czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 20.

trolololo.. udało mi się. jednak napisałam dzisiaj :D
Nie musicie już czekać do rana.

Bardzo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom. Jestem pod wrażeniem, że mamy tyle widzów i zainteresowany. 
Mam dla Was dwie niespodzianki.
1. To jeszcze nie jest ostatni rozdział przed epilogiem :)
2. Musicie trochę poczekać :p

Kochamy Was. ♥
Miłego czytania.















Rozdział 20.


*Niall*

-Mam nadzieję, że Lou pozowli Harremu dojść do słowa. - zacząłem, gdy Loczek wyleciał z mieszkania.
-No ja też... ale sam wiesz. Zostawił nad tak jakby bez słowa. - odparł Zayn.
-Musiał wyjechać.
-No dobrze. Może nie zostawił, lecz musiał wyjechać. Ale co to zmienia? Zostawił tylko karteczkę, która nic nie znaczyła.
-Napisał, że musi wyjechać. Miał ważny powód. Masz do niego pretensje? - denerwowało mnie trochę to co mówił Zayn. Przecież Harry napisał, że musi, że kocha Louisa. Gdyby tak nie było, na pewno nie zostawiłby nawet liściku, a przede wszystkim by nie wrócił.
-W pewnym sensie...
-Słucham?! Zayn...
-No co? A co byś zrobił, gdybym tak z dnia na dzien wyjechał i zostawił Ci taki list, jak Harry Lou? - no i w tym momencie zamilkłem. Miał rację, nie byłbym tak wyrozumiały. Po chwili jednak przerwałem ciszę.
-No ale... Zayn. 
-Oh Niall. Nie myśl, że jestem na niego zły. Przez ten rok Lou miał okropne życie i dobrze o tym wiesz. Codziennie baliśmy się o to, czy nie wpadnie na jakiś głupi pomysł i sobie czegoś nie zrobi. Bardzo się cieszę, że Harry wrócił. Zawsze wierzyłem w to, że jeszcze go kiedyś zobaczę i jestem szczęśliwy, że nadszedł ten dzień. Wiem też, że nie jest mu teraz łatwo. Miał swój powód i rozumiem.
-No to kamień spadł mi z serca. - uśmiechnąłem się delikatnie. Już się bałem, że go opętało. Oczywiście też byłem trochę zły na Hazze, że nas tak zostawił, no ale bez przesady. Rozumiem, ze Lou byl na niego wściekły, to chyba oczywiste. Mam nadzieję jednak, że jakoś się ułoży. Nagle zabrzęczał niespodziewany telefon. Spojrzałem się na Zayna, bo wibracje należały do jego komórki. Wcisnął pospiesznie zieloną słuchawkę. 
-Halo?
-Ale nie musiałaś.
-Błagam, uważaj.
-Dziękuję. Tak bardzo Cię kocham.
-Dobrze. O wiele lepiej.
-Halo? Halo! HALO ?!
-Boże.. nie strasz mnie tak.
-Ok ok. Jeszcze raz dziękuję. 
-Mhm. Paa. Kocham Cię. - i odłożył telefon z powrotem na stół. Miał na twarzy ogromnego banana. I z kim on do cholery rozmawiał? Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, lecz się nie odezwał.
-Zaaayn?
-Tak Kochanie?
-Może mi w końcu powiesz z kim rozmawiałeś?
-Oh! Przepraszam! - roześmiał się na cały głos. - Mama zadzwoniła! - wydarł się i zaczął skakać wokół stołu. Machał rękoma, jak rozbestwiony szympans. To w nim chyba kochałem w nim najbardziej. Tak bardzo ponosiły go emocje, gdy był szczęśliwy. Potrafił docenić dosłownie wszystko. 
-Tak się cieszę! - powiedziałem szybko i podbiegłem do niego. Rzucił mi się na szyję i mocno przytulił. - mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - Głupek śmiał mi się do ucha chyba pół godziny. Skakał wokół mnie, ściskał. I Zdecydowanie mi to nie przeszkadzało. Patrzyłem na niego, jak zaczarowany, a na mojej twarzy również gościła ogromna radość. Wiedział co mówił, gdy tłumaczył, że matka go zrozumie. Po długim czasie okazywania szczęścia i emocji Mulat trochę ochłonął. Usiadł mi na kolanach i patrzył w moje oczy, aż zacząłem się rozpływać.
-Dziękuję Ci.
-Mi? - no teraz byłem zmieszany.
-Tak, Tobie.
-Ale za co?
-Za to, że jesteś. - moje serce stanęło. Bożeee.. on tak pięknie dobierał słowa. Przyciągnąłem go do siebie i zacząłem całować jego słodkie wargi. Z początku był to ciągnący się delikatny pocałunek, jednak Zayn zaczął przerabiać go na dość namiętny i porywczy. Mmm... Lepiej być nie mogło.

*Louis*

     Obudziłem się i poczułem dziwną przyjemność ogarniającą moje ciało. Co, co, co? Dlaczego czułem czyjeś usta na moim ramieniu? Odwróciłem się gwałtownie, a obok ujrzałem twarz Harrego. Wystraszył się i odskoczył ode mnie o pół metra.
-Co Ty tu robisz?! - wydarłem się.
-Uspokój się, Lou. Błagam
-Nie! Jak śmiesz tu wracać? Chyba powiedziałem jasno, żebyś tu nie wracał!
-Louis, proszę. Posłuchaj. Daj mi się chociaż wytłumaczyć.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie mam ochoty.
-Kocham Cię. - do oczu napłynęło mi tony łez. Nie mogłem ich powstrzymać. Same zaczęły spływać po moich policzkach. Odwróciłem głowę, aby Harry nie mógł tego zobaczyć. Jednak trudno nie zauważyć całej mokrej twarzy. Kurde. Po chwili poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Nie miałem siły dalej go od siebie odpychać. Jestem słaby. Nic na to nie poradzę. Hazza przytulił mnie mocno do siebie i nie wiem, jak do tego doszło, ale byłem już odwrócony do niego przodem. Wtuliłem głowę w jego tors, a on gładził dłońmi moje plecy. Oczywiście, jak to ja, rozpłakałem się, jak małe dziecko. Nie chcąc robić dalej z siebie pośmiewiska, oderwałem się od niego i spojrzałem w jego oczy. Okazało się, że również był mokry od łez. Matko! Tak bardzo dziękuję Bogu, że Harry wrócił. Ale nienienie. To nie takie łatwe. To, że nie wytrzymałem i się pobeczałem nie znaczy, że wszystko będzie dobrze. Zostawił mnie. Na ponad rok. To nie byle co. Myślę, że to nawet gorsze od zdrady. Odkleiłem się w końcu od niego i usiadłem trochę dalej.
-Mów, co masz mówić. - powiedziałem cicho, aby kolejny raz się nie rozpłakać.
-Lou... oh.. Ja wiem, powinienem o tym z Tobą najpierw porozmawiać. Wytłumaczyć Ci, dlaczego muszę wyjechać.
-Powinieneś. 
-Tak wiem, że jestem skończonym idiotą, że zrobiłem Ci takie gówno. Poza tym myślałem tylko o sobie. Zostawiłem Ci liścik i nic wcześniej nie mówiłem, bo tak było mi łatwiej. To samolubne, wiem. I przepraszam. 
-Rozumiem. Powiesz mi w końcu, dlaczego wyjechałeś?
-Ugh.. ja.. Ja musiałem wyjechać... bo.. - spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Co trudnego w tym pytaniu, nie wiem. - musiałem wyjechać do szpitala. 
-Jakiego szpitala? - teraz to się zdenerwowałem. O czym on mówił? Jaki szpital? 
-Znaczy nie do konca szpitala. Nie wiem jak to nazwać. To taki ośrodek uzdrowiskowy. No ale potem i tak pojechałem do szpitala.
-Jakiego szpitala się pytam?! I dlaczego? Harry, co się dzieję?!
-Lou... jestem chory. - zamilkłem. Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Łzy ponownie zaczęły napływać mi do oczu. - Błagam, nie płacz. - chciał mnie przytulić, lecz nie pozwoliłem na to.
-Co Ci jest do cholery? - zapytałem, zaciskając zęby. 
