Witajcie ponownie! ♥
Wybaczcie, że wczoraj nie dodałam, ale miałam bardzo mało czasu :( Pewnie bym zdążyła, ale strasznie wciągnął mnie pewien one shot i czytałam go tak długo, że potem już nie miałam kiedy napisać rozdziału. Przepraszam :(
Na szczęście udało mi się dzisiaj wstać wcześniej i przed chwilą skończyła dla Was pisać. Ten rozdział niestety jest już trochę naciągany i zapewne jest to bardzo widoczne. Nie chciałam zaczynać nowego wątku, bo pewnie ciągnąłeo by się to jeszcze przez przynajmnie 2-3 rozdziały. Następnym wpisem, jaki tu zobaczycie, będzie epilog. Nie wiem, czy to Was zasmuci, czy ucieszy, ale ja mam mieszane uczucia. Z jedenj strony szkoda, że już koniec tej historii, ale z drugiej nawet fajnie, że tak to się skończyło. Poza tym, zaczęłam już nowe opowiadanie i jestem zadowolona z pierwszego rozdziału. Muszę go jeszcze trochę dokończyć i może we ferie zacznę dodawać :)
Chciałabym Was bardzo prosić, aby każdy, kto czytał i czyta to opowiadanie, napisał jakiś krótki komenatarz. Pragnę się dowiedzieć, jak Wam się podobało i czył był naprawdę bardzo nudny, czy może jednak troszkę mniej. Z góry bardzo dziękuję! <3
Miłego czytania! <3
Rozdział 15.
Około dwie
godziny zajęło nam sprzątnięcie niewielkiego bałaganu w domku oraz spakowanie
wszystkich naszych rzeczy. Za około trzy godziny mieliśmy pociąg, a na dworzec
jechało się minimum godzinę. Postanowiliśmy z Louisem przejść się ostatni raz
na plaże. Założyliśmy więc buty i ubraliśmy kurtki, po czym wyszliśmy z
budynku.
-Będę
tęsknił za tym miejscem. – powiedziałem cicho.
-Ja też. –
odparł ku mojemu zdziwieniu. Nie sądziłem, że tak bardzo poddał się uczuciom i
emocjom doznanym tutaj, ale jednak się myliłem.
Spacerując po chłodnym piasku, jedna myśl wpadła do mojej
głowy. Od razu na moje policzki wkradły się rumieńce i sam nie byłem pewny, czy
powinienem to zrobić. Bałem się, że Lou zacznie się z tego śmiać albo coś
jeszcze gorszego.
Zaryzykowałem jednak i z ogromną ostrożnością i największą
delikatnością na jaką było mnie stać, powoli chwyciłem dłoń Tomma. Może nie
chwyciłem, a wśliznąłem. Chłopak automatycznie na mnie spojrzał i przez zaskoczenie
zatrzymał się. Sam do końca nie wiedziałem, co odczuwał, ale na wszelki
wypadek, wziąłem dłoń i przycisnąłem ją do siebie. Lou uśmiechnął się słodko, a
w jego oczach mogłem dojrzeć iskry. Wyciągnął ku mnie swoją rękę i chwycił
moją, oplatając nasze place wokół siebie. Poczułem wielką ulgę, a na moją twarz
wkradł się delikatny uśmiech.
Tomlinson przyciągnął mnie bliżej i objął, a ja wtuliłem się
w niego, niczym małe dziecko.
-Kocham
Cię. – wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja poczułem, że moje oczy zaczynają
być zbyt mokre.
-Ja Ciebie
też. – powiedziałem cicho i schowałem twarz w jego kurtce. Nie miałem pojęcia
dlaczego, ale zacząłem płakać, a Louis wyczuwszy to, mocniej mnie do siebie
przytulił.
-Ej, Harry.
