niedziela, 9 września 2012

Epilog.

Witajcie ponownie <3
Tak bardzo dziękuję wszystkim za czytanie tego opowiadania. Jestem bardzo zaskoczona tak wielką ilością widzów. Strasznie dziękuję również za przemiłe komentarze, które sprawiały, że od razu miałam ochotę pisać. To dzięki Wam zdołałam dojechać do końca. 
Mam nadzieję, że to opowiadanie nie było, aż tak złe.
Smutno mi trochę kończyć tą opowieść, ale niema sensu pisać czegoś na siłę.
Miałabym ogromną prośbę zostawienia po sobie krótkiego komentarze, co sądzicie o tym blogu. Jest to dla mnie i Magdy bardzo ważne. Z góry dziękujemy i życzymy miłego czytania :)










*Louis*

 Gdy tylko lekarz wyszedł z sali, w której leżał Harry podbiegłem do niego prawie się przewracając. Byłem już trochę bardziej opanowany niż wcześniej. Moje policzki były suche, a bicie serca w normie. Jednak widok doktora sprawił, że moje ciśnienie momentalnie się podniosło. 
-Przepraszam. Ja... jestem przyjacielem Harrego Stylesa. 
-Ugh. Dobry wieczór. Pan do nas zadzwonił, tak?
-Tak.
-Bardzo dobrze Pan zrobił. Kolega powinien być panu wdzięczny. - uśmiechnął się słabo.
-To znaczy... to znaczy, że on już odzyskał przytomność?! - zapytałem z podnieceniem.
-Tak, ale proszę spokojnie. Pacjent musi odpoczywać. 
-Dobrze. - już chciałem odejść, kiedy lekarz zatrzymał mnie swoim głosem.
-Proszę chwilę poczekać.
-Tak? - zapytałem, wracając na swoją dawną pozycję.
-Czy Pan jest bliskim przyjacielem Harrego?
-Emm.. tak, bardzo bliskim. - no bo co ja mam mu powiedzieć? - mieszkamy razem. 
-Może uda się Pan najpierw do mojego gabinetu? Musi Pan o czymś wiedzieć.
-Dobrze. - zacząłem się powoli denerwować, gdy ruszyłem za lekarzem. Pewnie musiał mi tylko przedstawić wyniki badań i podać jakieś leki. 
Usiadłem na krześle, na przeciwko Pana w bialym fartuchu. 
-A więc... - spojrzał w jakieś kartki, po czym kontynuował. - Harry Styles ma białaczkę. To chyba Pan wie, tak?
-Wiem.
-Jak widać stan pacjenta się pogorszył. Z jego książeczki lekarskiej wynika, że spędził kilka miesięcy w sanatorium i szpitalu. Wtedy było dobrze, nawet bardzo. 
-Mhm. - moje serce biło z sekundy na sekudne coraz szybciej. - Ale teraz już będzie wszystko w porządku, prawda?
-Bardzo chciałbym powiedzieć tak. Jednak nie mogę Pana okłamywać. Pan Harry jest w kiepskim stanie. 
-Jak kiepskim?
-Bardzo. nie będę owijał w bawełnę, bo to chyba nie o to chodzi. Pan Styles jest poważnie chory. Są strasznie małe szanse, że będzie jeszcze tak, jak kiedyś. - zamarłem. Nie, nie, to nie była prawda. Nie chciałem uwierzyć w żadne słowo wypowiedziane przez tego głupiego faceta. Co on mógł wiedzieć? Przecież Harry jest zdrowy!
-Ale... powiedział Pan, że jest szansa.
-Strasznie mała.
-Ale jest. 
-Konieczna jest operacja. I to szybko.
-Kiedy?
-Najlepiej teraz. Tylko, że to niemożliwe, ponieważ nie mamy w tej chwili odpowiedniego szpiku.
-Może ja mógłbym jakoś pomóc? Miałem kiedyś robione badania szpiku. 
-O, to wspaniale. Pamięta Pan wyniki? 
-Niestety nie. - spuściłem głowę w dół i wpatrywałem się tępo w podłogę. Przecież to wszystko nie może się dziać. Dlaczego akurat Harremu? 
-Proszę podać imię i nazwisko. 
-Louis Tomlinson. 
-W którym szpitalu pobierano Panu szpik?
-Tutaj. - lekarz zaczął czytać coś w monitorze komputera, a ja stawałem się coraz bardziej niespokojny. Musiał być jakiś sposób, żeby uratować Hazze. 
-Mam. Rodzinne miasto to Doncaster?
-Tak. 
-Ugh... przykro mi. Nie ma Pan odpowiedniego szpiku.
-Ale jak to?! 
-Proszę się uspokoić.
-Przepraszam. Niema żadnego innego dawcy?
-O tej godzinie nie. Jutro rano zaczniemy szukać dawcy.
-Dobrze. - uniosłem się z krzesła i starałem opanować, napływające wciąż do moich oczu łzy.
-Panie Tomlinson?
-Tak?
-Bardzo ciężko mi to powiedzieć, ale... jeśli nie uda nam się znaleźć dawcy...
-Uda się. - lekarz spojrzał na mnie wielkimi oczami. Nie spodziewał się po mnie takiej reakcji.
-Jeśli się nie uda to Pański przyjaciel ma tydzień. - nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Wyszedłem szybko z gabinetu i pokierowałem się do sali numer 9. Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem do sali, zamykając je z powrotem. Po mojej twarzy spływały pojedyncze łzy, po wizycie w gabinecie. Nie dbałem już o to. Spojrzałem na Harrego. Miał przymknięte powieki, a moje ciche wejście do dali go nie obudziło. Był tak okropnie blady i wydawał się być taki kruchy. Do moich oczy cisnęło się jeszcze więcej łez. 
Zbliżyłem się do szpitalnego łóżka i wyciągnąłem spod niego małe krzesełko. Usiadłem na nim i wpatrywałem się tępo w twarz Loczka. Kochałem w niego wszystko, każdą wadę i zaletę. Nie potrafiłbym się bez tego obejść. To zbyt trudne i ciężkie. Nie mogłem go zobaczyć, dotknąć, porozmawiać z nim przez ponad rok, a teraz został mi zaledwie tydzień. Oczywiście była szansa na przeszczep szpiku. Jednak mała. Ale ja wierzyłem, wierzyłem, ze się uda. 
Przebiegłem wzrokiem po ciele Harrego, który zatrzymał się na jego dłoni. Wplotłem w nią delikatnie moją rękę i gładziłem ją ostrożnie. Poczułem nagle, jak mnie uścisnął. Uśmiechnąłem się delikatnie przez łzy i pokierowałem oczy na jego buzię. Próbował otworzyć oczy, jednak słabo mu to wychodziło.
-Cześć. - powiedziałem cicho.
-Louis. - wychrypiał ciężko. Można powiedzieć, że po mojej twarzy ciurkiem spływała słona woda. - Przepraszam. 
-Przestań. - wykrztusiłem. Zabrałem jedną rękę i starałem się nią jakoś otrzeć. 
-Nie płacz. Proszę. - powiedział błagalnym tonem.
-Dobrze. Już dobrze. - wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i wytarłem jedną twarz. Wyrzuciłem ją do kosza, stojącego obok łóżka. Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powoli powietrze. Wplotłem ponownie palce między jego i ścisnąłem jego dłoń. 
-Jak się czujesz?
-Słabo. - westchnął. - Rozmawiałeś z lekarzem?
-Tak. - wyszeptałem ciężko. 
-Przepraszam. Przepraszam, ze nie powiedziałem Ci o tym wcześniej. Myślałem, że wyzdrowieje, że będzie lepiej. Nie miałem pojęcia, że znowu wyląduję w szpitalu. 
-Spokojnie. Nie mam Ci niczego za złe, Harry. - usmiechnąłem się do niego słabo, lecz włożyłem w ten uśmiech sporo wysiłku. 
-Kocham Cię. 
-Ja Ciebie też. 

Tydzień później. 
    Jak co ranek przyszedłem do szpitala i pokierowałem się od razu w stronę sali numer 9. Od tygodnia nie jadłem zbyt wiele. Po prostu nie miałem apetytu. Wstawałem rano tylko po to, aby iść zobaczyć Harrego. 
Lekarze nie znaleźli dawcy. Jednak Styles czuł się z dnia na dzień lepiej. Dziś minął tydzień od pamiętnej rozmowy z doktorem. Bałem się tego dnia, jak cholera i bardzo chciałem, aby dobiegł końca, szczęśliwego końca. 
Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado. 
-Dzień dobry. - pocałowałem go w czoło i usiadłem na krzesełku.
-Cześć.
-Jak się spało?
-Nieźle. A Tobie?
-Ugh... krótko spałem.
-Lou...
-Spokojnie. Nic mi nie jest. Po prostu nie chciało mi się spać. - przerwałem mu. 
-Jaki dziś dzień?
-Niedziela. Przecież wczoraj mówiłem Ci, że jest sobota, nie pamiętasz?
-Oh, zapomniałem.. - odparł cicho, trochę zawstydzony. Zdziwiło mnie to trochę, bo jak można zapomnieć o czymś takim z dnia na dzień?
-Wszystko dobrze, Harry?
-Tak, tak. Przyniósłbyś mi wodę?
-Jasne. - wstałem w krzesełka i podszedłem do malego stoliczka. Nalałem do pustej szklanki wody mineralnej i pomogłem napić się z niej Loczkowi. 
-Dziękuję. - powiedział, gdy odstawiłem na swoje miejsce szklankę.
-Zapisałem się na studia. - powiedziałem ni stąd ni zowąd, przerywając ciszę.
-Naprawdę? - zapytał, uszczęśliwiony Harry. - Tak bardzo się cieszę. Jaki kierunek Kujonku?
-Ej, ej. Jeszcze nie kujonku. - zaśmialiśmy się, po czym ciągnąłem. - wybrałem filmoznawstwo. Zawsze lubiłem filmy.
-Oj tak. To dobrze. Pamiętam, jak mi opowiadałem o tych wszystkich 'Twoich cudach'. - wybuchnęliśmy śmiechem.
-No co? To nie moja wina, że byłem tak zafascynowany kinem. - wyszczerzyłem się. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o mojej nauce. Gdy skończyliśmy, Harry złapał mnie delikatnie za dłoń. Spojrzałem więc na niego z delikatnym uśmiechem.
-Lou...
-Tak?
-Chciałbym Ci powiedzieć, że strasznie... Cię kocham. Jesteś dla mnie całym światem. Sprawiłeś, że zapomniałem o wszystkim co złe, bo Ty sprawiałeś, że było lepiej. Dzięki Tobie poznałem lepiej samego siebie. Gdy Cię zobaczyłem, nigdy bym się nie spodziewał, że zostanę gejem. Jednak to Ty wskazałeś mi tą właściwą drogę. Udowodniłeś mi to, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Kocham w Tobie dosłownie wszystko. Uwielbiam to, że gdy tylko na Ciebie spojrzę robi mi się cieplej na sercu. Nawet wtedy, gdy jesteś na mnie zły. Jest w Tobie coś takiego, że gdy przy mnie jesteś staję się promienny i szczęśliwy. Od razu chce mi się żyć i robić rzeczy, o których jeszcze nie myślałem. Sprawiasz, że się nakręcam. Poznanie Ciebie było czymś cudownym...
-Harry. - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. Uszczęsliwiały mnie jego słowa, lecz brzmiały jak pożegnanie. Jego słowa, z każdym zdaniem były cichsze i słabsze. - jesteś zmęczony.
-Wiem, Lou. - wyszeptał. Do jego oczu napłynęły łzy. - Poznanie Ciebie było czymś cudownym i najpiękniejszym, co mi się przydarzyło. 
-Proszę, nie. 
-Mam do Ciebie prośbę. 
-Harry, błagam. - jednak ten kontynuował. 
-Nie zatrzymuj się w miejscu. Nie zamykaj się znowu w czterech ścianach. Musisz iść do przodu. Dobrze? - po moich policzkach spływało pełno łez. Jego twarz również była wilgotna. 
-Dlaczego płaczesz? - zapytałem.
-Bo tak bardzo nie chcę Cię stracić. Pragnę widzieć Twoją twarz każdego dnia. 
-Przecież możesz.
-Nie, Lou.
-Harry. 
-Nie mam już siły. - obok jego głowy widniała spora plama słonej wody. Nie, naprawdę tego nie chciałem. Tak bardzo błagałem Boga, aby mi go jeszcze nie zabierał. 
-Przytul mnie. - nachyliłem się nad nim i delikatnie uniosłem go do góry. Przytuliłem go jak najmocniej potrafiłem, po czym ułożyłem z powrotem na poduszkę. Jego dłoń spoczęła na moim podbródku i przyciągnęła mnie bliżej jego. Podarował mi czuły i delikatny pocałunek. Gdy oderwaliśmy się od siebie, złapał mnie mocno za dłoń. Siedziałem, patrząc się na niego. Po mojej twarzy spływało tone łez i nie miałem nawet siły nad tym zapanować.
-Kocham Cię, Louis.
-Ja Ciebie też kocham. Najbardziej na świecie. - jego uścisk słabł z sekundy na sekundę. 
-Moje serce biło dla Ciebie. - uśmiechnął się, ukazując swoje słodkie dołeczki. Po chwili jego powieki się zamkneły a dłoń, która przed chwilą mocno ściskała moją, leżała bezwładnie na białej pościeli. Po sali rozległ się dźwięk piszczącej aparatury, a ja nie mogłem ruszyć się z miejsca. Po kilku sekundach zbiegło się pełno lekarzy i pielęgniarek. Miałem zamazany obraz od łez. Pielęgniarka, która chciała mnie wyprosić poprosiła o pomoc lekarza, ponieważ nie chciałem opuścić Harrego. Krzyczałem i probowałem się jakoś wyrwać, lecz po minucie wylądowałem na korytarzu. Byłem w totalnym szoku. Nie tego się spodziewałem. Osunąłem się po ścianie, siadając na podłodze. Moje ciało drżało, a ja nie byłem w stanie już nic zrobić. Nie chciałem tego. Pragnąłem tylko obudzić się ze złego koszmaru. Jednak, życie było okrutne. Prawdziwe koszmary nie miały miejsca w śnie, lecz na jawie. To tutaj mogłeś doświadczyć czegoś tak okropnego. Bo ze snu możesz się obudzić i ponownie zobaczyć twarz ukochanego. Tutaj już nie. Bo śmierć jest najgorsza. Nie do pogodzenia.

13 komentarzy:

  1. Normalnie rycze. Zaczęłam czytać to opowiadanie dziś.. Należy ono do takich które mogłyby trwać wiecznie. Dlaczego "zabiłaś" Hazze? Wierzyłam że przeżyje.... Ale cóż tak miało być. Nie mam nic więcej do powiedzenia oprócz tego że chcę więcej opowiadań które będę chciała czytać zawsze. Dziękuję że pisałaś <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny napisałam tak długi komentarz i mi sie skasował. grrrrrr. trudno, będzie krócej: według mnie ten koniec zupełnie do tego opowiadania nie pasuje, ale to nie ja podejmuje decyzje... Poza tym zakończenie bardzo(!) przypomina zakończenie Should Let You Go tyle że w odwróconych rolach, ja nie oskarżam o plagiat czy coś, po prosu takie odnoszę wrażenie po przeczytaniu. Mimo wszystko dziękuje za całą pracę, chociaż dla mnie to opowiadanie będzie miało inne, moje własne zakończenie. Pamiętajcie to nie jest krytykowanie cz obrażanie, ja po prostu wyrażam szczerą opinię, na którą teraz nie wiele osób stać. lepiej jest napisać prawdę nić oklepane: "świetnie...". Oczywiście ktoś może tak sądzić, ale jak komentarz w ogóle nie pasuje to rozdziału, lub jego fragmentu to mam ochotę walić głową w ścianę uświadamiając sobie jak niski poziom inteligencji ma ta osoba. #nohate.

    PS: Nie wiem czy to może przez moją odpowiedź na jeden bardzo sensowny komentarz, ale kilka z nich zniknęło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem i cieszę się, że wyraziłaś swoją szczerą opinię, jak koleżanka niżej. Zaczynając to opowiadanie miałam już w głowie wymyśloną fabułę. Wtedy jeszcze nie czytałam SLYG. Kiedy zaczęłam byłam pod wrażeniem, bo uważam, że tamta opowieść jest naprawdę cudowna. Jednak starałam się pisać z głowy, lecz jak widać nie udało mi się. Możliwe, że przez czytanie innych blogów do głowy wpadały mi pomysły podobne do treści innych opowiadań.
      Już wcześniej miałam w planie uśmiercenie jednego z chłopaków i to nie było związane ze SLYG. Naprawdę przepraszam, że moje wypociny brzmią jak podróbka SLYG. Starałam się, żeby tak nie było, jak tylko mogłam, ale wyszło inaczej..

      Usuń
  3. Zgadzam się z opinią powyżej. Już wcześniej te opowiadanie wydawało mi się znajome i już wiem dlaczego, bo jest bardzo podobne do SLYG. Jestem wręcz wkurzona z tego powodu, że praktycznie tak samo zakończyłaś te opowiadanie, mogłaś zrobić 'Happy End', zupełnie inaczej by to wyglądało. Fajnie się zapowiadało, a skończyło się źle. Mam nadzieje, że kolejne opowiadanie (być może z Larrym) będzie z Twojej głowy, własne, bez oparcia na innych blogach. I proszę mnie teraz nie osądzać, bo wyrażam swoje zdanie, i tyle. I szczerze, przeczytam Twoje kolejne opowiadanie, a wiesz dlaczego? Bo chce sprawdzić jak dobra jesteś, jak dobra jesteś, gdy piszesz ze swojego pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze? Podobało mi się.. Nie wiem jak koleżanki powyżej.. ale mi spasował może jest podobne zakończenie jak w SLYG.. ale reszta jest spoko czekam na inne twoje(wasze) opowiadania.. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierdolić to zakończenie . Blog , opowiadanie tak czy siak zajebiste . ! Zakochałam się w nim i kochałam aż do samego końca . Masz zajebisty talent, wyobraźnie i potrafisz te myśli przelać na klawiaturę . :)) Jestem w niebo wzięta . Wszytko jest perfekcyjne ułożone . Podziwiam . :* żebym ja tak nmiała xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryczę T_T Piękny :) a za razem smutny :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Joł, tak.. SLYG. Zresztą co tam.. Autorka w sensie DestinyHope czy jak jej tam w jej nowym opowiadaniu sama trochę podobiła mój blog.. Błagam, mój jest głupi i wgl, więc dlaczego od głupiej 14-sto latki podbiera pomysły .
    wgl nie pasuje mi tutaj końcówka, wiedziałam że zakończysz to nie miłym końcem ale no właśnie.. W ostatnim rozdziale nawet domyślałam się że będzie miał białaczkę. Wiesz co. ? Podoba mi się ten blog, jestem pod wrażeniem że tak dużo napisałaś - błagam, ja po 5 rozdziałach zawiesiłam swój blog.
    Pozdrawiam Xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedna z kilku historii, które po prostu poruszyły moje skamieniałe serducho <3
    Kocham twój styl :D


    http://teenage-gay-experience.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. nie błagam tylko nie to ! On nie mógł umrzeć . Rycze jak dzika . Dopiero dzisiaj zaczęłam czytać Twojego bloga i jest wprost cudowny . Nie mogę pochamować łez

    OdpowiedzUsuń
  10. O jezu poryczałam sie jak nie wiem kurde jeszcze sie nie uspokoiłam musiałam TEN moment przeczytać kilka razy. A myślałam że Hazza przezyje i beda szczesliwi. :'( :'( :'(

    OdpowiedzUsuń
  11. Też czytałam SLYG i było super ale tweoje jest również super

    OdpowiedzUsuń