-Mam białaczkę. Lekarze wykryli ją półtorej roku temu. Odczuwałem zmiany w swoim organizmie, lecz nie czułem się źle. Dopiero po jakimś czasie zacząłem miewać słabsze dni. Było to coraz częstsze. Zrobiłem kolejne badania i wyniki okazały się o wiele gorsze niż poprzednie. Wyjazd był konieczny, jednak opóźniłem go. Nie wiedziałem, jak mam Wam to powiedzieć. Tak bardzo nie chciałem, żebyś się o mnie martwił, żebyś przez to cierpiał. Stchórzyłem i zrobiłem to co zrobiłem. Kilka miesięcy spędziłem w uzdrowisku i były poprawy. Jednak nie były one znaczne, więc trafiłem do szpitala. Tam też mój stan się poprawił. - z moich oczu lały się strumienie łez, lecz nie kazałem mu przestan mówić. Chciałem wiedzieć wszystko. Mój Harry był chory. Dlaczego? Pytam dlaczego? Nie miałem siły nawet o tym myśleć. Z mojego nosa spływała słona woda, która uniemożliwiała mi oddychanie, więc miałem uchylone wargi. Do nich nalewało się trochę łez, a reszta spływała po mojej brodzie i szyi. 
-Jednak... jednak.... powiedziałeś, że jesteś chory. A nie byłeś. - wykrztusiłem z siebie, jąkając się.
-Tak. - dopiero teraz zauważyłem, że Harry również nie był silny. Z jego oczu lały się łzy, jednak potrafił po częsci nad nimi zapanować. Nie wyglądał tak okropnie jak ja. - Bo nie jestem zdrowy, Lou. Nadal... nadal jestem chory. Nie udało im się mnie wyleczyć. Jednak nie chciałem tam dłużej być. Nie potrafiłem bez Ciebie żyć. Musiałem tu wrócić. Nie chciałem umierać w samotności. - na ostatnie zdanie załkałem, prawie dławiąc się własną śliną. Nie mogłem tego słuchać.
-Przestań. - wykrztusiłem tylko. - Błagam, przestan tak mówić! - krzyknąłem przez szloch. Już nie umiałem się hamować. Harry porwał mnie w objęcia. Wtuliłem się w niego z całej siły. Oboje płakaliśmy, jak małe dzieci, mącząc sobie nawzajem koszulki. 
-Przepraszam. - wyjąkał mi do ucha.
Po 15 minutach oderwaliśmy się od siebie, a ja poszedłem słabym krokiem po chusteczki. Wydmuchałem nos w łazience i umyłem twarz. Wróciłem do sypialni i podałem Harremu paczkę chusteczek higienicznych. 
Usiadłem ponownie na przeciwko niego i wziąłem głęboki wdech.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nie mówiłeś nic o chorobie?
-Bałem się.
-Czego?
-Lou, tak bardzo Cię przepraszam. - powiedział i znowu wybuchnął płaczem. Przytuliłem go mocno do siebie.
-Już dobrze.
-Wcale nie jest dobrze. Okłamałem Cię.
-Nie, nie zrobiłeś tego. Po prostu nic nie mówiłeś. To nie to samo.
-Przepraszam. - przytulaliśmy się do siebie mocno i pocieszaliśmy nawzajem. To był dla jeden z najszczęśliwszych o najokropniejszych dni. Harry jest chory. Ma białaczkę. Nadzieja, że wyzdrowieje, ogarniała caly mój umysł. 
-Kocham Cię. - wyszeptałem i pocałowałem go delikatnie w usta.

5 komentarzy:

  1. Ja cie... Super rozdział, ale czemu BIAŁACZKA??!! Niech Hazza nie umiera, proszę!!! Zapraszam do mnie http://in-your-eyes-the-world-laughs-baby.blogspot.com/ i na http://one-direction-one-smile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. super! prześlicznie to napisałaś :) ale strasznie cie proszę, nie uśmiercaj Harry'ego :) a blog i jego tematyka wspaniała. Tak wiem zjebanie napisałam ten komentarz, ale chciałam pokazać ci, że masz wiernego czytelnika xx

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDNY ROZDZIAŁ, ALE KURWA HAROLDZINO KOCHANA NIE RÓB MU TEGO, NIE ZABIJAJ GO KURWA ;C

    OdpowiedzUsuń