Dostałam nagle olśnienia i wena rzuciała się na mnie niczym tygrys, który nie miał w buzi mięsa od kilku misięcy. Boże, te głupie porównania, hahahaha. Napisałam szybciutko drugą częśc i mam nadzieję, że uda mi się nadrobić straty i kolejny rozdział pojawi się za tydzień. Wierzę, że jakoś wytrzymacie i jednak nie poumieracie :D
Zapraszam do czytania i komentowania! :)
Rozdział 16, część 2.
Obudziłem
się z delikatnym uśmiechem na twarzy, otwierając oczy. Widok Harrego,
wgapiającego się we mnie wywołał u mnie nagły wybuch śmiechu.
-Z czego się śmiejesz, Idioto? –
zapytał sarkastycznie.
-Jesteś taki uroczy. – powiedziałem,
uspakajając się. Pochyliłem się nad nim i złożyłem na jego ustach słodki
pocałunek.
-Z chęcią bym jeszcze poleżał, ale
muszę iść do pracy. – wyszeptałem, a chłopak od razu posmutniał.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Postaram się jak
najszybciej.
-Pójdziesz do Pana Whitman’a?
-Naturalnie. – odparłem i ostatni
raz musnąłem jego wargi. Podniosłem się, wygramoliłem z kołdry, po czym
stanąłem na chłodnej podłodze. Zgarnąłem dłonią ubrania pożyczone od Hazzy i
udałem się do łazienki. Prysznic był w moim przypadku wręcz niezbędny, więc
czym prędzej wszedłem do kabiny. Dokładnie umyłem ciało męskim żelem pod
prysznic i zmyłem go ciepłą wodą. Kiedy byłem już świeży i pachnący, wyszedłem
na miękki dywanik i owinąłem się ręcznikiem. Pochyliłem się nad umywalką,
umyłem zęby i twarz, a następnie wytarłem jeszcze mokrą skórę. Ubrałem się,
rozczesałem dłońmi włosy i wyszedłem z pomieszczenia. Zajrzałem jeszcze do
sypialni mojego chłopaka, aby wziąć telefon, po czym zszedłem na dół, kierując
się do kuchni. Harry stał przy blacie i zaparzał herbaty, a na style stały dwa
talerze z kolorowymi kanapkami. Przytuliłem go od tyłu, chcąc tym podziękować
za przygotowanie śniadania. Mój przyjaciel odwrócił się do mnie przodem i
wśliznął dłonie pod moje boki. Wtuliłem się w jego tors, a on pocałował mnie w
głowę. Tak bardzo kochałem takie sytuacje, kiedy nic innego nas nie obchodziło,
tylko my dwoje.
Pół godziny później
-Przyjdziesz potem? – zapytał Harry,
kiedy wiązałem sznurowadła moich trampek.
-Pewnie.
-Nie mogę się doczekać. – zaśmiał
się cicho, a ja wstałem, aby pocałować jeszcze raz jego cudowne wargi.
Wyszedłem z domu i z uśmiechem na
twarzy udałem się w stronę mojej pracy. Zerknąłem na zegarek i zdałem sobie
sprawę, że mam tylko dziesięć minut, aby dotrzeć na miejsce. Przyspieszyłem
więc kroku i gnałem, patrząc przed siebie, aby przypadkiem w nikogo nie wpaść.
Wbiegłem zziajany do dużego budynku
i skierowałem się do recepcji.
-Dzień dobry, Panie Louisie.
-Dzień dobry, Lucy. – przywitałem
się z sekretarką. – Pan Whitman u siebie?
-Owszem.
-Chciałbym do niego wstąpić.
-Teraz ma wolną chwilę, także
zapraszam.
-Oh, wspaniale. Do zobaczenia! –
powiedziałem, odchodząc.
-Do usłyszenia, Louis. – odparła,
chichotając.
Skręciłem w
korytarz, prowadzący do biura mojego dyrektora i przemierzałem drogę z nietypową
prędkością. Chciałem jak najprędzej z nim porozmawiać i wyjaśnić sprawę z James’em.
Miałem serdecznie dość tego człowieka i nie zamierzałem dłużej tego ukrywać.
Zapukałem
ostrożnie do drzwi z tabliczką „Dr Whitman”, a kiedy usłyszałem zaproszenie,
wszedłem do sali. Usiadłem przed biurkiem lekarza, wcześniej witając się z nim.
-Zajmę tylko chwilę. – zacząłem.
-Nie ma sprawy. Mam trochę czasu.
-Świetnie. W takim razie… chodzi mi
o James’a.
-Znowu sprawia problemy?
-W pewnym sensie.
-To znaczy?
-Czy dałoby się go przepisać do
kogoś innego?
-Musiałbym mieć naprawdę poważne
powody.
-Nie daję już sobie rady, Proszę Pana.
-Louis, jesteś specjalistom.
-Początkującym tak naprawdę.
-Pracujesz tu ponad rok.
-Tak, ale jeszcze nigdy nie
spotkałem się z takim przypadkiem.
-Może o to właśnie chodzi? Żebyś
mógł się wykazać?
-Tyle tylko… że to zaszło za daleko.
-Rozwiń swoja wypowiedź. – nabrałem powietrza
do płuc i powoli je wypuściłem. Co ja miałem mu powiedzieć? James pobił mnie
dwa razy oraz sprawił, że Harry wylądował w szpitalu, ciągle mnie nachodzi, nie
mam prywatności i jestem szantażowany. Naprawdę nie lubię uprzykrzać nikomu
życia i wolałbym, aby James’owi jakoś się ułożyło. Może byłem naiwny, ale
wierzyłem, że jednak się wyleczy.
-Nie przychodzi w wyznaczonych
godzinach.
-Louis… błagam Cię.
-Przychodzi do mnie codziennie,
tłumacząc, że nie może beze mnie żyć. –
wykrztusiłem na jednym wydechu. Trudno było mi mówić o takiej rzeczy, a co
dopiero o pobiciu. Tak szczerze, nie miałem w planach zdradzać, że mój klient
zrobił coś tak strasznego. Nie byłem w stanie.
-Hmm… Coś jeszcze?
-Tak.
-Co takiego? – moje serce biło, jak
oszalałe. Już nie byłem pewny, co powinienem zrobić. Jeśli powiedziałbym
prawdę, na pewno Pan Whitman zająłby się James’em, lecz nie w łagodny sposób.
-Louis? – spojrzał na mnie pytająco,
a ja przełknąłem głośno ślinę.
-Krzyczy. – wychrypiałem. – Głośno krzyczy.
-Boisz się go?
-Nie.
-No to w czym rzecz?
-Mam też swoje życie. Tracę je przez
James’a.
-Tomlinson, myślę, że przesadzasz.
Jesteś psychologiem, dasz radę.
-Ale proszę Pana…
-Nie. Żadnego ‘ale’. Zatrudniłem
Cię, bo wydawałeś mi się godnym zaufania i podziwu człowiekiem. Czyżbym się
pomylił?
-Nie, oczywiście, że nie.
-No właśnie. Także koniec tematu.
-Naprawdę nic się nie da zrobić?
-Powiedziałem już. – odparł zimnym
tonem.
-Mam jeszcze jedno pytanie.
-Tak?
-Mógłbym wziąć dzisiaj wolne? Tylko
dziś.
-Ostatnio dużo pracowałeś, więc
wyjątkowo się zgadzam.
-Dziękuję. – powiedziałem ze smutnym
uśmiechem, wstając z krzesła. –Do widzenia. – pożegnałem się i wyszedłem z
gabinetu.
Pół godziny później
Dotarłem pod drzwi Hazzy i przez
całą drogę nie wymyśliłem, co mu powiedzieć. Obiecałem mu, obiecałem, że zrobię
wszystko, co w mojej mocy, aby przenieśli James’a. Jednak nie udało mi się.
Dlaczego? Dlaczego tak bardzo przejmowałem się życiem ludzi, którzy nie powinni
mnie interesować? Dbałem o wygodę palanta, który pobił mojego ukochanego i
wtrącał się w moje prywatne życie. Byłem
totalnym tchórzem, którego nie było stać na szczerość. Byłem w stanie zmienić
tak wiele, a wszystko spieprzyłem.
Zapukałem delikatnie w drzwi
mieszkania. Już po kilku sekundach ujrzałem w progu, uśmiechnięto Styles’a i
choć miałem ogromną ochotę odwzajemnić uśmiech, nie umiałem. Zaprosił mnie do
środka, a ja udając, że nad czymś myślę, wszedłem, zsuwając ze stóp trampki.
Zebrałem wszystkie swoje siły i postanowiłem przybrać maskę zadowolonego
chłopca.
-Jak się czujesz? – zapytałem,
całując ostrożnie jego czoło.
-Dobrze, kostka już prawie mnie nie
boli.
-Cieszę się.
-A Ty? Co tak wcześnie?
-A co? Mam iść? – zaśmiałem się
cicho.
-Nie, Debilu. Po prostu pytam.
-Wziąłem sobie dzień wolnego.
-O! To wspaniale! – klasnął w dłonie
z zachwytem.
-Mhm. – wymamrotałem i usiadłem obok
niego na kanapie. Chłopak wtulił się we mnie, kładąc głowę na moim torsie.
Objąłem go rękoma i jeździł swobodnie palcami po jego plecach.
-Własnie! Byłeś u Pana Whitmana?
-Owszem. – odparłem, starając się
utrzymać tempo bicia serca w normie.
-I jak?
-Hm? – zapytałem, udając głupiego.
-No przeniosą James’a? – czułem jak
moje dłonie zaczynają się pocić. Co ja miałem mu powiedzieć? Twój chłopak to
potworny idiota i nie powiedział całej prawdy? Przykro mi, ale nie? Pan Whitman
uważa, że stać mnie na więcej? Kurwa, przecież Pan Whitman nie był Kretynem i
nie pozwoliłby, abym miał do czynienia z kolesiem, który bije nie tylko mnie, a
również chłopaka. Mojego chłopaka, co gorsza.
-Tak. – wyszeptałem, nie wierząc w
to, co właśnie robiłem.
-Oh, nawet nie wiesz, jak się
cieszę! – krzyknął, tuląc się do mnie jeszcze bardziej. Nagle, moje oczy
zaczęły mnie niemiłosiernie piec i czułem, że mógłbym zaraz wybuchnąć
niepohamowanym płaczem. Jednak zacząłem mrugać szybko powiekami, wziąłem kilka głębokim
wdechów i starałem się opanować. Boże, zrobiłem to. Okłamałem Harry’ego. To był
chyba gorsze od prawdy. Jestem beznadziejny.
SDJsaidjsaiodajoidjasiojaiodjidai *_________________________*
OdpowiedzUsuńKocham cie! Kuuurwa! Kocham cię! *______________*
boże.... nie no czemu on nie powiedzial temu szefowi o tym że ten sukinkot go i Hazze pobił ? i czemu okłamał Hazze ? :/
OdpowiedzUsuńgrryyyyyyy
czekam
oł... czuję, że będą kłopoty
OdpowiedzUsuńOmnomnomm *_____* Ja też :D
Usuń*.* OMG! To się porobiło... Świetny rozdział tak jak każdy inny. Masz talent! Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńO Boże....
OdpowiedzUsuńLouis, jak możesz Harry'ego okłamywać? Żeby to się wszystko dobrze skończyło...
Rozdział świetny i także tego weny życzę!
Louis!!! Ty idioto!!!- To pierwsze co mi przyszło na myśl jak przeczytałam rozdział. Wierzyć mi się w to nie chce. Eh poczekamy zobaczymy co dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ada
Louuuuis jak mogłeś okłamać Harry'ego ? ;(
OdpowiedzUsuńNadciągają kłopoty, czuję to no, że ten James namiesza kurwa ;c.
Louisie Williamie Tomlinsonie! Jesteś idiotą!!! Ale i tak Cię kocham xD Opowiadanie boskie *-* weny życzę i czekam na next ;**
OdpowiedzUsuńTomlinson, czemu to zrobiłeś?! Nie dość że nie potrafisz załatwić sprawy z James'em to jeszcze swojego chłopaka okłamujesz! Rozumiem, że bałeś się tego co powie szef jak dowie się o tym co ten psychol robił, ale żeby aż tak? A Harry? Co będzie jak się dowie o kłamstwie? Będą kłopoty, oj będą napewno.. Czekam na next i życzę dużo dużo weny. <3
OdpowiedzUsuńLouis idioto dlaczego okłamałeś Harrego?
OdpowiedzUsuńŚwietny czekam na nexta <3
Jak masz czas zapraszam na mojego bloga narazie są tylko bohaterowie ale prolog już wkrótce : http://larry-forever-real.blogspot.com/
Louis co za idiota xD Ale i tak go kocham ;DD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i już nie mogę się doczekać co będzie dalej ^^ Oby wszystko skończyło się dobrze :)
OdpowiedzUsuńKarolina.
omgg zostawiłam włączonego Twojego bloga i mój tata to przeczytał :o dziękuję teraz wszystkiemu, że to nie był rozdział 16 cz. 1 XD goodd cudny rozdział, szkoda, że Lou okłamał Hazze :/ czekam na kolejny :) xx
OdpowiedzUsuńdsijvnevdjfkvbskandbjkf *.*
OdpowiedzUsuńWszystko było by dobrze tylko ... Louis ty idioto! Czemuś nie powiedział temu doktorkowi całej prawdy i ... dlaczego okłamałeś biednego Hazzę ? :/ :'(
James'a to wykastrować i przejechać pociągiem, albo zatruć go czymś :>
Ok. Rozdział jest zawalisty, zresztą jak każdy. Już nie mogę się doczekać kolejnego :)
Dużo Weny i Pozdrawiam ;x
@Free_Hugs69_
Szkoda , ze Lou nadal musi uwierać się z tym Jamesem...Ale rozdzial i tak swietny..
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga
http://day-to-day-together.blog.pl/