środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 10. 'We're looking for love'


Dobry wieczór! ♥
Ostatnio dodałam najdłuższy rozdział, a dzisiaj z kolei będzie najkrótszy. Niestety nie miała wielkiego pomysłu na niego, dlatego byłam zmuszona go skrócić. Nie wiem, czy Wam się spodoba. Według mnie jest nudny, denny itd. itp. :p
Jeśli chodzi o 11. Rozdział, nie wiem, czy dodam go w sobotę. Wyjeżdżam w piątek rano i chyba wrócę dopiero w nidzielę. Postaram się coś wykombinować, ale nic nie obiecuję.

Zapraszam do czytania i komentowania :)











Rozdział 10.

            -Bo właśnie tak na mnie działasz, nawet wtedy, gdy tylko widzę Twój uśmiech. – powiedziałem, wtulając się mocniej w ciało Harrego. Przy nim czułem się taki bezpieczny i lepszy.
            -Dlaczego nie powiedziałeś tego od razu? – zapytał.
            -Bałem się. Nie mogłem nic wykrztusić. Przepraszam.
            -Nie przepraszaj. – wyszeptał i pocałował mnie w czubek głowy.
Trwaliśmy w tej pozycji dość długo, aż zaczęło mi być trochę niewygodnie. Kręciłem się trochę, starając znaleźć lepsze miejsce.
            -Połóż się obok mnie. – powiedział cicho Hazza, a ja spojrzałem nie go, niedowierzając. –Będzie Ci wygodniej. – dodał i uśmiechnął się.
Położyliśmy się i nakryliśmy kołdrą, ponieważ mój przyjaciel był w samej bieliźnie. Szczerze mówiąc, lepiej, że był okryty, bo kiedy moje oczy dostrzegały choć mały skrawek jego tak umięśnionego i dobrze zbudowanego torsu, kręciło mi się w głowie.
Gdy wszedłem do jego mieszkania i zlustrowałem go całego od dołu do góry, myślałem, że padnę przed nim na zawał serca. Miałem ochotę rzucić się na niego i całować bez opamiętania. Pragnąłem poznać każdy szczegół jego nieziemsko pięknego ciała, lecz wiedziałam, że byłoby to niestosowne.
            -Lou?
            -Tak?
            -Powiedz mi coś więcej o Liamie. – wyszeptał, a ja oniemiałem.
            -Dlaczego?
            -Był Twoim przyjacielem. Chciałbym go poznać… poniekąd.
            -Rozumiem.
            -To opowiesz mi o nim?
            -Jasne. – wyszeptałem, po czym zacząłem chwilę rozmyślać, od czego zacząć. – Jak już wiesz, poznaliśmy się w przedszkolu. Zaczęło się od zwykłej zabawy w berka na podwórku, a skończyliśmy w jednym mieszkaniu, uczęszczając na studia. Uwielbiałem go. Był taki… opiekuńczy i dobry. Zawsze chciał, jak najlepiej dla dosłownie wszystkich, bez wyjątków. Oczywiście, miał też wady, jak każdy. Kiedy byłem chory był zbyt natarczywy. Co chwilę przychodził, aby zapytać jak się czuje, czy czegoś potrzebuję i tak dalej. – przerwałem na chwilę i cicho się zaśmiałem. – Ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej teraz nie, wtedy dostawałem szału. Pamiętam, jak zaczął się umawiać z jedną dziewczyną. Boże, co to było! Z dnia na dzień świat przestał dla niego istnieć.
            -Jak miała na imię?
            -Danielle. Jest tancerką, świetną. Mieszka nadal w Londynie i mam z nią kontakt, ale bardzo słaby. Kiedy Liam odszedł… nie było jej łatwo. Byli razem prawie dwa lata i jego nagła choroba już ją załamała, a co dopiero, kiedy zmarł. Z tego co wiem dopiero miesiąc temu ponownie zawitała na treningu.
            -To musiało być dla niej straszne.
            -Owszem. Jak już nie dawałem rady, ona przeprowadziła się do nas na jakiś czas. Pomagała mi, a ja choć na chwilę mogłem odetchnąć.
            -Myślałeś, żeby się z nią spotkać?
            -Widziałem się z nią, ale dawno. Nie wiem, czy by chciała, nie chcę zawracać jej głowy. Pewnie zaczęła nowe życie i ja tylko przypomniałbym jej o Liamie.
            -Może… nie wiem.
Nagle, Harry przekręcił się na bok, patrząc w moje oczy. Przybliżył się całym ciałem i mocno mnie przytulił. Wtuliłem się w niego obejmując ramionami. Poczułem pod moimi palcami jego nagą, rozgrzaną skórę i w ciągu jednej sekundy zrobiło mi się przeraźliwie gorąco. Ułożył głowę w zagłębienie w mojej szyi, a ja mogłem poczuć jego oddech, łaskoczący moją skórę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułem nagle ulgę. Tak jakby jakiś ciężar opadł z moim ramion. Kiedy miałem przy sobie Styles-a wszystko wydawało się być takie proste i łatwe. Nie wiem, co takiego miał w sobie ten chłopak, ale przy nim było mi tak przyjemnie.
            -Harry, nigdy więcej już tego nie rób. – wyszeptałam wprost do jego ucha.
            -Przepraszam. Ja wtedy nie widziałem innego wyjścia.
            -Proszę.
            -Obiecuję, Lou. – powiedział, podnosząc głowę. Po chwili zbliżył się, a jego wargi złożyły delikatny pocałunek na moim policzku. – Obiecuję.

Następnego dnia rano

            Obudziłem się, nadal leżąc w objęciach Harrego. Nie pamiętam kiedy zasnąłem, ale najprawdopodobniej chłopak nie miał serca mnie wyrzucać. Na samą myśl uśmiechnąłem się delikatnie i uniosłem głowę, aby spojrzeć na mojego przyjaciela. Miał nie do końca przymknięte powieki i lekko rozchylone wargi. Ten widok był tak strasznie słodki, że kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej.
Powędrowałem wzrokiem na zegar, wiszący po lewej stronie pokoju i zdałem sobie sprawę, ze było jeszcze naprawdę wcześnie. Po kilku minutach wpatrywania się w cudowną twarz mojego towarzysza, znowu odpłynąłem w dalekie krainy snu.

09:43

            Otworzyłem delikatnie oczy, lecz tym razem nie poczułem ciepłego i tak bardzo przyjemnego dotyku Hazzy. Rozejrzałem się po pokoju, lecz był pusty, a drzwi lekko uchylone. Już chciałem wstać i ruszyć w poszukiwania, jednak chłopak wpadł do pomieszczenia z szerokim uśmiechem na twarzy.
            -Nigdzie się nie wybierasz. – powiedział zadowolony, a ja po chwili zauważyłem, że w rękach trzymał tackę.
            -Mmm, śniadanie do łóżka?
            -Dokładnie. – zaśmiał się i usiadł obok mnie, wślizgując się pod kołdrę. Spojrzałem na tackę, leżały na niej dwa niewielkie talerzyki z rogalikami i szklankami soku pomarańczowego. Zaciągnąłem się i poczułem słodką woń, przez co zrobiłem się strasznie głodny.
Harry urwał kawałek rogalika i wepchnął mi go do buzi. Zaśmiałem się cicho, po czym zacząłem rozkoszować się doskonałym smakiem posiłku. Po chwili urwał kolejny kawałek.
            -Otwieraj buźkę! – wykrzyczał radośnie, a ja posłusznie otworzyłem usta i po sekundzie poczułem na języku rogalika.

Wieczorem

            Dzień zleciał nam spokojnie i po śniadaniu oboje ubraliśmy świeże ubrania. Nie miałem nic na zmianę, więc byłem zmuszony pożyczyć kilka rzeczy z garderoby Hazzy, ale jakoś nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, mogłem dzięki temu napawać się jego zapachem, nawet wtedy, kiedy musiał ode mnie odejść.
            -Idziemy się przejść? – zapytałem.
            -Jasne, czemu nie?
Wyszliśmy z domu i oboje uśmiechaliśmy się, jak debile. Nie musieliśmy nic mówić, wszystko było takie niesamowite. Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju. To chyba oczywiste, że nic nie jest idealne. Harry był obok mnie, traktowaliśmy się tak jak wcześniej, a nawet lepiej. Tylko żaden z nas nie wrócił do naszej rozmowy w parku. Hazza przyznał, że się we mnie zakochał. Boże, jak tylko o tym pomyślę, robi mi się słabo. Tak bardzo pragnąłem mu powiedzieć, iż czuję to samo i mocno go przytulić. Chciałem poczuć jego usta na moich i usłyszeć słowa, które sprawią, że poczuję się najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak to nie było nam pisane. Wszystko zdarzy się w swoim czasie, a na nas on jeszcze nie nadszedł. Męczyło mnie tylko, dlaczego.

