piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 13, 'Never let me go'




 Cześć wszystkim! <3
Dzisiaj obiecany 13. rozdział. Nie jestem z niego zadowolona, wydaje mi się strasznie nudny. Nie wiem dlaczego, może taka prawda? Co o nim sądzicie?
Wybaczcie, że taki krótki, ale miałam mało czasu :C
Za to następny będzie, może nie dłuższy od normalnych, ale na pewno Wam się spodoba :)

Miłego czytania! <3







Rozdział 13.


Obudziłem się, a gdy otworzyłem oczy od razu się uśmiechnąłem. Obok mnie leżał najcudowniejszy i najwspanialszy człowiek na świecie. Miałem dość udawania, grania i owijania w bawełnę. Nie pragnąłem niczego bardziej na świecie, niż Louisa. To on sprawiał, że się uśmiechałem, on zawsze mi pomagał i ratował z opresji. Nie było tylko moim najlepszym przyjacielem, był kimś znacznie ważniejszym.

Cóż, mieliśmy spać osobno, jednak oboje zasnęliśmy ze zmęczenia w trakcie filmu. Leżeliśmy objęci, a ja czułem się radosny, jak nigdy dotąd. Nie wydarzyło się między nami nic wielkiego, zwykły pocałunek. Boże! Co ja mówie?! Pocałunki z Louisem nigdy nie były i nie będą nudne. To niedorzeczne i sprzeczne.

Przewróciłem się na bok, aby wygodniej było mi na niego patrzeć. Jego włosy były rozczochrane, miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta, które niesamowicie kusiły. Wyglądał tak niewinnie, a jedocześnie zachęcająco. Uwielbiałem się na niego gapić, to była moja nowa pasja.

Po 5 minutach Tommo zaczął się przebudzać. Gdy tylko wrócił do żywych, zareagował podobnym uśmiechem do mojego. Pełnym radości i szczerości.
-Dzień dobry. – powiedziałem cicho, przerywając dłuższą ciszę między nami.
-Bardzo dobry. – odparł, szczerząc się.
-Wyspałeś się?
-Jak nigdy.
-Kiedy zasnąłeś?
-Chwile po Tobie.  – przysunąłem się do niego ostrożnie i delikatnie przytuliłem. Chłopak od razu mnie objął i przyciągnął bliżej. W jego objęciach czułem się bezpieczny i nic więcej mnie już nie obchodziło poza Tomlinsonem.
-Lou…
-Słucham?
-Jestem głupi.
-Nie mów tak.
-Kiedy to prawda.
-Dlaczego tak uważasz?
-Zmarnowałem tyle czasu.
-Nie rozumiem.
-Te kilka miesięcy… mogłem je spędzić z Tobą, a nie w tym śmierdzącym klubie. Poza tym, zraniłem Cię, choć tego tak bardzo nie chciałem.
-Haz, nie myśl już o tym. Wszystko jest w porządku.
-Na pewno? – zapytałem spoglądając w jego oczy.
-Na tysiąc procent. – odpowiedział, uśmiechając się.
2 godziny później.

W ciągu tych paru godzin zdążyliśmy skorzystać z toalety, ubrać się, przygotować i zjeść śniadanie. Czas z Louisem leciał mi zbyt szybko, ale za to bardzo przyjemnie. Nigdy nie przypuszczałem, że między mną a chłopakiem będą jeszcze takie uczucia. To co łączyło mnie z Tomlinsonem zdecydowanie nie było przyjaźnią. Przyjeciele się nie całują, nie karmią się przy wspólnych posiłkach i z sobą nie śpią.
-To co robimy? – zapytał mój starszy przyjaciel.
-Może pójdziemy na spacer? – zaproponowałem, a chłopak zgodził się z ochotą.  Ubraliśmy się ciepło, po czy wyszliśmy w niewielkiego domku. Od plaży dzieliło nas tylko sto metrów, więc postanowiliśmy wybrać się na nią od razu.
Ciemna woda rozbijała się o brzeg, wydając przy tym głośny szum. Bardzo lubiłem ten widok, zawsze mnie to wciągało. Na dodatek byłem tu z Louisem, co było niewyobrażalnie cudowne.
            -Usiądziemy na chwile? – zapytałem, a chłopak skinął głową na zgodę. Usiedliśmy więc na piasku obok siebie. Czułem się tak, jakby wszystko było tylko snem.
            -O czym myślisz? – zapytał.
            -O wszystkim.
            -To znaczy?
            -O tym. O tym co jest teraz.
            -I co wnioskujesz?
            -Że jest cudownie.

***
            Harry ostrożnie przysunął się bliżej mnie i objął delikatnie ramieniem. Odwzajemniłem to i również go objąłem, a po chwili oparłem głowę o jego ramię.
            -Lou… mam dość.
            -Co się stało? – zapytałem zaskoczony.
            -Mam dość tego wszystkiego. – moje serce zaczęło z niepokoju być za szybko i nierównomiernie. Miał tego dość? Miał dość mnie?
            -Harry, o czym Ty mówisz?
            -Mam dość udawania! Nie chcę już tak!
            -Nadal nie rozumiem.
            -Kocham Cię, do jasnej cholery! – spojrzałem na niego, nie mogąc uwierzyć w wypowiedziane przez niego słowa. W jednej chwili ogarnęło mnie uczucie, którego nigdy w życiu nie czułem. W moim brzuchu wirowało stado motyli, a w głowie panował nieokrzesany chaos. Czułem się cholernie szczęśliwy. – Słyszysz Lou? Kocham Cię. – nie mogąc dłużej wytrzymać, przylgnąłem pewnie do ust chłopaka. Jedną rękę trzymałem na jego talii, a drugą wplatałem w jego bujne loki, którymi zawsze lubiłem się bawić. On zaś przyciągnął mnie bliżej i usadził na swoich kolanach, tak że siedziałem na nim okrakiem. W około nie było nikogo, cała plaża była nasza.

Z początku muskaliśmy swoje wargi z iskrą namiętności, lecz po chwili pogłębiliśmy nasz pocałunek, pozwalając na zetknięcie się naszych języków. Czułem paraliżującą przyjemność, gdy wiły się wokół siebie, można by stwierdzić, że tańczyły. Z każdą sekundą ucisk w podbrzuszu nasilał się, a moje serce o mało nie wyrwało się z piersi.
Gdy już się od siebie oderwaliśmy, oparłem czoło i głowę chłopaka. Oboje ciężko oddychaliśmy, jednak czułem ogromne spełnienie. To nie był zwykły pocałunek, on wprowadzał nas w inne życie. W świat, który będzie lepszy, bo w końcu będziemy mogli swobodnie mówić o naszych uczuciach. W świat, w którym Harry będzie mój, a ja będę jego.
            -Ja Ciebie też kocham. – odpowiedziałem, po czym szeroko się uśmiechnąłem. Cały ciężar tak jakby zniknął, a powody do zmartwień odeszły.
Po południu.
          
             Resztę dnia spędziliśmy na kilku godzinnym spacerze po plaży. Gdy nasze brzuchy zaczęły domagać się obiadu, udaliśmy się do miasta znaleźć jakąś restaurację. Zajęło nam to około pół godziny, także krócej niż przypuszczałem. W takim okresie trudno znaleźć jakąś dobrą knajpkę.
Usiedliśmy przy stole, po czym zajęliśmy się wybieraniem jedzenia.
            -Co zamawiasz? – zapytał Haz.
            -Właśnie nie wiem. Myślę nad łososiem i frytkami.
            -Ryba? Blee! Ja chyba biorę pizzę.
            -Ryba jest zdrowa. Powinieneś ją jeść.
            -Ale jest obleśna.
            -Jadłeś kiedyś łososia?
            -Nie.
            -No to nie możesz stwierdzić, czy jest obleśna.
            -No ale ja to wiem!
            -Tak tak, właśnie wiać.
            -I tak biorę pizzę.
            -Ugh… jak tam chcesz. – po minucie złożyliśmy zamówienie i oddaliśmy karty z menu. Po upływie kwadransu, dostaliśmy nasz obiad, więc zabraliśmy się za jedzenie.

5 komentarzy:

  1. Aaaa, jestem pierwsza :D
    Świetny rozdział :D Ale i tak czekam z utęsknieniem na scenę +18 i smutne zakończenie :( Mam nadzieję, że nie będzie zbyt banalne ;) Może... chłopcy umrą razem jak będą wracali do domu pociągiem albo samolotem, hym? :))
    Ale to już zostawiam tobie do opracowania :D
    Jeszcze raz - rozdział świetny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne <3 czekam na 14 część ale wolałabym szczęśliwe zakończenie, za szybko się rozklejam ;D mam nadzieję że +18 się zbliża ! ; * Ewelina ; ]

    OdpowiedzUsuń
  3. DAAAAALEEEEJJJ !!!! TERAZ !!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. woow świetny rozdział ^^ czekam na następny xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ty możesz w ogóle mówić, że rozdział, w którym Larry śpi ze sobą, budzi się w swoich ramionach, całuje się i wyznaje sobie miłość, jest nudny?! Oh God, to brzmi jakby Louis i Harry byli jedną osobą xd Ale prawie są, bo uczucie między innymi łączy ich w jedność :x Pod ostatnim rozdziałem prosiłam cię, abyś dała troszkę więcej Larrego. Oczekiwałam jakiegoś kolejnego 'przyjacielskiego' pocałunku. I przeżyłam szok. Nie spodziewałam się, że Haz wyzna Lou miłość w tym rozdziale. <3 Już nie mogę się doczekać następnego, bo skoro już określili swoje uczucia to może dojść do czegoś więcej *if you know what I mean* XD Nigdy nie wierzyłam, kiedy pisałaś w notce, że rozdział nudny, bo zawsze były cholernie ciekawe! A teraz! Nke masz prawa źle się o nim wypowiadać! Dłuugo na to czekałam, a ty w końcu napisałaś te dwa słowa skierowane do Louisa : 'Kocham Cię'. Aww, cieplej mi się na sercu zrobiło, kiedy Harry przyznał sie Lou, co do swoich uczuć, choć na początątku przestraszyłam się, że coś nie ten tegest, kiedy Haz powiedział, że ma dość... Na szczęście happy end w rozdziale, Larry is real, bitch! :* Jak zawsze krótkim rozdzialikiem wywołałaś u mnie od groma emocji. ;) Dobra już nie ględzę, powiem tylko, że napisałaś coś WSPANIAŁEGO, CUDOWNEGO, ZAJEBISTEGO, PIĘKNEGO, PRAWDZIWEGO... i już nie wirm co dalej powiedzieć. :D Po prostu genialnie, i tyle. *.*

    OdpowiedzUsuń