George uniósł głowę
znad pamiętnika, jego oczy były szeroko otwarte, a usta lekko uchylone. Jego
rodzice wspominali mu kiedyś o wspólnych wakacjach we Francji. Mówili, że
chcieliby tam pojechać znowu, ale tym razem z synem… i kiedy Ge był już
podekscytowany podróżą, chłopcy uznali, że jeszcze nie pora. Nastolatek
domyślił się, że oto w mieście miłości musiało zdarzyć się coś ważnego dla obu
ojców i nie mógł doczekać się, kiedy odkryje co to było.
2.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Obudziłem
się dziś dość wcześnie i kiedy otworzyłem oczy zastałem najsłodszy widok na
świecie. Louis spał spokojnie na boku z ręką pod głową i lekko rozchylonymi
ustami. Uśmiechnąłem się delikatnie i wpatrywałem w jego twarz dobre dziesięć
minut. Spojrzałem wreszcie na zegarek, była 8:23, więc powoli wstałem i udałem
się do łazienki. Umyłem zęby i twarz, po czym ubrałem krótkie granatowe dżinsy
i zwykłą jasną koszulkę na ramkach. Wróciłem do pokoju, a Tommo nadal leżał w
tej samej pozycji. Usiadłem na brzegu jego łóżka i cicho westchnąłem. Moja dłoń
samowolnie dotknęła jego ręki. Sunęła w górę do ramienia, aż w końcu
umiejscowiła się na delikatnym policzku chłopaka. Kciukiem przesunąłem po
niezwykle miękkiej skórze, a ucisk w podbrzuszu dał o sobie znać. Nie miałem
pojęcia, kiedy to wszystko się zaczęło. Jasne, Lou podobał mi się od samego
początku, ale kiedy zacząłem się z nim przyjaźnić, moje uczucia nieco się
zmieniły. Nie czułem do niego już takiego pociągu i pomyślałem, że samo mi
przeszło. Jednak po kilkunastu dniach, kiedy czasem nasze zachowanie mniej
przypominało zachowanie przyjaciół… wszystko się zmieniło. Moje serce biło
kilka razy za szybko przy każdym zetknięciu naszej skóry, a w brzuchu szalało
stado motylków. Uwielbiałem spędzać z nim czas, rozmawiać na byle jakie tematy,
śmiać się z niczego i oglądać filmy, których sam nigdy bym nie obejrzał.
Jednak, to wymykało się spod kontroli. Coraz częściej miałem ochotę dotknąć
Louisa i pocałować go. Przecież nie mogłem, był moim przyjacielem i nie miałem
do tego żadnego prawa. Były jednak momenty, kiedy nie mogłem się powstrzymać i
wykorzystywałem moment, gdy na nim siedziałem. Pocałowanie jego szyi było chyba
niczym wielkim w porównaniu do ust, więc czemu nie? Na dodatek wczoraj poprosił
o więcej. Mój organizm jeszcze nigdy nie doznał czegoś takiego. Moje serce
szalało, a w brzuchu czułem wirującą karuzelę, przez chwilę widziałem zamazany
obraz i mimo, że to wszystko może składać się na coś mało przyjemnego… ja
czułem obezwładniającą rozkosz. Nie chodzi tu o to, że mogłem pocałować go
drugi raz, lecz o to, że sam Louis tego chciał i o to poprosił.
Kiedy
zegar wybił godzinę dziewiątą, postanowiłem obudzić Tomlinsona, abyśmy razem
udali się na śniadanie, a potem na zwiedzanie miasta. Potrząsnąłem lekko jego
ramieniem, lecz nawet nie próbował otworzyć oczu.
-Lou.
– powiedziałem, jednak znowu odpowiedziała mi cisza. – Louis, obudź się.
-Hmm?
– wymruczał i zatopił się bardziej w poduszce. Cicho się zaśmiałem i pochyliłem
nad jego uchem.
-Wstawaj,
Skarbie. – wyszeptałem, a jego oczy szeroko się otworzyły. Spojrzał na mnie
zaskoczony, a ja tylko uśmiechnąłem się i cmoknąłem przelotnie jego policzek.
