środa, 31 lipca 2013

Rozdział 9 'Śladami Larry'ego'






            George uniósł głowę znad pamiętnika, jego oczy były szeroko otwarte, a usta lekko uchylone. Jego rodzice wspominali mu kiedyś o wspólnych wakacjach we Francji. Mówili, że chcieliby tam pojechać znowu, ale tym razem z synem… i kiedy Ge był już podekscytowany podróżą, chłopcy uznali, że jeszcze nie pora. Nastolatek domyślił się, że oto w mieście miłości musiało zdarzyć się coś ważnego dla obu ojców i nie mógł doczekać się, kiedy odkryje co to było.

2.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Obudziłem się dziś dość wcześnie i kiedy otworzyłem oczy zastałem najsłodszy widok na świecie. Louis spał spokojnie na boku z ręką pod głową i lekko rozchylonymi ustami. Uśmiechnąłem się delikatnie i wpatrywałem w jego twarz dobre dziesięć minut. Spojrzałem wreszcie na zegarek, była 8:23, więc powoli wstałem i udałem się do łazienki. Umyłem zęby i twarz, po czym ubrałem krótkie granatowe dżinsy i zwykłą jasną koszulkę na ramkach. Wróciłem do pokoju, a Tommo nadal leżał w tej samej pozycji. Usiadłem na brzegu jego łóżka i cicho westchnąłem. Moja dłoń samowolnie dotknęła jego ręki. Sunęła w górę do ramienia, aż w końcu umiejscowiła się na delikatnym policzku chłopaka. Kciukiem przesunąłem po niezwykle miękkiej skórze, a ucisk w podbrzuszu dał o sobie znać. Nie miałem pojęcia, kiedy to wszystko się zaczęło. Jasne, Lou podobał mi się od samego początku, ale kiedy zacząłem się z nim przyjaźnić, moje uczucia nieco się zmieniły. Nie czułem do niego już takiego pociągu i pomyślałem, że samo mi przeszło. Jednak po kilkunastu dniach, kiedy czasem nasze zachowanie mniej przypominało zachowanie przyjaciół… wszystko się zmieniło. Moje serce biło kilka razy za szybko przy każdym zetknięciu naszej skóry, a w brzuchu szalało stado motylków. Uwielbiałem spędzać z nim czas, rozmawiać na byle jakie tematy, śmiać się z niczego i oglądać filmy, których sam nigdy bym nie obejrzał. Jednak, to wymykało się spod kontroli. Coraz częściej miałem ochotę dotknąć Louisa i pocałować go. Przecież nie mogłem, był moim przyjacielem i nie miałem do tego żadnego prawa. Były jednak momenty, kiedy nie mogłem się powstrzymać i wykorzystywałem moment, gdy na nim siedziałem. Pocałowanie jego szyi było chyba niczym wielkim w porównaniu do ust, więc czemu nie? Na dodatek wczoraj poprosił o więcej. Mój organizm jeszcze nigdy nie doznał czegoś takiego. Moje serce szalało, a w brzuchu czułem wirującą karuzelę, przez chwilę widziałem zamazany obraz i mimo, że to wszystko może składać się na coś mało przyjemnego… ja czułem obezwładniającą rozkosz. Nie chodzi tu o to, że mogłem pocałować go drugi raz, lecz o to, że sam Louis tego chciał i o to poprosił.

            Kiedy zegar wybił godzinę dziewiątą, postanowiłem obudzić Tomlinsona, abyśmy razem udali się na śniadanie, a potem na zwiedzanie miasta. Potrząsnąłem lekko jego ramieniem, lecz nawet nie próbował otworzyć oczu.
           
            -Lou. – powiedziałem, jednak znowu odpowiedziała mi cisza. – Louis, obudź się.
            -Hmm? – wymruczał i zatopił się bardziej w poduszce. Cicho się zaśmiałem i pochyliłem nad jego uchem.
            -Wstawaj, Skarbie. – wyszeptałem, a jego oczy szeroko się otworzyły. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja tylko uśmiechnąłem się i cmoknąłem przelotnie jego policzek.
            -Dzień dobry. – powiedziałem i cicho zachichotałem, kiedy lekko się zarumienił.
            -Dzień dobry. – odparł, wracając do rzeczywistości i odwzajemniając mój uśmiech. –Jakie miłe powitanie.
            -Och, podobało Ci się?
            -Mhm. – pokiwał twierdząco głowę.
            -W takim razie, masz zapewnioną taką pobudkę codziennie. No chyba, ze będziesz zmuszony wyciągać z łóżka mnie. – powiedziałem, a chłopak krótko się zaśmiał.

4.07.1996r. / 5.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Nie pisałem od dwóch dni, bo naprawdę nie miałem, ani jednej chwili dla siebie. Cały ten czas poświęciliśmy z Louisem zwiedzaniu miasta, różnych muzeów, bibliotek i innych obiektów wartych uwagi. Mimo, że wieczorami byliśmy kompletnie zmęczeniu, tryskaliśmy szczęściem i ciągle byliśmy zadowoleni. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć oraz nakręciliśmy kilka krótkich filmików. Kupiliśmy trochę pamiątek i udało nam się nabyć dwa kapelusze. Jak się okazało, są bardzo przydatne, bo zdecydowanie wolę splątać swoje bujne loki i schować pod nakryciem, niż męczyć się z opadającą grzywką na czole. Od jutra mamy wolne od wycieczek, prócz oczywiście tej w Paryżu. Ustaliliśmy, że najpierw trochę odpoczniemy i dopiero pojutrze wybierzemy się zobaczyć miasto miłości.
Obecnie, siedzę właśnie na kanapie i czekam, aż Louis się wykąpie. Mieliśmy dość ciężki i długi dzień, więc postanowiliśmy od razu po powrocie zmyć z siebie całe to zmęczenie.

            -Harry! – usłyszałem wołanie, dochodzące z łazienki, więc odłożyłem pamiętnik i ruszyłem w tamtą stronę.
            -Co się stało?
            -Zapomniałem ręcznika. Jest u mnie na łóżku. Przyniósłbyś mi?
            -Ugh… tak, jasne. Zaraz Ci go podam. – odparłem i czym prędzej poszedłem po ręcznik. Kiedy stałem już z nim w ręku przed drzwiami sam dokładnie nie wiedziałem, co zrobić. Przecież nie mogłem tak po prostu wejść i mu go podać, gdy Lou stał tam nagi.
            -Długo jeszcze?
            -Już jestem.
            -O, wspaniale. Podaj mi go. – poprosił, a ja uchyliłem delikatnie drzwi i włożyłem rękę z materiałem do środka.
            -Idioto. – zaczął Lou, chichocząc jak opętany. –Jestem w prysznicu.
            -Nie wiedziałem, ok? Nie musisz mnie od razu obrażać! – powiedziałem oburzony i wszedłem do pomieszczenia. Kiedy odnalazłem wzrokiem chłopaka, starałem się utkwić spojrzenie tylko i wyłącznie w jego oczach i chyba nieźle mi to szło. Podałem mu szybko ręcznik i kiedy podziękował, delikatnie się uśmiechnąłem i opuściłem łazienkę w zawrotnym tempie. Wróciłem do dużego pokoju, wziąłem pamiętnik, po czym schowałem go na dnie walizki. Poszedłem do niewielkiego barku, który znajdował się w salonie i go otworzyłem. Przed oczami ukazały mi się różne, kolorowe i kształtne butelki. Wyjąłem jedną, która była wypełniona czerwonym winem i zamknąłem ostrożnie drzwiczki. Uszykowałem dwa kieliszki, stojące na krótkim blacie obok przenośnej kuchenki i położyłem je na ławie. Usiadłem wygodnie na kanapie, a następnie wypełniłem jedno naczynie krwistą cieczą. Wino było niesamowicie smaczne, więc podejrzewałem, iż było równie drogie. Na szczęście wszystko było już opłacone i nie miałem czym się martwić. Wypiłem całą zawartość kieliszka, a kiedy usłyszałem, jak Louis wychodzi z łazienki, nalałem płynu jemu i sobie.
            -Mmm… czyżby wino?
            -Owszem. – odparłem, uśmiechając się. –Bardzo dobre.
            -Nie zaczekałeś na mnie?! No wiesz…
            -Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. – kąciki moich ust uniosły się szerzej, a Tommo po chwili usiadł obok mnie. Sączyliśmy powoli trunek, dolewając sobie co jakiś czas i rozmawiając o dzisiejszych przygodach. Obydwoje byliśmy zachwyceni Francją i zdecydowanie trudno będzie nam się z nią pożegnać. Najbardziej jednak, nie mogliśmy doczekać się, aby odwiedzić Paryż. Wszystko wydawało nam się tam takie magiczne i drogocenne.
            -Co będziemy robić jutro? – zapytał Louis, zaczynając już chyba czwarty kieliszek.
            -Zaczniemy dzień od wyspania się. – zachichotałem. –Potem możemy iść na basen.
            -Okej, podoba mi się ten plan.
            -Nic w nim nadzwyczajnego.
            -Nie powiedziałem, że jest nadzwyczajny. Po prostu mi się podoba. – mój przyjaciel zaśmiał się melodyjnie, a kiedy chciałem dolać sobie wina, zauważyłem, że już się skończyło. Wstałem więc i chwiejnym krokiem, podszedłem do barku, po czym wyciągnąłem kolejny trunek.
            -Co tym razem?
            -Whiskey?
            -Och, może być.

            Kolejną godzinę spędziliśmy na piciu i rozmowie pełnej chichotów, które były spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu w naszej krwi. Jednak, nie przejmowaliśmy się tym i staraliśmy bawić jak najlepiej. Odległość między naszymi ciałami w ciągu tego czasu zmniejszyła się do minimum, więc w mojej głowie wirowało jeszcze bardziej. Co chwile nasze dłonie ocierały się o siebie, a uda wyglądały, jakby były ze sobą sklejone. Wypiłem kolejną kolejkę alkoholu i zmieniłem pozycję, siadając na kolanach Louisa.
            -Nie za wygodnie Ci? – zapytał z szerokim uśmiechem.
            -Jest w sam raz. – odparłem, śmiejąc się i wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Jego ręka objęła mnie w pasie, a kąciki moich ust uniosły się wyżej.
            -Mówiłem Ci już, jak bardzo jesteś wygodny? – wymamrotałem w ciepłą skórę chłopaka.
            -Tak, Harry, mówiłeś.
            -Masz bardzo miękką skórę. – zacząłem. –Ładnie pachniesz, wiesz? Nie tylko teraz, zawsze.
            -Haz, chyba za dużo wypiłeś. – powiedział Lou, cicho chichocząc.
            -Nie, dlaczego? Mówię prawdę! – odparłem i sięgnąłem, aby nalać sobie trochę whiskey. Przy okazji podałem szklankę Tomlinsonowi. Unieśliśmy wyżej naczynie, a Lou zapytał
            -To za co pijemy?
            -Za Twoją miękką skórę? – zaproponowałem, a chłopak zaczął się śmiać.
            -Powinienem Ci to zabrać, ale jesteś zbyt słodki i zabawny, żeby to kończyć.
            -Jeju, przesadzasz. To może, hmm… wiem! Za ten wyjazd i za to, że możemy wspólnie go spędzić!
            -Dobrze, tak lepiej. – odparł i oboje szybko wypiliśmy alkohol.

            Po kilkunastu minutach w mojej głowie panował jeszcze większy chaos, niż wcześniej. Czułem się coraz pewniej i miałem ochotę cały czas się śmiać.
Wtuliłem ponownie twarz w ciepłą skórę Louisa i po chwili zacząłem obdarowywać go delikatnymi pocałunkami. Czułem, jak zesztywniał, więc się odsunąłem i na niego spojrzałem. Jego oczy błyszczały, a na twarzy gościł niewielki uśmiech. Usiadłem na nim okrakiem i mocno go przytuliłem.
            -Haz…
            -Hm?
            -Chyba powinieneś się położyć.
            -Czuję się dobrze.
            -Jesteś pijany.
            -Nie prawda. Wszystko ze mną w porządku. – powiedziałem i wróciłem do całowania jego pięknej szyi. Moje usta krążyły powoli wokół obojczyka, aż poczułem dłonie Lou na moich plecach. Gładził je delikatnie, a przez moje ciało przechodziło stado dreszczy. Zamruczałem cicho i podniosłem wyżej głowę, by złożyć pocałunek na żuchwie chłopaka. Wyprostowałem się i spojrzałem prosto w oczy Tomlinsona. Był tak piękny, delikatny i uroczy. Pragnąłem cały czas go dotykać, przytulać i całować. Z tego względu, że mój organizm był zalany alkoholem, nie byłem już tak nieśmiały. Pochyliłem się nad moim przyjacielem i przycisnąłem swoje wargi do jego rozgrzanego policzka.

            Obudziłem się w swoim łóżku z ogromnym bólem głowy. Przekręciłem się na bok i zobaczyłem Louisa, który badawczo mi się przyglądał. Ściągnąłem brwi i poczułem jeszcze większy ból.
            -Podejrzewam, że nie czujesz się najlepiej. – stwierdził, cały czas na mnie patrząc.
            -Boli mnie głowa.
            -Nic dziwnego. – odparł i wstał, podchodząc do mojego łóżka. –Posuń się. – szybko wykonałem jego polecenie i chłopak usiadł po turecku niedaleko mnie.
            -Lou… ja przepraszam. Mieliśmy iść na basen i w ogóle, a już jest pewnie późno.
            -Cicho bądź. Musimy coś ustalić.
            -Co takiego?
            -Nie pijesz w moim towarzystwie.
            -Co?
            -Nie pijesz w …
            -Ale dlaczego?
            -Bo nie kończy się to dobrze. – wyjaśnił cicho.
            -Louis… w sumie to… umm… ja nie pamiętam, jak to się skończyło. – przyznałem lekko się czerwieniąc.
            -Och. Od jakiego momentu nie pamiętasz?
            -Kiedy… ja… pocałowałem Cię w policzek. – powiedziałem, rumieniąc się jeszcze bardziej.
            -I potem nic już nie pamiętasz?
            -Nie. – chłopak zamilkł i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ostrożnie podniosłem się wyżej i tak, jak mój przyjaciel, usiadłem po turecku.
            -Czy… mógłbyś powiedzieć mi, co robiłem?
            -Nie. Znaczy… nic takiego nie robiłeś.
            -Lou, proszę.
            -Marudziłeś i poszedłeś spać.
            -Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
            -Po co? To i tak nic nie zmieni?
            -Po prostu chcę wiedzieć. Może to pozwoli mi zrozumieć, dlaczego nie mam pić w Twoim towarzystwie.
            -Umm… no dobrze. Tak więc… kiedy skończyłeś mnie już całować, zacząłeś mówić, że często ciężko jest Ci się skupić, kiedy na mnie patrzysz. – powiedział, patrząc na swoje splecione ze sobą dłonie.
            -Potem uznałeś, że jestem piękny. – zaśmiał się nerwowo i uniósł wzrok, by na mnie spojrzeć. Obserwowałem go uważnie, nie zwracając uwagi na moje krwisto czerwone policzki i nieśmiałość.
            -Powiedziałeś też, że od zawsze Ci się podobam.
            -Och… ja… tylko, że ja nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogę przy Tobie pić. Nic nie zrobiliśmy, prawda?
            -Nie, nic. Chodzi o to, że nie chcę słuchać tych wszystkich rzeczy. Nie na tym to polega, aby się upić i wygadywać kłamstwa osobie, która może wziąć to na serio.
            -Dlaczego z góry zakładasz, że to kłamstwa?
            -Po co to robisz, Haz?
            -Co robie?
            -Sugerujesz, że to była prawda.
            -Matko boska, Lou! A dlaczego nie? Co byś zrobił, gdybym wtedy mówił prawdę? Nic by to nie zmieniło, więc nie rozumiem w czym rzecz.
            -Nic by to nie zmieniło. Racja… bo to nic takiego, kiedy mówisz przyjacielowi, że Ci się podoba.
            -Lou…
            -Co?
            -Przepraszam. – wyszeptałem. Chłopak spojrzał na mnie ze zmartwienie i z wahaniem sięgnął po moją dłoń. Ścisnąłem ją trochę ze zbyt dużym entuzjazmem, ale Tommo się tym nie przejął.
            -Harry, ja po prostu bardzo Cię lubię, wiesz? Nie chcę się z Tobą kłócić.
            -Ja też tego nie chcę.
            -Dlatego wolę, żebyśmy unikali takich sytuacji.
            -Wziąłeś to na serio?
            -Ugh… byłeś bardzo przekonujący. Jezu, wiem, nie powinienem, to głupie.
            -Nie! Chodzi mi o to… Lou… ja uważam, że jesteś piękny. – Tomlinson spojrzał na mnie zaskoczony, a jego oczy otworzyły się szeroko. Na jego policzki wpłynęły dwa soczyste rumieńce, a ja lekko się uśmiechnąłem.
            -Nie jestem piękny. – odparł, a ja się zaśmiałem.
            -Pozwól, że ja to stwierdzę.
            -Haz…
            -Hm?
            -Co teraz?
            -Ja… ja nie wiem.
            -Nie zapomnę o tym, więc wybij sobie ten pomysł z głowy.
            -Nawet nie przyszło mi to na myśl.
            -Okej, więc? Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
            -Lubię Cię, Lou. I tak… często ciężko jest mi się skupić, kiedy jesteś blisko, ale ja wiem, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Przyjaźnimy się, a przyjaciele czują się w swoim towarzystwie swobodnie, mogą rozmawiać o wszystkim i nie rumienią się przy tym.
            -Często się rumienimy.
            -No właśnie. W tym jest problem… dlaczego?
            -Nie wiem. Czasem po prostu… zawstydzam się przy Tobie. Nie panuję nad tym.
            -Wiem, ja czuję się tak samo. – odparłem, nadal nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji.
            -Podobam Ci się? – wycedził nagle Tommo, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Moje policzki w kilka sekund stały się niesamowicie czerwone.
            -Może. – powiedziałem cicho, pragnąc zapaść się pod ziemie. –Ja chyba wstanę, hm? Nie traćmy dnia, mieliśmy iść na basen, poopalać się i w ogóle. – mówiłem, wychodząc spod kołdry.
            -Harry.
            -Musimy jeszcze ustalić, jak jutro pojedziemy.
            -Harry! – Louis uniósł głos, a ja w końcu na niego spojrzałem.
            -Słucham?
            -Uspokój się.
            -Jestem spokojny.
            -Dlaczego uciekasz przed tą rozmową?
            -Nie uciekam.
            -Boisz się czegoś?
            -Co? Nie.
            -To czemu nie chcesz o tym normalnie porozmawiać?
            -…
            -Harry?
            -Po prostu nie chcę o tym gadać.
            -Boisz się, tylko nie wiem czego.
            -Okej, boję się. Wygrałeś. – powiedziałem zdenerwowany. Miałem już dość ciągłego udawania i owijania w bawełnę.
            -Ej. – zaczął Lou, siadając obok mnie na brzegu łóżka. –W nic nie gramy. Chcę tylko porozmawiać. – powiedział, znowu sięgając po moją dłoń, zaczynając bawić się palcami.
            -Okej.
            -Czego się boisz? – zapytał, spoglądając na mnie, lecz ja miałem wzrok utkwiony w podłogę.
            -Że mnie odrzucisz. – wyszeptałem.
            -Co? Haz, nigdy bym Cię nie odrzucił.
            -Tak się tylko mówi.
            -Dlaczego miałbym to zrobić?
            -Jestem gejem.
            -Też nim jestem, Haz.
            -Lubię Cię.
            -Ja Ciebie też.
            -Podobasz mi się, Lou. Lubię Cię bardziej, niż powinienem. Za każdym razem, kiedy mnie dotykasz przebiega mnie miliony dreszczy, a gdy powiesz coś mniej stosownego, wyglądam jak dojrzały pomidor. Nie mogę nazwać Cię moim przyjacielem. To tylko oszukiwanie samego siebie. Ty oczekujesz ode mnie czegoś innego.
            -Skąd wiesz, czego od Ciebie oczekuje?
            -W takim razie, skoro nie wiem, to co zrobiłbyś z tym, co Ci właśnie powiedziałem?
            -Ja?
            -Tak. Co byś teraz zrobił? – chłopak odwrócił wzrok i zamyślił się na chwilę. Chwycił mocniej moją dłoń, po czym ponownie na mnie spojrzał.
            -Zrobiłbym to, co od dłuższego czasu pragnę zrobić.
            -Czyli? – Tomlinson spojrzał na mnie, zastanawiając się nad czymś, po czym lekko się nade mną pochylił. Kiedy zrozumiałem, co zamierzał zrobić, w moim brzuchu rozpętała się wojna i mimo, że nie czułem się najlepiej, miałem ochotę uśmiechnąć się, jak najpiękniej potrafiłem. Chłopak zbliżył się jeszcze bardziej, a ja mogłem poczuć na twarzy jego oddech. Natychmiast zrobiło mi się niesamowicie gorąco, a przez całą długość mojego ciała przeszedł przyjemny dreszcz. Po chwili, poczułem delikatne wargi przyjaciela na swoich i automatycznie moje oczy się zamknęły. Było to zaledwie muśnięcie, a w mojej głowie panował chaos i nie umiałem myśleć sensownie. Chciałem więcej, pragnąłem dokładniej poczuć jego cudowne usta, więc odwzajemniłem pocałunek, ostrożnie go pogłębiając. Nasze wargi co chwile się otwierały, by ponownie zamknąć w czułym pocałunku.
Było cudownie, lepiej, niż kiedykolwiek i nie potrafiłem zahamować narastającego we mnie szczęścia. Nigdy bym nie przypuszczał, że inicjatorem tego, co się właśnie stało będzie Louis. Byłem prawie pewny, że według niego nasze stosunki zakończą się na przyjaźni, lecz jak miłe było moje zaskoczenie.
Kiedy w końcu, a może już, się od siebie odsunęliśmy, oboje mieliśmy zarumienione policzki. Ciszę przerywały szybkie i płytkie oddechy, a my potrafiliśmy tylko na siebie patrzeć.
            -Pocałowałbym Cię. – powiedział półszeptem, a kąciki moim ust uniosły się wysoko. 

______________________________________________

Cześć wszystkim! <3 W końcu udało mi się napisać rozdział. Siedziałam nad nim chyba tydzień i naprawdę cieszę się, że go skończyłam. Nie jest zbyt długi, ale serio sami mielibyście dość po tylu dniach siedzenia i wgapiania się w ekran laptopa.
Jutro wyjeżdżam nad morze i niestety nie będę miała dostępu do internetu, więc nie dodam rozdziału przez jakieś dwa tygodnie ;/ Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymacie.
Byłoby mi miło, gdybyście zostawili po sobie komentarz i kliknęli w rekacje.

Kocham Was! xx 

poniedziałek, 29 lipca 2013

111.

Witajcie Kochani! <3

To już 111 post i może to dziwne, że nie obchodziłam 100, ale ten wydaje mi się taki no... fajniejszy. Xd
Niestety, nie udało mi się dodać rozdziału wcześniej, ale mam nadzieję, że napiszę go do jutra lub środy. Jakoś opuściła mnie wena i przez kilka godzin zapełniłam tylko jedną stronę... Muszę chwilę odpocząć i jutro zabiorę się do pracy.
Jak chyba już zauważyliście dodałam na bloga nagłówek. Trochę nad nim pracowałam i mimo, że nie jest jakiś tam wielce cudowny, jestem z siebie zadowolona. A Wam jak się podoba? Byłabym wdzięczna za opinię w komentarzu. xx

Kocham Was! <3

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 8 'Śladami Larry'ego'





30.06.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Wczorajszy dzień minął spokojnie i zwyczajnie. Od razu po pracy przyszliśmy z Lou do mnie, zjedliśmy obiad i zaczęliśmy przygotowywać się do wspólnego wyjazdu. Sprawdziliśmy wszystkie potrzebne dokumenty i schowaliśmy je w bezpieczne miejsce. Schowaliśmy już mini kamerę, którą można również robić zdjęcia oraz laptopa. Dzisiaj przyszedł czas na pakowanie ubrań, czego straszliwie bałem się już od dłuższego czasu. W mojej szafie nie było zbyt dużego bałaganu… okej, był ogromny bałagan i nie miałem pojęcia, jak to wszystko ogarnąć. Zacząłem od składania wszystkich t-shirt-ów. Te które chciałem ze sobą zabrać odkładałem na osobną kupkę i w sumie nie było to aż tak trudne. Następnie przyszedł czas na spodnie. Odłożyłem dwie pary długich rurek, zwykłych i czarnych, a na nie położyłem kilka ładnie złożonych par krótkich.

Wieczorem.
           
            Siedziałem na kanapie, oglądając telewizję i popijając chłodny sok. Byłem z siebie niesamowicie zadowolony, bo udało mi się całkowicie spakować. Wszystkie ubrania, kosmetyki i gadżety były schowane w walizce i o dziwo wszystko się zmieściło. Oglądałem jakiś przypadkowy program i nagle usłyszałem krótkie wibracje, oznajmiające przyjście nowego sms’a. Czym prędzej chwyciłem telefon i odczytałem wiadomość. Moje serce od razu przyspieszyło, kiedy dowiedziałem się, że to Louis.

Od „Boo Bear <3” Jak Ci poszło pakowanie? :)

Do „Boo Bear <3” O dziwo dobrze, jestem już gotowy! :D A jak poszło Tobie? x

Od „Boo Bear <3” Równie wspaniale haha, zgraliśmy się :p

Do „Boo Bear <3” Już nie mogę się doczekać! xx

Od „Boo Bear <3” Ja też! Nawet nie wiesz, jak się cieszę na ten wyjazd. xx

Do „Boo Bear <3” Chyba wiem, bo sam czuję się, jakbym miał zaraz wystrzelić ze szczęścia, haha :D

Od „Boo Bear <3” Hahaha :) Cieszę się też, że mogę pojechać tam z Tobą. xx

            O ile było to możliwe, moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej, a kąciki moich ust powędrowały tak wysoko, że zaczęła boleć mnie szczęka. Czułem, że zaraz eksploduję z radości. Miałem ochotę tańczyć, śpiewać, skakać! Po prostu nie miałem pojęcia, co zrobić z taką ilością doznań i emocji.

Do „Boo Bear <3” Ja również bardzo się cieszę, że zwiedzimy Francję razem. xx

Od „Boo Bear <3” Naprawdę? Kiedy Ci to proponowałem, bałem się, ze odmówisz i uznasz, że kompletnie zgłupiałem.

Do „Boo Bear <3” Co? Nie! Zdecydowanie nie powinieneś się tak czuć! Byłem raczej bardzo podekscytowany. :)

Od „Boo Bear <3” Ja też, kiedy się zgodziłeś. :) x

Do „Boo Bear <3” Myślałem, że kiedy okazało się, że pojedziemy sami to zrezygnujesz.

Od „Boo Bear <3” Coś Ty! Nigdy bym nie zrezygnował z wycieczki z Tobą, Haz. xx

Do „Boo Bear <3” Bardzo mi miło. xx  Jutro spotykamy się na lotnisku o 6.30?

Od „Boo Bear <3” Yep, o 8 lecimy! :)

Do „Boo Bear <3” To dziwne, ale pierwszy raz chyba wstanę tak wcześnie z uśmiechem :D xx

Od „Boo Bear <3” Ja nie wiem, czy zasnę, hehe. xx

Do „Boo Bear <3” Oj, dasz radę. Pakowanie wykańcza. :p

Od „Boo Bear <3” Racja. Jeju, już po 23 :o

Do „Boo Bear <3” Coraz bliżej wyjazdu! :) Chyba powinniśmy iść już spać, hm? x

Od „Boo Bear <3” Z tym również się zgodzę. Nie możemy zaspać! Nastaw sobie kilka budzików, bo jak nie wstaniesz to chyba Cię zamorduję!

Do „Boo Bear <3” Spokojnie, wstanę! Jestem zbyt podekscytowany, żeby zaspać, haha :)

Od „Boo Bear <3” Okej, trzymam za słowo. :) To dobranoc, Haz. Do jutra. xx

Do „Boo Bear <3” Śpij dobrze, do zobaczenia. xxx

            Podniosłem się z kanapy z wielkim uśmiechem na twarzy, wyłączyłem telewizor i powędrowałem prosto do łazienki. Wziąłem porządny prysznic, ubrałem bokserki i poszedłem do sypialni. Jeszcze raz sprawdziłem, czy wszystko spakowałem i spokojny położyłem się do łóżka. Nastawiłem budzik na 5:00 i wtuliłem się w chłodną kołdrę. Niestety, nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o tym, czy na pewno wszystko mam, czy nie zaśpię i czy ten wyjazd się uda. Naprawdę bardzo się cieszyłem, że spędzę tyle czasu wraz z Louim, ale jednocześnie trochę się bałem. Co jeśli się pokłócimy albo zabraknie nam tematów do rozmowy? Próbowałem się jakoś uspokoić. Przecież nie jesteśmy już dziećmi i na pewno świetnie sobie poradzimy. Wdech, wydech… powtarzałem sobie. Moje powieki po pół godzinie zrobiły się już ciężkie, więc przymknąłem je i nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem.

1.07.1996r.

Drogi pamiętniku!

            Obudził mnie głośny dźwięk budzika i kiedy dotarło do mnie, że dziś lecę z moim przyjacielem do Fracji, natychmiast zerwałem się na nogi. Po chwili tego pożałowałem po poczerniało mi przed oczami, a w głowię zaczęło się kręcić. Usiadłem powoli na łóżku i poczekałem, aż wszystko się unormuje. Spojrzałem na telefon i odetchnąłem z ulgą, nie zaspałem. Wziąłem uszykowane wcześniej ubrania i udałem się do łazienki. Umyłem zęby i twarz, po czym się ubrałem. Potem spakowałem resztę kosmetyków i wyprowadziłem walizkę na korytarz przed drzwiami.
Wszedłem do kuchni, zrobiłem sobie zieloną herbatę na pobudkę i kanapkę z sałatą, serem i pomidorem. Od rana serce biło mi chyba o trzy razy za szybko i nie mogłem nic z tym zrobić. Mimo spokojnego snu, nadal chciało mi się tańczyć ze szczęścia i ciągle śmiać.

Kiedy byłem już gotowy do wyjścia, założyłem trampki, sięgnąłem z komódki okulary i ostatni raz zerknąłem na mieszkanie. Zegar pokazywał 5:50, a w domu raczej wszystko się zgadzało, więc wyszedłem i zamknąłem drzwi, przekręcając klucz w dwóch zamkach. Wsiadłem do wcześniej zamówionej taksówki i razem z kierowcą ruszyliśmy na lotnisko.
Nagle usłyszałem dzwonek telefonu, więc wyjąłem go z kieszeni spodni i odebrałem połączenie od nikogo innego, jak Louisa.

            -Dzień dobry, Skarbie. Nie, nie zaspałem. – przywitałem się z przyjacielem, słysząc po chwili jego słodki chichot.
            -Dzień dobry. Bardzo się cieszę, jadę już na lotnisko.
            -Ja też. Niedługo się spotkamy.
            -Masz wszystko?
            -Tak, wszystko. Nie zachowuj się jak rodzic, błagam!
            -Chcę się tylko upewnić no.
            -Dobrze, dobrze.
            -Zważyłeś swoją walizkę przed wyjściem?
            -…
            -Harry.
            -….
            -Harry! Prosiłem!
            -Uspokój się. Na pewno nie przekracza limitu. Nie jest taka ciężka.
            -Ja nie będę chował Twoich rzeczy! Wybij to sobie z głowy!
            -Przecież powiedziałem, że nie jest taka ciężka! Uspokój się, ok? Wszystko jest w porządku, Lou. Nie szalej, hahaha.
            -Haz, zamorduje Cię. – odparł, ale już ze śmiechem.
            -A Ty wszystko masz?
            -Sprawdzałem chyba tysiąc razy.
            -Matko, myślałem, że to ja świruję.
            -Bardzo zabawne.
            -No ja wiem.
            -No ok, za kilka minut się spotkamy, cześć!
            -Do za chwilę. – pożegnałem się i schowałem telefon z powrotem do kieszeni dżinsów.

            Po około trzydziestu minutach jazdy, zaparkowaliśmy w końcu przed lotniskiem. Zapłaciłem kierowcy oraz podziękowałem mu i udałem się z bagażem do dużego budynku. Mimo, że mieszkałem tak blisko Heathrow, nie byłem tu wiele razy i nie znałem tak dobrze tego miejsca. Na szczęście ustaliliśmy z Lou, gdzie się spotkamy, więc pokierowałem się prosto do niego. Tomlinson czekał już tam na mnie i kiedy tylko mnie zobaczył, jego twarz rozświetlił duży i jakże piękny uśmiech. Przywitałem się z nim krótkim uściskiem, przez który moje serce oczywiście zaczęło bić o wiele za szybko. Gawędząc na mało ważny temat, udaliśmy się załatwić resztę spraw.

            Po dwóch godzinach czekania, siedzieliśmy już wygodnie w fotelach, szybując nad ziemią. Mieliśmy miejsca obok siebie i podjęliśmy się rozmowy na temat tego, co będziemy jutro robić. Kiedy przyjedziemy do Francji będziemy mieć 3-godzinny poślizg przez strefy czasowe, więc dziś zdążymy się tylko rozpakować, zwiedzić hotel i zjeść kolację. Ustaliliśmy, że jutro zwidzimy miasto, w którym będziemy mieszkać oraz muzeum, które się tam znajduję. Brzmi niby nudno, ale lecimy do Francji! Tam nie można się przecież nudzić!

Wieczorem.

            Lot minął dość spokojnie i bez większych przeszkód. Połowę drogi przespaliśmy, a drugą przegadaliśmy. Kiedy już wylądowaliśmy, oboje byliśmy bardzo podekscytowani. Lotnisko może nie było większe, niż to w Londynie, ale panowała tu zupełnie inna atmosfera. Może bardziej wakacyjna? Myślę, że to przez słońce, wpadające przez szyby oraz ludzi ubranych w szorty i topy. Niektórzy mieli kapelusze i razem z Lou uzgodniliśmy, ze również sobie takie kupimy.
Kiedy byliśmy już na miejscu, nasze bagaże zostały dostarczone do pokoju, a my zaczęliśmy zwiedzać hotel. Lokaj pokazał nam dużą stołówkę, basen i miejsce, gdzie można się opalać, punkt informacyjny, aż wreszcie zaprowadził nas do pokoju. Wszystko wyglądało tak cudownie, wystój był zupełnie inny, niż w Londynie i nie mogłem oderwać wzroku od dosłownie… wszystkiego. Chciałem zobaczyć każdy szczegół, czułem się jak małe dziecko, które dostało domek dla lalek, czy zestaw samochodzików i natychmiast chciało wszystko dokładnie obejrzeć.
            Pokój był równie ładny, jak reszta hotelu. W środku znajdowało się ogromne okno z długimi białymi zasłonami. Po jego dwóch stronach stały dwa łóżka z ozdobnymi metalowymi nóżkami. Po prawej stronie stała ogromna szafa, a po lewej było przejście do drugiego pomieszczenia. Była tam niewielka kanapa, naprzeciwko niej niska ława , a pod nim miękki dywan. Wszystko było w odcieniach bieli ze złotymi oblamówkami. Temu wszystkiemu uroku dodawały różne obrazy o delikatnych, pastelowych odcieniach. Byłem zachwycony i sądząc po minie mojego przyjaciela, czuł to samo co ja. Podziękowaliśmy lokajowi, daliśmy mu napiwek i po chwili zostaliśmy już sami.
           
            -Pięknie, nie? – zacząłem, uśmiechając się delikatnie.
            -Bardzo. Nie spodziewałem się, aż tak ładnego widoku.
            -Ja tak samo. – obejrzeliśmy wszystko jeszcze raz oraz weszliśmy do łazienki. Byliśmy jeszcze bardziej zaskoczeni, bo była naprawdę wielka. W rogu znajdował się dość obszerny prysznic, obok szeroka umywalka z szafeczką na dole, nad nią było okrągłe lustro z białą oblamówką. Po drugiej stronie stała duża biała wanna, niezabudowana, lecz z fikuśnymi nóżkami.

            -Co teraz robimy?
            -Która jest godzina?
            -Jeju, już dochodzi dwudziesta druga. – powiedziałem, spoglądając na zegarek.
            -Poślizg i całe to zamieszanie na lotnisku. Trochę czasu nam to zabrało.
            -Czyli raczej dzisiaj już nic nie zwiedzimy.
            -Jutro też jest dzień. – odparł Lou z uśmiechem.
            -Hmm… może zobaczymy, co leci w telewizji?
            -Możemy. – włączyliśmy telewizor i o dziwo było tam więcej brytyjskich i amerykańskich programów, niż francuskich.
            -Pisali, że dodają różne kanały na potrzeby klientów.
            -Wow, wygląda tu naprawdę wspaniale.
            -Zdecydowanie. – zaśmiał się Lou, po czym oboje usiedliśmy na wygodnej kanapie.
            -Haz?
            -Tak?
            -Wracając do naszej wczorajszej rozmowy… wiesz sms-y?
            -Mhm.
            -Naprawdę się cieszysz?
            -Oczywiście! Nie widać? – zapytałem z wyszczerzem. Louis spojrzał na mnie, a jego oczy lekko błyszczały. Na twarzy widniał ten jednej z najpiękniejszych uśmiechów i nagle w moim brzuchu pojawiło się tysiące, latających motylków. Przez chwile milczeliśmy, aż w końcu Tommo potrząsnął głową, jakby wracając do rzeczywistości.
            -Widać, widać. – wyjąkał, a na jego policzkach pojawiły się dwa dorodne rumieńce.
            -Rumienisz się! – pisnąłem, chichocząc.
            -Idź w cholerę. – powiedział naburmuszony, a ja usiadłem bliżej niego, domagając się uwagi.
            -Wyglądasz tak słodko.
            -Pieprz się!
            -Dlaczego jesteś zły? – zapytałem, uspokajając się.
            -Nie jestem zły.
            -To naburmuszony! – odparłem z uśmieszkiem.
            -Nie prawda. Po prostu robisz z igły widły, o!
            -Mylisz się.
            -Mhm, jasne.
            -Ja się tylko zachwycam Twoimi słodkimi, czerwonymi policzkami. – powiedziałem, a Lou odepchnął mnie mocno, rumieniąc się jeszcze bardziej. Zachichotałem i wdrapałem się na niego, siadając na nim okrakiem. Chwyciłem jego podbródek i przyciągnąłem go tak, aby na mnie spojrzał.
            -Nie wstydź się mnie.
            -Nie wstydzę.
            -To dlaczego się chowasz?
            -Bo głupio wyglądam.
            -Cały czas powtarzam, że wyglądasz słodko, to nie jest odpowiednik słowa głupio, Lou. – odpowiedziałem całkiem poważnie.
            -Śmiałeś się ze mnie.
            -To dlatego, że się chowałeś! Wtedy też wyglądałeś uroczo.
            -Matko, Haz… zaprzeczasz sam sobie.
            -Nie prawda. – powiedziałem i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi.
            -Przepraszam. – odezwałem się ponownie w jego skórę.
            -Za co?
            -Że się śmiałem.
            -No nic się nie stało.
            -Byłeś zły… albo nadal jesteś.
            -Nie jestem.
            -Na pewno.
            -Na sto procent. – uśmiechnąłem się delikatnie, po czym złożyłem krótki pocałunek na jego obojczyku. Jego skóra, mimo męczącego dnia nadal słodko pachniała i było niezwykle miękka. Miałem ciągłą ochotę ją dotykać, całować, lizać i gryźć… spokój! Wcale o tym nie pomyślałem, nie!
            -Harry…
            -Hm?
            -Mógłbyś zrobić to jeszcze raz?
            -Co takiego?
            -Pocałujesz mnie? – zapytał, a moje serce prawie wyskoczyło z piersi. Ponowiłem pocałunek, tym razem trochę go przedłużając i rozkoszując się wspaniałym dotykiem. Kiedy już skończyłem, podniosłem głowę, patrząc prosto na Louisa.
            -Dlaczego?
            -Po prostu… ugh… to bardzo przyjemne. – wydukał, znowu się czerwieniąc. Uśmiechnąłem się delikatnie, lecz nic nie powiedziałem.
            -Tak, wiem, że się rumienię. – powiedział, a ja zachichotałem. Musnąłem szybko jego policzek ustami i chciałem wstać, lecz chłopak mnie przytrzymał.
            -Gdzie idziesz?
            -Planowałem iść się umyć. – odparłem z delikatnym uśmiechem.
            -Ach, no ok.
            -A co? Mam zostać?
            -Przecież nie będę Cię trzymał. – zaśmiał się nerwowo.
            -Mogę zostać, jeśli chcesz.
            -A Ty chcesz? – zapytał, a ja kiwnąłem głową twierdząco.
            -To zostań. – wyszeptał i tym razem moje policzki oblały się rumieńcem. Szybko schowałem twarz w szyi Tomlinsona, a on cicho zachichotał. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, że nie możemy doczekać się jutrzejszego zwiedzania. Musimy wziąć aparat i zrobić mnóstwo zdjęć oraz kupić jedną lub dwie pamiątki. Po tym, Louis zaczął opowiadać jedne ze swoich wakacji spędzonych z rodziną, lecz docierały do mnie tylko pojedyncze słowa. Moje powieki zaczęły opadać i już prawie zasnąłem, kiedy chłopak mną szturchnął. Natychmiast podniosłem głowę, otwierając szeroko oczy.
            -Zasypiasz.
            -Przepraszam, już Cię słucham.
            -Nie, to ja przepraszam. Zamęczam Cię, a jesteś zmęczony.
            -Jesteś bardzo wygodny, może dlatego. – zaśmiałem się.
            -Idź lepiej spać.
            -Oj przestań, nie jestem dzieckiem.
            -Doprawdy?
            -Lou! – krzyknąłem, śmiejąc się. Klepnąłem go lekko w ramię, po czym ponownie się w niego wtuliłem. Rękoma owinąłem jego talię, a głowę ułożyłem na torsie.
            -Jesteś tak bardzo, bardzo, bardzo wygodny.
            -Nie wiem, czy to komplement, ale dziękuję. – powiedział i cicho się zaśmiał. Ja za to wcisnąłem się w niego jeszcze bardziej i zamknąłem oczy, wdychając jego przyjemny zapach. Kiedy zbliżyłem się do niego znowu, nasze krocza otarły się od siebie, a moje powieki natychmiast uniosły się do góry. Odskoczyłem od chłopaka przerażony, że zaraz zacznie krzyczeć, ale nie zauważyłem w jego oczach, ani trochę złości.
            -Um, przepraszam. – wyjąkałem, siadając obok przyjaciela.
            -Nic się nie stało. – powiedział, zakładając nogę na nogę, jakby chcąc coś ukryć.
            -Może pójdę się umyć.
            -Okej.

