Znowu wydaje mi się, że rozdział jest nudny i jakiś mało warty... Tracę wenę?
Jak Wam się podoba?
Miłego czytania <3
Rozdział
5.
Poniedziałek
popołudniu.
Dzisiaj wydarzyło się coś co
najmniej dziwnego…
Szedłem
szkolnym korytarzem na już ostatnią lekcję. Nagle ktoś złapał mnie delikatnie
za ramię, zwracając przodem do siebie. Oniemiałem.
-Greg. – wyszeptałem, czując w gardle ogromną gulę.
-Możemy pogadać?
-Teraz? Tu? Tak przy wszystkich?
-Oh, Lou, przestań.
-Ja mam przestać? Ha, zabawne. Po prostu dziwię się, że nie martwisz
się o swoją reputację.
-Przepraszam, ok? – odwróciłem się od niego i czym prędzej udałem się
na lekcje. Nie miałem ochoty go słuchać. Siedziałem w ławce już od kilkunastu
minut, gdy poczułem wibracje w telefonie.
Lou, porozmawiajmy. Proszę.
Greg.
Nie ukrywam,
że byłem trochę zdziwiony, że nadal chciał mnie przeprosić. Myślałem, że
odpuści i znowu wróci do wyśmiewania się ze mnie. Postanowiłem dać mu szansę i
napisałem, aby czekał na mnie w szatni.
Po dzwonku
od razu udałem się na dół, aby pogadać z moim niegdyś przyjacielem.
-Cześć. – powiedział. – Może… może pójdziemy się przejść?
-Jestem już umówiony.
-Niech zgadnę… z Harrym?
-Yep.
-Po co?
-Będziemy teraz rozmawiać o Harrym? Nie mam czasu.
-Odpowiedz najpierw, po co spotykasz się z takim idiotą. – te słowa wywołały,
że coś mną jakby szarpnęło. Harry był kimś dla mnie bardzo bliskim. Pomógł mi i
dzięki niemu pozbierałem się w tak szybkim tempie. Zacisnąłem mocno pięści,
próbując się uspokoić.
-Harry nie jest idiotą. Jedynie kto nim może być, to Ty lamusie. –
powiedziałem i wyszedłem z szatni, kierując się szybkim krokiem do wyjścia z budynku. Nawet nie zauważyłem tego, że
Hazza… On stał za mną i słyszał moją rozmowę z Gregiem.
Wieczorem.
Nie spodziewałem się tego, co
zobaczyłem dzisiaj na twisterze. Greg obrażał i poniżał mnie publicznie.
Napisał jakieś głupoty, że umawiam się ze Styles-em i zamieniam go w geja, abym
nie był sam w takiej sytuacji. Co za bezmyślny kretyn! Za czytania wyrwało mnie
pukanie do drzwi. Poszedłem więc je otworzyć.
W drzwiach
zastałem Harrego. Jednak nie tego samego, którego widziałem kilka godzin temu.
Miał podbite oko, krew na wargach i siniaki na skroni.
-Rodzice nie mogą mnie tak zobaczyć. – powiedział półszeptem,
błagalnie.
-Boże! Harry! Co się stało? Kto Ci to zrobił? – wciągnąłem go szybko do
mieszkania.
-Eee… - milczał, nie chciał powiedzieć, czyli coś było na rzeczy.
-KTO TO ZROBIŁ?!
-Twoi kumple. – wyszeptał.
-Greg?
-I ta cała reszta.
-Ja pierdole. – to nie mogła być prawda! Co za debile! Jak on mógł
zrobić coś takiego… nie mogłem uwierzyć, że był, aż tak głupi. Wdech, wydech…
-Spokojnie, Lou. To nic takiego. Tylko przemyję twarz, ok?
-Rozbierz się. Czekam na Ciebie w kuchni.
-Wystarczy mi chwila w łazience.
-W kuchni. Czekam w kuchni.
-Oh, okej. – poszedłem do pomieszczenia i wyjąłem z szafki wodę
utlenioną, waciki i jakieś stare plastry na wszelki wypadek. Już po chwili
Hazza przyszedł i usiadł na krześle, które mu uszykowałem.
-Jak to się stało? – zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
-Oh, Lou. To nic takiego.
-Opowiedz mi wszystko.
-Ale…
-Proszę. – powiedziałem blagalnym głosem.
***
-Szedłem do sklepu, bo miałem ochotę…
-na jogurt? – zapytał z uśmiechem Louis.