-Dzień
dobry. – powiedziałem i cicho zachichotałem, kiedy lekko się zarumienił.
-Dzień
dobry. – odparł, wracając do rzeczywistości i odwzajemniając mój uśmiech.
–Jakie miłe powitanie.
-Och,
podobało Ci się?
-Mhm.
– pokiwał twierdząco głowę.
-W
takim razie, masz zapewnioną taką pobudkę codziennie. No chyba, ze będziesz
zmuszony wyciągać z łóżka mnie. – powiedziałem, a chłopak krótko się zaśmiał.
4.07.1996r.
/ 5.07.1996r.
Drogi pamiętniku!
Nie
pisałem od dwóch dni, bo naprawdę nie miałem, ani jednej chwili dla siebie.
Cały ten czas poświęciliśmy z Louisem zwiedzaniu miasta, różnych muzeów, bibliotek
i innych obiektów wartych uwagi. Mimo, że wieczorami byliśmy kompletnie
zmęczeniu, tryskaliśmy szczęściem i ciągle byliśmy zadowoleni. Zrobiliśmy
mnóstwo zdjęć oraz nakręciliśmy kilka krótkich filmików. Kupiliśmy trochę
pamiątek i udało nam się nabyć dwa kapelusze. Jak się okazało, są bardzo
przydatne, bo zdecydowanie wolę splątać swoje bujne loki i schować pod
nakryciem, niż męczyć się z opadającą grzywką na czole. Od jutra mamy wolne od
wycieczek, prócz oczywiście tej w Paryżu. Ustaliliśmy, że najpierw trochę
odpoczniemy i dopiero pojutrze wybierzemy się zobaczyć miasto miłości.
Obecnie, siedzę właśnie na
kanapie i czekam, aż Louis się wykąpie. Mieliśmy dość ciężki i długi dzień,
więc postanowiliśmy od razu po powrocie zmyć z siebie całe to zmęczenie.
-Harry!
– usłyszałem wołanie, dochodzące z łazienki, więc odłożyłem pamiętnik i
ruszyłem w tamtą stronę.
-Co
się stało?
-Zapomniałem
ręcznika. Jest u mnie na łóżku. Przyniósłbyś mi?
-Ugh…
tak, jasne. Zaraz Ci go podam. – odparłem i czym prędzej poszedłem po ręcznik.
Kiedy stałem już z nim w ręku przed drzwiami sam dokładnie nie wiedziałem, co
zrobić. Przecież nie mogłem tak po prostu wejść i mu go podać, gdy Lou stał tam
nagi.
-Długo
jeszcze?
-Już
jestem.
-O,
wspaniale. Podaj mi go. – poprosił, a ja uchyliłem delikatnie drzwi i włożyłem
rękę z materiałem do środka.
-Idioto.
– zaczął Lou, chichocząc jak opętany. –Jestem w prysznicu.
-Nie
wiedziałem, ok? Nie musisz mnie od razu obrażać! – powiedziałem oburzony i
wszedłem do pomieszczenia. Kiedy odnalazłem wzrokiem chłopaka, starałem się
utkwić spojrzenie tylko i wyłącznie w jego oczach i chyba nieźle mi to szło.
Podałem mu szybko ręcznik i kiedy podziękował, delikatnie się uśmiechnąłem i
opuściłem łazienkę w zawrotnym tempie. Wróciłem do dużego pokoju, wziąłem
pamiętnik, po czym schowałem go na dnie walizki. Poszedłem do niewielkiego
barku, który znajdował się w salonie i go otworzyłem. Przed oczami ukazały mi
się różne, kolorowe i kształtne butelki. Wyjąłem jedną, która była wypełniona
czerwonym winem i zamknąłem ostrożnie drzwiczki. Uszykowałem dwa kieliszki,
stojące na krótkim blacie obok przenośnej kuchenki i położyłem je na ławie.
