czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 6.

Heej :))
Mam do Was prośbę, a mianowicie, jeśli jest ktoś kto to czyta to zostawcie po sobie jakiś komentarz. Jest to dla mnie bardzo ważne. Dziękuję z góry ;*












Rozdział 6.

*Zayn*
            Wracałem właśnie u boku July z baru. Było około osiemnastej, więc za niedługo słońce zajdzie. Nasze spotkanie uważam za bardzo udane. Buzie nam się nie zamykały, ciągle mieliśmy sobie coś do powiedzenia. Szatynka opowiedziała mi o prawie całym swoim życiu. Nie będę teraz przedstawiał Wam jej wszystkich spraw, gdyż było tego stanowczo za dużo. Jednak po tej randce (bo chyba tak to mogę nazwać) poznałem szczególnie jej charakter i osobowość. Była miłą, wrażliwą, mądrą, uroczą, choć czasem niegrzeczną dziewczyną. Mógłbym jeszcze wiele o niej powiedzieć, lecz nie chcę zanudzać. Jasno mówiąc, stała się dla mnie kimś ważnym w dwa dni, co jest zaskakujące. Zazwyczaj byłem nieufny, a ja otworzyłem się przed nią i również opowiedziałem jej o sobie. Byliśmy sobą oczarowani… takie przynajmniej dawała mi sygnały.
            Idąc obok niej, słońce zaczęło się zniżać. Przypomniałem sobie z jakim zachwytem wcześniej opowiadała mi o zachodach. Szepnąłem jej tylko, żeby ze mną poszła i chwyciłem jej dłoń, zaczynając biec. Zaczęła się śmiać, a w jej oczach dało zauważyć się radość. Nie pytała dokąd biegniemy… zaufała mi. Chciałem przeżyć z nią nasz pierwszy zachód słońca w pewnym miejscu, które było dla mnie rajem.

*July*
            Biegłam właśnie ulicą, trzymając dłoń Zayna. Nie wiem dlaczego, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Nie miałam pojęcia, gdzie zmierzamy. Byłam strasznie ciekawa, dokąd mnie porywa.
            Zwolniliśmy i chłopak zakrył mi oczy, prowadząc do przodu. Szliśmy kilka minut i zaczynałam się niecierpliwić.
            -Kiedy będziemy na miejscu? – zapytałam z uśmieszkiem na twarzy
            -Już za chwilę, moment.
            -No ale… - przerwał mi jego śmiech. Uwielbiałam słuchać jak się śmiał. Był taki słodki i pocieszny. Po chwili stanęliśmy i Zayn wziął dłoń z moich oczu. Stanął obok mnie, jednak nadal nie unosiłam powiek do góry.
            -Już. – szepnał mulat. Moim oczom ukazało się coś wspaniałego. Byłam w miejscu, którego chyba nigdy w życiu nie widziałam. Staliśmy nad doliną, gdzie rozlegało się niewielkie jezioro, a wokół nas znajdywał się las. Dało usłyszeć się śpiew ptaków i szum drzew. Było cudownie! Obróciłam się do Zayna z pytającym wyrazem twarzy.
            -Chciałem, aby nasz pierwszy Zachów słońca był oryginalny. – uśmiechnął się zadziornie, po czym usiadł na trawie. Usiadłam więc obok niego i nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam oczarowana tym miejscem, a jeszcze bardziej tym niesamowitym chłopakiem.
            -Jest cudownie. – wyszeptałam i oparłam głowę o ramię mulata. Ten objął mnie ramieniem w wpatrywaliśmy się w czerwone niebo. Lepiej być nie mogło.

*Harry*

         Ubrałem się i zszedłem na dół. Zrobiłem sobie śniadanie. Nie mogłem przestań myśleć o tym jak Lou przyprowadził do mnie tą dziewczynę. Właściwie była miła, ale… ja pierdole! Dlaczego on nie umie czytać w myślach?! Ja już nie wytrzymuję. Ciągle coś się pieprzy. Jeszcze ten sen, który doprowadził mnie do takiego stanu. Muszę się w końcu opanować. Louis to mój przyjaciel i nic więcej. Myślę, że unikanie go nic nie da, więc powinienem spędzać z nim dużo czasu. Jak przyjaciel z przyjacielem. Traktować go jak kiedyś.
         Po śniadaniu udałem się na spacer. Chciałem się przejść, aby wyładować emocje, które jeszcze u mnie siedziały. Louis… nigdy nie przypuszczałem, że wróci. Tak bardzo za nim tęskniłem, lecz nawet nie przyszło mi na myśl, iż kiedyś go jeszcze zobaczę.
Przez Eleanor mam do niego ograniczony dostęp. Chodzi o to, że nie mogę z nim o każdej porze swobodnie porozmawiać. Kiedyś dzwoniliśmy do siebie nawet w nocy, jak któryś z nas nie mógł np. zasnąć. Był dla mnie oparciem, kimś bardzo potrzebnym. Bez niego czułem pustkę i przez kilka tygodni nie mogłem spać. Pogodziłem się z tym, że nigdy z nim nie będę, więc łatwiej było mi się z nim przyjaźnić. Teraz, gdy zobaczyłem go w klubie… Boże… tego uczucia nie dało się opisać. Na dodatek jeszcze mnie przytulił. Podczas rozmowy z chłopakami też często mnie tulił lub dotykał, co mnie bardzo zaskoczyło. Mimo tego, mógłby nigdy nie przestawać. Przez jego zmianę czułem się przy nim inaczej. Nie jak przyjaciel z przyjacielem. Bałem się, że tym razem nie będzie tak łatwo.
         Szedłem chodnikiem w centrum miasta, gdy coś dziwnego mignęło mi przed oczami. Obróciłem głowę w tamtą  stronę i dosłownie mnie zamurowało. Nie mogłem iść dalej, zatrzymałem się i wgapiałem w coś co mnie po prostu zabolało. Nie mogłem uwierzyć. Przetarłem oczy, ale nadal to widziałem. Nie miałem pojęcia co postąpić w takiej sytuacji. Spanikowałem i szybkim krokiem pokierowałem się do mojego mieszkania.
Pełno myśli przelatywało mi przez głowę. Usiadłem zziajany w fotelu i myślałem co teraz zrobić. Zabolał mnie ten widok, bo nienawidzę, gdy ktoś mi bliski cierpiał. Uznałem mimo wszystko, że on musi się dowiedzieć. Musi Dię dowiedzieć pierwszy i ode mnie. Chociaż sam nie wiem. Bałem się ja cholera, ale wykręciłem numer w komórce i przyłożyłem ją do ucha.
         Louis? – powiedziałem, słysząc, że ktos odbiera.
         -Hej Harry. – ucieszył się, że do niego zadzwoniłem. Gdyby nie powód, z którego telefonowałem też bym się zapewne ucieszył. Jednak teraz nie potrafiłem się uśmiechnąć. Myślę, że Lou też nie będzie skłonny do uśmiechu, gdy się o czymś dowie.
         -Jesteś w domu?
         -Tak. Coś się stało? – wyczuł coś złego w moim głosie.
         -Musimy porozmawiać. – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie.
         -Czekam na Ciebie. – odłożyłem telefon i wyszedłem pośpiesznie z mieszkania. 

1 komentarz: