niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 16, część 2. 'We're looking for love'

Witajcie ponownie. ♥

Dostałam nagle olśnienia i wena rzuciała się na mnie niczym tygrys, który nie miał w buzi mięsa od kilku misięcy. Boże, te głupie porównania, hahahaha. Napisałam szybciutko drugą częśc i mam nadzieję, że uda mi się nadrobić straty i kolejny rozdział pojawi się za tydzień. Wierzę, że jakoś wytrzymacie i jednak nie poumieracie :D

Zapraszam do czytania i komentowania! :)




Rozdział 16, część 2.



             Obudziłem się z delikatnym uśmiechem na twarzy, otwierając oczy. Widok Harrego, wgapiającego się we mnie wywołał u mnie nagły wybuch śmiechu.
            -Z czego się śmiejesz, Idioto? – zapytał sarkastycznie.
            -Jesteś taki uroczy. – powiedziałem, uspakajając się. Pochyliłem się nad nim i złożyłem na jego ustach słodki pocałunek.
            -Z chęcią bym jeszcze poleżał, ale muszę iść do pracy. – wyszeptałem, a chłopak od razu posmutniał.
            -Kiedy wrócisz?
            -Nie wiem. Postaram się jak najszybciej.
            -Pójdziesz do Pana Whitman’a?
            -Naturalnie. – odparłem i ostatni raz musnąłem jego wargi. Podniosłem się, wygramoliłem z kołdry, po czym stanąłem na chłodnej podłodze. Zgarnąłem dłonią ubrania pożyczone od Hazzy i udałem się do łazienki. Prysznic był w moim przypadku wręcz niezbędny, więc czym prędzej wszedłem do kabiny. Dokładnie umyłem ciało męskim żelem pod prysznic i zmyłem go ciepłą wodą. Kiedy byłem już świeży i pachnący, wyszedłem na miękki dywanik i owinąłem się ręcznikiem. Pochyliłem się nad umywalką, umyłem zęby i twarz, a następnie wytarłem jeszcze mokrą skórę. Ubrałem się, rozczesałem dłońmi włosy i wyszedłem z pomieszczenia. Zajrzałem jeszcze do sypialni mojego chłopaka, aby wziąć telefon, po czym zszedłem na dół, kierując się do kuchni. Harry stał przy blacie i zaparzał herbaty, a na style stały dwa talerze z kolorowymi kanapkami. Przytuliłem go od tyłu, chcąc tym podziękować za przygotowanie śniadania. Mój przyjaciel odwrócił się do mnie przodem i wśliznął dłonie pod moje boki. Wtuliłem się w jego tors, a on pocałował mnie w głowę. Tak bardzo kochałem takie sytuacje, kiedy nic innego nas nie obchodziło, tylko my dwoje.

Pół godziny później

            -Przyjdziesz potem? – zapytał Harry, kiedy wiązałem sznurowadła moich trampek.
            -Pewnie.
            -Nie mogę się doczekać. – zaśmiał się cicho, a ja wstałem, aby pocałować jeszcze raz jego cudowne wargi.
            Wyszedłem z domu i z uśmiechem na twarzy udałem się w stronę mojej pracy. Zerknąłem na zegarek i zdałem sobie sprawę, że mam tylko dziesięć minut, aby dotrzeć na miejsce. Przyspieszyłem więc kroku i gnałem, patrząc przed siebie, aby przypadkiem w nikogo nie wpaść.

            Wbiegłem zziajany do dużego budynku i skierowałem się do recepcji.
            -Dzień dobry, Panie Louisie.
            -Dzień dobry, Lucy. – przywitałem się z sekretarką. – Pan Whitman u siebie?
            -Owszem.
            -Chciałbym do niego wstąpić.
            -Teraz ma wolną chwilę, także zapraszam.
            -Oh, wspaniale. Do zobaczenia! – powiedziałem, odchodząc.
            -Do usłyszenia, Louis. – odparła, chichotając.

Skręciłem w korytarz, prowadzący do biura mojego dyrektora i przemierzałem drogę z nietypową prędkością. Chciałem jak najprędzej z nim porozmawiać i wyjaśnić sprawę z James’em. Miałem serdecznie dość tego człowieka i nie zamierzałem dłużej tego ukrywać.

Zapukałem ostrożnie do drzwi z tabliczką „Dr Whitman”, a kiedy usłyszałem zaproszenie, wszedłem do sali. Usiadłem przed biurkiem lekarza, wcześniej witając się z nim.
            -Zajmę tylko chwilę. – zacząłem.
            -Nie ma sprawy. Mam trochę czasu.
            -Świetnie. W takim razie… chodzi mi o James’a.
            -Znowu sprawia problemy?
            -W pewnym sensie.
            -To znaczy?
            -Czy dałoby się go przepisać do kogoś innego?
            -Musiałbym mieć naprawdę poważne powody.
            -Nie daję już sobie rady, Proszę Pana.
            -Louis, jesteś specjalistom.
            -Początkującym tak naprawdę.
            -Pracujesz tu ponad rok.
            -Tak, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem.
            -Może o to właśnie chodzi? Żebyś mógł się wykazać?
            -Tyle tylko… że to zaszło za daleko.
            -Rozwiń swoja wypowiedź. – nabrałem powietrza do płuc i powoli je wypuściłem. Co ja miałem mu powiedzieć? James pobił mnie dwa razy oraz sprawił, że Harry wylądował w szpitalu, ciągle mnie nachodzi, nie mam prywatności i jestem szantażowany. Naprawdę nie lubię uprzykrzać nikomu życia i wolałbym, aby James’owi jakoś się ułożyło. Może byłem naiwny, ale wierzyłem, że jednak się wyleczy.
            -Nie przychodzi w wyznaczonych godzinach.
            -Louis… błagam Cię.
            -Przychodzi do mnie codziennie, tłumacząc, że nie może beze mnie żyć.  – wykrztusiłem na jednym wydechu. Trudno było mi mówić o takiej rzeczy, a co dopiero o pobiciu. Tak szczerze, nie miałem w planach zdradzać, że mój klient zrobił coś tak strasznego. Nie byłem w stanie.
            -Hmm… Coś jeszcze?
            -Tak.
            -Co takiego? – moje serce biło, jak oszalałe. Już nie byłem pewny, co powinienem zrobić. Jeśli powiedziałbym prawdę, na pewno Pan Whitman zająłby się James’em, lecz nie w łagodny sposób.
            -Louis? – spojrzał na mnie pytająco, a ja przełknąłem głośno ślinę.
            -Krzyczy. – wychrypiałem. – Głośno krzyczy.
            -Boisz się go?
            -Nie.
            -No to w czym rzecz?
            -Mam też swoje życie. Tracę je przez James’a.
            -Tomlinson, myślę, że przesadzasz. Jesteś psychologiem, dasz radę.
            -Ale proszę Pana…
            -Nie. Żadnego ‘ale’. Zatrudniłem Cię, bo wydawałeś mi się godnym zaufania i podziwu człowiekiem. Czyżbym się pomylił?
            -Nie, oczywiście, że nie.
            -No właśnie. Także koniec tematu.
            -Naprawdę nic się nie da zrobić?
            -Powiedziałem już. – odparł zimnym tonem.
            -Mam jeszcze jedno pytanie.
            -Tak?
            -Mógłbym wziąć dzisiaj wolne? Tylko dziś.
            -Ostatnio dużo pracowałeś, więc wyjątkowo się zgadzam.
            -Dziękuję. – powiedziałem ze smutnym uśmiechem, wstając z krzesła. –Do widzenia. – pożegnałem się i wyszedłem z gabinetu.

Pół godziny później

            Dotarłem pod drzwi Hazzy i przez całą drogę nie wymyśliłem, co mu powiedzieć. Obiecałem mu, obiecałem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby przenieśli James’a. Jednak nie udało mi się. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo przejmowałem się życiem ludzi, którzy nie powinni mnie interesować? Dbałem o wygodę palanta, który pobił mojego ukochanego i wtrącał się w moje prywatne życie.  Byłem totalnym tchórzem, którego nie było stać na szczerość. Byłem w stanie zmienić tak wiele, a wszystko spieprzyłem.

            Zapukałem delikatnie w drzwi mieszkania. Już po kilku sekundach ujrzałem w progu, uśmiechnięto Styles’a i choć miałem ogromną ochotę odwzajemnić uśmiech, nie umiałem. Zaprosił mnie do środka, a ja udając, że nad czymś myślę, wszedłem, zsuwając ze stóp trampki. Zebrałem wszystkie swoje siły i postanowiłem przybrać maskę zadowolonego chłopca.
            -Jak się czujesz? – zapytałem, całując ostrożnie jego czoło.
            -Dobrze, kostka już prawie mnie nie boli.
            -Cieszę się.
            -A Ty? Co tak wcześnie?
            -A co? Mam iść? – zaśmiałem się cicho.
            -Nie, Debilu. Po prostu pytam.
            -Wziąłem sobie dzień wolnego.
            -O! To wspaniale! – klasnął w dłonie z zachwytem.
            -Mhm. – wymamrotałem i usiadłem obok niego na kanapie. Chłopak wtulił się we mnie, kładąc głowę na moim torsie. Objąłem go rękoma i jeździł swobodnie palcami po jego plecach.
            -Własnie! Byłeś u Pana Whitmana?
            -Owszem. – odparłem, starając się utrzymać tempo bicia serca w normie.
            -I jak?
            -Hm? – zapytałem, udając głupiego.
            -No przeniosą James’a? – czułem jak moje dłonie zaczynają się pocić. Co ja miałem mu powiedzieć? Twój chłopak to potworny idiota i nie powiedział całej prawdy? Przykro mi, ale nie? Pan Whitman uważa, że stać mnie na więcej? Kurwa, przecież Pan Whitman nie był Kretynem i nie pozwoliłby, abym miał do czynienia z kolesiem, który bije nie tylko mnie, a również chłopaka. Mojego chłopaka, co gorsza.
            -Tak. – wyszeptałem, nie wierząc w to, co właśnie robiłem.
            -Oh, nawet nie wiesz, jak się cieszę! – krzyknął, tuląc się do mnie jeszcze bardziej. Nagle, moje oczy zaczęły mnie niemiłosiernie piec i czułem, że mógłbym zaraz wybuchnąć niepohamowanym płaczem. Jednak zacząłem mrugać szybko powiekami, wziąłem kilka głębokim wdechów i starałem się opanować. Boże, zrobiłem to. Okłamałem Harry’ego. To był chyba gorsze od prawdy. Jestem beznadziejny.

15 komentarzy:

  1. SDJsaidjsaiodajoidjasiojaiodjidai *_________________________*
    Kocham cie! Kuuurwa! Kocham cię! *______________*

    OdpowiedzUsuń
  2. boże.... nie no czemu on nie powiedzial temu szefowi o tym że ten sukinkot go i Hazze pobił ? i czemu okłamał Hazze ? :/
    grryyyyyyy
    czekam

    OdpowiedzUsuń
  3. oł... czuję, że będą kłopoty

    OdpowiedzUsuń
  4. *.* OMG! To się porobiło... Świetny rozdział tak jak każdy inny. Masz talent! Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże....
    Louis, jak możesz Harry'ego okłamywać? Żeby to się wszystko dobrze skończyło...
    Rozdział świetny i także tego weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Louis!!! Ty idioto!!!- To pierwsze co mi przyszło na myśl jak przeczytałam rozdział. Wierzyć mi się w to nie chce. Eh poczekamy zobaczymy co dalej
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  7. Louuuuis jak mogłeś okłamać Harry'ego ? ;(
    Nadciągają kłopoty, czuję to no, że ten James namiesza kurwa ;c.

    OdpowiedzUsuń
  8. Louisie Williamie Tomlinsonie! Jesteś idiotą!!! Ale i tak Cię kocham xD Opowiadanie boskie *-* weny życzę i czekam na next ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Tomlinson, czemu to zrobiłeś?! Nie dość że nie potrafisz załatwić sprawy z James'em to jeszcze swojego chłopaka okłamujesz! Rozumiem, że bałeś się tego co powie szef jak dowie się o tym co ten psychol robił, ale żeby aż tak? A Harry? Co będzie jak się dowie o kłamstwie? Będą kłopoty, oj będą napewno.. Czekam na next i życzę dużo dużo weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Louis idioto dlaczego okłamałeś Harrego?
    Świetny czekam na nexta <3
    Jak masz czas zapraszam na mojego bloga narazie są tylko bohaterowie ale prolog już wkrótce : http://larry-forever-real.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Louis co za idiota xD Ale i tak go kocham ;DD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i już nie mogę się doczekać co będzie dalej ^^ Oby wszystko skończyło się dobrze :)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  12. omgg zostawiłam włączonego Twojego bloga i mój tata to przeczytał :o dziękuję teraz wszystkiemu, że to nie był rozdział 16 cz. 1 XD goodd cudny rozdział, szkoda, że Lou okłamał Hazze :/ czekam na kolejny :) xx

    OdpowiedzUsuń
  13. dsijvnevdjfkvbskandbjkf *.*
    Wszystko było by dobrze tylko ... Louis ty idioto! Czemuś nie powiedział temu doktorkowi całej prawdy i ... dlaczego okłamałeś biednego Hazzę ? :/ :'(
    James'a to wykastrować i przejechać pociągiem, albo zatruć go czymś :>
    Ok. Rozdział jest zawalisty, zresztą jak każdy. Już nie mogę się doczekać kolejnego :)

    Dużo Weny i Pozdrawiam ;x

    @Free_Hugs69_

    OdpowiedzUsuń
  14. Szkoda , ze Lou nadal musi uwierać się z tym Jamesem...Ale rozdzial i tak swietny..
    Zapraszam na mojego bloga
    http://day-to-day-together.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń