piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 11. 'Never let me go'


Cześć wszystkim! ♥
Tak jak obiecałam, dodaję rozdział. Kolejny... nie wiem jeszcze kiedy dodam ;/ Jutro wyjeżdżam, a potem mam dużo sprawdzianów. Bądźcie cierpliwi. Jak tylko wszystko nadrobię będę dodawać regularnie. Poinformuję Was kilka dni przed dodaniem.
A tak odnośnie tego rozdziału to nie nie jestem z niego zadowolona. Wydaje mi się taki nudny i wgl. Co Wy o tym myślicie? 

Miłego czytania <3






Rozdział 11.

-Dobrze. – powiedział, a moje serce zabiło radośnie. Odsunąłem Harrego na kilka centymetrów i delikatnie się do niego uśmiechnąłem.
-Będzie dobrze. – wyszeptałem i przyłapałem chłopaka, jak patrzył na moje wargi o kilka sekund za długo. Zbliżyłem twarz do jego, patrząc mu w oczy. Przymknąłem powieki i złożyłem na ustach Hazzy czuły pocałunek. Poczułem w buzi słonawy smak jego łez. Chłopak patrzył na mnie trochę zdezorientowany, a po chwili zauważyłem w jego spojrzeniu pożądanie. Nie zamierzałem nic z tym robić, nie chciałem wykorzystywać chwili, a poza tym nie mogłem postępować za szybko.
Złapałem mojego przyjaciela za dłoń i pociągnąłem go lekko do wyjścia.
-Chodź, może pooglądamy jakiś film?
-Ok… okej. – powiedział, powoli wracając do siebie.
Zeszliśmy na dół, włączyłem jakiś film, po czym usiadłem obok Hazzy na kanapie. Ten  już po chwili wtulił się we mnie, choć zrobił to bardzo ostrożnie. Objąłem go i przyciągnąłem bliżej, w końcu czując ulgę. Może i nie było to nadal, co kiedyś, ale na reszcie poczułem się szczęśliwy. Nie musiałem znać Harrego od przedszkola. Wystarczyły mi te pięć miesięcy, aby poznać trochę jego wnętrze. Zapewne dowiem się o nim jeszcze mnóstwo rzeczy i fascynowało mnie to.
-Lou? – odezwał się nagle.
-Tak?
-Jestem dla Ciebie kimś ważnym? – spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Zaskoczyło mnie trochę jego pytanie.
-Jesteś… dlaczego pytasz?
-Nigdy mi tego nie mówiłeś. – uśmiechnąłem się lekko.
-Nie rozumiem.
-Wiesz… pamiętam trochę Twoją rozmowę z Gregiem.
-Ugh, nie mówmy o tym.
-Czeemu?
-Nie przepadam za nim.
-Skrzywdził Cię, wiem, ale…
-Nie Harry, skrzywdził Ciebie. W tym jest problem. – powiedziałem pod wpływem impulsu. Zawsze trudno było mi mówić o swoich uczuciach i poglądach, dlatego byłem dumny, że udało mi się to wykrztusić.
Mój przyjaciel spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
-To że mnie pobił to nic takiego. Zranił Cię tu. – przyłożył dłoń do mojej piersi. Pod wpływem jego dotyku zadrżałem i pierwszy raz od miesięcy poczułem ciarki, będą przy Hazzie. – To jest gorsze, sam dobrze o tym wiesz. – przytuliłem się do niego, bo inaczej nie potrafiłem okazać swoich uczuć. Wydał mi się taki słodki i kochany. Objął mnie mocno, a po chwili pocałował w głowę. Czułem się tak inaczej… jakby nic więcej nie brakowało mi do szczęścia.
-No ale wracając do tej rozmowy…
-Wrrr… nie dasz mi z tym spokoju, Harry?
-Nie. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Tylko szybko.
-Czy On Ci powiedział, że Cię kocha?
-Był pijany.
-Jasne.
-No był pijany!
-Podobno wtedy mówi się właśnie prawdę.
-Do czego pijesz?
-Że jest dziwny.
-Zgodzę się.
-No ale… nie chcesz z tym czegoś zrobić?
-Co niby?
-Może z nim pogadaj?
-Ja już się z nim wystarczająco nagadałem. Sam słyszałeś.
-No ale tak na trzeźwo.
-Nie mam zbytnio ochoty. Poza tym, po co?
-Nie wiem. Nie wolisz żyć z nim w zgodzie?
-Ja nawet nie zamierzam z nim zamienić już słowa.
-No ok., niech Ci będzie.
-Już koniec? – zapytałem z nadzieją.
-Tak, tak.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. – odetchnąłem z ulgą, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Może gdzieś pójdziemy? – zaproponował Harry. – Dawno niegdzie nie byliśmy.
-Dobrze, ale gdzie?
-Hmm… co powiedz na London Eye? – wyszczerzyłem się jeszcze bardziej, a w środku aż poczułem cieplo.
-Jestem zdecydowanie na tak.

***
Bardzo się cieszyłem, że między mną a Lou było już w porządku. Szliśmy obok siebie w stronę London Eye calu uśmiechnięci i zagadani na bezsensowny temat. To własnie w nim uwielbiałem. Mozgłem rozmawiać z nim na wszystkie możliwe tematy, nawet te głupie, a było się z czego śmiać i co najważniejsze czuliśmy się swobodnie. Prawdę mówiąc, miałem dość już tych śmierdzących klubów, przez które tylko traciłem czas. Zdecydowanie wolałem ten czas spędzić z Louisem.

Godzinę później.
Po staniu w długiej kolejce, wreszcie mogliśmy wejść do małego wagonika. Mój przyjaciel usiadł naprzeciwko mnie i ciągle patrzył przez okienko. Gdy tylko kolejka ruszyła, chłopak drgnął i zacisnął dłonie na siedzeniu.
-Spokojnie. – zwróciłem się do Louisa. Spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Ja… jestem spokojny.
-Właśnie widzę.
-No bo ja… troche boję się wysokości.
-Nigdy mi tego nie mówiłeś.
-Jakoś nie było okazji.
-Usiądź obok mnie.- Tommo patrzył na mnie chwile, aż w koncu powoli wstał i ostrożnie usiadł obok mnie. Uśmiechnąłem się tylko i chcąc go jakoś udobruchać położyłem rękę na jego zaciśniętej dłoni. Momentalnie na mnie spojrzał, a po chwili przeniósł wzrok na nasze dłonie. Było mi przyjemnie, czułem się taki radosny. Podobało mi się również to, że po chwili jego palce splątały się z moimi. Czułem się jak spełniona, zakochana nastolatka i mimowolnie się uśmiechnałem. Lou miał podobny wyraz twarz, co wywołało u nas cichy smiech. Przytuliliśmy się do siebie, a nasze dłonie nadal były złączone, leżały pomiędzy moją i Louisa nogą. Co chwile któryś z nas na nie spoglądał, lecz noc już nie mówiliśmy.
-Harry… - zaczął po kilku minutach chłopak.
-Tak?
-Wyjedźmy gdzieś.
-Słucham?
-Pojedźmy gdzieś razem. – powiedział patrząc prosto w moje oczy.
-Razem? Znaczy się we dwoje?
-Tak, Debilu. – nie mogłem w to uwierzyć. Byłem zaskoczony jego propozycją, lecz również bardzo szczęśliwy.
-Ale gdzie… i kiedy?
-Choćby jutro!
-A szkoła?
-To tylko 2-3 dni.
-Nie wiem co powiedzieć, Lou.
-Ja oczywiście nie nalegam. Jak nie chcesz…
-Oh, przestań. – zaśmiałem się. – Po prostu nie spodziewałem się tego.
-Jestem nieprzewidywalny. – uśmiechnąłem się i tak po prostu go pocałowałem. Kochałem ten aksamitny i miękki dotyk jego ust. To było cudowne doświadczenie. – ty też jesteś. – powiedział, gdy się od niego oderwałem, a po chwili wybuchliśmy śmiechem. – To jak?
-Zgadzam się. Tylko gdzie?
-Nad morze!
-O! Dawno nie byłem nad morzem.
-Teraz musimy tylko ustalić kiedy. – powiedział.
-Jutro!
-Już jutro? No no, nie spodziewałem się. – zaśmialiśmy się oboje i ścisnęliśmy mocniej nasze dłonie. Jednak, gdy tylko ogromne koło się zatrzymało, nasz uścisk rozluźnił się i nasz dłonie wróciły bliżej naszych ciał.
-No ejj… - narzekał Louis. – nawet nie zdążyłem zobaczyć widoku.
-Nadrobimy to. – odparłem, wychodząc na piaszczystą ziemię.

Resztę dnia spędziliśmy na pakowaniu potrzebnych rzeczy i planowaniu. Jutro rano, jak najwcześniej, pojedziemy na dworzec i wsiądziemy w pierwszy pociąg, jadący nad morze. Nasz przemyślany plan, aż mnie przerażał. Jestem ciekawy, czy wypali.

6 komentarzy:

  1. woow fajne dobrze ze sie pogodzili :P czekam na nastepny xD

    OdpowiedzUsuń
  2. DALEJ !!!
    TU U TERAZ MASZ GO PISAĆ !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nudny?? ;o jak możesz tak uważać. Ten rozdział jest taki słodki. Na takie właśnie potocznie się spraw czekałam. Bardzo mi się podoba <3
    -Suzane

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, nadeszcie ! :D Dziękuję, że dodałaś, bo naprawdę nie mogłam się doczekać... Rozdział niesamoity, nareszcie troszkę Larrego <3 Uwielbiam sposób w jaki piszesz, tak naturalnie i wciągająco xx Cieszę się, iż w końcu między nimi się poprawiło, ale wiąż nie jest idealnie. Podoba mi się, że twoja historia jest taka nieprzewidywalna... Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać i to jest niesamowite ;* WSPANIAŁY, LARROWY, CUDOWNY, PIĘKNY, WCIĄGAJĄCY ! Niestety nawet te słowa nie mogą tego opisać, przykro mi, że piszesz tak dobrze ( : Pozzdrawiam X

    OdpowiedzUsuń
  5. oh! Kocham! <3 jak chyba żadnego Larrego! Ta historia jest najlepsza <3 ^^ czekam na kontynuacje!
    @Ola143Cody

    OdpowiedzUsuń
  6. dawaj nastepny :***

    OdpowiedzUsuń