Cześć wszystkim! ♥
Ten rozdział trochę dłuższy od poprzedniego, ale zapewne nudny. No niestety początki zawsze są trudne, bo przecież nie można przechodzić od razu do konkretów (If you know what I mean) :D
Jutro mam urodzinki! <3 16 lat, ale ze mnie stara dupa. Hahaha :p
3. rozdział będzie najszybciej w poniedziałek.
Jak Wam podoba się ten poniższy? :3
Miłego czytania! <3
Rozdział 2.
Wróciłem w końcu do domu i pierwsze,
co zrobiłem to padłem na kanapę. Byłem totalnie zmęczony. Poniedziałki były
najgorsze, nie tylko dlatego, że zaczynały dni pracy, lecz miałem wtedy
najwięcej roboty. Spotkania trwały, aż do dwudziestej pierwszej i niesamowicie
się dłużyły. Na szczęście nie musiałem wstawać bardzo wcześnie. Pracowałem do
późna, lecz miałem dopiero na jedenastą, czasem dwunastą. Jednak wiele bym
zrobił za kilka wieczorów tylko dla siebie.
Zsunąłem ze
stóp czarne trampki i ułożyłem się wygodnie na tapczanie. Poczułem wielką ulgę,
która uwolniła mnie od nałogowego bólu pleców. Moje krzesło, a nawet fotel w
sali, były wyjątkowo niewygodne. Zdecydowanie nie działało to dobrze na mój
kręgosłup.
Godzinę później.
Zerwałem
się z łóżka, słysząc głośny dźwięk mojego telefonu. Uspokoiłem szybko oddech i
przyłożyłem komórkę do ucha.
-Słucham?
-Dzień dobry. Tu Anne Styles.
-Dobry wieczór. – powiedziałem
trochę przerażony. Dopiero po kilku sekundach przypomniałem sobie o Harrym,
który miał identyczne nazwisko. Jednak nie miałem pojęcia, kto zechciał do mnie
dzwonić po dwudziestej drugiej.
-Z tej strony mama Harrego.
- A tak, dobrze. W czym mogę pomóc?
-To prawda, że On do Pana
przychodzi?
-Emm.. no tak.
-Dlaczego?
-No bo się zapisał. – nie za bardzo
rozumiałem o co chodziło tej kobiecie. Na dodatek była trochę późno, więc mój
mózg nie pracował dość szybko.
-Co mu jest, że do Pana uczęszcza?
-Niestety, tego nie mogę powiedzieć.
-Jestem jego matką!
-Takie są zasady, przykro mi.
-Proszę Pana… to mój jedyny syn.
Zawsze myślałam, że u niego wszystko w porządku. Mam z nim przecież dobre
kontakty, dlatego nie rozumiem o co chodzi.
-Może niech Pani, zapyta Harrego.
-Myśli Pan, że mi powie?
-Skoro mają państwo dobre kontakty,
to po jakimś upływie czasu, powie.
-Jest Pan pewien?
-Niczego nie mogę Pani obiecać.
-No dobrze, dziękuję w każdym bądź
razie.
-Nie ma sprawy.
-Dobranoc.
-Do widzenia. – nacisnąłem czerwoną
słuchawkę, po czym usiadłem w moim ulubionym fotelu, naprzeciwko telewizora.
Zaczęły męczyć mnie niektóre nieprawidłowości. Skąd mama Harrego dowiedziała
się o spotkaniach? Przecież mówił, że nikt z jego rodziny o tym nie wie. Jutro
się wszystkiego dowiem. Chyba.
Wtorek, 17:30.
Do
mojego gabinetu, punktualnie o siedemnastej trzydzieści, wkroczył Harry Styles.
Nie wyglądał na zadowolonego, ale też na smutnego. Raczej był zły.
-Cześć, Harry. – przywitałem go
miło.
-Dzień dobry. – wysyczał i podszedł
bliżej do mojego biurka. – Podobno na tych spotkaniach, wszystko zostaje w tym
pokoju? Czy nie tak mówił Pan na początku? Może Pan zapomniał?
-Proszę, nie mów do mnie Pan, nie
lubię tego.
-Pf! A ja nie lubię kłamania!
-Uspokój się. Powiedz może, co się
stało.
-Powiedziałeś mojej matce!
-Nic nie powiedziałem Twojej mamie.
– chłopak wyglądał naprawdę groźnie. Patrzył na mnie z wielką pogardą i tak,
jakbym wyrządził mu największą krzywdę na świecie. Przecież nie zdradziłem
żadnych jego sekretów, nic nie powiedziałem Pani Anne. – Zadzwoniła do mnie
wczoraj po dwudziestej drugiej i pytała, dlaczego do mnie przychodzisz. Nic jej
nie powiedziałem.
-Jak to? – spojrzał na mnie
zdziwiony.
-Tak to. Nigdy w życiu nie wydałbym problemów
moich klientów.
-To w takim razie, skąd ona wie?
-Nie mam pojęcia.
-Oh, przepraszam, że tak
wybuchnąłem.
-Nie ma sprawy. – puściłem mu oczko,
po czym usiadłem w bordowym fotelu, a po chwili dołączył do mnie Harry.
-Ona wczoraj do mnie przyszła, jak
już kładłem się spać. Zaczęła mnie przytulać i pytać, czy u mnie wszystko w
porządku. W końcu pękła i powiedziała, że wie o naszych spotkaniach.
-Co było dalej?
-Zapytałem, skąd wie, ale zbyła
mnie. Była bardzo zmartwiona i chciała się dowiedzieć, co jest nie tak. Potem
się rozpłakała. – zauważyłem, że chłopakowi nie było łatwo o tym mówić. Był
przygnębiony. – Nie lubię, gdy mama płacze. Zawsze staram się, aby było dobrze,
aby nie musiała się o mnie martwić.
-Dlatego jej nie powiedziałeś?
-Tak. Przytuliłem ją i powiedziałem,
że wszystko jest w porządku, że nie musi się martwić, ale ona nie słuchała.
Zawzięcie zgadywała, co jest.
-Co wtedy mówiła?
-Pytała, czy jacyś koledzy mnie
biją, czy nauczyciele są okej itd. Mówiłem jej, że to nic takiego, że po prostu
potrzebuję malutkiej pomocy, ale ona nadal stawiała na swoim. – w jego oczach
widziałem łzy. W tym momencie, czułem, jak moje serce pękało. Matka, która tak
bardzo kochała swojego syna i chciała uchronić go od złego i syn, który tak
bardzo martwił się o mamę i robił wszystko, aby nie cierpiała.
Harry szybko
podniósł rękę i starł z oka łzę, która natarczywie pchała mu się do oka.
-Spokojnie, Harry. Mama po prostu
była przerażona i nie wiedziała, co się dzieje. Nie na co dzień, mama dowiaduje
się, że jej syn chodzi do psychologa. Wiesz o co mi chodzi, prawda?
-Niby tak. Ja po prostu… ja nie chce
dłużej taki być. Chcę być normalny. – nagle schował twarz w dłoniach i zaczął
trząść się, tak jakby płakał.
Podszedłem
do niego szybko, usiadłem na skraju fotela i po prostu objąłem go, przyciągając
bliżej siebie. Wiem, że psycholodzy nie powinni robić czegoś podobnego, lecz ja
musiałem. Musiałem go pocieszyć i za wszelką cenę chciałbym powiedzieć mu, że
wszystko będzie dobrze. Jednak nie mogę mu tego obiecać. Oczywiście pomogę mu,
lecz nie wiem, czy mi się to uda.
Styles, ku
mojemu zdziwieniu, przyciągnął mnie bliżej i mocno się we mnie wtulił. Po
chwili, poczułem jak moja koszulka robi się mokra.
-Ej, nie płacz. – wykrztusiłem, choć
wydało mi się to strasznie głupie.
-Jak? Jak mam nie płakać? Jestem
skończonym idiotą. – wydukał i rozpłakał się jeszcze bardziej. Tak, byłem
naprawdę dobrym pocieszaczem.
-Nie mów tak. Nie jesteś idiotą!
-…
-Pomogę Ci, Harry. Zrobię wszystko
co w mojej mocy, aby było dobrze. – chłopak przycisnął mnie jeszcze bardziej,
lecz nie przeszkadzało mi to. Wyciągnąłem ręce, aby było mi wygodniej i
ułożyłem je na plecach Styles-a. Gładziłem je delikatnie wzdłuż, chcąc go tym
jakoś udobruchać. Już nic nie mówiliśmy. Po prostu czekałem, aż się uspokoi.
Po jakichś 3
minutach przestał płakać, ale nadal mnie nie puścił. Nawet było mi to na rękę.
W jego objęciach było mi niesamowicie ciepło, a co dziwniejsze… dobrze. Nie
rozumiałem tego trochę, lecz gdy chłopak się ode mnie oderwał, odsunąłem te
myśli na później.
***
Głupio mi było płakać przy Louisie,
ale nie mogłem się dłużej powstrzymywać. To wszystko było dla mnie zbyt trudne
i nie umiałem sobie z tym poradzić. Na dodatek, gdy mnie przytulił, rozkleiłem
się jeszcze bardziej. Jednak, gdy delikatnie gładził moje plecy, zaczynałem się
uspokajać. Tak jakby jego towarzystwo i dotyk sprawiały, iż czułem się lepiej.
Znałem go zaledwie tydzień, a działał na mnie w taki sposób.
Z lekkim
bólem, odkleiłem się od niego i wytarłem oczy. Wyprostowałem się i usiadłem z
powrotem w fotelu, a po krótkiej chwili, chłopak wrócił na swoje miejsce.
Patrzył na mnie ze zmartwieniem, a zarazem lekkim przerażeniem.
-Może powiedz o tym swojej mamie? –
zaproponował.
-Nie chce jej martwić, jak już
mówiłem.
-No ale skoro już wie o spotkaniach.
Może wyobrażać sobie nie wiadomo co i będzie martwić się jeszcze bardziej.
Myślę, że byłaby spokojniejsza, gdybyś jej powiedział.
-Jesteś pewien?
-W stu procentach.
-Tylko… jak ona zareaguje?
-Tego nie wiem. Miejmy nadzieję, że
nie źle. Wątpię, żeby była zła, raczej będzie chciała Ci pomóc.
Środa, 07:40
-Jak to nie idziesz do szkoły? – prawie wykrzyczałem do słuchawki.
-Jestem chory, Haz. – powiedział spokojnie Niall. Czułem się, jakby
ktoś w tym momencie zadał mi niewyobrażalną krzywdę. Nienawidziłem chodzić do
szkoły sam. Wtedy czułem się totalnie, jak ktoś obcy. Nie miałem z kim
porozmawiać i nie było kogoś, kto mógłby odwrócić moją uwagę od nieprzyjemnych
twarzy innych ludzi. Byłem przerażony, choć jeszcze nie było mnie w szkole.
-Co Ci jest? – zapytałem.
-Gorączka, ból głowy i gardło.
-Zaraz u Ciebie będę.
-Harry, nie!
-Chce Ci pomóc.
-Nie możesz tego robić. Poradzę
sobie. Masz iść do szkoły.
-Ale Niall… sam wiesz, że to jest
zbyt trudne. – ostatnie dwa słowa wypowiedziałem tak cicho, że miałem
wątpliwości, czy Blondyn je w ogóle usłyszał.
-Wiem, że Ci trudno, ale musisz się
w końcu przełamać. Co CI mówił psycholog?
-O tym jak mam sobie radzić sam w
szkole?
-Właśnie.
-O tym nic.
-Jak to?
-Tak to. Już do Ciebie idę.
-NIE! – krzyknął, a ja aż odsunąłem
telefon od ucha.
-Niall, błagam.
-Zrób to dla mnie i chociaż spróbuj
tam iść. Proszę.
-Ugh, no dobrze. – powiedziałem po
dłuższej chwili, po czym pożegnałem się z przyjacielem.
Wszedłem do
dużego pomieszczenia i czym prędzej udałem się do mojej szafki. Wyjąłem moje
książki od angielskiego i na moje szczęście zadzwonił dzwonek, więc udałem się
na lekcje. Nie było nawet tak źle, patrzyłem ciągle w podręcznik, lecz gdy
lekcja dobiegła końca zaczęły się schody. Nie mogłem patrzeć nigdzie indziej, tylko
na twarze, przechodzące obok mnie. Niektóre były uśmiechnięte, lecz te niby
pozbawione emocji, wydawały mi się groźne. Skierowane na mnie oczy były
nasiąknięte nienawiścią. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie i co gorsza, z
każdą chwilą byłem bardziej przerażony. Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak
źle. Zamknąłem oczy i zacisnąłem mocno powieki, po czym je otworzyłem. O dziwo
pomogło, więc wykorzystałem to, aby ulotnić się z tego przeludnionego miejsca.
Jak zwykle
udałem się na dziedziniec i schowałem się za krzewem, podciągając nogi pod samą
brodę.
Na kolejnych
przerwach było tylko gorzej. Po trzeciej, mocne zaciskanie oczu przestało
działać i nie tylko czułem się nieswojo, lecz wręcz okropnie. Pod żadnym
względem tu nie pasowałem, a co gorsza nie wiedziałem, jak mógłbym to zmienić.
Niektórzy ludzie, przechodzący obok mnie uśmiechali się do mnie pogodnie, a ja
nie potrafiłem tego odwzajemnić. Czułem się beznadziejnie. Chodzę do liceum już
trzeci rok i za niedługo skończę 19 lat, a nie umiem się nawet normalnie
zachowywać.
Ten ranek i
południe dłużyły mi się chyba, jak jeszcze nigdy w moim życiu. Na szczęście po
długiej udręce zadzwonił ostatni dzwonek i wybiegłem ile sił w nogach z
budynku. Miałem gdzieś, że potrącam przy tym uczniów, chciałem po prostu
wydostać się z tego więzienia. Szkoła była moim najgorszym miejscem. Nie
lubiłem go, ponieważ tu skupiało się najwięcej ludzi. Tam gdzie byli ludzie,
tam było źle.
Zamiast
pokierować się od razu do domu, skręciłem w lewą uliczkę i udałem się do domu
Nialla. Otworzył mi sam on, więc wnioskuje, iż był sam w domu.
-Nigdy więcej mi tego nie rób. –
powiedziałem groźnie na powitanie.
-Cześć, Harry. – wszedłem do
pomieszczenia i zacząłem wyjmować z plecaka zeszyty dla przyjaciela.
-Nigdy, rozumiesz?
-Było, aż tak źle?
-Niall! Było okropnie!
-Kiedy widzisz się z psychologiem?
-Ma na imię Louis.
-Dobrze, w takim razie kiedy widzisz
się z Louisem?
-W piątek.
-Może powiedz mu o dzisiejszym dniu
i niech chociaż spróbuje Ci doradzić, jak masz się zachować w takich
okolicznościach?
-Nie omieszkam tego zrobić. Nie
zapomnę też wspomnieć, że mój najlepszy przyjaciel mnie wystawił!
-Jestem chory, przepraszam no. Naprawdę,
chciałem iść do szkoły, ale miałem prawie trzydzieści dziewięć stopni. Przecież
wiesz, że zawsze robię wszystko, aby móc być przy Tobie i Ci pomagać.
-Tak. Wiem. – powiedziałem po
dłuższej chwili. – Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, Haz. –
powiedział i uśmiechnął się szeroko.
-Tak właściwie, to o czym Ty
rozmawiasz z tym Louisem? – zapytał Niall, gdy skończyłem opowiadać mu, co było
na lekcjach i co musi zrobić na jutro.
-O różnych rzeczach.
-O Twoim problemie też? – spytał z
wątpliwością.
-Niall… Louis nie jest głupi.
-Nie powiedziałem tego. No ale,
skoro nie rozmawialiście o tym, jak masz się zachować, gdy jest tak jak było
dzisiaj…
-Po prostu… dochodzimy do
wszystkiego powoli. Poza tym… moja mama dowiedziała się o spotkaniach.
-Jak to? Dlaczego mi nie
powiedziałeś?
-Jakoś nie było okazji.
-Harry, do tego nie jest potrzebna
okazja.
-Nie ważne, chodzi o to, że wie.
-Ale skąd?
-Zostawiłem moją kartę na biurku i
chyba ją zobaczyła.
-Jaką kartę?
-Każdemu klientowi wręczają kartę,
aby było wiadomo, że nie przychodzą tam niezapisani ludzie.
-Mhmm. Co powiedział Ci Louis na
temat mamy?
-Stwierdził, że powinienem jej o
wszystkim powiedzieć.
-Zrobisz to?
-Chyba tak.
-Łoł… naprawdę to zrobisz? –
zaśmiałem się cicho.
-Nieprawdopodobne, nie?
-Zdecydowanie. Kiedy?
-Jak wrócę do domu. Czym szybciej,
tym lepiej. – puściłem mu oczko, pożegnałem się, po czym wyszedłem z jego domu
i udałem się spokojnym krokiem do swojego.
boski :)
OdpowiedzUsuńaaaa wspaniały ;33
OdpowiedzUsuńmogłabym czytać tak w nieskończoność ;3
Świetne *___* Czekam na następny : ) x
OdpowiedzUsuń@LittleThings696
uwielbiam twoje opowiadania:-*
OdpowiedzUsuńcudo ;D życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńTo bylo cudowne, piekne, oszalamiajace, niesamowite, przepiekne, po prostu ZAJEKURWABISTY. no. Ja po prostu sie zakochalam. W tych 2 rozdzialach We're looking for love. No ale poprzednie opowiadanie tez bylo boskie. Powiem Ci tylko jedno. Tworzysz ARCYDZIELA. <3
OdpowiedzUsuń<3 Więcej! Więcej! <3
OdpowiedzUsuńLove Ya! <3
//Kasiek
Cudo Po Prostu ♥_♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny :*
@Free_Hugs69_
Boskiii <3 *.* Masz naprawdę ogromny talent!!! :)
OdpowiedzUsuń