Co jest? Nie płacz. – mówił, próbując mnie jakoś pocieszyć. Jednak mnie nie
trzeba było pocieszać. Chyba pierwszy raz w życiu, doznałem coś takiego jak łzy
szczęścia. Było to dla mnie tak dziwnie uczucie, że nie mogłem go opanować. W
mojej głowie lekko wirowało, w brzuchu czułem wibracje, a sercu miłe ciepło.
Było mi tak przyjemnie, czułem się całkowicie bezpieczny.
Mój przyjaciel, wziął w dłonie moją głowę i skierował ją
tak, aby patrzył w jego oczy.
-Dlaczego
płaczesz? – zapytał ze zmartwieniem. Nie byłem w stanie odpowiedzieć, więc
uśmiechnąłem się tylko, po czym zbliżyłem twarz do jego. Nasze wargi przylgnęły
do siebie czule, a ja znowu poczułem dreszcze. Nie ważne ile razy całowałem już
Louisa i co ze sobą robiliśmy, ale za każdym razem czułem coraz większe
podniecenie i rozkosz.
Gdy już się od siebie oderwaliśmy, chłopak wyglądał o wiele
radośniej niż przed chwilą.
-Usiądźmy
na chwilę. – zaproponowałem i po sekundzie byliśmy już na piasku. Chwyciłem
ponownie dłoń chłopaka i przycisnąłem ja do miejsca, w której znajdowało się
moje serce.
-Płakałeś
kiedyś ze szczęścia? – zapytałem, przerywając błogą ciszę.
-Dlaczego
pytasz? – był zdziwiony.
-Płakałeś?
-Hah, tak,
Harry. – uśmiechnął się na samo wspomnienie.
-Dziwne a
zarazem niesamowite uczucie, prawda?
-Do czego
zmierzasz?
-Przed
chwilą, pierwszy raz w życiu tego doświadczyłem, Lou.
-Oh, Harry!
– zagruchał melodyjnie, a jego wyraz twarzy zmienił się, jakby był
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemii. – To… to cudowne!
-Tak. –
zaśmiałem się. – Uszczęśliwiasz mnie. – dodałem cicho.
-To
naprawdę pierwszy raz?
-Tak… a Ty?
Kiedy był Twój pierwszy raz? – zapytałem z ciekawością.
-Naprawdę
chcesz wiedzieć?
-Nawet nie
wiesz jak bardzo.
-Ja… -
westchnął przeciągle. – To przyszło tak nagle.
-Kiedy?
-Wczoraj.
-Jak to? –
spojrzałem na niego wielkimi oczami.
-Jak byłeś
pod prysznicem.
-Oh, jejku.
Ja no… nie mogę w to uwierzyć. – znowu poczułem się jak we śnie. Moja głowa lekko
pulsowała, ale nie z bólu. Myślę, że to przez emocje buzujące pod wpływem słów,
czułości i dotyku Louisa.
***
Nie wiem
jak to opisać, ale byłem totalnie oczarowany zachowaniem Harrego. Nie
spodziewałem się z jego strony, tak mocnych i głębokich doznań. Z każdym dniem
kochałem go coraz bardziej i pragnąłem poznawać go jeszcze bardziej.
Było chwile po osiemnastej, jechaliśmy pociągiem już ponad
dwie godziny. Nie byłem jakoś bardzo zmęczony. Byłem szczęśliwy, że obok mnie
siedział Styles. To przy nim czułem się najlepiej.
Siedział, a jego głowa delikatnie opierała się na moim ramieniu.
Spał. Ja też spałem, lecz przed chwilą się obudziłem. Zawsze, gdy jechałem
jakimś pojazdem, działało to na mnie otępiająco. Po kilkunastu minutach jazdy, czułem
przymulenie i wkrótce zasypiałem. Podobnie było i teraz. Popatrzyłem chwile w
okno i przeleciałem wzrokiem po ludziach, siedzących w naszym przedziale.
