czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 20.

trolololo.. udało mi się. jednak napisałam dzisiaj :D
Nie musicie już czekać do rana.

Bardzo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom. Jestem pod wrażeniem, że mamy tyle widzów i zainteresowany. 
Mam dla Was dwie niespodzianki.
1. To jeszcze nie jest ostatni rozdział przed epilogiem :)
2. Musicie trochę poczekać :p

Kochamy Was. ♥
Miłego czytania.















Rozdział 20.


*Niall*

-Mam nadzieję, że Lou pozowli Harremu dojść do słowa. - zacząłem, gdy Loczek wyleciał z mieszkania.
-No ja też... ale sam wiesz. Zostawił nad tak jakby bez słowa. - odparł Zayn.
-Musiał wyjechać.
-No dobrze. Może nie zostawił, lecz musiał wyjechać. Ale co to zmienia? Zostawił tylko karteczkę, która nic nie znaczyła.
-Napisał, że musi wyjechać. Miał ważny powód. Masz do niego pretensje? - denerwowało mnie trochę to co mówił Zayn. Przecież Harry napisał, że musi, że kocha Louisa. Gdyby tak nie było, na pewno nie zostawiłby nawet liściku, a przede wszystkim by nie wrócił.
-W pewnym sensie...
-Słucham?! Zayn...
-No co? A co byś zrobił, gdybym tak z dnia na dzien wyjechał i zostawił Ci taki list, jak Harry Lou? - no i w tym momencie zamilkłem. Miał rację, nie byłbym tak wyrozumiały. Po chwili jednak przerwałem ciszę.
-No ale... Zayn. 
-Oh Niall. Nie myśl, że jestem na niego zły. Przez ten rok Lou miał okropne życie i dobrze o tym wiesz. Codziennie baliśmy się o to, czy nie wpadnie na jakiś głupi pomysł i sobie czegoś nie zrobi. Bardzo się cieszę, że Harry wrócił. Zawsze wierzyłem w to, że jeszcze go kiedyś zobaczę i jestem szczęśliwy, że nadszedł ten dzień. Wiem też, że nie jest mu teraz łatwo. Miał swój powód i rozumiem.
-No to kamień spadł mi z serca. - uśmiechnąłem się delikatnie. Już się bałem, że go opętało. Oczywiście też byłem trochę zły na Hazze, że nas tak zostawił, no ale bez przesady. Rozumiem, ze Lou byl na niego wściekły, to chyba oczywiste. Mam nadzieję jednak, że jakoś się ułoży. Nagle zabrzęczał niespodziewany telefon. Spojrzałem się na Zayna, bo wibracje należały do jego komórki. Wcisnął pospiesznie zieloną słuchawkę. 
-Halo?
-Ale nie musiałaś.
-Błagam, uważaj.
-Dziękuję. Tak bardzo Cię kocham.
-Dobrze. O wiele lepiej.
-Halo? Halo! HALO ?!
-Boże.. nie strasz mnie tak.
-Ok ok. Jeszcze raz dziękuję. 
-Mhm. Paa. Kocham Cię. - i odłożył telefon z powrotem na stół. Miał na twarzy ogromnego banana. I z kim on do cholery rozmawiał? Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, lecz się nie odezwał.
-Zaaayn?
-Tak Kochanie?
-Może mi w końcu powiesz z kim rozmawiałeś?
-Oh! Przepraszam! - roześmiał się na cały głos. - Mama zadzwoniła! - wydarł się i zaczął skakać wokół stołu. Machał rękoma, jak rozbestwiony szympans. To w nim chyba kochałem w nim najbardziej. Tak bardzo ponosiły go emocje, gdy był szczęśliwy. Potrafił docenić dosłownie wszystko. 
-Tak się cieszę! - powiedziałem szybko i podbiegłem do niego. Rzucił mi się na szyję i mocno przytulił. - mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - Głupek śmiał mi się do ucha chyba pół godziny. Skakał wokół mnie, ściskał. I Zdecydowanie mi to nie przeszkadzało. Patrzyłem na niego, jak zaczarowany, a na mojej twarzy również gościła ogromna radość. Wiedział co mówił, gdy tłumaczył, że matka go zrozumie. Po długim czasie okazywania szczęścia i emocji Mulat trochę ochłonął. Usiadł mi na kolanach i patrzył w moje oczy, aż zacząłem się rozpływać.
-Dziękuję Ci.
-Mi? - no teraz byłem zmieszany.
-Tak, Tobie.
-Ale za co?
-Za to, że jesteś. - moje serce stanęło. Bożeee.. on tak pięknie dobierał słowa. Przyciągnąłem go do siebie i zacząłem całować jego słodkie wargi. Z początku był to ciągnący się delikatny pocałunek, jednak Zayn zaczął przerabiać go na dość namiętny i porywczy. Mmm... Lepiej być nie mogło.

*Louis*

     Obudziłem się i poczułem dziwną przyjemność ogarniającą moje ciało. Co, co, co? Dlaczego czułem czyjeś usta na moim ramieniu? Odwróciłem się gwałtownie, a obok ujrzałem twarz Harrego. Wystraszył się i odskoczył ode mnie o pół metra.
-Co Ty tu robisz?! - wydarłem się.
-Uspokój się, Lou. Błagam
-Nie! Jak śmiesz tu wracać? Chyba powiedziałem jasno, żebyś tu nie wracał!
-Louis, proszę. Posłuchaj. Daj mi się chociaż wytłumaczyć.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie mam ochoty.
-Kocham Cię. - do oczu napłynęło mi tony łez. Nie mogłem ich powstrzymać. Same zaczęły spływać po moich policzkach. Odwróciłem głowę, aby Harry nie mógł tego zobaczyć. Jednak trudno nie zauważyć całej mokrej twarzy. Kurde. Po chwili poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Nie miałem siły dalej go od siebie odpychać. Jestem słaby. Nic na to nie poradzę. Hazza przytulił mnie mocno do siebie i nie wiem, jak do tego doszło, ale byłem już odwrócony do niego przodem. Wtuliłem głowę w jego tors, a on gładził dłońmi moje plecy. Oczywiście, jak to ja, rozpłakałem się, jak małe dziecko. Nie chcąc robić dalej z siebie pośmiewiska, oderwałem się od niego i spojrzałem w jego oczy. Okazało się, że również był mokry od łez. Matko! Tak bardzo dziękuję Bogu, że Harry wrócił. Ale nienienie. To nie takie łatwe. To, że nie wytrzymałem i się pobeczałem nie znaczy, że wszystko będzie dobrze. Zostawił mnie. Na ponad rok. To nie byle co. Myślę, że to nawet gorsze od zdrady. Odkleiłem się w końcu od niego i usiadłem trochę dalej.
-Mów, co masz mówić. - powiedziałem cicho, aby kolejny raz się nie rozpłakać.
-Lou... oh.. Ja wiem, powinienem o tym z Tobą najpierw porozmawiać. Wytłumaczyć Ci, dlaczego muszę wyjechać.
-Powinieneś. 
-Tak wiem, że jestem skończonym idiotą, że zrobiłem Ci takie gówno. Poza tym myślałem tylko o sobie. Zostawiłem Ci liścik i nic wcześniej nie mówiłem, bo tak było mi łatwiej. To samolubne, wiem. I przepraszam. 
-Rozumiem. Powiesz mi w końcu, dlaczego wyjechałeś?
-Ugh.. ja.. Ja musiałem wyjechać... bo.. - spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Co trudnego w tym pytaniu, nie wiem. - musiałem wyjechać do szpitala. 
-Jakiego szpitala? - teraz to się zdenerwowałem. O czym on mówił? Jaki szpital? 
-Znaczy nie do konca szpitala. Nie wiem jak to nazwać. To taki ośrodek uzdrowiskowy. No ale potem i tak pojechałem do szpitala.
-Jakiego szpitala się pytam?! I dlaczego? Harry, co się dzieję?!
-Lou... jestem chory. - zamilkłem. Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Łzy ponownie zaczęły napływać mi do oczu. - Błagam, nie płacz. - chciał mnie przytulić, lecz nie pozwoliłem na to.
-Co Ci jest do cholery? - zapytałem, zaciskając zęby. 
-Mam białaczkę. Lekarze wykryli ją półtorej roku temu. Odczuwałem zmiany w swoim organizmie, lecz nie czułem się źle. Dopiero po jakimś czasie zacząłem miewać słabsze dni. Było to coraz częstsze. Zrobiłem kolejne badania i wyniki okazały się o wiele gorsze niż poprzednie. Wyjazd był konieczny, jednak opóźniłem go. Nie wiedziałem, jak mam Wam to powiedzieć. Tak bardzo nie chciałem, żebyś się o mnie martwił, żebyś przez to cierpiał. Stchórzyłem i zrobiłem to co zrobiłem. Kilka miesięcy spędziłem w uzdrowisku i były poprawy. Jednak nie były one znaczne, więc trafiłem do szpitala. Tam też mój stan się poprawił. - z moich oczu lały się strumienie łez, lecz nie kazałem mu przestan mówić. Chciałem wiedzieć wszystko. Mój Harry był chory. Dlaczego? Pytam dlaczego? Nie miałem siły nawet o tym myśleć. Z mojego nosa spływała słona woda, która uniemożliwiała mi oddychanie, więc miałem uchylone wargi. Do nich nalewało się trochę łez, a reszta spływała po mojej brodzie i szyi. 
-Jednak... jednak.... powiedziałeś, że jesteś chory. A nie byłeś. - wykrztusiłem z siebie, jąkając się.
-Tak. - dopiero teraz zauważyłem, że Harry również nie był silny. Z jego oczu lały się łzy, jednak potrafił po częsci nad nimi zapanować. Nie wyglądał tak okropnie jak ja. - Bo nie jestem zdrowy, Lou. Nadal... nadal jestem chory. Nie udało im się mnie wyleczyć. Jednak nie chciałem tam dłużej być. Nie potrafiłem bez Ciebie żyć. Musiałem tu wrócić. Nie chciałem umierać w samotności. - na ostatnie zdanie załkałem, prawie dławiąc się własną śliną. Nie mogłem tego słuchać.
-Przestań. - wykrztusiłem tylko. - Błagam, przestan tak mówić! - krzyknąłem przez szloch. Już nie umiałem się hamować. Harry porwał mnie w objęcia. Wtuliłem się w niego z całej siły. Oboje płakaliśmy, jak małe dzieci, mącząc sobie nawzajem koszulki. 
-Przepraszam. - wyjąkał mi do ucha.
Po 15 minutach oderwaliśmy się od siebie, a ja poszedłem słabym krokiem po chusteczki. Wydmuchałem nos w łazience i umyłem twarz. Wróciłem do sypialni i podałem Harremu paczkę chusteczek higienicznych. 
Usiadłem ponownie na przeciwko niego i wziąłem głęboki wdech.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nie mówiłeś nic o chorobie?
-Bałem się.
-Czego?
-Lou, tak bardzo Cię przepraszam. - powiedział i znowu wybuchnął płaczem. Przytuliłem go mocno do siebie.
-Już dobrze.
-Wcale nie jest dobrze. Okłamałem Cię.
-Nie, nie zrobiłeś tego. Po prostu nic nie mówiłeś. To nie to samo.
-Przepraszam. - przytulaliśmy się do siebie mocno i pocieszaliśmy nawzajem. To był dla jeden z najszczęśliwszych o najokropniejszych dni. Harry jest chory. Ma białaczkę. Nadzieja, że wyzdrowieje, ogarniała caly mój umysł. 
-Kocham Cię. - wyszeptałem i pocałowałem go delikatnie w usta.

MTV.

http://www.mtv.com/ontv/vma/2012/most-share-worthy-video/

TWEETUJCIE !
nie możemy pozwolić na to, aby znowu spadli na 2. miejsce.
błagam Was, do roboty! ♥


obiecuję niedługo 20. rozdział :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 19.

Witajcie ponownie :)
Wczoraj wróciłam do domku. Na obozie było naprawdę fajnie, tyle tylko, że w drugim dniu już zachorowałam. Moja asystentka mnie zaraziła no. No ale to nic strasznego. I tak dobrze się bawiłyśmy :)
Napisałam przed chwilką rozdział 19. Jakoś wiele się w nim nie wydarzyło i jakoś bardzo mi się nie podoba. Nie wiem dlaczego, ale chyba tracę wenę ;/ Jest to przedostatni rozdział przed epilogiem. Także, kończymy to opowiadanie, jak i kończą się wakacje.
Myślałam, aby napisać inne opowiadanie o Larrym. Może trochę bardziej przemyślane i lepsze. To było moje pierwsze, więc bądźcie wyrozumiali :p w końcu początki są trudne.
Do kolejnego :)

Miłego czytania <3








Rozdział 19.

*Louis*

    Tego się nie spodziewałem. W drzwiach stał nie kto inny, tylko Harry. Nie mogłem się ruszyć, a co gorsza nie moglem uwierzyć w to co widziałem. Stało się to dla mnie bardziej realne, kiedy mój przyjaciel ruszył się i zbliżył do mnie. Odłożył na ziemię dwie spore torby, po czym podszedł do mnie jeszcze bliżej. Stałem jak wryty i nie wiedzialem, co zrobić. Rozłożył ramiona i chciał mnie przytulić, lecz zrobiłem krok do tyłu i odepchnąłem go lekko.
 -Co Ty tu robisz?
 -Lou, musimy porozmawiać.
 -Chyba nie mamy o czym rozmawiać.
 -Louis...
 -Nie. Nie Louis. Daj mi spokój. Zostawiłeś mnie. 
 -Ale daj mi wyjaśnić..
 -Zostaw mnie w spokoju! Czy to jest takie nie zrozumiałe?
 -Ale Ty nie rozumiesz..
 -Żadne ale! Wynoś się stąd! Nie chcę Cię więcej widzieć, rozumiesz?! - zagrzmiałem i wypchnąłem go z mojego domu, trzaskając za nim drzwiami. To już nie był nasz dom, to był mój dom i tylko mój. Jak on mógł? Porzucił mnie na ponad rok, a teraz wraca i myśli, że tak po prostu będzie tak jak zwykle? Po moich policzkach zaczęły spływać tysiące łez, nie mogłem ruszyć się z miejsca. Stałem z głową w dłoniach i łkałem, jak małe dziecko. Nie mogłem zapanować nad tym co się działo. Nie miałem panowania nad sobą. Jakby ktoś mną zawładnął, a ja, Louis, odszedł gdzieś w nieznane. Ktoś nagle zapukał do drzwi. Uniosłem twarz ku górze, lecz łzy nadal napływały mi do oczu. Wziąłem głęboki oddech i uchyliłem drzwi. Zobaczyłem ponownie twarz Harrego. Może jednak dam mu szanse? NIe. Nie ma takiej opcji. Zatrzasnąłem drzwi i je zakluczyłem. Oparłem się o ścianę i zjechałem w dół, znowu chowając głowę w dłoniach.
 -Lou, otwórz. - starałem się być cicho. Nie miałem ochoty kontynuować tej rozmowy. W ogóle nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
 -Błagam, otwórz.
 -Daj mi spokój.
 -Nie.
 -Dlaczego po prostu nie wrócisz tam, skąd przyjechałeś?
 -Bo nie mogę.
 -Dlaczego?
 -Bo Cię kocham. - do moich oczu napłynęło znowu tone łez. Zacząłem szlochać, jak nigdy. Tak bardzo pragnąłem go przytulić. Nie mogłem, nie mogłem tego zrobić. To było w tym najgorsze. Nie miałem siły się podnieść, a poza tym byłem zbyt wielkim tchórzem. Moje oczy nie chciały widzieć jego cudownej twarzy. Zranił mnie tak bardzo, że sprawia to ogromny ból. Bo ja nadal kocham tego dupka. Chociaż właściwie, kocham, to już za małe słowo.

*Harry*

     Jestem skończonym debilem. Jak mogłem oczekiwać, że Lou mnie przygarnie? Przecież to oczywiste, że będzie zły. Tylko problem w tym, że naprawdę go kocham. Muszę coś zrobić, bo inaczej go stracę. A nie mogę go stracić. Wziąłem moje torby i udałem się w stronę domu Zayna. Może on mnie nie odrzuci. Szedłem chodnikiem, którym niegdyś szedłem z Louisem do szkoły. Te wszystkie sklepy, które mijałem sprawiły, że wspomnienia miały jeszcze silniejszą moc. Nie mam pojęcia, jak znalazłem tyle siły i wyjechałem. Może to powód wyjazdu mnie umocnił w tej decyzji. Jednak nie mogłem wytrzymać bez moich przyjaciół i najważniejsze bez mojego ukochanego. Tak strasznie za nim tęskniłem. Dzień w dzień oglądałem jego zdjęcia i wspominałem nasze wspólne chwile. Płakałem nie raz, bo tak bardzo chciałem wrócić, lecz wiedziałem, że nie mogę. Teraz, zrozumiałem, że nie potrafię bez nich żyć. Musiałem tu przyjechać. Nie ważne na ile, ważne, że zobaczyłem twarz, która zawsze sprawiała, ze byłem szczęśliwszy. Tyle tylko, że on nie chciał mnie widzieć. Najgorsze jednak było to, że ta osoba, płakała przeze mnie. Zapewne też nie raz. 
Doszedłem w końcu do domu mulata i zapukałem niepewnie w drzwi. Juz po chwili otworzył je Niall. Co tu robił Niall? Wiem, że byli razem, ale jest późny wieczór... Może czegoś się w końcu dowiem?
 -Harry? 
 -T... tak. Cześć. - od razu do mnie podbiegł i mocno się do mnie przytulił. Wtuliłem się w ciało blondyna. Tak bardzo tęskniłem za tymi ludźmi.
 -Co Ty tu robisz? I dlaczego... wyjechałeś?
 -Przepraszam, że się nie odzywałem. - wyszeptałem, bo nie mogłem powiedzieć nic głośno. Miałem ogromną gule w gardle.
 -Wejdź. Porozmawiajmy. - otworzył mi drzwi, a ja wszedłem do środka. Zostawiłem torby w przedpokoju i zdjąłem swoje stare trampki. 
 -Zayn! Chodź szybko! Mamy gościa! - krzyknął szybko Niall, a mulat zbiegł po schodach, jak oparzony. Stanął na przeciwko mnie, jakby ktoś go zaczarował, że niema się ruszać.
 -Harry? Boże! Jak ja za Tobą tęskniłem! Gdzieś Ty się podziewał?! - rzucił się na mnie, że aż sie zachwiałem. Zaśmiałem się głośno i przytuliłem przyjaciela. 
 -Zaraz Wam wszystko wyjaśnię.
 -Chodźmy do pokoju. Chcesz coś do jedzenia, picia? 
 -Nie, dziękuję. - poszliśmy do salonu i usiadlem na przeciwko chłopaków w fotelu.
 -No to opowiadaj. Czemu nas zostawiłeś? I dlaczego zostawiłeś Louisa? Byłeś u niego? - zapytał Zayn, jak nakręcony.
 -Byłem u niego, lecz nie chciał ze mną rozmawiać. Zresztą czego mogłem się spodziewać. Ale się nie poddam. Nie mogę się poddać. Postaram się jeszcze z nim porozmawiać. 
 -Wiesz Harry... On od roku jest w coraz gorszym stanie. Ciągle płacze, nie wychodzi z domu. - potarłem twarz dłońmi. Zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Jestem totalnym gnojkiem. - ale Hazza. Przecież wiesz, że on Cię kocha. Wszystko będzie dobrze.
 -Jestem debilem. Mogłem mu powiedzieć, dlaczego musiałem wyjechać. Może byłoby lepiej. 
 -Może powiesz nam w końcu dlaczego wyjechałeś?
 - I gdzie? - dopytał jeszcze Zayn.
 -Bardzo chciałbym Wam powiedzieć.
 -Harry, no bez jaj. - odparł Zayn.
 -Nie o to chodzi. Ja po prostu chciałbym, żeby Lou dowiedział się pierwszy.
 -Aa. no rozumiem. 
 -Byłem w Brighton. Tyle mogę Wam powiedzieć. 
 -To trochę się najeździłeś. 
 -Musiałem. Powiem Wam, obiecuję. Tylko, że najpierw Louis. 
 -Ok ok. Rozumiemy. - uśmiechnął się Niall.
 -Aa.. Wy? - spojrzałem na blondyna, a potem na Zayna. Oboje usmiechnęli się szeroko.
 -Mieszkamy razem. - odpowiedzieli zgodnie w jednym momencie, na co wszyscy się zaśmialiśmy. 
 -Harry.. - zaczął Niall. - Czy Ty przypadkiem nie masz zapasowych kluczy do mieszkania? - moje oczy zabłysnęły. 
 -Mam. 
 -Louis szybko chodzi spać i ma dość długi sen. - zerwałem się szybko i założyłem trampki. - Spokojnie. Nie wystrasz go, ok? Możesz zostawić torby. 
 -Jejuu. strasznie Wam dziękuję! - przytuliłem ich szybko i wyleciałem z mieszkania. Prawie, że biegłem. Spojrzałem na telefon, było już po 22. Myślę więc, że nie będzie problemu. 
Po chwili stałem już przed drzwiami mieszkania, w kótrym niegdyś mieszkałem z Louisem. Stałem tak przez chwilę i patrzyłem w nie tępo. A co jeśli on jeszcze nie śpi? Zrobi wielką awanturę? Zadzwoni na policję, że go nachodzę? Wdech, wydech... Z mieszkania nie dochodziły mnie żadne dźwięki, więc na pewno musiał spać. Wyjąłem klucze z kieszeni, które wcześniej wyciągnąłem z torby i wlepiłem w nie wzrok. Wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem powietrze. Raz się zyję. Włożyłem klucz w otwór i przekręciłem zamek. Nacisnąłem następnie na klamkę, a drzwi się uchyliły. Wszedłem po cichu do mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozejrzałem się wokół. Było tu tak jak kiedyś. Żadnych zmian... no może z wyjątkiem jednej. Panował tu spory nieporządek i nieład. Pełno chusteczek walało się po ziemi. Zabrałem się więc za podnoszenie ich i wyrzucenie. Przecież mogło tu być milion bakterii i zarazek. 
Po jakichś 20 minutach chusteczki leżały już w śmieciach. Chociaż coś. Może to żałosne, ale robiłem wszystko inne, niż wejście do sypialni Louisa. Jednak musiałem to zrobić, mimo lęku. Ruszyłem ostrożnie w stronę, kiedyś naszego pokoju. Drzwi były uchylone, więc wśliznąłem się niepewnie do środka. Na moje zaskoczenie nie panował tu taki nieład, jak w salonie. Było tu ładnie i wszystko leżało na swoim miejscu. Spał na boku, po lewej stronie łóżka. Na prawej była ułożona pościel, moja pościel. Uśmiechnąłem się mimowolnie, lecz zachciało mi się również płakać. Jak ja mogłem go zostawić?
Ruszyłem trochę bliżej, po czym delikatnie usiadłem na łóżku. Zdjąłem trampki i ułożyłem się na mojej stronie. Leżałem, z podpartą głową na łokciu i wpatrywałem się w piękne ciało mojego przyjaciela. Znałem każdą część jego ciała i każdą kochałem. Nie wiem, jak wytrzymałem rok bez tego cudownego człowieka. Przybliżyłem się trochę do niego. Bardzo ostrożnie pogładziłem palcami jego gołe ramię. Był zwrócony do mnie tyłem. Patrzyłem, jak pod wpływem mojego dotyku, jego skóra się najeża. Zniżyłem głowę i pocałowałem go w chłodną skórę. Była świeża i słodka. Taka jak zawsze.

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 18.

Cześć :)

Oto kolejny rozdział tej słabej opowieści o Larrym. Dla mnie niestety, dla Was w końcu, nastąpi niedługo jej koniec. Jest to ostatni rozdział przed epilogiem. Byłabym strasznie wdzięczna za komentarz od każdej osoby, która czytała to opowiadanie. To dla mnie bardzo ważne i z góry dziękuję.
Tak właściwie długo myślałam o tym, jak zakończy się ta historia. Miałam mały pomysł, ale do niego trzeba było wymyślić coś konkretnego, żeby to wyszło. Chyba mi się to udało, dzięki mojej asystentce :D
Mam nadzieję, że nie było, aż tak źle ;)

Miłego czytania <3



Rozdział 18.
Rok później. 

*Zayn*

     Minęło już tyle czasu odkąd jestem z Niallem. Niedawno obchodziliśmy naszą pierwszą rocznicę. Było cudownie. Kocham to, jak obdarowuje mnie pocałunkami i tymi pełnymi miłości spojrzeniami. Uwielbiam budzić się w jego ramionach i budzić go, całując czule w usta. Jego potargane włosy rano... mówię Wam, bezcenny widok. Ten czas minął nam naprawdę dobrze. Oczywiście, między mną i Niallem, bo nie wszystko może być tak różowe... niestety. Jak wiecie Harry i Louis byli ze sobą. Żyli szczęśliwie przez 3 miesiące. Louis teraz mieszka sam w ich, niegdyś wspólnym mieszkaniu. Nigdzie nie wychodzi, chyba, że go gdzieś wyciągniemy. Od 9 miesięcy jest tak samo, żadnej poprawy. Nie myślcie, że Harry umarł! Broń Boże! Mam nadzieję, że żyje i nic mu nie jest. Ponad 8 miesięcy temu Hazza wyjechał. Nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dlaczego. Podobno nie pokłócił się o nic z Lou. Napisał mu krótką karteczkę z niczym konkretnym i wyjechał. Louis szukał go przez prawie pół roku. Jeździł po świecie z nadzieją, że może gdzieś znajdzie Loczka. Jednak wszystko na nic. Poddał się 2 miesiące temu i załamał się jeszcze bardziej. Czasem nawet nie wpuszcza nas do środka. Większość czasu śpi albo płacze. Nie podejrzewałem, że Lou może być w takim stanie. Bardzo długo i dobrze znam Harrego i po nim mógłbym spodziewać się takiego zachowana po stracie Louisa, ale po nim nie. Jak widzę jego podkrążone i przekrwione oczy robi mi się słabo. Jednak staramy się z Niallem i odwiedzamy go prawie codziennie. Nasz przyjaciel jest w strasznym stanie. Bardzo się o niego boję, bo w końcu od 9 miesięcy niema poprawy i nie dopuszcza do siebie żadnej pomocy.
     Jeśli chodzi o Liama to mieszka on z Danielle kilkadziesiąt kilometrów od nas. Przeprowadzili się, gdyż Liam wybrał się na studia medyczne, które znajdowały się akurat tam. Myślę, że są szczęśliwi, bo zawsze w swoim towarzystwie czuli się wyjątkowo. 
-Dzien dobry. - przywitał mnie Niall i pocałował delikatnie w policzek. 
-Cześć. - uśmiechnałem się do niego i przyciągnąłem blisko. Blondyn zamruczał do mojego ucha, a ja się rozpłynąłem. Kochałem jego głos tak bardzo jak samego Nialla. Byliśmy ze sobą tak długo, a nadal działał na mnie tak niesamowicie.
-Boję się. - wyszeptał cicho.
-Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. - właśnie, nie powiedziałem Wam o czymś. Dzisiaj postanowiłem w końcu odwiedzić moich rodziców. Oczywiście, odwiedzałem ich co jakiś czas, ale tym razem zamierzałem pojechać do nich z Niallem. Nie jako przyjacielem, ale chłopakiem, którego kocham nad życie. Nie wiem, jakiej reakcji mam się spodziewać, ale Niall był zdecydowanie pesymistycznie do tego nastawiony. Moim zdaniem, rodzice powinni to zrozumiem. W końcu jestem z nim szczęśliwy i wiele nas łączy. 
Trzy godziny później.
Za jakieś 15 minut będziemy w mojej rodzinnej miejscowości. Blondyn od pół godziny wiercił się na siedzeniu i jęczał, że się boi.
-Niall, uspokój się.
-Ale oni nas nie zaakceptują. 
-Zrozumieją. 
-Ugh.. nic nie rozumiesz.
-Rozumiem i to dobrze. Kocham Cię i jestem z Tobą szczęśliwy. Moje szczęście jest dla nich ważne, więc powinni zrozumiem, ok? Wszystko będzie dobrze, obiecuję. 
-Ja Ciebie też kocham. - uśmiechnął się do mnie i patrzył na mnie tymi słodkimi, błękitnymi oczami. Zaśmiałem się pod nosem i skręciłem, po czym zaparkowałem niedaleko mojego domu. 
-Jesteśmy. - westchnąłem, wyłączając silnik. Spojrzałem na Nialla i dopiero teraz zacząłem się trochę stresować. Blondyn chyba to wyczuł, bo przyciągnął mnie do siebie i podarował mi czuły pocałunek. Rozluźniłem się nieco i otworzyłem drzwi samochodu. 
Po 15 minutach przytulania mnie przez moich rodziców i siostry w końcu usiedliśmy w salonie. Siostry poszły do siebie, więc mogliśmy zacząć rozmowę.
-Mamo, tato... bo chciałem Wam coś powiedzieć.
-Tak, Kochanie? - zapytała, wciąż uśmiechnięta, mama.
-Jak wiecie to jest Niall. - wskazałem na blondyna.
-Taak. Twój przyjaciel. - uśmiechnęła się jeszcze bardziej mama.
-Właśnie nie.. - wziąłem głęboki wdech, po czym wypuściłem powoli powietrze. - Niall jest kimś o wiele ważniejszym. - rodzice spojrzeli na mnie zmieszanym wzrokiem. Błękitnooki miał zaciśnięte pięści, a jego mięśnie były napięte. Był gotów do ucieczki. Bał się. Ja zresztą też. 
-Nie rozumiem. - odezwał się w końcu ojciec. 
-Jestem gejem. - powiedziałem trochę ciszej niż normalnie.
-Słucham?! - wrzasnął mój ojciec. - Chyba się przesłyszałem. 
-Nie tato. Jestem gejem i kocham Nialla. - powiedziałem szybko na wydechu. Mama patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Nic nie mówiła. Chyba wiem dlaczego. Bała się ojca, gotował się ze złości. Moja matka była zawsze tolerancyjną i rozważną kobietą. Nie interesowało ją jak i dlaczego, ale to, że jestem szczęśliwy. Jednak ojciec rozumował zupełnie inaczej i to własnie było problemem. 
-Powiedz, że to jakiś głupi żart. - powiedział ostrym tonem.
-Nie chcę Wam okłamywać.
-Czy Ty już zupełnie oszalałeś?! Co powiedzą sąsiedzi?! Zapomniałeś już, jakiego wyznania jesteś? Co Ty sobie myślisz?! - zaczął się wydzierać i wstał. Odruchowo również wstałem. Niall był już przy drzwiach. 
-Tato, ja wiem. Ja rozumiem. 
-Jak rozumiesz, skoro odwalasz coś takiego?! Nie takiego Cię wychowałem!
-Wiem jakiego mnie wychowałeś.
-Nie pyskuj gówniarzu! Zostajesz tu! A ten smarkacz niech stąd wypierdala! NATYCHMIAST! - Niall już otwierał drzwi, kiedy wykrzyczałem.
-NIE! Nie masz prawa mnie tu zatrzymywać! Ani nazywać tak mojego chłopaka! Kocham go i jestem z nim szczęśliwy! I nie zepsujesz mi tego! Jeśli on ma wyjść to ja i ja wyjdę.
-To wynoś się z tego domu! - w moich oczach pojawiły się łzy. Blondyn cały przerażony prawie, że wybiegł z domu. Gdy zamykałem drzwi spojrzałem jeszcze pełnym nienawiści spojrzeniem na ojca i trzasnąłem drzwiami. Pokierowałem się od razu do samochodu. Przez drogę powrotną żaden z nas się nie odezwał. NIe wiedziałem, co mam myśleć. Rozrywało mnie od środka, bo wiem, że wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybym rozmawiał tylko z mamą. Zrozumiałaby, jestem tego pewien. Jednak ojciec kieruje się tym, co pomyślą sąsiedzi. Aż robi mi się niedobrze. Nie wiem, jak można być tak okrutnym. 
Gdy dotarliśmy do domu, byłem już trochę bardziej spokojny. Nie bałem się już tak bardzo. 
-Przepraszam. -wyszeptał bardzo cicho Niall, przysiadając się do mnie w kuchni.
-Ty? Niall, nie masz za co przepraszać.
-Ale to mnie nienawidzi Twój ojciec.
-Mój ojciec już taki jest. I nie pozwolę mu zepsuć naszego związku, rozumiesz? Nie obwiniaj się, bo nic złego nie zrobiłeś, ok?
-Dobrze. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - Blondyn wstał i przytulił mnie do siebie mocno. Podniosłem się z krzesła w jego objęciach i wtuliłem się w jego tors.

*Louis*

     Siedziałem właśnie w fotelu i oglądałem TV. Nawet nie wiem co leci, po prostu patrzę się tępo w ekran telewizora, żeby jakoś zabić czas. Szczerzę nienawidziłem tego fotela. Zawsze, gdy w nim siedziałem, Harry przychodził do mnie i siadał mi na kolanach. Tulił się do mnie i łasił. Całował moją szyję, aż w końcu nie zacząłem odwzajemniać jego pieszczot. te wszystkie wspomnienia zabijały mnie od środka. Czułem się kompletnie pusty. Osoba, która była dla mnie, jak całe moje życie tak po prostu zniknęła. Zostawił mi głupią karteczkę. Zapisał tam słowa, które tak naprawdę mogły nic nie znaczyć. Znałem ją na pamięć, lecz wgapiałem się w nią godzinami. Śledziłem każdą literkę, abym mógł podziwiać jego charakter pisma. Jak dla mnie był cudowny, wręcz idealny. Słowa jednak były bolesne.

"Dzień dobry Louis. Zapewne dopiero wstałeś i szukasz mnie po całym domu. Nie szukaj, nie znajdziesz mnie już. Przepraszam, ale musiałem odejść. Myślałem nad tym kilka tygodni, aż wybrałem tą prawidłową decyzję. Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham. Musisz zrozumieć, ale musiałem wyjechać. Już za Tobą tęsknię. Pisząc to, łzy natarczywie spływają po mojej twarzy. Bardzo chciałbym zostać i żyć z Tobą już na zawsze, lecz nie mogę. Również nie mogę Ci powiedzieć dlaczego. To zbyt trudne. Nie szukaj mnie, proszę. Nie trać czasu. Zapomnij o mnie i żyj normalnie. Jakby nigdy mnie nie było. Zrób to dla siebie i nie rób nic dla mnie.  
Kocham Cię.
Na zawsze Twój,
Harry. ♥"

     Za każdym razem, gdy przypominam sobie treść tego krótkiego listu płaczę jak dziecko. Staram się o nim nie myśleć, lecz to jest silniejsze ode mnie. Nie ma dnia, abym nie płakał z myślą o tym liściku. Harry siedzi w mojej głowie bardzo długo czas. Męczy mnie to cholernie, ale nic nie poradzę. Kocham go całym swoim sercem. Bez niego, czuję, jakby część mnie odeszła. To naprawdę okropne uczucie. Nie polecam. 
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zapewne kolejne odwiedziny zakochanej pary. Jak się czujesz? Może gdzieś wyskoczymy? Blablabla. Kocham ich, ale ile można? Podszedłem do drzwi i otworzyłem je.
Nie stał tam Zayn, ani Niall. Tym bardziej nie stał tam też Liam. O matko. Tego się nie spodziewałem. W drzwiach stał nie kto inny, tylko Harry.

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 17.

Hej :)
Już wróciłam do domku i nawet zdążyłam dla Was napisać 17. rozdział. Pisałam go dość długo i mam nadzieję, że nie na próżno. Nie wiem, czy się spodoba, ale ja jestem osobiście z niego dumna. Długo zbierałam się na jakieś zbliżenie między Harrym a Louisem i w końcu mi się udało.

Miłego czytania <3


Zapraszam na jedno-party :)


Rozdział 17.

*Louis*

     Szukałem właśnie w szafie Harrego jakichś bokserek i bluzki. Był teraz pod prysznicem, a ja przeszukiwałem mu pokój. Nagle usłyszałem krzyk Loczka.
-Louuuuis!!! - zerwałem się i pobiegłem w stronę łazienki, jak oparzony.
-Harry? Co się stało? - zapytałem zdenerwowany, mówiąc do szpary w drzwiach.
-Zimno mi. - powiedział załamanym głosem.
-Boże, Harry! Nie strasz mnie. - odetchnąłem z ulgą, po czym po chwili znowu się spiąłem. Dlaczego on mnie wołał i mówił, że mu zimno? Wdech, wydech...
-Chodź do mnie. - o boziu, o boziu, o boziu. Tu już wdech i wydech nie pomoże. Moje serce galopowało, jakby dostało ogromnego kopa. Harry! Doprowadzasz mnie do szału, a nawet Cię nie widzę!
-Słu...słucham?
-No chodź tu do mnie. Zimno mi. A chcę, żeby było mi cieplej. - zaśmiał się nerwowo. Jednak też był trochę przerażony całą tą sytuacją. Wszedłem powoli do parującej łazienki.
-Zamykaj te drzwi! Zimno leci! Leci zimno! - zamknąłem łazienkę, wybuchając śmiechem. 
-Jesteś popieprzony. - powiedziałem pod nosem, chichocząc. Hazza wyjrzał zza parawanu i spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
-Słyszałem! No ale dobrze, chodź tu! - pociągnął mnie do siebie, ale się wykręciłem, żeby mnie nie wsadził pod prysznic.
-Chwila! - zdjąłem z siebie koszulkę, a Hazza zamruczał. Następnie rozpiąłem pasek i guzik spodni, po czym zabrałem się za ich ściąganie.
-Kurwa, Louis, nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym to zrobić! - i w tym momencie moja twarz przybrała koloru buraka. Jak on na mnie działa. Zaczyna mnie to przerażać. No ale Louis! Opanuj się. Bądź silny. Zaśmiałem się i stanąłem na przeciwko wanny. 
-A to? - spojrzał na moje krocze, przyodziane bokserkami, a potem w moje oczy. Gorąco, bardzo gorąco.
-To zostawiłem specjalnie dla Ciebie. - uśmiechnął się do mnie, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Pociągnął mnie za ramię, a ja wpadłem, chlapiąc się, pod prysznic. Odwrócił mnie do siebie przodem i objął dłońmi w talii. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. No po prostu czułem, jakbym płonął. Na dodatek, przylgnął do mnie całym ciałem... a był goły, całkiem goły. Mój kolega na dole, pod wpływem jego ciała, nagle obudził się do życia. Harry zamruczał mi do ucha i zaczał jeździć dłońmi po moich plecach. Ja po prostu stałem i nie wiedziałem co mam zrobić. Było mi tak przyjemnie i zarazem głupio. Ogarnąłem się trochę i przytuliłem go do siebie. Loczek przejechał dłońmi w dół i wśliznął dłonie w moje bokserki. Ścisnął moje pośladki, a ja mimowolnie wygiąłem je do przodu, na co Harry jęknął. Nie wiem, czy się już dało bardziej, ale czułem jak czerwienie się jeszcze mocniej. 
-Przepraszam, to przez przypadek. Ja... - zamknał moją buzię czułym pocałunkiem. 
-Lou, spokojnie. Rozluźnij się. Nikt Cię tu nie zadźga. - uśmiechnął się słodko. - Nie denerwuj się tak. - nachylił się do mojego ucha. - a tak między nami... sprawiłeś mi tym ogromną przyjemność. - nie wiem dlaczego, ale na jego słowa zamruczałem. Nabrałem powietrza do płuc, po czym wypuściłem je i wygnąłem z siebie wszystko co mnie krępuje. Może nie wszystko, ale się starałem. Przyciągnąłem Harrego bliżej siebie i również ścisnąłem jego pośladki, na co pisnął z zachwytu.
- Podoba mi się taki Lou. - wyszeptał i spojrzał w moje oczy. Były takie błyszczące. Zbliżył się do mnie i po chwili, zamykając oczy pocałował mnie. Był to czuły i delikatny pocałunek. O matko, nigdy mnie tak nie całował. Po moim ciele rozlała się fala gorąca. 
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham. - powiedziałem i tym razem to ja zniszczyłem odległość między nami. Nie mogłem wytrzymać i wpiłem się w jego usta. Na początku całowaliśmy się czule, lecz to przeradzało się co chwile w coraz namiętniejszy i gorący pocałunek. Nie odrywając ode mnie warg, Hazza błądził dłońmi po moim ciele. Nie wiem jak on to zrobił, ale dopiero teraz zauważyłem, że nie miałem na sobie już żadnego materiału. Nie zauważyłem, lecz poczułem. O kurwa! Jego członek, dotknął mojego. Sapnąłem mu prosto do ust, po czym chcąc, sprawić mu większą przyjemność, pchnąłem miednicą do przodu. Harry jęknął dość głośno i zrobił to co ja. Nie mogłe opisać uczucia,, które mnie wtedy ogarnęło. Na chwilę, miałem po prostu czarno przed oczami. 
-Lou. - oderwał się ode mnie i spojrzał w moje oczy, oddychając ciężko. Patrzyłem na niego zmieszanem wzrokiem, a on zaczął klękać przede mną. Omatuloomatulo, on chciał to zrobić! Mi! Teraz! Wdech, wydech, wdech, wydech... Zamknąłem oczy, gdy Loczek złapał go w rękę. Zaczął wykonywać nią ruchy, które sprawiały, że kręciło mi się w głowie. Obdarowywał mój brzuch delikatnymi pocałunkami, a ja odpływałem. Nagle oderwał ode mnie usta oraz dłoń. Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół. Harry właśnie brał go do buzi. Zamknął szybko jedną ręką wodę, która trochę mu przeszkadzała i zassał główkę mojego przyrodzenia. Zacisnąłem pięści i walnąłem nimi o ścianę, po tym jak do niej przylgnąłem. Nie mogłem opisać tego, jaka rozkosz rozpłynęła się po moim ciele. Dosłownie od stóp do głów, czułem przeszywającą przyjemność. Mój chłopak zaczął ruszać głową, wzdłuż mojego penisa. Poczułem, jak stał się jeszcze bardziej twardy, chociaż nie wiedziałem, iż to możliwe.
-Mm.. Harry... Ugh... - starałem się wypuszczać te dźwięki z ust jak najciszej i na razie szło mi całkiem dobrze. Nagle Harry wsunął go całego do buzi. I całe starania poszły się jebać. Jęknąłem tak głośno, że zapewne cały blok mnie usłyszał. Tak właściwie to miałem to gdzieś. Loczek wyjął go z jamy ustnej i zaczął lizać wzdłuż. Co on wyprawiał z moim kolegą, to się w głowie nie mieści. Gdy ponownie wziął go całego do buzi, myślałem, że zaraz padnę. Ruszał głową tak szybko... i na dodatek mój członek dotykał przy każdym ruchu ścianki jego gardła.
-Oh... Kurwa... Ha...Harry... ja... o boże... zaraz... zaraz dojdę! - krzyczałem, jakby mi się dom palił, ale o konsekwencjach będę myślał kiedy indziej. Harry na moje słowa przyspieszył jeszcze bardziej, a ja wygiąłem się w łuk i doszedłem w jego buzi. Moje nogi były miękkie, gdy stanął naprzeciwko mnie i połknął moją spermę. Dobrze, że opierałem się o ścianę, bo inaczej bym chyba się przewrócił. Byłem cały mokry od potu i ledwo łapałem oddech. Hazza uśmiechnął się do mnie, a ja zebrałem siły i przyciągnąłem go do siebie. Podarowałem mu pocałunek, w który włożyłem całe swoje siły. Widać, wyszło mi, bo chłopak, aż pisnął z przyjemności.
-Jesteś niesamowity. - wyszeptał mi w usta.
-Ja? No chyba nie. - zaśmiałem się. - To Ty doprowadzasz mnie do takiego stanu. - zamruczałem, a Harry w odpowiedzi zaczął mnie całować z ogromną namiętnością. Przytuliłem go mocno do siebie, nie odrywając od niego ust. 
-Odwdzięczę Ci się jutro, co Ty na to? - zapytałem go, odklejając się od niego na chwilę.
-Jestem za. - zaśmiał się. - a teraz chodźmy spać. Jestem zmęczony. 

*Zayn*

    Obudziłem się w ramionach Nialla. Był to chyba najpiękniejszy poranek na świecie. To co wczoraj zrobił... przyprawiało mnie o dreszcze. Na samą myśl robiło mi się gorąco. 
Przewróciłem się na bok, aby zobaczyć jego twarz. Jeszcze spał. Był taki słodki, że miałem ochotę go zjeść. Pocałowałem go w ramię, a potem nieco niżej. Zaczął się wiercić, a po chwili ociężale otworzył powieki. 
-Przepraszam, że Cię obudziłem. - wyszeptałem.
-Oj przestań. - zaśmiał się i pochylił nade mną. Pocałował mnie dłuugo, po czym oderwaliśmy się od siebie i wstaliśmy. Tak, zdecydowanie był to najpiękniejszy poranek na świecie. Po umyciu zębów i ubraniu się Blondyn chwycił mnie za dłoń i zeszliśmy razem na dół. Zabraliśmy się za robienie naleśników. Po domu rozszedł się słodki, cynamonowy zapach. W trakcie gotowania nie zabrakło rzecz jasna czułości, bez który byśmy nie wytrzymali. Ahh... mógłbym tak żyć przez cały czas. 

piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 16. część 2.

Cześć :3
Udało mi się! Napisałam. 
Zapewne nie jest to, czego się spodziewałyście, ale po prostu nie chciałam niektórych spraw rozwijać za szybko. Przepraszam, że taki krótki, ale mam tu mało czasu :(
Jak wrócę do domu, obiecuję, że napiszę coś lepszego i dłuższego :)
No i już niedługo ukaże się pierwszy jedno-part bromance. Tylko na razie sie zastanawiam, jaka para będzie brała w nim udział :>

Miłego czytania <3





Rozdział 16. część 2.

*Louis*

      Wszedłem do szpitala z dwoma rogalikami w papierowej reklamówce. Pokierowałem się szybkim krokiem do sali Harrego. Dzisiaj już wychodzi! Jakże się cieszę, że już koniec tej udręki i zamartwiania się o jego zdrowie. Drzwi od jego pokoju były otwarte, co mnie trochę zdziwiło. Wszedłem do pomieszczenia i stanąłem jak wryty. Jego łóżko było puste i zaścielone. Nie wiem dlaczego, ale od razy pomyślałem o najgorszym. Moje serce zaczęło przyspieszać o wiele za szybko. Wyskoczyłem z sali i pobiegłem do najbliższej pielęgniarki na tym oddziale. Zaczepiłem pewną blondynką, idącą spokojnym krokiem przed siebie.
     -Przepraszam! - krzyknąłem za nią o wiele za głośno. Odwróciła się i spojrzała na mnie, pytającym wzrokiem. Podbiegłem do niej szybko. - Harry Styles. Gdzie on jest? Dlaczego jego łóżko jest puste?!
     -Louis Tomlinson? - na jej pytanie moje oczy zrobiły niewyobrażalny wytrzeszcz. Skąd ona znała moje imię i nazwisko do cholery?
     -Eee.. tak. - odpowiedziałem tępo.
     -Niech Pan zajrzy na dziedziniec. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie radośnie. Podziękowałem jej i jak najszybciej pognałem na podwórze. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie widziałem Hazzy. Zrobiłem kilka kroków do przodu, ale bez zmian. Wszedłem więc w jakąś uliczkę i zacząłem wypatrywać mojego ukochanego między drzewami.Nagle poczułem jak ktoś wskakuje na moje plecy i owija ramiona wokół mojej szyi. 
     -Cześć Kochanie. - wyszeptał mi prosto do ucha, a ja poczułem jak wzdłuż mojego kręgosłupa przechodzi tysiąc dreszczy. Zrzuciłem Loczka z pleców i odwróciłem się do niego przodem.
     -Nigdy więcej tak nierób! Jak masz na mnie czekać w sali to masz tam czekać! - wykrzyczałem zdenerwowany. Gdy zobaczyłem puste łóżko Harrego byłem przerażony. Tak, tak... bardzo śmieszne. A Wy jakbyście zareagowali, hm?!
     -Ej, ej... przecież czekałem tylko 50 metrów dalej. - odparł lekko zszokowany. 
     -Przestraszyłem się. - powiedziałem, trochę spokojniejszym tonem i opuścilem głowę na dół. Harry złapał mnie dwoma palcami za podbródek i uniósł moją głowę na wysokość swojej.
     -Nie chciałem, żebyś się wystraszył, LouLou. Chyba dobrze o tym wiesz.
     -Oj no wiem... ale... ale... co byś zrobił, gdybyś zastał puste, zaścielone łóżko w szpitalu, na którym powienien siedzieć Twój najpiękniejszy i najcudowniejszy chłopak na świecie? - zapytałem lekko się rumieniąc. Harry patrzył na mnie tymi ślicznym, zielonymi oczami, jak zamurowany. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby się szybko odezwać.
     -Powiedziałem coś nie tak? - na te słowa Loczek przyciągnął mnie do siebie jak najbliżej i wpił woje wargi w moje. Objąłem go mocno w talii, żebym mógł poczuć ciepło, bijące od jego ciała. Owinął ręce wokół mojej szyi i wsunął język do mojej buzi. Moje nogi były jak z waty, gdy pieścił moje podniebienie. Czułem się, jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Po chwili oprzytomniałem i przypomniałem sobie, że jesteśmy na dziedzińcu przed szpitalem i się całujemy! Oderwałem się od niego z ogromnym bólem.
     -Chodź. Mam dość tego miejsca. - powiedziałem. - Gdzie Twoja torba?
     -Gemma mnie rano odwiedziła. - uśmiechnął się, ukazując swoje słodkie dołeczki. - Wzięła torbę, zawiozła do mnie i powiedziała, że nie opuści mojego mieszkania, dopóki wszystkiego nie wypierze. - zaśmiał się. - Moja najkochańsza siostra świata. 
     -Co za leń. Udaje chorego, żeby wszyscy wokół niego biegali. 
     -Ej! - zaśmiał się i popchnął mnie biodrem w bok.
     -No zartuję. - zaczałem się śmiać. Czy już mówiłem, że gdy jestem przy Harrym czuję się jak dziecko szczęścia? 
Moje serce oszalało, gdy poczułem, jak Loczek chwycił moją dłoń, splatając nasze palce i pociągnął mnie do przodu.
     -No chodź. Rusz swoją piękną dupcie! - dogoniłem go i wyszczerzyłem jak debil. Pocałowałem go szybko w policzek i poszliśmy w stronę jego mieszkania.

Pół godziny później.
     -Louis... bo... eee... mam pytanie. - zaczął Harry, gdy weszliśmy do jego mieszkania.
     -Taak? - zapytałem. 
     -Ale nie chcę naciskać... Ja po prostu... - urwał i zamilkł na chyba 5 minut. Spojrzałem na niego pytająco.
      -No mów. Co jest?
      -Zostaniesz u mnie na noc? - zapytał. Jego mięśnie były całe napięte i łapał szybko oddech. Zdecydowanie był zdenerwowany. Uśmiechnąłem się jak najlepiej potrafiłem.
     -Z miłą chęcią. - wymruczałem mu do ucha, przyciągając go bliżej siebie. - Ale rozluźnij się. - wybuchnąłem śmiechem, na co Harry wypuścił z ulgą powietrze.
     -Bardzo śmieszne. - powiedział i mimo tego uśmiechnął się, pokazując rząd jego białych zębów.


środa, 1 sierpnia 2012

Informacja.

Hej :)
Mam do Was prośbę i pytanie.
Czy chciałybyście jakieś jedno-party?

I jeśli tak to jakie?
 Bromance czy może w pierwszej osobie?

Bardzo Was proszę o odpowiedzi w kom. <3