            Moje serce nadal szalało, a chęć snu odeszła gdzieś daleko. Umyłem się chłodną wodą, a moje przyrodzenie trochę się uspokoiło. Ubrałem na siebie czyste bokserki i wyszedłem z łazienki. Udałem się do sypialni i zobaczyłem, siedzącego na jednym z łóżek Louisa. Najwidoczniej uparcie nad czymś myślał, ponieważ nawet nie usłyszał, jak wszedłem.

            -Coś nie tak? – spytałem, a chłopak lekko się wzdrygnął z zaskoczenia.
            -Nie. Tak sobie siedziałem. – powiedział, lustrując mnie wzrokiem. –Śpisz w samych bokserkach?
            -Albo nago. Jednak tu wolę coś na sobie mieć.
            -Umm… ok.
            -Chyba, ze Ci to przeszkadza? Mogę zaraz cos ubrać.
            -Nie! W porządku.
            -Na pewno?
            -Tak, tak. Idę wziąć prysznic. – powiedział i szybko wstał, wychodząc.

            Po około dwudziestu minutach Tommo wrócił i położył się pod kołdrę, tak jak ja wcześniej. Przekręcił się na bok, tak że widziałem teraz tylko jego plecy, przyodziane w koszulkę na ramkach.
            -Lou?
            -Tak?
            -Jesteś zły?
            -Dlaczego miałbym być?
            -Nie wiem, nie odzywasz się. – wyszeptałem, a mój przyjaciel zmienił pozycję, aby móc leżeć do mnie przodem.
            -Przepraszam. Ja po prostu… umm… ja dziwnie się wtedy poczułem… i jakoś tak.
            -Rozumiem, ok.
            -Nie myśl, że jestem zły.
            -A co masz na myśli, mówiąc dziwnie?
            -Haz…
            -Obrzydzenie? – zapytałem, przekręcając się na plecy.
            -Co? Nie! Nie pomyślałem o tym w ten sposób.
            -To w jaki?
            -Ugh… sam nie wiem. Po prostu, nie spodziewałem się tego?
            -To jest takie dziwne?
            -O co Ci chodzi?
            -Chciałbym wiedzieć, czy przez to będziesz czuł do mnie jakiś wstręt, czy coś w tym stylu.
            -Matko, Harry. Nie będę do Ciebie czuł żadnego wstrętu. Nie obrzydzasz mnie przez to.
            -Ok, ale nadal nie rozumiem, co znaczy dziwne.
            -Ja też. – powiedział, po czym oboje krótko się zaśmialiśmy.
            -No dobrze, nie truję Ci już.
            -Byłem zaskoczony i w pierwszej chwili do końca nie wiedziałem, co się stało. Ale jak już to do mnie dotarło to umm… nie wiem, nie czułem się z tym źle. Po prostu… ja… czułem się normalnie, chyba…  i to  było właśnie dziwne, bo nie wyobrażam sobie, abym mógł dotknąć w ten sposób mojego kolegę i czuć się normalnie.
            -Oł… ok., rozumiem już.
            -A Ty?
            -Co ja?
            -Czujesz jakieś obrzydzenie?
            -Ja?! Nie, coś Ty!
            -A co?
            -Chyba… chyba czuję się podobnie, jak Ty.
            -Dobrze, znaczy nie, nie wiem.
            -Spokojnie, rozumiem, co masz na myśli.
            -Ok. To… idziemy spać?
            -Tak. Jutro czeka nas dużo zwiedzania. – przypomniałem, uśmiechając się.
            -Dobranoc, Haz.
            -Kolorowych snów, Lou.


__________________________________________________

Cześć wszystkim! <3 Bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się napisać powyższy rozdział. Siedziałam nad nim jakieś trzy dni, mimo, ze to sporo, jak na tak małą ilość tekstu. Rozdział wydaje mi się trochę naciągany i nudny. W ogólnie całe to opowiadanie mi takie wydaje i moje podejrzenia chyba są trafne. Pomysł był naprawdę dobry, ale jak już ktoś wspomniał chyba na one shota. Trudno, czasem po prostu nie wychodzi. Myślę, że powoli zbliżamy się do końca, czyli tak za 2-3 rozdziały pojawi się epilog.
Byłoby mi bardzo miło, gdyby każdy zostawił po sobie opinię w komentarzu. 
Nie zapominajcie o klikaniu w reakcje!
Kocham Was! xx