poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 19. 'We're looking for love'


Witajcie ponownie. ♥

Wybaczcie, że nowy rozdział tak późno, ale miałam gości z czym wiąże się brak czasu. Na dodatek znowu jestem chora i jestem strasznie zmęczona przez dość silny antybiotyk. Dziś się spięłam i napisałam cały rozdział, ale uprzedzam, że jest nudny :/ Czeka Was jeszcze jeden rozdział i epilog. Jakoś tak ciążko mi kończyć to opowiadanie. Chyba za mocno się z nim związałam. 

Chciałam Was poprosić o klikanie w reakcje i jakiekolwiek komentarze. Dzięki temu mam motywację! :) Właśnie! Bardzo Wam dziękuję za poprzednie opinie, jesteście świetni! Dzięki Wam, jak wchodzę na bloga, od razu zaczynam się uśmiechać :)

Miłego czytania! <3








Rozdział 19

            Leżeliśmy wtuleni w siebie, a ja w końcu mogłem poczuć ulgę. Naprawdę cieszyłem się, że Harry mi wybaczył i dzięki temu moje sumienie zostało czyste.
            -Lou?
            -Tak?
            -Tak właściwie to czemu nie jesteś w pracy?
            -Zwolniłem się.
            -Co?
            -Znaczy… wziąłem wolne na żądanie.
            -Pan Whitman Ci pozwolił? Znowu?
            -Powiedziałem, żeby Lucy mu przekazała.
            -Nie będziesz miał przez to kłopotów?
            -Czy to ważne? – spytałem z łobuzerskim uśmiechem, podnosząc nieco wyżej głowę. Zbliżyłem się do niego i delikatnie przylgnąłem do cudownie miękkich ust Harry’ego. Odwzajemnił pocałunek, sprawiając, że przebiegło mnie tysiące dreszczy, lecz po chwili odsunął się na kilka centymetrów.
            -Idź już lepiej, hm? Potem będziesz miał przeze mnie problemy.
            -Przesadzasz. – mruknąłem i pocałowałem delikatnie kącik jego warg.
            -Idź, bo zaraz nie wytrzymam i się na Ciebie rzucę.
Zaśmiałem się głośno, a po chwili Harry mi zawtórował. Pocałowałem go jeszcze raz, po czym szybko wstałem i założyłem ubrania, które wcześniej zerwał ze mnie mój chłopak. Pożegnałem się, a następnie wyszedłem z jego domu i pokierowałem się prosto do pracy i tym razem z uśmiechem.

20 minut później

            Wszedłem do ośrodka i pokierowałem się do recepcji. Poprosiłem o klucz do swojego gabinetu i już miałem odejść, kiedy Lucy mnie zatrzymała.
            -Zapomniałabym! Pan Whitman prosił, abyś do niego wstąpił, jak wrócisz.
            -Był bardzo zły? – zapytałem, na co dziewczyna zachichotała.
            -Nie. Po prostu chce z Tobą o czymś porozmawiać.
            -A, no dobrze. – uśmiechnąłem się, po czym udałem się prosto do sali Doktora.

            -Chciał mnie Pan widzieć. – zacząłem, kiedy zaprosił mnie do środka.
            -Owszem.
            -Przepraszam, że tak nagle wyszedłem, ale musiałem coś załatwić.
            -Rozumiem, nie o tym chcę teraz rozmawiać. Usiądź proszę. – opadłem na krzesło, znajdujące się naprzeciwko biurka Pana Whitman’a i z niecierpliwością czekałem, aż wytłumaczy mi o co chodzi.
            -Tak więc… postanowiłem zabrać James’a na dość nietypową terapię.
            -To znaczy?
            -Nie będzie ona łagodna.
            -Mogę wiedzieć coś więcej?
            -Jeśli będzie się czemuś opierał, dostanie karę. Za każdym razem będzie ona gorsza, aż stanie się posłuszny.
            -Ale to jest człowiek.
            -Nagle go bronisz?
            -Nie, po prostu…
            -Louis, nie myśl, że jestem niemądry. Przecież go nie zabiją i nie będą go torturować. Ludzie, z którymi będzie przebywał będą stanowczy i jeśli nie będzie chciał przyjąć leków bądź zacznie krzyczeć, zostanie wyprowadzony na kilka godzin do oddzielnego pomieszczenia. Będzie tam sam i nie wyjdzie, dopóki nie zadecydują o tym specjaliści.
            -Jakie leki?
            -Głównie uspokajające, ale z testów psychologicznych wywnioskowaliśmy, że rozwija się w nim jakby depresja.
            -Jakby?
            -Jest przygnębiony i nie wie, co ma robić.. Jest bezradny, bo bardzo czegoś chce, ale nie może tego mieć.
            -Oh… - wyrwało mi się.
            -Tak… chyba wiesz o co chodzi.
            -To moja wina.
            -Nie, nie przejmuj się tym, Louisie. On jest chory i tak naprawdę wiele rzeczy nie zależy od niego. Sam może uważać coś innego, ale niektóre bodźce są silniejsze od jego mózgu. Robi czasami coś, czego nie chce. Tak jak na przykład pobicie Ciebie.
            -Albo Harry’ego.
            -W tym problem, że nie. On chciał go pobić.
            -Co?
            -To naprawdę poważna choroba, jednak musisz nam pomóc.
            -Ja?
            -W końcu to od Ciebie w pewnym stopniu się uzależnił.
            -Ale co ja mam robić?
            -James będzie na terapii przez tydzień. Potem wróci do normalnego życia.
            -I znowu będę miał z nim sesje?
            -Louis.
            -Nie, nie zgadzam się na to!
            -Uspokój się. Nie będziesz miał z nim normalnych sesji.
            -To jakie?
            -On będzie cały czas pod moją opieką. Znaczy, będzie przychodził na spotkania do mnie, lecz Ty będziesz mu poświęcał godzinę tygodniowo.
            -Ale…
            -To tak wiele?
            -Nie...
            -No właśnie. To nie będzie trwało wiecznie. Jeśli zacznie traktować Cię jak lekarza, a nie jak wcześniej, będziesz mógł odetchnąć i pożegnać się z nim na zawsze.
            -A jeśli nie zacznie mnie tak traktować?
            -Wtedy zobaczymy, jakie będzie jego zachowanie. Jeśli zacznie być agresywny, wróci na terapie, a jeśli będzie naprawdę źle…
            -To?
            -Wyląduję w Bethlem Royal Hospital.
            -A… aha. – wykrztusiłem, po czym podziękowałem za rozmowę i udałem się szybko do swojego gabinetu.
            Usiadłem przy biurku i spojrzałem na zegarek. Do spotkania miałem jeszcze pół godziny, a mój mózg wykorzystując to zaczął uparcie myśleć o James’ie. Z jednej strony, nigdy w życiu nie spotkałem tak nienormalnej osoby, ale z drugiej przecież był chory. Nie życzyłem mu źle, choć wyrządził mi tyle krzywdy, jak i Hazzie. Jeśli jednak nie było innego rozwiązania musiał tam trafić. Może właśnie tak miało być? Moje przemyślenia przerwał krótki dzwonek, oznajmiający nadejście sms-a. Wyjąłem więc telefon z torby i odczytałem wiadomość.
 Od ‘Zastrzeżony’ „Zabiję Cię. Będziesz wył z bólu. Nie powstrzymasz mnie już.”
Przeczytałem treść chyba pięć razy, a moje serce przyspieszyła tyle samo razy. Co to było?! Kto mógł wysłać tak głupiego sms’a? James? Nie, na pewno nie. Przecież nie jest z nim, aż tak źle. Poza tym, na terapii chyba zabrali mu telefon. Boże… kto chciał mnie zabić? Niby zwykły sms, który mógł być żartem… a jednak. Nie zacznę panikować, nie mogę. Jeśli to się powtórzy będę mógł zainterweniować, a teraz spokojnie. Wdech, wydech…

16:30

            Wyszedłem z gabinetu i pokierowałem się do recepcji. Oddałem klucz Lucy, pożegnałem się z nią i wyszedłem z ośrodka. Koniec spotkań na dziś. Na moje szczęście, żaden sms już nie mącił mi w głowie. Może po prostu ktoś chciał się pobawić telefonem mamy i zrobić głupi żart. Tylko kto mógł być tak nieodpowiedzialny? Mimo tak wielkich chęci, nie umiałem przestać o tym myśleć. Tak bardzo pragnąłem być pewny, że to nie powód do strachu.

***

            Stałem przy kuchni i przygotowywałem moją specjalność, a mianowicie spaghetti bolonese. Louis miał niedługo zjawić się, gdyż umówiliśmy się, że przyjdzie do mnie od razu po pracy. Czasami miałem głupie wrażenie, że zbyt często namawiam go do spędzania ze mną czasu. Sam nie wiem… może go po prostu spytam, żeby mieć pewność.
Odlałem makaron do sitka i schłodziłem go zimną wodą, aby nie był klejący. Następnie przyprawiłem ostatni raz sos i wyłączyłem gaz. Jak na zawołanie, usłyszałem ciche, charakterystyczne pukanie do drzwi. Udałem się więc do przedpokoju i zaprosiłem do środka Louis’a.
            -Jesteś brudny. – zauważył, kiedy zsuwał ze stóp trampki. Spojrzałem na moją koszulkę i faktycznie były na niej czerwone kropki.
            -Nie śmiej się ze mnie! Robiłem obiad.
            -Jak to dojrzale brzmi. – znowu zachichotał, po czym zwinnie do siebie przyciągnął. Wtuliłem się w jego ciepły, umięśniony tors, a po chwili poczułem delikatny pocałunek na czubku mojej głowy.
            -Lou?
            -Hm?
            -Czy ja Cię nie męczę?
            -Słucham? – zapytał zmieszany i odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów.
            -No czy nie zmuszam Cię za często, abyś spędzał ze mną czas?
            -Ty idioto. – powiedział, śmiejąc się cicho. Złapał moją twarz w dwie dłonie, po czym złożył na moich ustach soczysty pocałunek.
            -Naprawdę o to pytasz?
            -No tak… - stwierdziłem.
            -Jak możesz tak uważać?
            -No bo ciągle chce, abyś przebywał z moim towarzystwie i…
            -Jesteś słodki. – powiedział, uśmiechając się szeroko, na co moje kąciki ust uniosły się ku górze.
            -To znaczy, że nie masz nic przeciwko?
            -Zdecydowanie nie. – odparł i naparł delikatnie na moje wargi. Od razu odwzajemniłem pocałunek i zarzuciłem ręce na szyje Tomlinsona. Uniósł mnie do góry, więc owinąłem jego talie nogami i po chwili poczułem jak idzie w stronę kuchni, nie odrywając ode mnie ust. Posadził mnie na stole, przyciągając jeszcze bliżej. Poczułem koniuszek jego języka na dolnej wardze, więc rozchyliłem usta, wpuszczając go do środka. Pieścił moje podniebienie, a ja gardłowo jęknąłem, sprawiając, że nas obu przebiegły dreszcze. Nagle, usłyszeliśmy krótki dzwonek telefonu, więc mimowolnie oderwaliśmy się od siebie. Louis wyciągnął komórkę, aby odczytać sms’a i po chwili zrzedła mu mina.
            -Co się dzieje? – zapytałem zaskoczony jego reakcją.
            -Nic.
            -Przecież widzę.
            -Może… może zjedzmy obiad?
            -Louis.
            -Hm?
            -Co to za wiadomość?
            -Haz… dziś rano dostałem dziwnego sms’a, myślałem, że to żart, ale teraz ktoś wysłał mi coś podobnego.
            -Kto?
            -Nie mam pojęcia. Numer zastrzeżony.
            -Sms’y od zastrzeżonego?
            -Też się dziwie, ale myślę,, że gorsza jest treść.
            -Pokaż mi. – poprosiłem, a po chwili odczytałem treść pierwszego sms’a. Moje oczy automatycznie się rozszerzyły i zacząłem panikować.
            -Zabić Cię? Co? Boże! Kto to może być?! Louis!
            -Uspokój się. Przeczytaj drugiego.

Od ‘Zastrzeżony’ „Już sobie wyobrażam, jak krzyczysz. Błagasz o litość. Nie, nie będę taki dobry. W końcu Ty też nie byłeś.”

            -Lou! Co zamierzasz zrobić?
            -Nie wiem.
            -Idź na policję!
            -I co ona zrobi? Nic, bo to numer zastrzeżony i nie da się go namierzyć.
            -On Ci grozi.
            -Widzę.
            -Czy to… czy to James?
            -Nie mam pojęcia, Haz.
            -Boję się o Ciebie.
            -Spokojnie. Przecież nic mi nie zrobi, jest zamknięty.
            -Gdzie?
            -Odbywa jakąś terapię, dość ostrą.
            -Może korzystać z telefonu?
            -Jeśli to on to najwidoczniej może, ale nie mamy pewności.
            -Lou, zostań dziś u mnie.
            -Przecież nic mi się nie stanie.
            -Proszę.
            -Jutro rano wstaje do pracy, obudzę Cię.
            -Nie przeszkadza mi to. Wiesz, że lubię być budzony przez Ciebie.
            -Haz… nic mi nie grozi, naprawdę. – wyszeptał, po czym musnął lekko moje usta.
            -Zostaniesz?
            -Huh, jesteś uparty.
            -To jak?
            -Dobrze, zostanę. – odparł, a ja z uśmiechem mocno go przytuliłem.

***

            Musiałem być przecież spokojny. Nie mogłem panikować z powodu głupich sms’ów. Wystarczy, że Harry był na skraju wytrzymałości. Był przecież bardzo wrażliwy. Oczywiście, że się bał, bo i ja się bałem, ale nie mogłem tego pokazać. Jeśli udawałem mało przejętego, Haz był spokojniejszy.
Kładłem się właśnie do łóżka obok mojego ukochanego, kiedy usłyszałem ciche wibracje. Na moje szczęście, mój przyjaciel tego nie usłyszał, więc sam ukradkiem przeczytałem treść.
Od ‘Zastrzeżony’ „Mam lepszy pomysł. Nic Ci nie zrobię. Zabiję Go, nie Ciebie. Będziesz bardziej cierpiał”
Zasłoniłem dłonią usta, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Moje serce zaczęło galopować, jak chore i nie mogłem nad tym zapanować. To był James. To musiał być On.
Odwróciłem się przodem do Harry’ego, przyciągnąłem go do siebie i mocno przytuliłem. Teraz to ja nie będę spuszczał z niego oczu, a nie on ze mnie.

22 komentarze:

  1. o jezu.... chryste.... boooje się kurde niech Tommo lepiej pójdzie z tym na policje i tego swego szefa ! a nie gra takiego bonzo i nie wiadomo jakiego bohatera .... .czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jacie...ten James to jakiś psychol !! Kurde, niech się w końcu odwali od Louisa i Harry'ego ! I te sms'y...kurcze...no ale, jeśli chodzi o cały rozdział to jak zwykle wspaniały ! Kocham Cię, za to opowiadanie ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o Nie zabijaj ich bo zawału dostane ! Nie no , kocham cie siostro <33 Niech Harry wyjdzie za Louiska ^^ I niech mają dzicekoo !! ;D Ale nie zabijaj ich ploooooooooosie :* Zajebiste *.* A nas. część zrobisz z dedykiem dla mnie ?? ^^ Tak tylko pytam ... dla stałej klientki ;* Pozdro ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały piszę z dedykacją dla Was wszystkich! ♥ Ale dobrze, jeśli nie zapomnę i przypomnisz mi na FB, to zadedykuję 20. rozdział Tobię :) xx

      Usuń
    2. Ahh dziękujęę ♥

      Usuń
    3. Ahahahah! Stałej klientki ;pp Witam siostro, ja też od początku <33 Boooskie mówię ;33

      Usuń
  4. OMG!!! Kurczę czy James kiedykolwiek zniknie z ich życia??? Rozdział świetnie napisany Życzę weny i zdrowia
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  5. Na prawdę trudno będzie m irozstać się z tym opowaidaniem, uwielbiam je :C
    NIe, nie było nudne głupia! Cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurcze! jestem ciekawa czy to James wysyła te esemesy ;o pozatym rozdzial świetny ;) xx oby nikomu nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  8. G.E.N.I.A.L.N.E !
    nie.. tylko go nie zakańczaj , błagam :C. a masz może pomysł na następne opowiadania? *_*

    OdpowiedzUsuń
  9. AWESOME !!! :D
    jesteś zajebista, szkoda że to już koniec ... ; c

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurdeee ._. tylko błagam nie miej takiej wizji na zakończenie tego jak ja teraz.BŁAGAM..tak wiem,dziwna jestem xD rozdział jak zawsze boski *-* Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. No pliiiiiis! Nie możesz kończyć tego opowiadania! Zobacz jaki wspaniały temat..groźba..i już kolejne 4 rozdziały <33 Uwielbiam tego bloga i uwielbiam Cibie więc proszę nie rób mi [nam] tego i nie kończ tego opowiadania! ;___;

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko co to za psychopata xd ? EJ nie zabijaj Lou ani Hazzy zostaw ich w spokoju xp zabij tego gnoma :p Cudowny rozdzial , @gabka17 ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. JA PIERDOLE.
    Nie mam słów , ale owowowowoowow , omnonmomononmmpmoomonnom. <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Matko. Aż się boję. :oo
    Jak zwykle świetny rozdział < 3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezuuuuu, umieram *_______________* Chcę następny, jak najszybciej, aaa! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałabym Cię bardzo serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga z One Shotami (bromance) o 1D *_*
    http://larrystories-lovestories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. CUDOWNE!!! Groźby.. ciekawy motyw. Nie zabijaj ich, możesz zabić, utopić, poćwiartować tego psychopatę James'a ale Larry'ego zostaw. Smutno mi bo już końcówka tego opowiadania. Jestem pewna że nikt by się nie obraził jakby było trochę dłuższe. Masz temat do rozwoju akcji więc możesz napisać więcej rozdziałów. Kocham to opowiadanie i bardzo się do niego przywiązałam. Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  18. aaa uwielbiam to opowiadanie! (tak samo jak poprzednie!) mam nadzieję, że skończy się dobrze. i również mam nadzieję, że napiszesz dla nas kolejne opowiadanie o Larry'm (ciągle mało.. :D) Xx

    OdpowiedzUsuń