wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 18, część 1. 'We're looking for love'


Dobry wieczór. ♥

Przepraszam, że wstawiam dopiero dzisiaj :C I przepraszam, że tylko połowę, ale napisałam ją dosłownie przed chwilą. Po raz kolejny jestem chora i po prostu konam. Lekarz powiedział, że jedyne wyjście to wycięcie migdałków :( Boję się jak cholera.
Postaram się jutro dokonczyć rozdział, ale wątpie, że tak wcześnie go opublikuję. Robię wszystko, co w mojej mocy. Przepraszam, dziękuję i KOCHAM WAS. 

Zapraszam do czytania i komentowania :)






Rozdział 18


            Wróciłem ze spuszczoną głową do gabinetu, gdzie czekał na mnie James. Mrugałem szybko powiekami, aby nie wybuchnąć płaczem. Byłem jednocześnie okropnie smutny i wściekły. Miałem ochotę rzucić się na tego chłopaka i rozerwać go na strzępy.
            -Poszedł sobie? – zapytał z uśmiechem, kiedy zatrzasnąłem za sobą drzwi od sali.
            -To Cię bawi?
            -Cieszę się, że w końcu się go pozbyłeś.
            -James do jasnej cholery! Czy Ty nie rozumiesz co się do Ciebie mówi?! – wrzasnąłem, a on ze zdziwienia, aż lekko podskoczył.
            -Nie wiem o co Ci chodzi.
            -Jesteś totalnym kretynem! Kocham go! Rozumiesz teraz?! Kocham go nie jak przyjaciela!
            -Wiedziałem, po prostu wiedziałem.
            -I co z tego? Naprawdę nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Mam Cię dość! Nienawidzę Cię!
            -Louis, uspokój się.
            -Ja mam się uspokoić? Ja?! Jesteś chory! Psychicznie chory! Oszalałeś!
            -Przestań tak do mnie mówić!!! – wydarł się i podszedł szybkim krokiem, przyciskając mnie do ściany. Czułem, że zaraz mnie w nią wgniecie, a moje kości miażdżą się pod wpływem jego potężnej siły.
            -Zostaw mnie! – powiedziałem pewnie.
            -Cofnij to.
            -Co?
            -Cofnij, że mnie nienawidzisz.
            -Dlaczego? To prawda.
            -PRZESTAŃ! – wydarł się tak głośno, że poczułem ból w uszach.
            -Robię to samo co Ty. Rujnuje Ci życie. Miło Ci?
            -…
            -Pytam Cię, czy Ci kurwa miło?!
            -Nie, nie jest mi miło! Poza tym kłamiesz! Kochasz mnie!
            -Jesteś nienormalny. – powiedziałem cicho i zbierając wszystkie siły, które w sobie mam, odepchnąłem go od siebie. Podbiegłem szybko do biurka i nacisnąłem czerwony przycisk.
            -Nie! – krzyknął James, ale było już za późno. Po dosłownie kilku sekundach do gabinetu wkroczył sam Doktor Whitman.
            -Co się dzieje? – skierował pytanie do mnie.
            -Tak więc… nie powiedziałem wszystkiego proszę Pana.
            -To znaczy?
            -Odnośnie James’a.
            -Zapraszam Was obu do mojego gabinetu. – odparł i James szybkim krokiem udał się za lekarzem, a ja poszedłem za nim w  bezpiecznej odległości.

Kiedy znaleźliśmy się już w sali, Specjalista usiadł za biurkiem, a ja oraz James naprzeciwko niego.
            -Tak więc o co chodzi? – zapytał, spoglądając to na mnie to na chłopaka.
            -James przed chwilą się na mnie rzucił.
            -Miałem powód!
            -Nie przerywaj mu. – wtrącił się doktor.
            -Uderzył mnie już dwa razy. Ciągle krzyczy i ma do mnie pretensje, że go odrzucam. Wymaga ode mnie wiadomo czego, wmawia mi, że go kocham, bo sam wyznał mi miłość. Przychodzi codziennie. Jestem gejem, mam chłopaka. Pobił go, a on wylądował w szpitalu.
            -James? – skierował się do chłopaka w niemałym szoku.
            -Tak?
            -Czy to prawda?
            -…
            -Odpowiedz mi.
            -Miałem powody.
            -Do bicia, gnębienia i szantażu?
            -On mi go zabierał!
            -Louis nie jest Twoją własnością.
            -On powiedział, że mnie nienawidzi.
            -Może i było to nie na miejscu… ale James… to można nazwać powodem.
            -Nie, ja nie chciałem źle. To wszystko przez Harry’ego?
            -Styles’a?
            -Tak.
            -Louis? To on jest Twoim chłopakiem?
            -T… tak. Chyba tak.
            -Chyba?
            -Pokłóciliśmy się przed chwilą.
            -O James’a?
            -Między innymi.
            -Dobrze, nie wnikam. Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
            -To chyba wszystko.
            -Pozwól, że teraz zostanę sam z James’em.
            -Jasne. – odparłem i zwinnie wyszedłem z gabinetu. Wróciłem do swojej Sali i do razu sięgnąłem po telefon. Wybrałem numer Hazzy i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Ku mojemu zdziwieniu szybko odebrał.
            -Czego chcesz? – wysyczał oschle.
            -Harry, byłem u Pana Whitman’a.
            -Nie obchodzi mnie to.
            -Harry! – krzyknąłem, lecz zdążył się już rozłączyć. Oparłem łokcie na biurku i schowałem twarz w otwartych dłoniach. Miałem ochotę się rozpłakać i zarazem rozwalić wszystko, co miałem pod ręką. Tak bardzo żałowałem. Tak bardzo nie chciałem go okłamać. Tak bardzo chciałem go przytulić.

Wstałem głośno, wyszedłem z gabinetu i ruszyłem w stronę recepcji.
            -Proszę, przekaż Panu Whitman’owi, że musiałem pilnie wyjść.
            -Dobrze… a co ze spotkaniami?
            -Odwołaj.

            Wyleciałem z dużego budynku i pognałem jak najprędzej na przystanek. Wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu, bo wiedziałem, że obojętnie który wysadzi mnie na ulicy, na którą pragnąłem się dostać. Po piętnastu minutach niespokojnej jazdy, wybiegłem a pojazdy i udałem się w stronę domu mojego ukochanego. Nie mogłem czekać. Nie miałem na to czasu. Musiałem wszystko wyjaśnić.

Stanąłem przed drewnianymi drzwiami, a w moim gardle znikąd pojawiła się ogromna gula. Zapukałem niepewnie, lecz nic nie usłyszałem. Zapukałem więc głośniej i wychwyciłem ciche kroki, zbliżające się w moją stronę. Jednak nikt nie otworzył.
            -Harry, wiem, że tam jesteś.
            -Idź sobie.
            -Proszę Cię, otwórz.
            -Nie.
            -Chcę z Tobą porozmawiać.
            -Niby o czym? Wszystko mi już powiedziałeś. Wiem, żałujesz.
            -Byłem u Pana Whitman’a.
            -To też już wiem, dzwoniłeś. Tylko nie wiem po co mi to mówisz.
            -Powiedziałem mu wszystko. O tym, że James mnie bił, że wylądowałeś w szpitalu. Wcześniej nie miałem odwagi, ale Haz… zrobiłem to dla Ciebie.
            -Dla mnie?
            -Tak. Otwórz, proszę.
            -Powinieneś wcześniej o tym myśleć.
            -Przepraszam, Harry. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas.
            -Nie da się.
            -Kocham Cię. Tak okropnie mocno Cię kocham. – powiedziałem cicho, a do moim uszu dobiegł odgłos przekręcania klucza w zamku. 

15 komentarzy:

  1. Jak zwykle cudowny. Krotki, bo krotki, ale zawsze. Zakochalam sie w tym opowiadaniu. Czekam na nastepny. I wracaj do zdrowia, kochana.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. AWWWWWWWW ALE SŁODKO.
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. ♥.♡ Kofffam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej no kocham to kocham to kochma kocham kocham!!!! Niech Hazz mu wybaczy. Lou jest taki słodki. Mam nadzieje że następny pojaw się szybko chodź nie pośpieszan ponieważ jesteś chora. Niech Ci się wszystko ułoży
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój boże skończyłam to czytać . Normalnie sie jaram jak jakaś napalona . xdd Pisz pisz . <3 Ojeej , przeżyjesz . ;**
    Pozdrawiam .
    Olkaa .

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział genialny, szkodaa, ze aby połowa no ale cóż.. wracaj do zdrowia i dalej pisz to genialne opowiadanie.. *.*
    zapraszam takze na mojego bloga o larrym <3
    http://day-to-day-together.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie to wszystko słodkie ;) No i nic, że taki krótki...ważne,że jest ! ;D No i współczuje...wycinanie migdałków to nic przyjemnego :(
    Życzę zdrówka i weny !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cuuudowne!!! Krótko ale bardzo bardzo piękne. Nie wiem jak Ty możesz tak pisać, to jest wprost bajeczne!! *O* Mam nadzieję że szybko się pogodzą i James już nie będzi im przeszkadzał. Nie mogę się doczekać 2 części. Wracaj do zdrówka i nie martw się wycinaniem migdałka, ja miałam i było dobrze. Nie bój się, myślami i duchem będę z Tobą. Do napisania!! Weny!! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Och! <3 Kocham Cię za to opowiadanie! ;33 I proszę nie kończ jeszcze go! ;(( Wiem, że Ci ciężko bo sama piszę, ale nie kończ tak tego! Masz wielki talent, nie rób nam tego! Masz wielu czytelników, a my pragniemy czytać twoje opowiadanie. Z każdym rozdziałem ciśnienie wzrasta...to jest cudowne, dziękuję Ci za to w imieniu nas wszystkich! :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Booooskie *-* Niech oni się pogodzą :') Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. proszę, jak najszybciej daj drugą część *_*

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże jak dobrze że Lou powiedział prawdę o Jamesie. Niech chłopcy się teraz pogodzą i będzie git
    @CheshireCat0102

    OdpowiedzUsuń
  13. I znowu pisze KOCHAM CIĘ! <3 Kobieto nie moge sie doczekać następnej częśći <3 poleciłam twojego bloga 5 osobom i wszystkie mówią że jest świenty <333 Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń