czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 17. 'We're looking for love'

Witajcie ponownie! ♥

Wielkimi krokami zbliżami się niestety do zakończenia. Trudno będzie żegnać mi się z tym opowiadaniem. Było chyba najdłuższe z tych trzech i myśle, że  wyszło mi najlepiej. Oczywiśce, sądze, że pisze banalnie, popełniam ciągle błedy, a niektóre zdania są w ogóle nie po polsku. Mimo tego, jestem dumna, ze udało mi się opisać tą historię Larry'ego.
Czekają Was jeszcze chyba 2 lub 3 rozdziały i epilog. Nie wiem, kiedy pojawi się 18. Rozdział, ale na pewno nie wcześniej niż w poniedziałek.
Mam do Was prośbę. Mianowicie, każdy kto czyta to opowiadanie: czy moglibyście zostawić jakiś komentarz? Chociażby jedno słowo. Jest to dla mnie dość ważne i z góry Wam bardzo dziękuję <3

Miłego czytania! <3







Rozdział 17

3 dni później

            -Halo? – zapytałem osoby po drugiej stronie telefonu.
            -Cześć, Lou. Dzwonię z domowego.
            -Oh! Cześć, Haz! – przywitałem się radośnie.
            -Pójdziemy gdzieś dzisiaj?
            -Pracuję do późna. – przyznałem ze smutkiem w głosie.
            -A no tak, dziś poniedziałek. Szkoda.
            -Jutro po Ciebie wpadnę i gdzieś wyskoczymy.
            -Okej! Napisz o której, żebym był gotowy.
            -Dobrze. – zaśmiałem się cicho.
            -To do usłyszenia.
            -Zadzwonię później, czyli do wieczora, Curly. – powiedziałem miękkim głosem, po czym rozłączyłem się.

Minęły już trzy dni, a ja nie byłem na tyle odważny, aby uświadomić Harry’emu, że moje spotkania z James’em nadal się odbywają. Z każdym dniem byłem przerażony coraz bardziej, lecz starałem się to ukrywać i przyznam, że nieźle mi to wychodziło. Jednak, nie był to żaden powód do dumy. Byłem dupkiem. W mojej głowie plątały się różne myśli i nie mogły scalić się w całość. Czasami brakowało mi już słów, aby opisać to, co działo się wewnątrz mnie. Moje sumienie nie dawało mi spokoju i podpowiadało, że powinienem jak najszybciej powiedzieć wszystko Styles’owi. Oczywiście byłem zbyt wielkim tchórzem. Mimo tego, myślałem już, jak dobrać słowa, aby zabrzmiało to delikatnie. Tylko nie miałem pojęcia, jak wytłumaczyć to, że nie przyznałem od razu, iż nie przenieśli James’a. Sam do końca nie wiedziałem, dlaczego nie powiedziałem prawdy.

Kiedy zjadłem kanapkę i wypiłem kawę, zarzuciłem torbę na plecy i wyszedłem z domu, zakładając trampki dużo wcześniej. Byłem przyzwyczajony, ze często chodziłem w mieszkaniu w butach. Oczywiście, jeśli było lato i co chwile gdzieś wychodziłem, a że byłem wyrzucić śmieci, zostałem już w obuwiu.

Dotarłem do dużego budynku, przekroczyłem próg i udałem się do recepcji. Odebrałem kluczyk od mojego gabinetu, witając się z Lucy. Skierowałem się dobrze znany mi korytarz, wszedłem do pokoju i usiadłem przed moim biurkiem. Zaraz miał przyjść James z pretensjami, dlaczego odwołałem wczorajsze spotkanie. Był dopiero poniedziałek, a ja już byłem zmęczony samym myśleniem o nim.
Nagle, ku moim oczekiwaniom, do sali wśliznął się chłopak, wcześniej cicho pukając. Uśmiechnął się do mnie, a ja z obojętnym wyrazem twarzy pokierowałem się na fotel, a po chwili naprzeciw mnie usiadł i mój klient.
            -Dawno Cię nie widziałem. Stęskniłem się.
            -Mhm.
            -Dlaczego wczoraj odwołałeś spotkanie?
            -Chciałem odpocząć.
            -Od czego?
            -Od pracy? – zapytałem sarkastycznie nie myśląc o tym, jak bardzo byłem chamski.
            -Czyli tak teraz nazywasz spotkania ze mną.
            -James… wyjaśnijmy sobie coś. Tak, to właśnie jest moja praca. Widujemy się na sesjach, ponieważ to jest mój obowiązek. Chcę Ci pomóc, pragnę Twojego zdrowia, ale utrudniasz mi to niestety. – miałem gdzieś, jak to odbierze. Chciałem mu wyjaśnić i zrobić wszystko, aby trochę przystopował, a może nawet przestał mnie lubić.
            -Sugerujesz, że…
            -Przestań James! Oboje dobrze wiemy, że grasz! Wspaniale rozumiesz, co mam na myśli i daj sobie spokój, bo nie jestem głupi.
            -W takim razie, jak Ci to utrudniam? – zdziwiło mnie, że nie wybuchnął krzykiem, lecz postanowiłem to wykorzystać i powiedzieć mu wszystko tak dosadnie, aby sam zechciał zmienić psychologa. Skoro Pan Whitman nie chciał pójść mi na rękę, to nie zamierzałem być miły dla tego Psychopaty.
            -Nachodzisz mnie. Pobiłeś mnie i Harry’ego. Nie pozwalasz mi do siebie dojść. Naprawdę nie wiem do czego zmierzasz takim zachowaniem, ale wiedz, że to się skończyło. Nie będę wiecznie znosił Twoich humorków i napadów agresji.
            -Wiem, że źle zrobiłem, bijąc Cię. Wstyd mi za to, naprawdę przepraszam.
            -A Harry?
            -On zasłużył.
            -O czym Ty kurwa mówisz?! – James spojrzał na mnie przerażony i po raz pierwszy na naszych spotkaniach, to ja miałem przewagę. Byłem wściekły. Wiem, ze nie powinienem wyładowywać się na klientach, ale akurat w tym przypadku to było przydatne.
            -Uważam, że Harry zasłużył. Chciał mnie od Ciebie odciągnąć.
            -Słucham?! – wziąłem kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. –Wysłuchaj mnie i postaraj się jakoś to zrozumieć, bo dwa razy powtarzać nie będę.
            -Ok.
            -Harry nie powinien Cię w ogóle obchodzić. On już skończył sesje i wyzdrowiał. Nie utrudniał, współpracował ze mną. Widzisz jak szybko?
            -Bo Ty go lubisz. Mnie nie. – w tym momencie cała złość ze mnie uleciała. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział James. Najgorsze było to, że miał rację.
            -James… tu nie chodzi o to kogo polubię.
            -Łatwiej by nam się pracowało, gdybyś choć raz dał mi do zrozumienia, że mnie lubisz.
            -Łatwiej by się pracowało, gdybyś mnie nie nachodził, bił, krzywdził Hazze i mogę jeszcze wymieniać.
            -Przepraszam, Lou. Tak bardzo Cię przepraszam. – wyszeptał, chowając twarz w dłoniach.
            -Przestań udawać. – wykrztusiłem, nie chcąc pokazać, że było mi go żal.
            -Dopiero teraz to do mnie dotarło. Jestem nikim. Skończonym idiotą, którego nikt nie chce.
            -Nie mów tak.
            -Sam tak uważasz.
            -Nie. Nie uważam tak i mówię szczerze. Jesteś naprawdę inteligentnym chłopakiem i wierzę, że wiele osiągniesz w życiu, jednak zbyt wiele oczekujesz od innych. Widzisz w ludziach wrogów. Boisz się, że zabiorą Ci to, czego chcesz. W życiu chodzi o to, aby walczyć o swoje, dawać powody, że to należy się Tobie, a nie komuś innemu. Nie wolno kogoś bić, abyś stał się lepszy, bo krzywdząc innych spadasz na dno. To próbuje Ci uzmysłowić od dłuższego czasu.
            -Te słowa są takie… prawdziwe. – wyszeptał, a ja oszołomiony jego reakcją, tylko na niego patrzyłem. –Tylko wiesz co?
            -Hm?
            -Nie obchodzi mnie to. – wycedził.
            -Znowu?
            -Nie. Ja Cię rozumiem, ale Ty nie rozumiesz mnie.
            -Tak więc oświeć mnie.
            -Jak dla mnie to Harry jest nikim. Niczego od niego nie oczekuje. Ja się nie boję. To inni boją się mnie.
            -Doprawdy? To dlaczego, jak zacząłem na Ciebie krzyczeć, nagle stałeś się cichy?
            -Bo Cię kocham, Louis.

***

Dzień później – wtorek

            Obudziłem się około dziewiątej, poleżałem jeszcze chwilę, po czym wstałem i udałem się do łazienki. Wziąłem chłodny prysznic, umyłem zęby i twarz, przywołałem swoje włosy do porządku i wróciłem do pokoju. Ubrałem krótkie dresowe spodenki i zwykły czarny t-shirt. Zszedłem na dół, przywitałem się z mamą, która wpadła na trochę do domu. Ona ciągle gdzieś wyjeżdżała, a to w delegacji, a to na jakieś szkolenie. Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, ale były czasami momenty, gdy za nią po prostu tęskniłem. Przytuliłem więc ją mocno, a ona na ten gest szeroko się uśmiechnęła.

            -Jak sobie radzisz, Kochanie? – zapytała z troską.
            -Dobrze, dobrze. Opowiadaj lepiej, czy Cię tam nie męczą za bardzo.
            -Jest w porządku. Przyzwyczaiłam się już. – zaśmiała się cicho.
            -Gdzie jutro wyjeżdżasz?
            -Skarbie, muszę wyjechać dzisiaj. – przyznała ze smutkiem.
            -Dlaczego?! Nawet się nie wyśpisz jednej nocy.
            -Wysypiam się tam przecież. Lecę do Nowego Jorku i mam lot za kilka godzin.
            -Kiedy wracasz?
            -Za dwa tygodnie, ale za to już na dłużej.
            -To dobrze i źle.
            -Kochanie… w końcu nie zapytałam…
            -Tak?
            -Wyszedłeś ze szpitala, jak mnie nie było. Jak się czujesz?
            -O wiele lepiej. Jest naprawdę okej.
            -To dobrze. Jak… jak te spotkania?
            -Jakie?
            -Z psychologiem.
            -Mamo... bo wiesz, ja już skończyłem sesje.
            -Naprawdę? To znaczy, że…
            -Tak, wszystko już dobrze. – zaśmiałem się cicho.
            -Tak szybko? Jak tam było?
            -Może usiądźmy… - zacząłem i skierowałem się do kuchni. Mama usiadła przy stole, a ja zająłem się przyrządzaniem herbaty. Kiedy obie były już gotowe, postawiłem je na stole, po czym usiadłem naprzeciwko rodzicielki.
            -Na początku było dziwnie… tak inaczej.
            -W końcu to był pierwszy raz. – uśmiechnęła się pocieszająco.
            -Potem było w porządku. Lepiej poznałem Louisa i mamo… bo ja zacząłem się z nim spotykać poza gabinetem.
            -Mhm.
            -Zaprzyjaźniliśmy się w pewnym znaczeniu tego słowa.
            -W pewnym znaczeniu?
            -Tak, bo to było trochę inaczej.
            -W sensie?
            -Kilka lat temu oznajmiłem, że jestem gejem, a Ty uznałaś, że to dojrzewanie i dlatego tak uważam… ale mimo wszystko zaakceptowałaś to.
            -Harry? Masz już osiemnaście lat… nadal sądzisz, że jesteś homoseksualistom?
            -Ja to wiem. Od zawsze to wiedziałem. – Annie patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i można było wywnioskować, że długo myślała nad doborem właściwych słów.
            -Rozumiem.
            -To źle? – zapytałem, spuszczając głowę w dół lekko się rumieniąc.
            -Nie Skarbie. Jest mi trochę ciężko, bo nie przypuszczałam, że to mogła być prawda, ale dziękuję, że jesteś ze mną szczery.
            -Nie chcę mieć przed Tobą żadnych tajemnic.
            -Cieszę się, naprawdę. Tylko co z Louisem?
            -Mamo… bo ja… ja i Louis jesteśmy razem. – wypowiedziałem na jednym wydechu i czekałem, aż mama wybuchnie krzykiem oburzenia. Byłem pewny, że jak na jeden raz i tak przyprawiłem jej za dużo wrażeń.
            -Ty… Ty masz chłopaka? Psychologa? – spytała spokojnie, a ja podniosłem na nią wzrok.
            -Od początku to nie zmierzało do tylko przyjaźni… chyba rozumiesz o co mi chodzi.
            -Tak, w pełni. Po prostu… nie spodziewałam się.
            -Nie myśl o mnie źle. – wyszeptałem.
            -Harry, proszę Cię. Potrzebuję trochę czasu, że to sobie poukładać i w ogóle. Rozumiem Cię i akceptuję to. – uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, na co moje kąciki ust również uniosły się ku górze.
            -Dziękuję. – powiedziałem cicho, wstałem i mocno ją przytuliłem. Mama oczywiście zachichotała i poszła na górę zrobić pranie i zmienić zawartość swojej walizki. Ja zabrałem się za śniadanie, a następnie usiadłem prze telewizorem. Na przypadkowym programie leciał jakiś film, więc postanowiłem go obejrzeć. Nie był dziełem sztuki, ale też nie był zły.
Kiedy już skończyłem śledzenie historii bohaterów, moje myśli zbiegły na temat Louisa. Już nie mogłem doczekać się spotkania z nim. Jak dobrze pamiętam, kończył we wtorki około 16. Pomyślałem, że może byłoby mu miło, gdybym przyszedł po niego do pracy. Spojrzałem na zegarek, dochodziła czternasta. Wstałem więc, poszedłem na górę i pomogłem trochę mamie uprzątnąć brudne ubrania. Rozmawialiśmy trochę o mnie i Louisie. Szczerze mówiąc, byłem trochę zawstydzony. Nigdy jeszcze nie opowiadałem nikomu, co czuję do Tomlinsona i jak bardzo odczuwam jego brak. Oczywiście, powstrzymywałem się i dobierałem słowa ostrożnie. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, bo zauważyłem, że mama traktuje to normalnie i cieszy się moim szczęściem.
            Około piętnastej zszedłem na dół, zjadłem kilka ciasteczek, popijając sokiem i poszedłem do swojego pokoju. Zdjąłem domowe dresy i przebrałem się w dżinsowe spodenki do kolan i zwykły, czarny t-shirt z kolorowym nadrukiem. Kiedy ubierałem trampki, było za piętnaście szesnasta, więc szybko pożegnałem się z mamą, życzyłem jej powodzenia i wyszedłem z domu.

20 minut później

            Wszedłem do dużego ośrodka i skierowałem się w stronę recepcji. Powiedziałem, że przyszedłem po Louisa i dziewczyna zgodziła się, nie robiąc żadnych problemów. Skręciłem w niedługi korytarz i zatrzymałem się przed drzwiami z napisem „Psycholog Louis Tomlinson”. Uśmiechnąłem się, zapukałem delikatnie i otworzyłem drzwi.
            -Cześć, Lou! – powiedziałem, a po chwili cała radość tak po prostu odeszła. Zdecydowanie nie spodziewałem się takiego widoku. Louis siedział, jak zwykle przy biurku, a nad nim stał nie kto inny jak James i coś mu zawzięcie próbował wytłumaczyć. Mój chłopak spojrzał się na mnie przerażony, a w mojej głowie plątało się tysiące myśli.
            -Co Ty tu robisz? – skierowałem się prosto do James’a.
            -Mógłbym zapytać o to samo. – odparł chłodno, a ja wszedłem do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. –Podobno już skończyłeś sesje.
            -Podobno Ty zmieniłeś psychologa.
            -Co? – spojrzałem pytająco na Louisa, ale on tylko spuścił głowę.
            -A nie?
            -Skąd Ci to przyszło do głowy?
            -Louis… - powiedziałem cicho, a on podniósł wzrok. Był smutny i jednocześnie przerażony. Patrzyłem prosto w jego oczy, nie rozumiejąc o co w tym wszystkim chodziło.
            -Haz, poczekaj chwilę. Ja Ci wszystko wytłumaczę. – zaczął mówić, lecz jego słowa z trudem do mnie docierały. On mnie… czy on mnie okłamał?
            -Co masz mu tłumaczyć? Ze jest tu już niepotrzebny? – wycedził James, a ja poczułem jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy.
            -Nie mów tak, James! – zagrzmiał Tomlinson. –Mam Cię dość! Rozumiesz?!

            Nie zamierzałem słuchać dalej ich wymiany zdań, bo trudno to było nazwać nawet rozmową, więc wycofałem się i wyszedłem z sali, zamykając cicho drzwi. Zacząłem szybko przebierać nogami, aby jak najprędzej wydostać się z tego miejsca. Nie mogłem w to uwierzyć. Już nie chodziło o to, że James nadal uczęszczał na zajęcia do Louisa. On mnie okłamał. Tak po prostu powiedział coś zupełnie sprzecznego z prawdą. Dlaczego? Po co to zrobił?
Wyszedłem na świeże powietrze i wziąłem głęboki wdech, po czym powoli wypuściłem powietrze z płuc. Nie mogłem się rozpłakać nie tu, nie teraz. Chciałem już ruszyć dalej, lecz poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem przygnębioną buzię Tomma.
            -Harry, poczekaj! Proszę.
            -Po co?
            -To nie tak. Wysłuchaj mnie.
            -Nie widzę takiej potrzeby.
            -Haz, błagam.
            -Nie rozumiem, co chcesz mi tłumaczyć! Okłamałeś mnie, sprawa jest jasna.
            -Nie, proszę Cię. Daj mi chociaż kilka minut.
            -Mów.
            -Teraz?
            -Teraz albo w ogóle.
            -To chodź chociaż do środka.
            -Nie.
            -Haz.
            -Zaraz sobie pójdę.
            -Dobrze… w taki razie… wiem, że źle zrobiłem. Nie powinienem był Cię okłamywać.
            -Doprawdy?
            -Haz, przepraszam. Byłeś taki szczęśliwy i uśmiechnięty. Nie chciałem tego psuć.
            -Co by to zmieniło?
            -Dużo, sam dobrze o tym wiesz. James jest sporym problemem w naszym życiu i wiadomość o tym, że nie da się go przenieść, byłaby powodem do smutku.
            -I co? Chciałeś to tak przede mną ukrywać przez cały czas? Bo wolałeś, abym się nie smucił? Boże, Tomlinson…
            -Nie! Chciałem Ci powiedzieć prawdę.
            -Kiedy?
            -Jak najszybciej. Ja po prostu… Harry no.
            -Co? Ty co?
            -Bałem się!
            -Czego?
            -Jak zareagujesz, że będziesz zły, że nie powiedziałem do razu prawdy, że nadal będziemy musieli go znosić.
            -Ty będziesz musiał go znosić, Lou. Ja wcale nie muszę.
            -Haz…
            -Wystarczy, że się usunę z Twojego życia.
            -Przestań, proszę.
            -Ja mam przestać?!
            -Błagam Cię, uspokój się. Bałem się, okej? Dopiero co wyszedłeś ze szpitala. On Cię pobił! Nie chciałem, żeby coś Ci się stało...
            -Co by mi się stało, gdybym znał prawdę?
            -Przepraszam Cię. Tak bardzo Cię przepraszam. Nie wiem, dlaczego Cię okłamałem. Nie mam zielonego pojęcia. Po prostu słowa same ze mnie wypłynęły i nie mogłem tego cofnąć. Chciałem zaprzeczyć, chciałem od razu powiedzieć prawdę, ale tak się ucieszyłeś. Przepraszam, Haz. – Louis mówił szybko, a jego głos drżał. Wyglądał, jakby miał zaraz się popłakać i szybko nie przestać. Miałem ochotę do niego podejść i mocno go przytulić, lecz po chwili przypomniał mi się powód naszej kłótni. Nie chciałem dalej krzywdzić go moimi słowami, nie potrafiłem patrzeć, jak bardzo cierpiał i żałował. Jednak, nie umiałem też tak po prostu powiedzieć, że nic nie szkodzi. Okłamał mnie.
            Odwróciłem się i naprawdę szybkim tempem udałem się w stronę przystanku autobusowego. Słyszałem, jak wołał mnie imię, prosił, abym zaczekał, ale nie mogłem. Wiedziałem, że jak się odwrócę, wybuchnę płaczem i pobiegnę do niego, aby mocno go przytulić. 

26 komentarzy:

  1. O jezu to jest piękne dgskjgdshsd *___* mam nadzieje że Hazza i Lou jak najszybciej się pogodzą. Ja chce już następny rozdział :c + Kocham twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o Kłopoty! Świetny rozdział ;). Dalej --->>>

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział , szkoda , że się pokłócili , ale co najważniejsze szkoda , że zbliżamy się do końca. W każdym razie rozdział świetny , masz talent :) Rozwijaj swoją pasję , a możesz kiedyś daleko zajść :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie, boskie, boskie.....Mam nadzieję ze Harry wybaczy Louiemu...
    Proszę wchódźcie na mojego nowego bloga o Larrym..
    http://day-to-day-together.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietnie piszesz. Jestem wielbicielka Twojego stylu pisania. Szkoda,ze opowiadanie zbliza sie ku koncowi. Mam nadzieje, ze niedlugo zaczniesz pisac.nastepne.:d nie przezylabym dlugo bez Twoich ff. Kocham to opowiadanie i Ciebie calym jednokierunkowym sercem. xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no tak. Zapomnialam dodac, ze czekam na wiecej scenek +18 w Twoim wykonaniu, bo ta w 16 byla... agrr..ZAJEKURWABISTA.xoxo

      Usuń
  6. Rozdział jak zawsze genialny;) Hmm kłótnia mam jednak nadzieję,że szybko się pogodzą. Już pomału kończysz jejciu kiedy to zleciało? Mam nadzieję,że po skończeniu tego znowu coś napiszesz xx

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurwa.. Dlaczego Louis nie pobiegł za Harrym i... Ughh..
    Zajebisty rozdział,czekam na następny i mam nadzieje ze James odwali się od Harrego. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz Szału Dostanę !! -.- Gdzie popatrzę to wszyscy piszą tak jak Ty Anonim'ku, czyli "Harrego". To Jest Błedne ! Pisze się "Harry'ego" Nauczcie się, Proszę ...

      Usuń
  8. pisze tylko jedno. Boskie
    @CheshireCat0102

    OdpowiedzUsuń
  9. szkoda że to już koniec:((( uwielbiam twoje opowiadania:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Koniec ? HAHAHAHAHA no chyba kurwa nie.
    Rozdział jest boski, cudowny, niesamowity *.*
    James to Chuj ! Biedny Harry ... Też bym była zła ... Ale zaraz i tak się pogodzą i znów będzie Larry Foreva ! < 3
    A i jeszcze ta rozmowa z Mamą. Super *,* Nie jedny Homoseksualista/tka chciałaby mieć taką Mamę/Rodziców.

    Czekam z niecierpliwością na kolejną część i pozdrawiam ^-^

    @Free_Hugs69_

    OdpowiedzUsuń
  11. Choler no czemu? Eh daj szybko nexta bo muszę wiedzieć co dalej!!!!
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  12. O Jezu ;c
    jest James są kłopoty -,- no kurwa on wszystko komplikuje...
    no ale Hazza i Lou się pogodzą no nie? :)
    Jeszcze 2 lub 3 rozdziały do końca? ;o nie no, rozumiem, nie można niczego ciągnąć w nieskończoność, będzie mi go brakować ;) I mam pytanie: Zamierzasz napisać kolejne opowiadanie, masz jakiś pomysł czy coś? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurwa czemu :( ? Jabany James! Nv kurde nich Lou za Hazza pobieginie przyjdzie do niego z rozami czy czyms blagam! Obaj teraz cierpia nie sie pogodza.... czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. GOD WHY !?!? pierdolony james ... -,- mam go dość i tyle !

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezusiu jakie to smutne...mam już serdecznie dość tego James'a !!! Kretyn i świnia i tyle ! Niech w końcu zniknie z życia Louis'a i Harry'ego. No i mam nadzieję, że się pogodzą ;)
    A jeśli chodzi o rozdział to jak zwykle wspaniały !
    Czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. James, mam tylko jedną malutką prośbę, WYPIERDALAJ Z ICH ŻYCIA!!!! I to jak najszybciej, bo inaczej nie ręczę za siebie. Rozdział oczywiście cuudoowny!! Czekam na next. Weny!! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział, pisz 18 jak najszybciej! :)
    Zapraszam na bloga o Larry'm, dopiero zaczynam, więc z całego serca proszę o wejścia i komentarze :) To naprawdę wiele dla mnie znaczy :)
    i-just-wanna-hold-ya.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Zaczęłam czytać to opowiadanie dosłownie 2 godziny temu, z małymi przerwami i już się od niego uzależniłam! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieje że dodasz go jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział bombowy, czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Awwwwww , dodaj jak najszybciej następny.
    Lou to świnia , go okłamując. Ale oby się pogodzili.

    OdpowiedzUsuń
  21. Uhuhu ale się porobiło xD <3 kocham to opowiadanie :*
    Ewelina xx

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale się pogmatwało ._. Ale Hazz sobie wszystko przemyśli,Lou przyjdzie i jeszcze raz go przeprosi a na koniec będzie gorący sex :D ..no znaczy ten...mowiłam już, że Cię kocham ? :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziewczyno, KOCHAM CIĘ <3 ! No pisz, pisz dalej <3 I mam nadzieje że Hazz i Lou się pogodzą, a Jamesa przepiszą do innego psychologa na drugim końcu świata ;\\ Pozdrawiam, żyj długo i szczęśliwie !! <3

    OdpowiedzUsuń