-Tak, na jogurt. – uśmiechnąłem się, powodując, że cała twarz mnie
zabolała i mimowolnie syknąłem z bólu. Lou natychmiast to zauważył i spojrzał
się na mnie z troską.
-Poczekaj. Zaraz mi opowiesz. Najpierw się tym zajmę. – nalał na wacik
trochę wody utlenionej i przyłożył mi go do rany obok ust. Na szczęście nie
szczypało zbyt mocno, jednak gdy najechał na samą wargę, aż lekko podskoczyłem.
-Przepraszam. – wyszeptał, nadal patrząc się na mnie tym wzrokiem. Był
taki zatroskany. Gdy spojrzałem w jego oczy, to czułem jakbym zatopił się w
niesłychanej przyjemności. Lou delikatnie dezynfekował mi ranę, kiedy też
skierował swoje oczy na moje. Jego dłon zamarła i utkwiliśmy wzrok w swoich
spojrzeniach chyba na pół minuty. Poczułem nagle ten ucisk w podbrzuszu. Ten,
który powinny czuć zakochane nastolatki, a nie ja.
Lou ocknął
się i momentalnie wyprostował.
-No… także… teraz… teraz możesz iść przemyć twarz. Wiesz, gdzie jest
łazienka. – wydukał, po czym zajął się uprzątnięciem buteleczki i wacików.
Stanąłem naprzeciwko
lustra, opierając się dłońmi o umywalkę.
-To nie
mogło się dziać. – mówiłem sobie w myślach. – Przecież to nie ma prawa bytu. –
oddychałem ciężko, nie mogąc się opanować. Otworzyłem wodę i przemyłem
dokładnie twarz, wyrzucając z głowy te skomplikowane myśli. Wytarłem się
ręcznikiem i spojrzałen ponownie w swoje odbicie. No, już nie jest tak źle.
Powiedz rodzicom, że jakiś karton na mnie spadł w sklepie czy coś tam.
Wróciłem do
kuchni i usiadłem naprzeciwko Louisa przy stole.
-więc… szedłem do sklepu i Oni stali na rogu Twojej ulicy. Chciałem ich
ominąć i iść dalej, ale mnie zatrzymali. Zaczęli mnie oskarżać, że zabieram im
przyjaciela itd. – westchnałęm. – chciałem się jakoś wykręcić, ale mnie złapali
i zaczęli okładać mnie pięściami, a potem czułem również kopanie.
-I co potem?
-Zostawili mnie.
-Jak to Cię zostawili?
-Ja… leżałem na ziemi.
-Boże. Harry… ja przepraszam.
-Za co? – spojrzałem na niego zaskoczony.
-To przeze mnie.
-Co masz na myśli?
-Gdybym Cię nie męczył moim towarzystwem to wszystko byłoby w porządku.
– wstał i zaczął chodzić w kółko po salonie.
-Nie prawda.
-Dobrze wiesz, że to prawda. – wstałem i do niego podszedłem.
Zatrzymując go, położyłem dłonie na jego barkach.
-Lou, posłuchaj. Nie męczycz mnie swoim towarzystwem. To ja pierwszy do
Ciebie podszedłem, pamiętasz? Nie obwiniaj siebie, bo nic złego nie zrobiłeś.
To, że niektórzy ludzie są idiotami to trudno. Przeżyjemy to jakoś, ok? –
skierowałem jego podbródek tak, aby na mnie spojrzał. – Ok?
-Dziękuję Ci Harry. – wyszeptał, przytulając się do mnie. Objąłem go
mocno, znowu czując ten ucisk pod brzuchem. Przy Tomlinsonie czułem się
bezpiecznie i dziwnie przyjemnie. To zaczynało mnie martwić.
Po kilku
minutach pożegnałem się z chłopakiem i wyszedłem, kierując się powoli w stronę
mojego domu. Myśli o Louisie znowu zaczęły mnie męczyć. Odkąd zerwałem z Mikiem…
pragnąłem już więcej nie poznać tak wspaniałej osoby. Natomiast los sprawił, że
poznałem jeszcze bardziej niesamowitą. Lou zawsze przy mnie był, chciał dla
mnie jak najlepiej i nawzajem. Problem w tym, że miał mnie za przyjaciela, a ja…
ja już nie potrafię ukrywać tego, że Tommo nie jest dla mnie już tylko przyjacielem.