Witajcie ponownie :)
Oto ostatnia część, ostatniego rozdziału przed epilogiem. Trochę smutno mi kończyć tą opowieść, no ale nie chcę tego ciągnąć na siłe i wypisywać nudne opowiastki. Jednak już niedługo zaczynam pisać kolejną opowieść. Dopiero, gdy skończę całość, zacznę dodawać rozdziały. Oczywiście, opowiadanie będzie dodawane na tego bloga :3
Miłego czytania <3
*Louis*
-Harry! Kiedy Ty wyjdziesz z tej łazienki? - stałem przed drzwi już od kilkunastu minut.
-No chwila!
-My idziemy tylko na spacer.
-Oj no. Jak chcesz to weeejdź.
-Drzwi są zamknięte baranie. - po chwili usłyszałem odkręcania kluczyka. Drzwi otworzyły się i ręka Harrego szarpnęła mną przyciągając moje ciało do jego.
-Co się tak denerwujesz, hm? - wymruczał mi do ucha, przyciskając mnie do ściany. Bicie mojego serca momentalnie przyspieszyło chyba o tysiąc razy.
-Ja... ja chciałem tylko się załatwić. - oczy Hazzy wlepiały się we mnie, a ja nie umiałem się przez to skoncentrować. On po prostu tak strasznie na mnie działał. Gdy na mnie patrzył, zapominałem o całym Bożym świecie. Kąciki jego ust uniosły się ku górze, pokazując tym swoje urocze dołeczki. Spróbowałem sie trochę wyluzować i nawet mi wyszło. Muszę tylko pamiętać o wdechu i wydechu.
-Na pewno chcesz iść na spacer? - zapytał Loczek, przylegając całym ciałem do mnie. Jęknąłem cicho, gdy w moich bokserkach zrobiło się nieco ciaśniej.
-Harry.
-Tak, Kochanie? - zniżył głowę i zaczął całować moją szyję. Oddawał na nie długie, przyjemne pocałunki, które były progiem przyjemności.
-Chodźmy na spacer, dobrze? - było to dla mnie okropnie trudne, lecz uniosłem jego głowę na wysokość mojej, odrywając przy tym jego słodkie usta od mojej szyi. Spojrzałem w jego piękne, zielone oczy i uśmiechnąłem się, jak najlepiej potrafiłem.
-Dobrze. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ucieszył mnie fakt, że jednak chciał się ze mną przejść, a nie robił tego dla świętego spokoju. Zbliżyłem swoje wargi do jego i pocałowałem go namiętnie.
-To teraz wyjdź i chwilę na mnie poczekaj. - wypchnąłem go zza drzwi, nie dając mu dojść do słowa i przekręciłem kluczyk. Oparłem dłonie o umywalkę i spojrzałem w lustro.
-Boże. Jestem taki szczęśliwy. - pomyślałem i uśmiechnąłem się.
Po załatwieniu swojej potrzeby wyszedłem z toalety i udałem się do korytarzyku, aby ubrać buty. Styles stał już cały uszykowany, a jego buzia promieniała. Zawiązałem sznurowadła moich granatowych trampek i pocałowałem jeszcze raz, szybko słodkie wargi Harrego.
-To idziemy? - zapytałem.
-Tak. Wychodź. - klepnął mnie w pupę, na co ją lekko wypiąłem i zaśmiałem się. Poczekałem, aż zamknie drzwi na klucz i ruszyliśmy drogą.
Chodziliśmy po centrum miasta i śmialiśmy się niegrzecznie z ludzi, przechodzących obok nas. Nie wiem, czy ktoś normalny potrafiłby śmiać się z tego co my. Najważniejsze, że nam było wtedy dobrze. Nagle poczułem, jak Harry złapał mnie za dłoń. Wplótł palce między moje, a ja poczułem, jakby moje serce się zatrzymało. Trzymaliśmy się już za ręce, ale robiliśmy to tylko w domu. Nigdy wcześniej jeszcze nie robiliśmy tego publicznie. Zwróciłem głowę w jego stronę i mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Lou? - zaczął po kilku minutach Harry.
-Tak?
-Liam dzisiaj przyjeżdża?
-Tak. Stęskniłeś się, hm?
-Ojj taak. Ale to nie to samo co Ty. - pocałował mnie szybko w policzek.
-Może chcesz coś zjeść?
-Hmm.. może pójdziemy na lody? - zaproponował.
-Dobrze. - odnaleźliśmy szybko budkę z lodami i ustawiliśmy się w niewielkiej kolejce.
-Jakie bierzesz? - zapytał Hazza.
-Najlepiej marchewkowe. - zaśmialiśmy się obaj. - Może czekolada i jagoda? A Ty?
-Truskawka i jagoda.
Po pół godziny spacerowania i próbowania od siebie lodów usiedliśmy na ławce wtuleni w siebie. Niebo się trochę zachmurzyło, więc zrobiło się chłodniej. Mogłem tak siedzieć z Harrym całymi dniami, byle by był obok mnie. Uwielbiałem jego miękką skórę i bijące od niego ciepło, nawet gdy było mu zimno. Kochałem każdą część jego ciała. Byłem oczarowany jego poczuciem humoru, inteligencją, ambicją, kreatywnością oraz energią, którą wszystkich zarażał. Jednak od jakiegoś czasu coś było nie tak. Hazza wcale nie był tak pełny sił, jak kiedyś. Nie skakał, nie wygłupiał się i nie biegał wokół wszystkich, robiąc z siebie pajaca. Oczywiście śmiał się często i robił głupie miny, ale to nie to samo. Może wydoroślał przez ten rok? A może to wczorajsza noc go zmęczyła? O matko. Nie mogę myśleć o tej nocy, bo od razu robi mi się gorąco, a ciśnienie w moim kroczu wzrasta. Wdech, wydech...
-Louis... może wrócimy już do domu?
-Posiedźmy jeszcze chwilę. - nie chciałem zanudzać mojego przyjaciela, lecz kochałem widok, zachodzącego słońca, na dodatek w towarzystwie Harrego.
-Proszę. - spojrzałem na niego i nieco spoważniałem. Był jakby... o wiele bledszy niż rano, a jego oczy nagle stały się podkrążone.
-Coś się stało? Harry, nie wyglądasz dobrze.
-Źle się czuję. - starałem się być opanowany. Jednak zdenerowawnie rosło z minuty na minutę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że Harry jest chory. I to poważnie chory.
-Chodź. Idziemy. - podniosłem się z ławki, lecz Loczek ani drgnął. -Harry? - spróbował się podnieść, lecz mu to nie wyszło. Pomogłem mu i jakoś daliśmy radę. Objąłem go mocno w talii i powoli ruszyliśmy w stronę domu. W mojej głowie pojawił się ogromny lęk. Dlaczego tak nagle Hazza poczuł się źle? I Dlaczego aż tak bardzo do jasnej cholery?
-Lou. Ja nie mam siły dalej iść. - powiedział załamanym głosem Harry. Moje serce waliło jak opętane, a ja nic nie mogłem poradzić.
-Proszę, wytrzymaj. Zaraz będziemy. - bladość jego twarzy przypominała mi białe, szpitalne ściany. Nie mogłem o tym myśleć, bo do moich oczu spływało się od razu stado łez. Spokojnie Lou, tylko spokojnie.
Po 10 minutach udało nam się dopełzać do domu. Położyłem Harrego na kanapie i ściągnąłem mu buty. Po chwili wróciłem do niego i przykryłem go kocem.
-Połóż się obok mnie. - wyszeptał. Zrobiłem to o co prosił, wtulając się delikatnie w jego nagle kruche ciało.
Po jakimś czasie wsłuchiwania się w jego oddech, zrobiłem się śpiący. Harry oczywiście już zasnął. Mam nadzieję, że po obudzeniu będzie lepiej. Poszedłem po chwili w jego ślady i zamknąłem oczy.
-Lou. - usłyszałem nagle cichy głosik obok mojego ucha. - Louis. Obudź się. - otworzyłem szybko oczy i postarałem się ogarnąć.
-Co się dzieje?
-Lou. Pomóż mi.
-Harry, co jest? - wyskoczyłem szybko spod koca i nachyliłem się nad nim.
-Źle się czuję. - był jeszcze bledszy niż wcześniej. Boże, jego oczy były takie wyblakłe i sine wokół.
-Boże. Jeszcze gorzej?
-Tak, Lou. Niedobrze mi. - jego oczy zaszkliły się po chwili. Chwyciłem telefon i usiadłem obok niego. Gładziłem jego włosy i po wybraniu numeru przyłożyłem komórkę do ucha.
Godzinę później.
Siedziałem w tym okropnym korytarzu, opierając głowę o dłonie. Nienawidziłem szpitali, a jeszcze bardziej tego, że na sali leżał Harry. Zadzwoniłem po Nialla i Zayna. Liam był w drodzę, więc wysłałem mu tylko sms-a. Wiem, ze to trochę głupie, ale nie chciałem go denerwować, podczas jazdy. A wiem, że sms-y odczytywał tylko, gdy się zatrzyma. Jak zwykle, rozsądny Liaś.
*Niall*
Tak jak się nie myliłem. Zobaczyłem go, siedzącego na krześle. Był cały mokry od łez. Gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do mnie, a ja mocno go przytuliłem.
-Już dobrze, Lou. - pogładziłem go po plecach, próbując jakoś uspokoić.
-Nic nie jest dobrze! - wykrztusił, po czym schował twarz w mojej koszulce. Nie mogłem znieść tego, że tak bardzo cierpiał. Nie dosyć, że ponad rok był zamknięty w czterech ścianach, to jeszcze teraźniejsza sytuacja. Chciałem go jak najlepiej pocieszyć, ale co ja mogłem poradzić? Gdy trochę się uspokoił, usiedliśmy na krzesełkach.
-Gdzie Zayn?
-Wstąpił do sklepu. Zaraz przyjdzie.
-Lou?
-Tak?
-Co się dokładnie stało? - mój przyjaciel wziął wdech, po czym wypuścił powoli powietrze.
-Byliśmy się przejść. Wszystko było w porządku, gdy nagle Harry źle się poczuł. Siedzieliśmy wtedy na ławce. Ledwo wstał. - po jego twarzy zaczęło ponownie spływać pełno łez. - pomogłem mu dojść do domu. - urwał na chwilę i oparł głowę o dłonie. - Nie miał siły nic zrobić. Położyłem go na łóżku. Zasnęliśmy oboje. Gdy mnie obudził czuł się jeszcze gorzej. Zadzwoniłem wtedy po karetkę, a gdy chciałem mu jakoś pomóc wstać, zemdlał. - zaszlochał dość głośno i już się nie odezwał. Tak bardzo było mi przykro. Nie mogłem myśleć o tym, że Harry był chory. Nie chciałem w ogóle się z tym pogodzić. Objąłem Louisa w pasie i przyciągnąłem do siebie.
-Nie płacz.
-To wszystko przeze mnie! Mogłem go nie wyciągać na ten głupi spacer!
-Lou, nie myśl tak. To nie przez Ciebie. Spójrz na mnie. - delikatnie uniósł na mnie wzrok. - Harry jest chory. - ledwo przeszło mi to przez gardło, ale musiałem być silny. Miałem łzy w oczach, lecz nie pozwalałem im spłynąć po moich policzkach. - Było przez jakiś czas dobrze. Harry jednak powiedział, ze nie jest jeszcze zdrowy. Jego organizm jest coraz słabszy. Odpocznie tutaj i wszystko będzie dobrze. - cholera jasna. Jedna łza oderwała się od mojego oka i popłynęła w dół. Szybko ją wytarłem i przytuliłem jeszcze raz Tomlinsona.
Rozdział jest wyjebany w kosmos ej niech z Harrym będzie wszystko w porządku no.Mam nadzieje ze wena przyjdzie szybko i napiszesz coś dla nas jak najszybciej :))
OdpowiedzUsuńO matko wspaniały!!! porsze niech z hazza bezie wszystko dpbrze bo nie chce beczeć przez 15 minut haha xx czekam na następny :)) Xx
OdpowiedzUsuńOh świetny rozdział :) Czekam na nn :D Zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńgratuluje kopiuj+wklej. widać że nie czytałaś, bo jak można napisać "czekam na natępny" pod epilogiem!
Usuńto nie jest epilog. radzę się wybrać do okulisty
UsuńHarry :< serduszko mi się łamie , Lou go tak kocha. Biedni .
OdpowiedzUsuńCo się dzieje ?? Bo się popłaczę . ! Kocham .
Jejku to jest piękne .
24 years old Graphic Designer Aurelie Cooksey, hailing from Val Caron enjoys watching movies like The Derby Stallion and Flag Football. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Ferrari 250 GT LWB California Competizione Spider. strona tutaj
OdpowiedzUsuń