam być spokojny?
            -Kim on jest?
            -Ma na imię Mike.
            -Skrzywdził Cię?
            -…
            -Lou?
            -Tak, Haz. – wyszeptał, a ja tylko mocniej go przytuliłem. Gładziłem jedną dłonią jego plecy, aby pomóc mu jakoś opanować nerwy. Po około pół godzinie kołysania się delikatnie i trzymając w objęciach przyjaciela, odsunąłem się od niego i zaprowadziłem na łóżko, abyśmy oboje usiedli. Spojrzałem na przygnębioną twarz Louis’a ze współczuciem i postanowiłem spróbować coś z niego wyciągnąć.
            -Opowiesz mi? – zapytałem cicho z nadzieją.
            -Haz, ja…
            -Okej, nie musisz. – powiedziałem i lekko się uśmiechnąłem.
            -Byłem z nim około rok. – zaczął, a ja spojrzałem na niego nieco zdziwiony, iż chciał podjąć ten temat.
            -Na początku… wydawał się taki idealny. Był bardzo miły, dowcipny, czuły. Po dwóch tygodniach bycia razem wprowadził się do mnie.
            -Wtedy coś się stało?
            -Wtedy jeszcze nie. Przez około cztery miesiące było naprawdę dobrze. Tylko… po prostu… nudziłem się. Nie chodzi o to, że mi się znudził, czy coś w tym stylu. On wracał późno do domu i albo od razu zasypiał albo…
            -Albo?
            -Albo uprawialiśmy seks i koniec. Następnego dnia, zanim się obudziłem już go nie było. Czułem się… wykorzystywany? To trwało trzy miesiące, aż raz powiedziałem, że nie mam ochoty… na no wiesz.
            -Rozumiem.
            -I on się zezłościł. Pokłóciliśmy się i przez tydzień się do mnie nie odezwał. Potem do mnie przyszedł i przeprosił. Żałował, wiedziałem o tym. Wykorzystałem jego chwilę słabości i poruszyłem temat naszego, a raczej jego brak, spędzania wspólnie czasu.
            -I co powiedział?
            -Obiecał, że się zmieni.
            -Zrobił to?
            -Przez miesiąc było wspaniale. Starał się i w ogóle, ale potem…
            -Było tak jak wcześniej?
            -Nie. W tym problem.
            -Dlaczego?
            -Bo było gorzej. Zaczęło się od wymówek, że ma dużo na głowie. Zrozumiałem, ale to działo się zbyt często. No i najpierw było tak, jak wcześniej. Nawet nie czułem tego pociągu do niego, kiedy to robiliśmy. Nie próbował być ponętny, tylko się zaspokoił i zostawił. Tak to wyglądało przez miesiąc, aż znowu podjąłem się rozmowy. Tym razem nie przeprosił, ani nie żałował. Zaczął krzyczeć, miał pretensje, że go nie wspieram i ciągle wymagam. Nie próbowałem dojść do porozumienia, bo nie chciałem. Był dla mnie ciężarem.
            -Postanowiłeś z nim zerwać?
            -Chciałem to zrobić, ale kiedy tylko zacząłem do tego nawiązywać… on mnie uderzył. Tak po prostu.
            -Jak to?
            -Nie mieściło mu się w głowie, że mógłbym chcieć z nim się rozstać. Potraktował mnie jak rzecz.
            -Co było dalej?
            -Nagle znalazł sobie więcej czasu, ale nie po to, by naprawić błędy. Dokuczał mi, a ja po prostu uciekałem. Udawałem, że się uczę, wiesz o co chodzi?
            -Tak, rozumiem.
            -Nie dawał za wygraną. Pewnego wieczoru przyszedł i zaczął błagać o wybaczenie i drugą szansę. Był pijany. Poradziłem my, aby poszedł spać, ale nagle wybuchnął. Zaczął mnie bić, a potem... cóż… uciekłem i zamknąłem się na noc w łazience. Rano wyjechałem do rodziny, a kiedy po kilku dniach wróciłem było okropnie. Cały czas wrzeszczał, nie dawał mi dojść do słowa, a kiedy krzyknąłem, aby mnie wysłuchał, spoliczkował mnie. Kiedy się uspokoił i schował w swoim pokoju, zadzwoniłem po Zayn’a. Przyjechał po dziesięciu minutach, a Mike jeszcze bardziej się wkurzył na jego widok. Uznał, że go zdradzam. Chciał mnie uderzyć, ale Zayn mu przeszkodził. Zaczęli się bić, a ja nie potrafiłem ich rozdzielić. Boże, kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. – Louis chował twarz w dłonie. Był cały roztrzęsiony, więc ponownie go do siebie przytuliłem. –Malik nie wytrzymał i tak mocno go uderzył, że Mike upadł na podłogę, tracąc na chwilę świadomość. Chcieliśmy zadzwonić po policje, ale nam nie pozwolił. Powiedział, że da mi spokój, że wyjedzie, ale nie mamy nigdzie dzwonić.
            -Zgodziliście się, tak?
            -Tak, no i następnego dnia już go nie było. Zacząłem wszystko od początku i, choć było trudno, udało mi się odzyskać dawne życie.
            -Po co wrócił?
            -Powiedział, że chciał przeprosić.
            -Kiedy to było?
            -Tydzień temu, kiedy wracałem rano do domu, bo Zayn pojechał do rodziny i byłem go odprowadzić na autobus.
            -Tak po prostu Cię zaczepił?
            -Czekał przed moim domem, a kiedy go tam zobaczyłem kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. Podszedł do mnie i powiedział, że chce tylko przeprosić.
            -Przykro mi, Lou.
            -Chciał wejść, ale powiedziałem, że się spieszę. On do mnie ciągle pisze i wydzwania.
            -Co pisze?
            -Ze chciałby porozmawiać, że nie muszę się go bać.
            -Spotkasz się z nim?
            -Za żadne skarby! Nigdy w życiu! – krzyknął, a jego drżący głos zdradzał przerażenie. Przytuliłem go mocniej, a chłopak zmienił pozycję i wtulił się we mnie całym ciałem. Poczułem przyjemne ciepło i na chwilę przymknąłem powieki i rozpłynąłem się w błogiej przyjemności.

21.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Wczoraj, zostałem u Louis’a do późnego wieczora. Starałem się go jakoś pocieszyć i odciągnąć od przykrych myśli. Sądzę, że nawet nieźle mi poszło, bo po kilku godzinach zaczął się uśmiechać i chichotać. Mam nadzieję, że mu się polepszy, a jeśli ten cały Mike zacznie mu się bardziej narzucać… nie ręczę za siebie. Postanowiłem pomóc mojemu przyjacielowi i nie dopuszczę do tego, aby nadal się smucił.
            Dzisiaj, po pracy, chłopak czekał na mnie pod supermarketem. Obiecał, że przyjdzie, choć sam nie wiem, czy miał na to ochotę. Kiedy nie wiedział, że na niego patrzę był smutny, lecz jak tylko mnie zauważył jego twarzy przyozdobił szeroki uśmiech. Nie mam pojęcia, czy potrafi tak dobrze grać, czy po prostu ucieszył się na mój widok. Mam nadzieję, że jednak to drugie.
Podszedłem do niego szybkim krokiem, po czym niepewnie przytuliłem. Chłopak odwzajemnił pieszczotę, a ja poczułem, jak ogarnia mnie niesamowita radość. Może i nazywałem Louis’a swoim przyjacielem, ale wiadome jest, iż był dla mnie kimś znacznie ważniejszym. Potrafiłem śmiać się z nim dosłownie z niczego, nawet jak nie mieliśmy, co robić nie czułem się znudzony, wystarczyło tylko jego towarzystwo. Uwielbiałem jego niebieskie oczy, a jeszcze bardziej słodkie kurze łapki. Miał niesamowity uśmiech, którym zarażał innych i było w nim coś takiego, co strasznie mnie przyciągało. Może zabrzmi to źle i samolubnie, lecz wykorzystałem fakt, że jest smutny, aby go przytulić. Jasne, chciałem go pocieszyć, to chyba oczywiste, ale przecież jest tyle sposobów na to zamiast uścisku.
            -Co u Ciebie? – zapytałem, kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
            -Yhm… jakoś leci.
            -Znowu pisał?
            -Tak. Nalega na spotkanie.
            -Zignorowałeś go?
            -Nie. Zgodziłem się.
            -Co?
            -Jutro spotykamy się w parku.
            -Przecież mówiłeś, że nigdy w życiu nie chcesz go oglądać.
            -Owszem, nie chcę, ale pragnę to zakończyć raz na zawsze.
            -Jesteś pewny?
            -Tak. Wybrałem park specjalnie, bo nic mi nie zrobi w miejscu publicznym.
            -Racja. Przynajmniej będziesz bezpieczny. – powiedziałem cicho, a Louis spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
            -Martwisz się o mnie?
            -Może. – zaśmiałem się, po czym pociągnąłem chłopaka za rękę w stronę mojego mieszkania.

            Kiedy byliśmy już w pomieszczeniu, postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Jednak głód trochę nam przeszkodził, także najpierw zajęliśmy się obiadem. Zjedliśmy posiłek w kuchni, rozmawiając na przeróżne tematy, aż jakimś cudem poruszyliśmy temat Mike’a.
            -Co mu jutro powiesz? – zapytałem.
            -Najpierw go wysłucham, a potem powiem, żeby dał mi spokój.
            -Myślisz, że zadziała?
            -Mam taką nadzieje.
            -A co jeśli… jeśli on nie da za wygraną?
            -W jakim sensie?
            -Jeśli będzie chciał znowu z Tobą być?
            -Słucham? Nie ma takiej opcji.
            -Nie tęsknisz za nim czasem?
            -Harry do jasnej cholery, oszalałeś?
            -Nie mówię o tych przykrych sytuacjach. Chodzi o to, czy nie brakuje Ci czasem tego zabawnego i sympatycznego Mike’a?
            -Oh… tak więc… nie, nie brakuje mi go w żadnym stopniu. Był czas, kiedy za tym tęskniłem, ale to minęło. Za bardzo mnie zranił.
            -Rozumiem.
            -…
            -Lou?
            -Tak?
            -Na pewno chcesz tam iść?
            -Muszę to załatwić, Haz.
            -Po prostu… nie chcę, żebyś był ciągle smutny. – powiedziałem cicho, wpatrując się tępo w pusty talerz. Po chwili, poczułem na swoim policzku jego ciepłą dłoń, więc podniosłem wzrok i nasze spojrzenia znów się spotkały.
            -Będzie dobrze. – wyszeptał, gładząc kciukiem moją rozgrzaną skórę. Uśmiechnąłem się lekko, nie mogąc nic z siebie wykrztusić. Dosłownie nie umiałem wypowiedzieć, ani jednego słowa. Potrafiłem tylko wpatrywać się w błyszczące oczy mojego przyjaciela. 

________________________________________________

Cześć wszystkim! <3 Mam to gdzieś, nie bd pisać na zapas, bo po co. Będę dodawać rozdział, jak go napiszę i już. Myślę, że piątka pojawi się najpóźniej w poniedziałek. 
Niestety, to opowiadanie wydaje mi się strasznie nudne, niedopracowane i mdłe. Tak bardzo chciałam napisać coś dobrego, ale chyba nigdy mi nie wyjdzie. 
Byłoby mi miło za jakikolwiek komentarz. Usunęłam weryfikację i moderowanie :) 
Do następnego, kocham Was! xx

19 komentarzy:

  1. Mi się podoba. Ten Mike krzywdzący Lou, grrr.
    Czekam na kolejny. c:
    Życzę weny! x
    @ tekturowa

    OdpowiedzUsuń
  2. To wcale nie jest nudne, ja osobiście uwielbiam te opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne <33 Uwielbiam cię!! Za każdym razem jesteś dla mnie największą inspiracją ♥ Uwielbiam twojego bloga i ciebie!! Będę czekała do tego poniedziałku :* Już nie mogę się doczekać ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. awwww !! ♥ next next next !!! :DD

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest świetnie ksjdfhakjhskjsf pisz dalej i nie gadaj że jest nudne :) czekam na nn <3 x

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest świetne! Nawet nie myśl że jest nudne bo to całkowite kłamstwo. Czekam na next!! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest świetne! Nawet nie myśl że jest nudne bo to całkowite kłamstwo. Czekam na next!! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny rozdział :) Tylko mam pewną sprawę... No bo odmieniasz imię Louisa z apostrofem. A nie trzeba. Tylko imię Harry'ego tak się odmienia. Imiona angielskie z spółgłoskami na końcu odmienia się normalnie, tylko z samogłoskami (no i ''y'') z apostrofem. Tak tylko mówię ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczyno, to jest boskie. Nie mów ze jest nudne bo nie jest już niecierpliwie czekam na następny rozdział <333

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki mdły i nudny?! Dziewczyno, ty chyba nie wiesz co mówisz! Dla mnie jest cudowny i z pewnością nie tylko dla mnie <3 Opowiadanie jest naprawdę wspaniałe i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
    http://story-about-larry-stylinson.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wcale nie jest nudny ! Uwielbiam to co piszesz i jak piszesz. Masz talent, bo potrafisz zainteresować i oczarować czytelnika.
    Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  12. To opowiadanie jest świetne, nie wiem co od niego chcesz! Przyjemnie i lekko się czyta! Pisz i nie marudź! :) xx

    OdpowiedzUsuń
  13. To jest super! Kto nagadał Ci takich głupot!? Pisz dalej. Uwielbiam to opowiadanie ! ; D już poniedziałek chce!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziewczyno co ty pierdolisz?jaki nudny i mdły? to jest totalna zajebioza <3 czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale fajnie, że dodałaś nowy rozdział :D Jak zwykle mi się podobał i mam nadzieję, że niedługo będzie kolejny. Cieszę się, że jednak piszesz dalej. Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. OMGOMGOMG czekam na następny i na Larry'ego :****

    OdpowiedzUsuń
  17. Oooh *.* Dziewczyno nie mow, ze to opowiadanie jest nudne, bo ja uwazam ze jest conajmniej piekne. Bardzo mi sie podoba to jak ich przyjazn sie rozwija i jak Hazza mu pomaga. Piszesz naprawde super i nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :)
    Czekam z niecierpliwoscia na Larrego ;x i zycze duzo, duzo weny.
    Pozdrawiam ;)
    //Oluś

    OdpowiedzUsuń
  18. ej no kiedy next ?! ♥ ♣ KOCHAM!!

    OdpowiedzUsuń