Usiadłem wygodnie na kanapie, a następnie wypełniłem jedno naczynie krwistą
cieczą. Wino było niesamowicie smaczne, więc podejrzewałem, iż było równie
drogie. Na szczęście wszystko było już opłacone i nie miałem czym się martwić.
Wypiłem całą zawartość kieliszka, a kiedy usłyszałem, jak Louis wychodzi z
łazienki, nalałem płynu jemu i sobie.
-Mmm…
czyżby wino?
-Owszem.
– odparłem, uśmiechając się. –Bardzo dobre.
-Nie
zaczekałeś na mnie?! No wiesz…
-Wybacz,
nie mogłem się powstrzymać. – kąciki moich ust uniosły się szerzej, a Tommo po
chwili usiadł obok mnie. Sączyliśmy powoli trunek, dolewając sobie co jakiś
czas i rozmawiając o dzisiejszych przygodach. Obydwoje byliśmy zachwyceni
Francją i zdecydowanie trudno będzie nam się z nią pożegnać. Najbardziej
jednak, nie mogliśmy doczekać się, aby odwiedzić Paryż. Wszystko wydawało nam
się tam takie magiczne i drogocenne.
-Co
będziemy robić jutro? – zapytał Louis, zaczynając już chyba czwarty kieliszek.
-Zaczniemy
dzień od wyspania się. – zachichotałem. –Potem możemy iść na basen.
-Okej,
podoba mi się ten plan.
-Nic
w nim nadzwyczajnego.
-Nie
powiedziałem, że jest nadzwyczajny. Po prostu mi się podoba. – mój przyjaciel
zaśmiał się melodyjnie, a kiedy chciałem dolać sobie wina, zauważyłem, że już
się skończyło. Wstałem więc i chwiejnym krokiem, podszedłem do barku, po czym
wyciągnąłem kolejny trunek.
-Co
tym razem?
-Whiskey?
-Och,
może być.
Kolejną
godzinę spędziliśmy na piciu i rozmowie pełnej chichotów, które były
spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu w naszej krwi. Jednak, nie
przejmowaliśmy się tym i staraliśmy bawić jak najlepiej. Odległość między
naszymi ciałami w ciągu tego czasu zmniejszyła się do minimum, więc w mojej
głowie wirowało jeszcze bardziej. Co chwile nasze dłonie ocierały się o siebie,
a uda wyglądały, jakby były ze sobą sklejone. Wypiłem kolejną kolejkę alkoholu
i zmieniłem pozycję, siadając na kolanach Louisa.
-Nie
za wygodnie Ci? – zapytał z szerokim uśmiechem.
-Jest
w sam raz. – odparłem, śmiejąc się i wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
Jego ręka objęła mnie w pasie, a kąciki moich ust uniosły się wyżej.
-Mówiłem
Ci już, jak bardzo jesteś wygodny? – wymamrotałem w ciepłą skórę chłopaka.
-Tak,
Harry, mówiłeś.
-Masz
bardzo miękką skórę. – zacząłem. –Ładnie pachniesz, wiesz? Nie tylko teraz,
zawsze.
-Haz,
chyba za dużo wypiłeś. – powiedział Lou, cicho chichocząc.
-Nie,
dlaczego? Mówię prawdę! – odparłem i sięgnąłem, aby nalać sobie trochę whiskey.
Przy okazji podałem szklankę Tomlinsonowi. Unieśliśmy wyżej naczynie, a Lou
zapytał
-To
za co pijemy?
-Za
Twoją miękką skórę? – zaproponowałem, a chłopak zaczął się śmiać.
-Powinienem
Ci to zabrać, ale jesteś zbyt słodki i zabawny, żeby to kończyć.
-Jeju,
przesadzasz. To może, hmm… wiem! Za ten wyjazd i za to, że możemy wspólnie go
spędzić!
-Dobrze,
tak lepiej. – odparł i oboje szybko wypiliśmy alkohol.
Po
kilkunastu minutach w mojej głowie panował jeszcze większy chaos, niż
wcześniej. Czułem się coraz pewniej i miałem ochotę cały czas się śmiać.
Wtuliłem ponownie twarz w ciepłą
skórę Louisa i po chwili zacząłem obdarowywać go delikatnymi pocałunkami.
Czułem, jak zesztywniał, więc się odsunąłem i na niego spojrzałem. Jego oczy
błyszczały, a na twarzy gościł niewielki uśmiech. Usiadłem na nim okrakiem i
mocno go przytuliłem.
-Haz…
-Hm?
-Chyba
powinieneś się położyć.
-Czuję
się dobrze.
-Jesteś
pijany.
-Nie
prawda. Wszystko ze mną w porządku. – powiedziałem i wróciłem do całowania jego
pięknej szyi. Moje usta krążyły powoli wokół obojczyka, aż poczułem dłonie Lou
na moich plecach. Gładził je delikatnie, a przez moje ciało przechodziło stado
dreszczy. Zamruczałem cicho i podniosłem wyżej głowę, by złożyć pocałunek na
żuchwie chłopaka. Wyprostowałem się i spojrzałem prosto w oczy Tomlinsona. Był
tak piękny, delikatny i uroczy. Pragnąłem cały czas go dotykać, przytulać i
całować. Z tego względu, że mój organizm był zalany alkoholem, nie byłem już
tak nieśmiały. Pochyliłem się nad moim przyjacielem i przycisnąłem swoje wargi
do jego rozgrzanego policzka.
Obudziłem
się w swoim łóżku z ogromnym bólem głowy. Przekręciłem się na bok i zobaczyłem
Louisa, który badawczo mi się przyglądał. Ściągnąłem brwi i poczułem jeszcze
większy ból.
-Podejrzewam,
że nie czujesz się najlepiej. – stwierdził, cały czas na mnie patrząc.
-Boli
mnie głowa.
-Nic
dziwnego. – odparł i wstał, podchodząc do mojego łóżka. –Posuń się. – szybko wykonałem
jego polecenie i chłopak usiadł po turecku niedaleko mnie.
-Lou…
ja przepraszam. Mieliśmy iść na basen i w ogóle, a już jest pewnie późno.
-Cicho
bądź. Musimy coś ustalić.
-Co
takiego?
-Nie
pijesz w moim towarzystwie.
-Co?
-Nie
pijesz w …
-Ale
dlaczego?
-Bo
nie kończy się to dobrze. – wyjaśnił cicho.
-Louis…
w sumie to… umm… ja nie pamiętam, jak to się skończyło. – przyznałem lekko się
czerwieniąc.
-Och.
Od jakiego momentu nie pamiętasz?
-Kiedy…
ja… pocałowałem Cię w policzek. – powiedziałem, rumieniąc się jeszcze bardziej.
-I
potem nic już nie pamiętasz?
-Nie.
– chłopak zamilkł i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ostrożnie
podniosłem się wyżej i tak, jak mój przyjaciel, usiadłem po turecku.
-Czy…
mógłbyś powiedzieć mi, co robiłem?
-Nie.
Znaczy… nic takiego nie robiłeś.
-Lou,
proszę.
-Marudziłeś
i poszedłeś spać.
-Dlaczego
nie chcesz mi powiedzieć?
-Po
co? To i tak nic nie zmieni?
-Po
prostu chcę wiedzieć. Może to pozwoli mi zrozumieć, dlaczego nie mam pić w
Twoim towarzystwie.
-Umm…
no dobrze. Tak więc… kiedy skończyłeś mnie już całować, zacząłeś mówić, że
często ciężko jest Ci się skupić, kiedy na mnie patrzysz. – powiedział, patrząc
na swoje splecione ze sobą dłonie.
-Potem
uznałeś, że jestem piękny. – zaśmiał się nerwowo i uniósł wzrok, by na mnie
spojrzeć. Obserwowałem go uważnie, nie zwracając uwagi na moje krwisto czerwone
policzki i nieśmiałość.
-Powiedziałeś
też, że od zawsze Ci się podobam.
-Och…
ja… tylko, że ja nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogę przy Tobie pić. Nic nie
zrobiliśmy, prawda?
-Nie,
nic. Chodzi o to, że nie chcę słuchać tych wszystkich rzeczy. Nie na tym to
polega, aby się upić i wygadywać kłamstwa osobie, która może wziąć to na serio.
-Dlaczego
z góry zakładasz, że to kłamstwa?
-Po
co to robisz, Haz?
-Co
robie?
-Sugerujesz,
że to była prawda.
-Matko
boska, Lou! A dlaczego nie? Co byś zrobił, gdybym wtedy mówił prawdę? Nic by to
nie zmieniło, więc nie rozumiem w czym rzecz.
-Nic
by to nie zmieniło. Racja… bo to nic takiego, kiedy mówisz przyjacielowi, że Ci
się podoba.
-Lou…
-Co?
-Przepraszam.
– wyszeptałem. Chłopak spojrzał na mnie ze zmartwienie i z wahaniem sięgnął po
moją dłoń. Ścisnąłem ją trochę ze zbyt dużym entuzjazmem, ale Tommo się tym nie
przejął.
-Harry,
ja po prostu bardzo Cię lubię, wiesz? Nie chcę się z Tobą kłócić.
-Ja
też tego nie chcę.
-Dlatego
wolę, żebyśmy unikali takich sytuacji.
-Wziąłeś
to na serio?
-Ugh…
byłeś bardzo przekonujący. Jezu, wiem, nie powinienem, to głupie.
-Nie!
Chodzi mi o to… Lou… ja uważam, że jesteś piękny. – Tomlinson spojrzał na mnie
zaskoczony, a jego oczy otworzyły się szeroko. Na jego policzki wpłynęły dwa
soczyste rumieńce, a ja lekko się uśmiechnąłem.
-Nie
jestem piękny. – odparł, a ja się zaśmiałem.
-Pozwól,
że ja to stwierdzę.
-Haz…
-Hm?
-Co
teraz?
-Ja…
ja nie wiem.
-Nie
zapomnę o tym, więc wybij sobie ten pomysł z głowy.
-Nawet
nie przyszło mi to na myśl.
-Okej,
więc? Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
-Lubię
Cię, Lou. I tak… często ciężko jest mi się skupić, kiedy jesteś blisko, ale ja
wiem, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Przyjaźnimy się, a przyjaciele
czują się w swoim towarzystwie swobodnie, mogą rozmawiać o wszystkim i nie
rumienią się przy tym.
-Często
się rumienimy.
-No
właśnie. W tym jest problem… dlaczego?
-Nie
wiem. Czasem po prostu… zawstydzam się przy Tobie. Nie panuję nad tym.
-Wiem,
ja czuję się tak samo. – odparłem, nadal nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji.
-Podobam
Ci się? – wycedził nagle Tommo, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Moje
policzki w kilka sekund stały się niesamowicie czerwone.
-Może.
– powiedziałem cicho, pragnąc zapaść się pod ziemie. –Ja chyba wstanę, hm? Nie
traćmy dnia, mieliśmy iść na basen, poopalać się i w ogóle. – mówiłem,
wychodząc spod kołdry.
-Harry.
-Musimy
jeszcze ustalić, jak jutro pojedziemy.
-Harry!
– Louis uniósł głos, a ja w końcu na niego spojrzałem.
-Słucham?
-Uspokój
się.
-Jestem
spokojny.
-Dlaczego
uciekasz przed tą rozmową?
-Nie
uciekam.
-Boisz
się czegoś?
-Co?
Nie.
-To
czemu nie chcesz o tym normalnie porozmawiać?
-…
-Harry?
-Po
prostu nie chcę o tym gadać.
-Boisz
się, tylko nie wiem czego.
-Okej,
boję się. Wygrałeś. – powiedziałem zdenerwowany. Miałem już dość ciągłego
udawania i owijania w bawełnę.
-Ej.