***

            Co chwile wymienialiśmy przelotne spojrzenia, uśmiechy, przez co chichotaliśmy non stop. Jednak ten cudowny moment musiał niestety dobiec końca, gdyż dźwięk telefonu Louisa przerwał nasze zaloty.
            -Halo? – powiedział Lou do słuchawki.
            -Teraz?
            -No ale…
            -Dobrze, zaraz będę. –rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.
            -Co się stało? – spytałem.
            -Muszę iść, Haz. Przepraszam.
            -Ale gdzie?
            -Trzy tygodnie temu zapisali do mnie nowego klienta i on ma poważny problem. Jest bardzo chory i muszę mu teraz pomóc.
            -Teraz? Jest sobota.
            -Wiem, ale to nagły przypadek. Wiem, że nie powinienem Ci mówić, ale on chciał popełnić samobójstwo.
            -Oh. – moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, a dłoń automatycznie powędrowała do ust, aby je zatkać.
            -Tak, to straszne. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat mi przepisali kogoś w tak złym staniem.
            -Może pójdę z Tobą? – zaproponowałem. Chciałem być przy nim i mu pomóc, chociaż i tak wiele bym nie zdziałał.
            -Przykro mi, ale nie możesz. – skrzywił się. – To moja praca i nie powinienem nikogo przyprowadzać.
            -Ugh… rozumiem. – poddałem się i spojrzałem na niego ze zmartwieniem.
            -Spotkamy się jutro. Do zobaczenia, Haz. – podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, a ja poczułem się nagle o wiele lepiej. Uwielbiałem czuć jego ramiona, tulące mnie do siebie. Czułem się wtedy tak dobrze i bezpiecznie.
            -Do usłyszenia i powodzenia. – wyszeptałem do jego ucha, po czym pocałowałem go lekko w policzek. Poczułem, jak pod wpływem tej czułości zadrżał, a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
            -Oh, Harry. Zabiję Cię kiedyś. – oboje się zaśmialiśmy, a po chwili Lou już zniknął za zakrętem.

Następnego dnia po południu

Do „Louis :)” Cześć Lou, co u Ciebie?
Od „Louis :)” O, dzień dobry, Haz! Jestem strasznie zmęczony, dopiero co wstałem. Wróciłem do domu przed 4.
Do „Louis :)” Było aż tak źle?
Od „Louis :)” Niestety, zaraz znowu muszę jechać.
Do „Louis :)” Mieliśmy się spotkać…
Od „Louis :)” Wiem, Harry. Przepraszam. Nic nie mogę na to poradzić.
Do „Louis :)” Ok, ok. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Powodzenia. Xx
Od „Louis :)” Do zobaczenia. Xx
Usiadłem na kanapie i pogrążyłem się w myślach. Nagle zdanie ‘w życiu piękne są tylko chwile’ nabrało większego sensu w mojej głowie. Wczoraj, spędziłem z Louisem taki cudowny, prawie, cały dzień. Rozumiem, że pracował i miał teraz ciężki przypadek, ale podobno weekendy miał mieć wolne. Mimo, że nie widziałem go tylko dobę, brakowało mi go.

2 tygodnie później

            -Niall? – zapytałem, słysząc głosy po drugiej stronie komórki.
            -Tak. Co tam? – zapytał radośnie.
            -Co robisz?
            -Nudzę się.
            -Przyjdź do mnie.
            -Coś się stało?
            -Właśnie chyba…
            -Ok, zaraz będę.
Już po chwili usłyszałem pukanie do drzwi, więc podbiegłem do drzwi i zaprosiłem Blondyna do środka. Zdjął szybko trampki i pokierował się za mną do salonu, siadając obok mnie na kanapie.
            -Co jest? – spytał w końcu chłopak, pochylając się w moją stronę.
            -Louis… on nie ma dla mnie czasu.
            -Przecież mówiłeś ostatnio, że wszystko między Wami w porządku.
            -Niall… mówiłem to dwa tygodnie temu, kiedy się pogodziliśmy.
            -No tak. – zamyślił się na chwilę, po czym ponownie zwrócił na mnie uwagę. – Co jest teraz?
            -On ciągle gdzieś jeździ. Tłumaczy, że ma straszny przypadek u jednego klienta, ale sam nie wiem.
            -Chyba nie sądzisz, że Cię okłamuje.
            -Nie, skądże. Po prostu… od tamtego czasu widziałem go tylko dwa razy. Nawet odwołał nasze sesje.
            -Jak to?
            -Powiedział, że ten mężczyzna, który potrzebuje pomocy znowu chciał to zrobić.
            -Co?
            -Chciał się zabić.
            -Boże.
            -Wiem, że to straszne. Rozumiem go, nie trzymam go przecież na siłę, ale Niall… to go pochłania. Martwię się o niego.
            -Co masz na myśli?
            -Boję się, że jeśli będzie spędzał z tym kolesiem tak dużo czasu…
            -Nie kończ, rozumiem. – chłopak momentalnie mnie objął, a ja wtuliłem się w niego mocno. Potrzebowałem go teraz, jak nigdy i dziękowałem losowi, ze mogłem spotkać go na mojej drodze życia. 

8 komentarzy:

  1. dodawaj szybko następny bo chyba dostanę zawału !
    zaś się między nimi psuje a to już 10 rozdział ...
    matko ! < 3
    przeraża mnie twoja wyobraźnia, < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. smutny Harry=smutna ja :( pisz pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To się porobiło *.* Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!! Naprawdę boski!! Życze weny
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń