Dobry wieczór / Dzień dobry! ♥
Jestem jeden dzień wcześniej, ale to nie znaczy, że rozdział 13. dodam w piątek. Niestety, ale jestem dopiero w połowie, więc dodam normalnie w sobotę.
Jako, że jesteśmmy trochę za połową, chciałabym Was bardzo mocno prosić o jakiegokolwiek, nawet wystarczy jedno słowo, komentarza. Jestem bardzo ciekawa, jak do tej pory podobają Wam się moje wypociny i czy w ogóle się podobają. Pragnę poznać Wasze opinię na temat tych 12. rozdziałów. Z góry strasznie Wam dziękuję! <3
Zaprzaszm do czytania i komentowania! :)
Rozdział 12.
Wtorek 17:30
Siedziałem
przy moim biurku, ciesząc się, że dzisiaj miało odbyć się w końcu moje
spotkanie z Harrym. Już od dłuższego czasu chciałem mu coś powiedzieć.
Wiedziałem, że to nieodpowiednie, rozmawiać o prywatnych sprawach na sesjach,
ale już nie mogłem wytrzymać. Z każdym dniem, czuję jak oddalamy się od siebie
coraz bardziej, a nie o to tu chodziło. Pragnąłem wreszcie powiedzieć prawdę.
Bez żadnych ogródek, czy wymijania. Prawdę.
Do mojej Sali po krótkim
zapukaniu, wszedł Styles z delikatnym zakłopotaniem na twarzy.
-Cześć,
Haz. – zacząłem, uśmiechając się.
-Hej,
Lou. – pokierowałem się w stronę fotela i obaj w nich usiedliśmy.
-Na
początku… wiem, że nie powinienem teraz, ale ja muszę, Lou. Przepraszam Cię,
przepraszaj najmocniej jak potrafię.
-Za
co? – spojrzałem, otwierając szerzej oczy.
-Widziałeś
mnie w takim stanie, w jakim nie powinien widzieć mnie nikt.
-Dlatego
przyszedłem… bo nie jestem nikim… znaczy tak mi się wydaję… nie wiem, może źle
to ująłem…
-Wiem
o co chodzi. Nie jesteś dla mnie nikim, jesteś moim przyjacielem. – powiedział,
a na moją twarz wkradł się niewinny uśmieszek. –Ale i tak nie powinieneś mnie
wtedy oglądać. Jednak chciałem też podziękować, że się mną zająłeś.
-Nie
ma sprawy, Haz. Wszystko w porządku.
-Nie,
ja pamiętam… pamiętam wszystko i nawet nie wiesz… nawet nie wiesz, jak mi
głupio. Jak tylko to wspominam, chce mi się płakać. Nie miałem pojęcia, że
mógłbym wyprawiać takie rzeczy.
-Jakie
rzeczy? Nic takiego.
-Płakałem.
– wyszeptał.
-To
częste po alkoholu.
-Na
trzeźwo też to robię… z tego samego powodu. – poczułem nagłe kopnięcie w
brzuchu i nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Jednak, zebrałem wszystkie siły,
aby coś wydusić.
-Jak
to?
-Oh,
Lou. – potarł dłońmi swoje skronie.
-Harry,
co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Czemu nic mi nie mówisz?
-W
tym cały problem.
-We
mnie?
-Tak
jakby.
-Ale…
ale przecież… co ja zrobiłem… Haz, ja przepraszam…
-Przestań.
Nawet nie wiesz o co chodzi, a przepraszasz.
-Oświecisz
mnie? – zapytałem, ale w tym momencie do mojego gabinetu wszedł chłopak.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem James-a. Nie, błagam, tylko nie to.
-Cześć,
Louis! – krzyknął, uśmiechając się, a kiedy dostrzegł Hazze, jego radość od
razu zniknęła. – Kto to? – zapytał szorstkim tonem. Mój kędzierzawy przyjaciel
patrzył się to na mnie, to na chłopaka.
-Witaj,
James. – powiedziałem jego imię, aby Haz miał świadomość z kim ma do czynienia.
–To mój klient i przyjaciel.
-Przyjaciel?
– popatrzył na mnie i uniósł jedną brew do góry.
-Tak…
i mamy teraz sesje.
-Przeszkadzam?
-Nie
o to chodzi, po prostu teraz pracuję.
-Podobno
ja jestem Twoim przyjacielem. – wysyczał.
-Owszem,
jesteś. To nie znaczy, że nie mogę mieć ich kilku.
-Co?
-Czego
nie rozumiesz, Kochanie?
-To
dlatego nie masz dla mnie czasu, prawda? To wszystko przez niego!
-Przestań.
Natychmiast wyjdź i jutro mamy spotkanie.
-Znowu
mnie wyganiasz? Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? – zamknąłem oczy i
nagle poczułem ucisk w klatce piersiowej. Ból, który wtedy zadał mi chłopak był
nie do opisania.
-Nie
masz prawa tak do mnie mówić. – powiedziałem pewnie i nacisnąłem guziczek przy
moim fotelu. Po chwili do pomieszczenia weszli dwaj umięśnieni mężczyźni.
-Coś
nie tak, Panie Tomlinson?
-Proszę
wyprowadzić stąd Jamesa.
-Coś
jeszcze, Panie Tomlinson?
-Niech
uda się do Pana Whitman’a.
-Do
tego Pana Whitman’a? – obaj mężczyźni byli nieźle zszokowani.
-Najwyższa
pora. – ochroniarze wyszli, biorąc za ramiona James’a. Harry patrzył na mnie,
będąc w lekkim szoku. Potrząsnął lekko głową, jak to miał w zwyczaju, kiedy
chciał przywołać się do rzeczywistości.
-Kim
jest Pan Whitman?
-Emm…
zajmuje się szczególnymi przypadkami.
-To
znaczy?
-Kiedy
klient wymyka się spod kontroli, przepisuje się go temu Panu na tygodniową
kurację, a dopiero potem oddaje w ręce poprzedniego psychologa.
-Czyli
masz tak jakby tydzień wolnego?
-Tak
się cieszę, że w końcu to zrobiłem. – odetchnąłem z ulgą, opierając się
wygodniej.
-Lou,
co on Ci zrobił? – zapytał ze zmartwieniem.
-Nic
takiego.
-Inaczej
nie wysyłałbyś go…
-Wiem.
Ja przepraszam, ale nie mogę. – wyszeptałem, pocierając twarz dłońmi.
-Proszę,
powiedz mi.
-…
-Lou,
błagam..
-…
-Przecież
ja nikomu nic nie powiem, nikt poza mną się nie dowie, przecież wiesz, że
możesz mi ufać.
-…
-Ja
chcę tylko dobrze.
-….
-Proszę
Cię.
-On
mnie bije, Harry.
***
-Co?!
– podbiegłem do Louis i ukucnąłem przed nim, układając dłonie na jego kolanach.
To w ogóle nie mieściło mi się w głowie! Jak jego własny klient mógł go
uderzyć?
-Proszę
Cię, uspokój się.
-Jakie
on ma do tego prawa?! Żadne! Przecież tak nie można! Musisz go przepisać do
kogoś innego, nie wiem!
-Uspokój
się! – mój przyjaciel podniósł na mnie wzrok z błagającym spojrzeniem.
-Nie!
Jak ja mam być spokojny? On Cię bije!
-Uderzył
mnie tylko.
-Tylko?!
-To
nic takiego.
-Ile
razy?
-Dwa.
-I
o dwa za dużo! Dlaczego nie zrobiłeś nic na początku?
-Myślałem,
że to jednorazowe.
-Tak
to się zawsze zaczyna! Lou, musisz być twardy!
-Harry!
Przestań! – wrzasnął, a z jego oczu wyleciała pojedyncza łza. –Ja wiem! Wiem,
że powinienem zareagować wcześniej! Ale tego nie zrobiłem, uczymy się na
błędach. Też tego żałuję! Żałuje, że w ogóle mi go przepisali. Mam go dosyć.
Ciągle mnie nachodzi i tłumaczy, że skoro jesteśmy przyjaciółmi to nie ma z tym
żadnego problemu. Wypisuje do mnie sms-y, że za mną tęskni, a widzieliśmy się
godzinę temu. – wyprostowałem się, popatrzyłem chwilę i zdałem sobie sprawę,
jak bardzo Lou jest bezradny w tej sytuacji. Nie wiem, co mną wtedy kierowało,
ale usiadłem na jego kolanach i mocno go przytuliłem. Od razu to odwzajemnił i
przyciągnął bliżej.
-Chciałbym
Ci pomóc. – wyszeptałem.
-Nie
ma na to pomocy.
-Zawsze
coś się znajdzie.
-Już
i tak mi pomagasz.
-Jak?
– zapytałem zdziwiony.
-Po
prostu jesteś. Haz, przepraszam, że odwołałem tyle spotkań. On nie dawał mi
spokoju, a poza tym… czasami nie miałem już siły i wracałem do domu i od razu
szedłem spać.
-Ciiii.
Już dobrze. – powiedziałem cicho i włożyłem palce między jego miękkie włosy.
Były takie gładkie, uwielbiałem się nimi bawić. Nagle, usłyszałem ciche
mruknięcie, przez co mimowolnie przeszły mnie dreszcze. Uśmiechnąłem się
delikatnie, na samą myśl, że to ja sprawiłem mu przyjemność.
-Chodźmy
stąd. – powiedział Tommo, a ja szybko wstałem z jego ud i pociągnąłem go za
dłoń. Wyszliśmy z pomieszczenia i właściwie sam nie miałem pojęcia dokąd
szliśmy.
-Gdzie
idziemy?
-Do
mnie… jeśli chcesz.
-Chcę.
– uśmiechnąłem się delikatnie i mocniej ścisnąłem rękę Louisa. Spacerowaliśmy
ulicą, nie zważając na to, że byliśmy siebie tak blisko. Nie obchodziło nas, że
komuś by się to nie spodobało.
Teraz
już wszystko było jasne. Mój przyjaciel miał powód, aby odwoływać spotkania.
Bał się. Tak, to właściwie określenie. On bał się tego idioty, który go pobił.
Na dodatek, jeszcze ja mu sprawiłem kłopot. Odwróciłem się od niego i nie
chciałem do siebie dopuścić.
Doszliśmy do beżowego domu, z
niewielkimi brązowymi drzwiami.
-Tu
mieszkam. – odezwał się Lou z małym uśmieszkiem. Puścił moją dłoń, co już nie
było przyjemne i poszedł otworzyć drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia, a moim
oczom ukazał się ładnie i schludnie urządzony przedpokój. Zsunąłem ze stóp
trampki, tak jak Tommo i weszliśmy dalej. Znaleźliśmy się w salonie, który był
naprawdę przytulny.
-Ładnie
tu. – uśmiechnąłem się szeroko, po czym spojrzałem na chłopaka.
-Dziękuję.
– zaśmiał się cicho i usiadł na kanapie. Poklepał miejsce obok siebie, więc
ułożyłem się obok niego. Czułem między nami pewną niezręczność, spowodowaną
pewnie tym, że byliśmy dość blisko siebie, a w domu nikogo już nie było. Lou
przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłem się w jego ramię.
-Lou?
-Tak?
-Jak
on Cię uderzył?
-Musimy
znowu o tym rozmawiać? – zapytał zmęczonym głosem.
-Owszem.
Proszę, odpowiedz mi.
-To
i tak nic nie zmieni, jak się dowiesz.
-Błagam
Cię no.
-Pierwszy
raz mną szarpnął i uderzył o ścianę… - powiedział cicho. –Kilka dni temu
uderzył mnie pięścią w klatkę piersiową. – wydukał, a ja musiałem głęboko
oddychać, by się uspokoić.
-Mam
ochotę do niego pójść.
-Po
co?
-Mam
dziwną ochotę go zabić. – Louis roześmiał się cicho, po czym przycisnął mnie do
siebie mocniej. W jego objęciach było mi tak ciepło i przyjemnie.
-Oh, przestań.
-Mam
przestać? Lou, a jeśli po powrocie nadal będzie Cię bił?
-To
wróci do Pana Whitman’a.
-I
tak w kółko?
-Tak.
-Nie
możesz go przepisać do kogoś innego?
-Nie
wiem.
-Spróbuj.
-Nie
jestem pewny, czy mam takie prawo.
-Prawo?
O czym Ty mówisz? On Cię skrzywdził! – podniosłem się, aby móc spojrzeć w jego
oczy. Musiałem mu przemówić do rozsądku! Przecież to nienormalne!
-Haz,
uspokój się, hm? Już wszystko w porządku, jest na kuracji.
-Ale
wróci i znowu Cię uderzy!
-Skąd
ta pewność?
-Tak
jest zawsze.
-Nie
prawda. Ludzie się zmieniają.
-On
Cię nachodzi… sam mówiłeś, że masz go dość. Teraz go bronisz?
-To
nie tak, że go bronię. Dobrze, jeśli zacznie robić coś niepokojącego, to
spróbuje go przepisać do kogoś innego. – poddał się, a ja delikatnie się
uśmiechnąłem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Wtuliłem się w niego z powrotem i
przyłożyłem ucho do jego torsu. Uwielbiałem wsłuchiwać w jego nierównomierne
bicie serca. Byłem ciekaw, czy to ja sprawiałem, że było przyspieszone. Na samą
myśl, kąciki moich ust uniosły się nieco wyżej.
-Harry…
-Słucham?
-No
bo… tak w ogóle… to dlaczego tak się martwisz o moje kontakty z James’em?
-Dlaczego?
Dlatego, że może ponownie Cię skrzywdzić.
-Nawet
jeśli, to co? – zapytał, a ja nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Wyprostowałem
się i popatrzyłem na niego z niedowierzeniem. Po chwili, ująłem jego twarz w
obie dłonie i nieco się do niego zbliżyłem. Czułem, jak lekko drży.
-Louis,
nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Dlaczego?
-Bo
Cię kocham, idioto.
Pisałam Ci już na fb , ale napiszę jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńIndcijfdncjidfsnc. W takim momencie przerwać to istne zabójstwo ! Ja tu zaraz umrę. Zaraz mi dupę rozerwie z ciekawości. (uwierz nie kłamie.
aww.... Larry ! nareszcie zaczyna się powoli układać :) i mam nadzieję że ten agresor James odczepi się Loulou ... czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńAwwww zajebisty :) Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Suuuper piszesz <3
OdpowiedzUsuńoh god! to jest znakomite!!!!
OdpowiedzUsuńbfbvgfbgbhntgfdgvbbjmj *.* dlaczego to przerwałaś !? GOOD WHY ?!
OdpowiedzUsuńWSPANIAŁY ;) tak jak wszystkie rozdziały do tej pory, sam temat odpowiadania jest świetny, dzieki czemu Twoje opowiadanie wyróżnia się na tle pozostałych ;)
OdpowiedzUsuńMusiałaś przerwać w TAKIM momencie? Ugh...ale i tak Cię kocham i dziękuję za to opowiadanie ;3 Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie już taki Larry, Larry, wiesz o co kaman? xD
OdpowiedzUsuńBoże , ta końcówka *_* Ogólnie rozdział świetny , czekam na kolejny ;) Najlepszy blog jaki czytałam , gratulacje :)
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuńCudowne. Nie moge sie doczekac nn. xxx
OdpowiedzUsuńJezu, genialne! *.* Ten cham uderzył go o ścianę?! No, to ja się nie dziwię, że Harry tak zareagował. Zachowałabym się tak samo, gdyby miłość mojego życia była bita przez jakiegoś psychola, który uważa się za jego przyjaciela -.- W każdym razie, czasem mnie przerażasz, bo zawsze w twoic opowiadaniach, kiedy zaczyna się coś dobrego natychmiast to psujesz. Ale za to cię kocham :* Wszyskie rozdziały są mega ciekawe i trzymają w napięciu. A ten był szczególnie wspaniały, co ja gadam, każdy jest niesamowity *.* A przy tej końcówce to normalnie się rozpłynęłam, po prostu hjhvffdjopggwjah <3 Nie mogę się doczekać soboty, chyba nie wytrzymam :c I tak codziennie sprawdzam po kilka razy czy coś dodałaś, a teraz patrzę, a tu rozdział o jeden dzień wcześniej! Normalnie jestem w niebie :3 Błagam, niech w następnym rozdziale Lou powie Hazzie, że on też go kocha i niech zaczną się długo całować, co pewnie doprowadzi ich do łóżka ;D Ale to twój wybór, bo nawet gdybyś ich znowu skłuciła, to cieszyłabym się, że przynajmniej jest trochę akcji (nie sugeruję, że teraz jej nie ma, wręcz przeciwnie). Życzę weny i mam nadzieję, że mimo tego co napisałaś, dodasz rozdział wcześniej xx
OdpowiedzUsuńZajebiaszczy!!! Proszę o szybki next ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ada
"bo cie kocham idioto" . . . nic tylko sie usmiechnac :) (komentarz jest :P nie umiem wstawiac dlugich wiec sorry :( )
OdpowiedzUsuńaaaaa jak można konczyć w takim momencie!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam dziś wszystko, co opublikowałaś na blogu, świetnie piszesz. nigdy nie mogłam się przekonać do opowiadań AU z Larrym, ale Twoje są boskie!
niecierpliwie czekam na dalszy ciąg!
pozdrawiam :)
Jesteś genialna. ! *.* proszę dodaj jak najszybciej kolejny rozdział. :-) Marika
OdpowiedzUsuńJak można przerwać w TAKIM momencie?! Rozdział tak jak całe opowiadanoe jest doskonały. Czekam na następny, szkoda że każesz nam czekać aż do soboty, ale cóż, ważne że na pewno będzie i będzie cudowny. Kocham Cię i rozpiera mnie ciekawość co będzie dalej. Xx <3
OdpowiedzUsuńOwww :3 Super rozdział! Czekam na kolejny! I jak można kończyć w takim momencie?! Grrr... xD
OdpowiedzUsuńawwww to jest zajebiste *____* uwielbiam twoje opowiadanie! świetnie piszesz, ciekawie i to najważniejsze <3 najlepsza końcówka i to 'Bo Cię kocham, idioto' *-* czekam na następny :3 xx
OdpowiedzUsuńCałe to opowiadanie jest cudowne i zawsze czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Co do rozdziału - super!
OdpowiedzUsuńKtoś już wyżej napisał jak zaczyna się coś dziać zawsze coś psujesz ; C Początek opowiadania zawsze jest fajny, ale później musisz wszystko zepsuć, zagmatwać i kończysz na epilogu, który mam wrażenie, że jest pisany 'na siłe' ; C
OdpowiedzUsuńAle opowiadanie jest ogl świetneee : DD
Spodziewałam się czegoś innego, że na przykład Hazza pobije się z James'em. Ale pomysł fajny tylko proszę, uważaj następnym razem i nie gmatwaj x DD
Pozdrawiam i gorąąąąco całuję :-* :-*
~Mysterious~
Nic nie gmatwam :) pisze tak, jak miało być od początku. mieli być razem juz od 6-7 rozdziału? Wtedy opowiadanie szybko, by sie skończyło. na siłę wyszedł mi epilog never let me go... niestety :/ trochę źle go rozegralam, ale ta historia jest zupełnie inna i mysle, ze też lepiej pisana :3
UsuńCud, Miód i Malina *,*
OdpowiedzUsuńKocham, Kocham i jeszcze raz kocham Ciebie i Twoje Opowiadanie!
Końcówkę czytam 20 raz i nadal czuję, że się rozpływam :*
@Free_Hugs69_
Oni kochają siebie a ja kocham ich. I wszyscy są happy!!! :* kocham ;)
OdpowiedzUsuńCzytam tą cudowną lekturę od początku....jest piękna! Naprawdę. ;D Pozwoliłam sobie wziąść kawałek tekstu i zacytować.
OdpowiedzUsuń"-Louis, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało
-Dlaczego?
-Bo Cię kocham, idioto."
Cudowne.
O rany *.* ta końcówka *.*.* kocham xx
OdpowiedzUsuń