– zaczął Lou, siadając obok mnie na brzegu łóżka. –W nic nie gramy. Chcę tylko
porozmawiać. – powiedział, znowu sięgając po moją dłoń, zaczynając bawić się
palcami.
-Okej.
-Czego
się boisz? – zapytał, spoglądając na mnie, lecz ja miałem wzrok utkwiony w
podłogę.
-Że
mnie odrzucisz. – wyszeptałem.
-Co?
Haz, nigdy bym Cię nie odrzucił.
-Tak
się tylko mówi.
-Dlaczego
miałbym to zrobić?
-Jestem
gejem.
-Też
nim jestem, Haz.
-Lubię
Cię.
-Ja
Ciebie też.
-Podobasz
mi się, Lou. Lubię Cię bardziej, niż powinienem. Za każdym razem, kiedy mnie
dotykasz przebiega mnie miliony dreszczy, a gdy powiesz coś mniej stosownego,
wyglądam jak dojrzały pomidor. Nie mogę nazwać Cię moim przyjacielem. To tylko
oszukiwanie samego siebie. Ty oczekujesz ode mnie czegoś innego.
-Skąd
wiesz, czego od Ciebie oczekuje?
-W
takim razie, skoro nie wiem, to co zrobiłbyś z tym, co Ci właśnie powiedziałem?
-Ja?
-Tak.
Co byś teraz zrobił? – chłopak odwrócił wzrok i zamyślił się na chwilę. Chwycił
mocniej moją dłoń, po czym ponownie na mnie spojrzał.
-Zrobiłbym
to, co od dłuższego czasu pragnę zrobić.
-Czyli?
– Tomlinson spojrzał na mnie, zastanawiając się nad czymś, po czym lekko się
nade mną pochylił. Kiedy zrozumiałem, co zamierzał zrobić, w moim brzuchu
rozpętała się wojna i mimo, że nie czułem się najlepiej, miałem ochotę
uśmiechnąć się, jak najpiękniej potrafiłem. Chłopak zbliżył się jeszcze
bardziej, a ja mogłem poczuć na twarzy jego oddech. Natychmiast zrobiło mi się
niesamowicie gorąco, a przez całą długość mojego ciała przeszedł przyjemny
dreszcz. Po chwili, poczułem delikatne wargi przyjaciela na swoich i
automatycznie moje oczy się zamknęły. Było to zaledwie muśnięcie, a w mojej
głowie panował chaos i nie umiałem myśleć sensownie. Chciałem więcej, pragnąłem
dokładniej poczuć jego cudowne usta, więc odwzajemniłem pocałunek, ostrożnie go
pogłębiając. Nasze wargi co chwile się otwierały, by ponownie zamknąć w czułym
pocałunku.
Było cudownie, lepiej, niż
kiedykolwiek i nie potrafiłem zahamować narastającego we mnie szczęścia. Nigdy
bym nie przypuszczał, że inicjatorem tego, co się właśnie stało będzie Louis.
Byłem prawie pewny, że według niego nasze stosunki zakończą się na przyjaźni,
lecz jak miłe było moje zaskoczenie.
Kiedy w końcu, a może już, się od
siebie odsunęliśmy, oboje mieliśmy zarumienione policzki. Ciszę przerywały
szybkie i płytkie oddechy, a my potrafiliśmy tylko na siebie patrzeć.
-Pocałowałbym
Cię. – powiedział półszeptem, a kąciki moim ust uniosły się wysoko.
______________________________________________
Cześć wszystkim! <3 W końcu udało mi się napisać rozdział. Siedziałam nad nim chyba tydzień i naprawdę cieszę się, że go skończyłam. Nie jest zbyt długi, ale serio sami mielibyście dość po tylu dniach siedzenia i wgapiania się w ekran laptopa.
Jutro wyjeżdżam nad morze i niestety nie będę miała dostępu do internetu, więc nie dodam rozdziału przez jakieś dwa tygodnie ;/ Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymacie.
Byłoby mi miło, gdybyście zostawili po sobie komentarz i kliknęli w rekacje.
Kocham Was! xx