Większość osób też spało, ale moją uwagę przykuła mała dziewczynka, siedząca w
rogu i obserwująca mnie z ogromnych zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do niej,
najszerzej i najpiękniej jak umiałem, a ona po chwili odwzajemniła tym samym. Zobaczyłem
w jej policzkach małe dołeczki, bardzo podobne do tych Hazzy. Miała jasne, proste
włosy, związane w dwie małe kiteczki. Była przesłodka. Nagle, zsunęła się z
siedzenia i do mnie podeszła. Wdrapała się pewnie na moje kolana i przyłożyła
buźkę do ucha, chcąc mi coś przekazać.
-Nudzi mi
się, a Tobie? – zapytała, a ja cicho się zaśmiałem. Zupełnie nie spodziewałem
się po niej takie zachowania.
-Trochę,
ale jestem bardzo szczęśliwy, więc nie przeszkadza mi to bardzo. – odparłem cicho,
a ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-To Twój
chłopak? – kompletnie nie spodziewałem się takiego pytania. Myślałem, ze raczej
będą odbierać mnie i Hazze jako przyjaciół.
-Skąd
wiesz?
-Masz mnie
za głupią? – jej minka posmutniała. – To że jestem dzieckiem, nie znaczy, że wiem
mniej od Ciebie! – zachichotała.
-Tak, to
mój chłopak. – odparłem z uśmiechem.
-Fajny
jest.
-Podoba Ci
się?
-Nie! Fuj! –
zaśmiałem się trochę głośniej, nie mogąc powstrzymać rozbawienia.
-Dlaczego
uważasz, że fuj?
-No bo On
jest Twój, więc już nie może być nikogo inny. – oww… jej słowa były takie
słodkie i niewinne. Na pierwszy rzut oka, pomyślałem, że to jakaś mała
rozpieszczona panienka, ale gruba się myliłem. Była bardzo uroczą i przede
wszystkim mądrą dziewczynką.
-A gdzie
Twoi rodzice?
-W drugim
przedziale.
-Nie wolisz
być z nimi?
-Ohh,
pewnie znowu się obściskują! Już czasami mam tego dość, wiesz?
-Haha,
rozumiem.
-Wiesz, że
oni są podobni do Was?
-Słucham?
-Mam dwóch
tatusiów. Super, prawda? – oniemiałem. Po prostu nie umiałem nic z siebie
wykrztusić.
-Naprawdę?
-Tak. –
zachichotała. Nagle do przedziału wszedł jakiś mężczyzna. Nie był stary,
wyglądał na około dwadzieścia dwa-cztery lata.
-Lily,
idziemy już. Ej, co Ty robisz? Nie zaczepiaj Pana. – powiedział, kierując słowa
do małej.
-To nie
jest Pan! On jest super! I ma chłopaka, tak jak Ty! – zaświergotała. Chłopak
zaśmiał się cicho, po czym podszedł bliżej.
-Przepraszam
za nią.
-Nie
szkodzi. Jest bardzo grzeczna i miła!
-Tylko na
chwilę. – zaśmiał się ponownie. Wziął na ręce Lily, po czym wyciągnął ku mnie
dłoń. – Jake.
-Louis. –
powiedziałem i uścisnąłem delikatnie jego rękę. – Wybaczysz, ale nie mogę
wstać. – pokazałem na śpiącego Hazze i oboje się zaśmialiśmy.
-Rozumiem,
rozumiem. My już wysiadamy, do zobaczenia może! – krzyknął, wychodząc z
przedziału.
-Do
widzenia. – powiedziałem, po czym z uśmiechem oparłem głowę o głowę Hazzy po
chwili zasnąłem.
Wieczorem.
Weszliśmy do domu i postawiliśmy
nasze torby na podłodze. W drodzę z dworca, opowiedziałem moją krótką historię
z dziewczynką, Harremu, a on podobnie jak ja był nią oczarowany. Oczywiście,
jego zdziwienie było bardzo zabawne, gdy powiedziałem, ze miała dwóch tatusiów.
-Lou? –
zaczął.
-Tak?
-Co byś… co
byś powiedział, gdybym za kilka lat chciałbym mieć z Tobą dziecko?